Znaleziono 0 artykułów
20.12.2018

Chemia się zgadza

20.12.2018
Katarzyna Zawada, Katerina Makarova i Olga Stefaniak (Fot. Luka Łukasiak)

Chemiczki z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, Katerina Makarova i Katarzyna Zawada opracowały mobilny test do oceny zawartości polifenoli w owocach. Zespół SmartBerries uzupełnia specjalistka od marketingu Olga Stefaniak. Razem mierzą się z wyzwaniami  stawianymi przed kobiecym start-upem. 

Wywodzicie się z nauki. Jaką wyobrażałyście sobie bizneswoman, zanim założyłyście firmę?

Kasia: Dobrze zorganizowana.

Katerina: Przebojowa.

Olga: Z grubą skórą.

W nauce ta gruba skóra nie jest potrzebna?

Katerina: Przydaje się, bo komentarze recenzentów bywają okrutne…

Kasia: Ale nie dotykają nas bezpośrednio, bo serwowane są na piśmie. W biznesie oceny formułowane są twarzą w twarz.

Katerina: „Nie sprzedacie tego” – słyszałyśmy wielokrotnie. W Rzymie na spotkanie start-upowców z inwestorami przeżyłyśmy biznesowy speed dating. Kilkadziesiąt pitchów w kilka godzin. Najpierw przejeżdżał cię walec, a potem było już tylko gorzej…

Olga: Dlatego dobrze, że jesteśmy we trójkę. Dzielimy się obowiązkami. Kasi, najdelikatniejszej z nas, nie wysyłamy na stresujące spotkania.

Wciąż dzielicie czas między biznes i naukę?

Katerina: Nauki nie porzucimy, bo chcemy pozostać ekspertkami. Jesteśmy z Kasią w połowie drogi do habilitacji. Ja właśnie zamykam grant. Na szczęście nauka jest coraz bardziej nastawiona na komercjalizację.

Katerina Makarova (Fot. Luka Łukasiak)

Katerino, pochodzisz z Białorusi, jak trafiłaś do Polski?

Katerina: Na studenckiej konferencji poznałam Jarka, mojego przyszłego męża. Szukałam partnera do salsy, a Jarek zadeklarował, że zna kroki. Na imprezie okazało się, że tańczy średnio, ale dogadujemy się świetnie. Zaczęłam kursować między Holandią, gdzie pisałam doktorat, Mińskiem i Warszawą. W Holandii poznałam dziewczynę z Polski, która powiedziała, że zna profesor Wawer na WUM-ie. Niedługo potem miałam tutaj rozmowę w sprawie pracy.

Kasia: A ja doradzałam, czy przyjąć Katerinę do naszego zespołu.

Katerina: Zmieniłam kierunek badań na żywność, a pomysł na biznes pojawił się z zapotrzebowania rynku. Chciałyśmy pogodzić pracę naukową z jej praktycznym zastosowaniem.

Co was do siebie zbliżyło?

Katerina: Kasia jest świetnym chemikiem. Jej wiedza mnie nieustannie fascynuje!

Olga: Spokojna, skromna, nigdy nie potwierdzi, że jest świetnym naukowcem. A Katia jest żywiołowa, ale opiekuńcza. Ja jestem tym czarnym charakterem. Sprowadzam dziewczyny na ziemię, pytając o faktury. Ale się przyjaźnimy. Z Katią razem żeglujemy.

 Katarzyna Zawada (Fot. Luka Łukasiak)

Nie ma między wami spięć?

Kasia: Zdarzają się. Ale jeśli przemilczysz problemy, nie posuniesz się do przodu.

Katerina: Potrafimy przyznać się do błędu. Wiemy, że jak któraś z nas czegoś nie zrobiła, to na pewno nie ze złej woli. Nie kontrolujemy się nawzajem. Ufamy sobie. A gdy któraś z nas podejmuje decyzję w swojej działce, to ona jest niepodważalna.

Olga: Motywujemy się. Gdy jedna nie ma już siły, druga przejmuje stery. A Katia ma w sobie najwięcej energii.

Badacie poziom polifenoli w owocach. Interesują się tym producenci zdrowych soków.

Katerina: Tak, te badania w ramach pracy na WUM musiałyśmy przeprowadzać po godzinach. Nie zawsze też dostawałyśmy za to dodatkowe wynagrodzenie. A wyników nie możemy opublikować pod swoim nazwiskiem. Dodatkowo, producenci skarżyli się na długi czas oczekiwania na wyniki i koszt analizy. Postanowiłyśmy to zmienić. Wpadłyśmy na pomysł stworzenia narzędzia, za pomocą którego każdy sam może wstępnie oznaczyć zawartość polifenoli.

Gdy mówiłyście ludziom o polifenolach, wiedzieli, z czym mają do czynienia?

Katerina: Ludziom kojarzyły się z… klockami Lego.

Olga: Albo brzmiały przerażająco. Jak coś, czego lepiej, żeby w produktach nie było.

Katerina: Chyba tylko we Włoszech, kraju o rozwiniętej kulturze wina, nie musiałyśmy tego tłumaczyć.

Olga: Na początku nazywałyśmy się nawet Polifenole. Ale Smart Berries okazało się bardziej chwytliwe.

Kasia: Coraz częściej mówi się, że polifenole są zdrowe. Ale gdy marketingowcy chcieli nasz test reklamować jako lek na całe zło, stanowczo odmówiłyśmy. Etyka naukowców nam na to nie pozwala. Próbujemy zapędy marketingowców powściągnąć. Nie, polifenole nie wyleczą raka.

Olga: Dzięki temu jesteśmy wiarygodne.

Kiedy nastąpił przełom w waszym biznesie?

Katerina: Dostałam się na dziewięciotygodniowy staż na Stanfordzie. Poznałam naukowców spełniających się w biznesie. Zmieniłam punkt widzenia.

Najważniejsza lekcja, którą tam otrzymałaś?

Katerina: It’s okay to fail. Bez porażki nie ma postępu. Dodało mi to skrzydeł. Zwłaszcza, że nie dostawałam kolejnych grantów, więc zaczynałam wątpić w moje umiejętności.  Dowiedziałam się też, że brakuje mi umiejętności miękkich. Zaczęłam je więc rozwijać. Po moim powrocie zgłosiłyśmy się do pre-akceleratora dla przedsiębiorstw zakładanych przez naukowców (Alfa.ac), potem w programie Waw.ac stworzyłyśmy nasz prototyp.

Kasia: Ale zabawne jest to, że na kolejnych etapach usłyszałyśmy sprzeczne rady. Niektórzy mówili, że mamy natychmiast rzucić naukę dla biznesu, inni, żeby zawsze pozostać w dwóch światach. To nas nauczyło podchodzenia do rad z dystansem.

Kolejnym krokiem był patent?

Katerina: Tak. I wtedy pojawiła się też Sieć Przedsiębiorczych Kobiet. Tam dziewczyny namówiły nas na formalne założenie firmy.

Olga: Byłam główną uczestniczką warsztatów jako osoba odpowiedzialna w Smart Berries za sprzedaż i marketing.

Katerina: Dostałyśmy się do wtedy także do programu Impact Poland, który dawał dofinansowanie. Zaczęłyśmy testy „w terenie”.

Co podoba wam się w biznesie najbardziej?

Olga: Podoba mi się to, że od początku do końca mam wpływ na produkt. Stałam się też bardziej odważna. Zobaczyłam, że można robić naukę nie tylko dla nauki, ale po to, by spełniać potrzeby ludzi.

Katerina: Podoba nam się też to, że start-upowcy chętniej niż naukowcy pomagają sobie nawzajem.

Olga Stefaniak (Fot. Luka Łukasiak)

W start-upach jest przewaga mężczyzn?

Olga: Kobiety zakładają coraz więcej firm, ale w start-upach mężczyźni mają większą siłę przebicia.

Kasia: My musimy udowadniać, że sobie poradzimy.

Katerina: Zdarzało nam się słyszeć opinię, że brakuje nam mężczyzny w zespole…

Olga: Uznałyśmy, że potrzebujemy kompetentnych pracowników, niezależnie od płci.

Kasia: Męskie start-upy nie słyszały przecież, że potrzebują do kompletu kobiety.

W nauce kobietom jest łatwiej?

Katerina: Bynajmniej. Zwłaszcza matkom. Ja, jako mama dwójki dzieci, mam tyle samo czasu na habilitację, co moi koledzy, mimo że w międzyczasie dwa razy byłam na urlopie macierzyńskim. Urodziłam dziecko zaraz po doktoracie, więc wytykano mi, że mam za mało publikacji. Zaletą jest to, że nie ograniczają mnie godziny. Nie muszę pisać artykułu od ósmej rano. Może mi się formować w głowie cały dzień, a siadam do niego wieczorem, gdy dzieci zasną.

Ale nie chciałaś poświęcić się macierzyństwu w stu procentach?

Katerina: Potrzebuję mojej pracy. Nie mogę nie myśleć. Czasami muszę wyjść z domu. Jarkowi też zależy, żebym miała czas dla siebie. Wspiera mnie cały czas. Gdy pitchowałyśmy na Wolves Summit, z dwumiesięcznym dzieckiem jeździł wózkiem wokół budynku, a w przerwie wychodziłam na karmienie. Rozmowy biznesowe też mogę prowadzić z dzieckiem w chuście. Większość osób to rozumie.

Olga: Ludzie są coraz bardziej otwarci na matki.

Katerina: Nikt już nie uważa, że kobieta jest mniej profesjonalna, bo jest matką.

SmartBerries w komplecie (Fot. Luka Łukasiak)

Biznes daje wam poczucie bezpieczeństwa?

Katerina: Równowagi. Gdy nam coś nie wychodzi, wiemy, że mamy Smart Berries. Odrzucili mi artykuł, ale dostałyśmy 10 tysięcy na rozwój. I jest sukces.

Olga: Nauczyłyśmy się rozwijać własnym tempem. Wiemy, że w drodze do sukcesu spowalniają nas zmiany pracy, dzieci, obowiązki, ale się tym nie przejmujemy.

Kasia: Wiemy, że w jednej ze sfer zawsze osiągniemy sukces. Napiszemy dobry artykuł albo dostaniemy dofinansowanie na biznes.

Katerina: Albo dziecko przeczyta swoją pierwszą książeczkę. A ja zdobędę patent żeglarski.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij