Znaleziono 0 artykułów
23.04.2018

Chata po tamtej stronie. „Służy do bycia razem”

23.04.2018
Tomasz i Waleria Mielczyńscy (Fot. Filip Springer)

Tomek chwyta za narzędzia, kiedy tylko może. A Waleria – patrząc na Tomka z młotkiem – myśli sobie: oto dom. Bo wcześniej sądziła, że on potrafi domy tylko rysować. A ten jednak trochę wybudował.

Ci, którzy popatrzą z miasta, powiedzą, że chata jest daleko.  Inni, którzy lubią patrzeć z wysoka, nie odrywając stóp od ziemi (ani nie zamykając oczu), powiedzą, że chata jest prosta. 
Tacy, co mieszkają w pałacach, uznają ją za małą.
Mieszkańcy betonowych klitek odkryją w niej przestrzeń. 
Ktoś powie, że chata jest ładna. Ktoś inny, że brzydka. Nie będzie to miało znaczenia.
I jeszcze, że pusta, że pełna, że ciasna, ciemna, jasna, że jakaś taka niedokończona. 
Już dosyć.
Jedno jest pewne – chata stoi po tamtej stronie (świata lub lustra – konwencję opowieści można tu sobie wybrać).

Uściślijmy, to ważne dla dalszego ciągu. Po tej (nazwijmy ją – naszą) stronie jest miasto albo przedmieście, są korki, spaliny, wożenie dzieci tam, wożenie ich z powrotem, supermarkety, mleko z kartonu, kurczaki ze styropianu, marchewki z folii. Dużo folii. Zegary z sekundnikami. Te sekundniki są ważne. Takie życie. W sumie dość zwykłe. Znacie?

Dom Tomasza i Walerii Mielczyńskich (Fot. Filip Springer)

Po tamtej stronie (tej ich, ale o nich samych zaraz) nic z tych rzeczy. Biegają kury, rogacizna wchodzi czasem w szkodę, szumią drzewa, myszołowy rysują na niebie koła, ogień trzaska w piecu. Włochato tu i miękko. Swojsko, trochę przaśnie, domowo. Tak miało być. 

Dom Tomasza i Walerii Mielczyńskich (Fot. Filip Springer)

Na stół wjeżdża właśnie pizza z opalanego drewnem pieca. Zapach pomidorów, czosnku i smażonego boczku panoszy się po domu. Do kuchni schodzą się wygłodniali domownicy. Chłopcy turlają się po siatce rozwieszonej nad jadalnią, z małpią zręcznością łapią zwisającą z sufitu linę i w mgnieniu oka są przy stole.

Gdy już wszyscy siedzimy, możemy się poznać: oto Waleria z dwumiesięczną Janką na ręku, Tomek z długą brodą i dwóch chłopców – Bazyli i Zachariasz. Najstarszego Antka akurat dziś nie ma. Jemy (trzeba się spieszyć, kto się guzdrze, ten je mniej), rozmawiamy. Dlaczego tak? Dlaczego tu? Najprostsza odpowiedź: bo mogą.

Byli kiedyś po tej stronie, co wszyscy. Żyli w dużym mieście, Tomek wymyślał domy (głównie) bogatszym ludziom. Nadal je wymyśla (ma tu pracownię, w pracowni komputer, na ścianie namalowany przez Walerię obraz z Don Kichotem). W końcu postanowił wymyślić dom dla siebie i swojej rodziny. 

Dom Tomasza i Walerii Mielczyńskich (Fot. Filip Springer)

Tak powstała chata. 

Postawili ją w kilka tygodni, gdy tylko dało się w niej zamieszkać – zamieszkali (to Walerii tak się spieszyło z miasta za miasto). Dobytku nie mieli zbyt wiele, zmieścił się w jednym aucie. No więc są. Jeszcze dużo zostało tu do zrobienia. Tomek chwyta za narzędzia, kiedy tylko może. A Waleria – patrząc na Tomka z młotkiem – myśli sobie: oto dom. Bo wcześniej sądziła, że on je tylko potrafi rysować. A ten jednak trochę wybudował.

Dom Tomasza i Walerii Mielczyńskich (Fot. Filip Springer)

Chata służy do bycia razem (w środku nie ma ścian, „Bez nich będziemy bliżej siebie” – pomyślał raz Tomek i tak zostało) oraz do nauki. Bo chłopcy nie chodzą do szkoły. Uczą się w domu. Tego, co w książkach i tego, co za oknem. Że jak kura wolnomyślicielka samopas pogna po polu, to marny jej los, bo myszołów tylko na to czeka. Kupa pierza tylko zostaje, tuman wzbitego kurzu, taka lekcja poglądowa. Albo że z jednej fasolki wyrasta cały krzak fasolek, wystarczy podlewać. I że cały ogród tak działa. Albo że mydło robi się w dwóch garnkach i ono też myje. Nie trzeba do tego komputera i panów w kitlach. I jeszcze, że rano trzeba wstać, narąbać drewna, iść do zwierząt, podsypać im siana, dać wody. Że ciepło jest wtedy, jak się napali w piecu, a jak się nie napali, to się marznie. Że jajka są od kur, a nie ze sklepu. Że z tych kur jest rosół, a z owiec robi się gulasz. Że żeby jeść i żyć, konieczny jest wysiłek. 

Dom Tomasza i Walerii Mielczyńskich (Fot. Filip Springer)

Przyczyn i skutków uczy ich chata. Tak miało być.

Z rodziną, powie Tomek, jest przecież podobnie. Sama się nie zrobi, trzeba wysiłku. 

Stąd, czyli z chaty, lepiej widać szaleństwo tamtego świata, który zostawili w mieście (czasem odwiedzają ich znajomi, Waleria zrobi kisielu, takiego z kartoflanki i leśnych owoców, czyli owoców przyniesionych z lasu, dzieci znajomych się skrzywią, poproszą o taki kisiel bardziej z paczki).

Kłopot w tym, że Waleria i Tomek muszą po tamtej, czyli naszej stronie, czasem bywać. Najczęściej Tomek, bo urzędy, papiery, klienci, pozwolenia. Musi, więc jedzie, ale wraca szybko i przeszczęśliwy, że to już. Chłopcy jednak dorastają, ten najstarszy też tam zagląda, wkrótce w ten świat pójdzie. Na razie jest zdziwiony. Że tam już wszyscy doprawdy powariowali. Że tu, w chacie z widokiem na bezkres, jest prościej, choć może nieco ciężej.

Dom Tomasza i Walerii Mielczyńskich (Fot. Filip Springer)

No ale tak ten świat w większości wygląda. Oni są tylko wyjątkiem od reguły. Chata z tamtej strony stoi na odludziu, chętnych do życia ich życiem zbyt wielu nie ma.

Niedawno Waleria usłyszała od znajomej, że ma wielką odwagę. – Jaką odwagę? – zapytała. – Bo potraficie żyć, jak chcecie i się nie przejmujecie, co o was ludzie powiedzą.

Widać, pomyślała Waleria, szalenie łatwo jest dziś być odważnym.

Tomasz i Waleria Mielczyńscy mieszkają z czwórką dzieci w Gajewie pod Czarnkowem w północnej Wielkopolsce. Waleria jest konserwatorką zabytków i zajmuje się domem. Tomek jest architektem, prowadzi bloga http://otomasz.blogspot.com
 

Filip Springer
Proszę czekać..
Zamknij