Znaleziono 0 artykułów
07.04.2023

Szczęśliwa bezdzietność w popkulturze i show-biznesie

07.04.2023
Seks w wielkim mieście (Fot. materiały prasowe)

Jedna Carrie Bradshaw wiosny nie czyni. W popkulturze wciąż brakuje przykładów szczęśliwej bezdzietności. Coraz więcej gwiazd określa się jednak mianem childfree. Czy osoby, które zrezygnowały z rodzicielstwa, doczekają się wreszcie godnej reprezentacji na ekranie? 

Gdy jako piętnastolatka oglądałam „Ally McBeal” o dwa razy ode mnie starszej prawniczce, identyfikowałam się z jej idealizmem. Tak jak ona – wieczna romantyczka – wierzyłam w tego jedynego. O ile poszukiwanie miłości wydawało mi się doświadczeniem uniwersalnym, o tyle chęć posiadania rodziny niekoniecznie. Jak dla wielu innych fanów Ally, serial skończył się dla mnie na czwartym sezonie, gdy odszedł Larry, ukochany bohaterki (wcielający się w tę postać Robert Downey Jr. zmagał się z nałogami). W piątym nie dość, że Larry’ego zastąpił Victor (trudno dziś uwierzyć, że grał go Jon Bon Jovi), to jeszcze okazało się, że McBeal ma córkę. I to całkiem dużą. Maddie przyszła na świat w wyniku pomyłki w klinice płodności (już samo to wydaje się nieprawdopodobne). Obcą kobietę zapłodniono jajeczkami, które Ally zamroziła jeszcze jako studentka.

Scenarzyści, przewidując, że bohaterka się nie ustatkuje, postanowili zmusić ją do rozpoczęcia życia rodzinnego z dnia na dzień. Taka manipulacja naprawdę mnie rozsierdziła – niby dlaczego moja idolka, która dopiero co zrozumiała, że jej życie może być pełne bez mężczyzny, miałaby oddać się macierzyństwu? Twórca serialu David E. Kelley nie miał pomysłu na finał. Uznał, że happy end zakłada weselne dzwony, a potem poczęcie, ciążę i gromadkę dzieci biegającą po równo przystrzyżonym trawniku. Ally na to namówić się nie dała, ale i tak dostała córkę z przydziału. 

Carrie Bradshaw: „Jak się cieszę, że zapomniałam mieć dzieci”

O względy widzów z Ally rywalizowała Carrie Bradshaw, inna bezdzietna singielka, kobieta sukcesu, której kariera zawodowa nie przeszkadzała w licznych romansach, ale odgrywała o wiele ważniejszą rolę niż marzenie o macierzyństwie. Carrie stopniowo pozostawała na placu boju niemal osamotniona. Towarzyszyła jej już potem tylko Samantha, która głośno wyrażała swoją niechęć do dzieci. Charlotte, Miranda i dalsze znajome Bradshaw oddawały się życiu rodzinnemu, zapraszając nieszczęsne singielki na kolejne baby shower. Na jednym z nich Carrie zniknęły zresztą jej ukochane szpilki Manolo Blahnika, które uprzednio gospodyni kazała jej zdjąć. 

Trzecia najsłynniejsza bezdzietna singielka przełomu mileniów długo trzymała się mocno. Ale Bridget Jones też doczekała się dziecka. W trzeciej części sagi Helen Fielding na kartach książki owdowiała Bridget wychowała dzieci, które urodziła Markowi Darcy’emu. W filmie nie odważono się opowiedzieć tak smutnej historii – Bridget jako czterdziestolatka zaliczyła wpadkę. 

Seks w wielkim mieście (Fot. materiały prasowe)

Choć od czasów Ally, Bridget i Carrie minęło 20 lat, bezdzietne bohaterki wciąż stanowią mniejszość. Prędzej uświadczymy na ekranie nieszczęśliwej matki niż szczęśliwej nie-matki. Wciąż posługujemy się zresztą częściej słowem „bezdzietna” (childless) niż pozytywnym childfree. Przeciwko przymusowi zakładania rodziny, który wydaje się płynąć z ekranu, na szczęście zaczynają buntować się gwiazdy. 

Gwiazdy, które zrezygnowały z rodzicielstwa: Chcę zajmować się karierą, nie dzieckiem

W ostatnich latach aktorki i aktorzy szczerze opowiadają o osobistych zmaganiach – nie tylko o depresji, uzależnieniu czy zaburzeniach odżywiania, lecz także o wyborach związanych z życiem rodzinnym. Seth Rogen wywołał niedawno dyskusję wyznaniem, które poczynił w programie Howarda Sterna. – Nie znam nikogo, kto byłby tak szczęśliwy z dziećmi jak my bez dzieci. W sobotę rano leżymy w łóżku, paląc zioło i oglądając filmy. Nago. Gdybyśmy mieli dzieci, nie moglibyśmy sobie na to pozwolić – tłumaczył aktor. Niektórzy komentatorzy zarzucali mu egoizm, niedojrzałość i brak świadomości, ale większość fanów przyznawała, że odetchnęli z ulgą. Wreszcie ktoś dosadnie wyraził to, co zrozumieli już dawno. Bycie childfree oznacza ni mniej, ni więcej, właśnie to – wolność. Podczas gdy dwudziestolatkowie mogą z niej korzystać w ograniczonym zakresie – często brakuje im funduszy na wymarzone życie, poświęcają się karierze albo randkują – bezdzietni single albo pary po trzydziestce nareszcie mogą w pełni cieszyć się życiem, na które zapracowali.

W dyskusji wokół Rogena pojawiły się też głosy, że jemu jako mężczyźnie łatwo z dezynwolturą wyrażać się o rodzicielstwie. Presja społeczna spoczywa przecież przede wszystkim na kobietach, którym tłucze się do głowy, że tylko rola matki gwarantuje spełnienie. – Nie wiem, dlaczego wciąż nie postrzega się kobiety, która nie chce mieć dzieci, jako pełnoprawnej istoty ludzkiej – powiedziała Marisa Tomei, wskazując na kolejny istotny aspekt dyskusji. Łatwiej toleruje się kobiety, które z różnych powodów nie mogą mieć dzieci (po wyznaniu Jennifer Aniston, że przez lata starała się o dziecko, zyskała jeszcze więcej sympatii, o ile to w ogóle możliwe w przypadku ulubienicy Ameryki), niż te, które ich zwyczajnie nie chcą. – Próbowałam się zmusić do marzeń o ślubie. Ale mam lepsze rzeczy do roboty – mówiła Tracee Ellis Ross. Renée Zellweger ujęła to jeszcze bardziej lapidarnie: – Macierzyństwo nigdy nie było moją ambicją. Współczesnym 30- i 40-latkom niestety brakuje wzorców z poprzedniego pokolenia. Wśród gwiazd też tylko nieliczne dojrzałe kobiety podejmują temat bezdzietności. – Macierzyństwo nie było moim przeznaczeniem. Czekałam na to, ale się nie wydarzyło – mówiła Helen Mirren. Betty White tłumaczyła: – Nie zdecydowałam się na dzieci, bo wybrałam karierę. A jestem tak obsesyjną osobą, że nie mogłabym oddać się i macierzyństwu, i pracy. Kim Cattrall, czyli serialowa Samantha, puentowała: – Nie muszę spełniać niczyich oczekiwań. Matkami nie zostały też Dolly Parton, Stevie Nicks czy Oprah Winfrey, które chętnie podkreślają, że wolność pozwoliła im rozwijać się zawodowo. 

Skoro gwiazdy otwarcie mówią o swoich wyborach, czy po rozum do głowy pójdą scenarzyści? Oglądamy coraz więcej obrazów macierzyńskiej frustracji, depresji poporodowej, samotności w wychowaniu dzieci – od „Pracujących mam” po „The Letdown”. Ale nawet postaci z serialu, które w pierwszych sezonach deklarowały niechęć do posiadania rodziny, w końcu się złamały (albo zostały złamane). Robin z „Jak poznałem waszą matkę” w finale zaopiekowała się dziećmi wdowca Teda, w ciążę zaszła Mindy ze „Świata według Mindy”, adoptowała dwójkę Liz Lemon z „Rockefeller Plaza 30”. 

Nadzieję dają nowości. W „Sukcesji”, której czwarty i ostatni sezon już stał się wiralem, nad założeniem rodziny zastanawiała się Shiv Roy. Zamiast zajść w ciążę, postanowiła jednak rozstać się z mężem, który namawiał ją na rodzicielstwo. Można rozumieć jej decyzję jako przypieczętowanie wizerunku kobiety sukcesu, która nie ma czasu na pieluszki, smoczki i wózki. Ale Shiv nie wybrała kariery, tylko siebie. W tym momencie życia – a może w każdym – czuje się spełniona i wolna, childfree.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij