Znaleziono 0 artykułów
12.04.2023

„Czarna torebka” Agaty Tuszyńskiej: Komplet rekwizytów ratunkowych

12.04.2023
(Fot. Materiały prasowe)

Jak dużo może się zmieścić w damskiej torebce? Cała historia, której ślady pozostały w dokumentach, listach, na kartkach zapisywanych przez ich właścicielkę albo przez urzędników. Agata Tuszyńska, przyglądając się takim pamiątkom, opowiada o tym, kim musiała być jej babka Dela, żeby przeżyć po aryjskiej stronie, po tym jak wyszła z warszawskiego getta. „Czarna torebka” to książka o woli przetrwania.

Przede wszystkim trzeba było mieć w dokumentach odpowiednie imię i nazwisko. Po wybuchu wojny Zofia wydawało się bardziej odpowiednie niż Adela, a Zmiałowska z całą pewnością brzmiało bezpieczniej niż Goldstein.

Przed wojną Dela była nauczycielką w żydowskiej szkole w Łęczycy, uczyła dzieci czytać i pisać po polsku. Po ślubie nazywała się Przedborska, dostała nazwisko łęczyckiej elity. Ale skoro na czas wojny powstały dla niej papiery aryjskie, wiadomo było, że dane w nich zawarte to fakty, których warto się trzymać. Według jednego z tych nowych dokumentów miała być ekspedientką. W torebce, która w razie rewizji mogła pomóc przetrwać, znalazły się także przepisy kulinarne, wśród nich na desery z poziomek i wiśni, leguminę z jabłek, ciastka waniliowe, teksty polskich piosenek żołnierskich, metryka chrztu, święty obrazek wskazujący na bezpieczne wyznanie, czyli przedstawiający Jezusa, kwity dokumentujące wpłaty pieniędzy, banknot dziesięciozłotowy, rachunki. Każdy z tych rekwizytów pozwalał uwiarygodnić nieżydowską tożsamość Zofii. A równie ważna, co te rzeczy, była nowa osobista historia, wyuczona przez Delę, zapisywana bez ustanku w jej głowie. Nie można było pomylić faktów zapewniających bezpieczeństwo z tymi przedwojennymi, kojarzącymi się z domem, na przykład z zapachem chałki czy z żydowskimi modlitwami. Słowa oznaczające dawne życie należało zapomnieć. Takie przykazanie powtarzała sobie również córka Adeli, Halina, mama Agaty Tuszyńskiej. W „Czarnej torebce” jest tą, która bardzo chce zrozumieć, co się dzieje. Ale, jak pisze autorka, nastolatce „trudno uwierzyć, że wymyślono piec, w którym cię spalą”.

(Fot. Materiały prasowe)

Życie podczas wojny w ciągłej gotowości do drogi

Dotycząca matki autorki część opowieści jest pełną empatii próbą zrozumienia, w jaki sposób historia zapisywała się w głowie Haliny Przedborskiej. Nie było rodzinnych opowieści. „Zatrzasnęli pamięć”, pisze Tuszyńska o swoim dziadku i jego bliskich. Zastanawia się, co jej matka mogła wiedzieć o swojej mamie, a czego musiała się domyślać, bo nikt nie powiedział jej, jak było naprawdę. W końcu w nowych dokumentach Adeli, czyli Zofii, jako jej rodzice pozostali ci z nazwiskiem wymyślonym na potrzeby tożsamości aryjskiej. Do końca pozostała z nową, przybraną historią.

Autorka „Czarnej torebki” zastanawia się, co czuła jej mama, kiedy siedziała ze swoją w pustym pokoju „naprzeciw płonącego getta”. Czy to był moment, w którym zdała sobie sprawę, że przetrwały? Czy jej smutek mieszał się wtedy ze szczęściem? Musiała zapamiętać białe opaski z gwiazdą Dawida, ukrywanie się, brak zabawek, chowanie się za firanką w różnych mieszkaniach, wyglądanie z piwnicy przez szparę w zabitym deską oknie na przechodzące ulicą nogi. Nie mogła zapomnieć, że podczas wojny trzeba było chodzić tak, żeby nie rzucać się w oczy, przy ścianach, że kiedy idzie się z mamą, nie można rozmawiać, żeby sposób mówienia niczego złego nie zdradzał.

„W każdej chwili należało być gotowym do drogi” – pamięta Halina w książce Tuszyńskiej. Zbieranie swoich rzeczy, pakowanie materialnego drogiego świata tak, by można go było ze sobą zabrać, gdziekolwiek będzie trzeba, musiało stać się tak ważne dla córki Deli, że o tym śniła. Dowiadujemy się zatem o śnie, w którym Halinka tak bardzo chce, żeby do walizki zmieściły się fajansowe filiżanki, że „kruszą się pod naporem garnków”. A przede wszystkim w każdą drogę mają jechać z nią książki, te wszystkie opowieści o wielkich rodzinach, królach, tragediach już opisanych.

(Fot. Materiały prasowe)

Historia, o której się nie mówiło

„Czarna torebka” tylko pozornie składa się z wielu różnych obrazków. Opowieść o fragmentach życia układa się w jedną historię o tym, jak kolejne pokolenia kobiet przekazują sobie siłę, przenikliwość, nieustającą wolę działania, niezniszczalną wiarę, że trzeba o siebie walczyć. 

Tuszyńska myśli też o kobietach, które były przed Delą, o swoich prababkach. Ale to babce przygląda się najuważniej, jej cechy stara się wyczytać na przykład ze zdjęć. „Dela, wyrazista brunetka, nie nosiła nawet woalki zasłaniającej twarz. I nigdy nie utleniła włosów”, pisze. W innym miejscu domyśla się, co mogła zauważyć Halina: „Źle jest też mieć włosy błyszczące jak kruk, dlatego włosy mojej mamy straciły blask”.

Adela długo nie istniała w świadomości Agaty Tuszyńskiej, nie było jej w opowieściach, bo w domu nie mówiło się o przeszłości. „Taka obowiązywała reguła”, komentuje autorka. Babka na fotografii z wojennego dokumentu wydaje się jej obca. A na zdjęciu z rodzinnego albumu, na którym widać całą postać Deli, tęgiej i niewysokiej, w ciemnej sukience i fartuchu, trudno dostrzec wyraz jej oczu. Obok niej stoi dwójka jej dzieci, gospodyni, parobek. Zostali sfotografowani w majątku Relin, w Łochowie. Wokół daty z odwrotu tej pamiątki Tuszyńska próbuje odtworzyć kawałek wojennej historii babki – wyciąga wniosek, że musiała spędzić na wsi kilka miesięcy. Ale nie potrafi stwierdzić, co działo się w jej życiu przez wiele tygodni. Nie zna większości fragmentów jej życia. Dlatego tak ważna jest czarna torebka, z którą Dela wyszła z getta – pełna zaszyfrowanych informacji.

Po pobycie w Łochowie Adela żyła jeszcze kilka miesięcy. Torebka po jej śmierci została w Otwocku, dokąd Zofia Zmiałowska miała przyjechać z Warszawy pociągiem w maju 1944 r. do pracy w pensjonacie. Tuszyńska przywołuje liczbę ludności uzdrowiska z 1943 r., po likwidacji getta – mieszkało tam wtedy ok. 13 tys. ludzi. Przed wywiezieniem miejscowych Żydów do Treblinki mieszkańców Otwocka było dwa razy więcej.

(Fot. Materiały prasowe)

Zofia, czyli Dela, zajmowała się wyżywieniem w otwockim pensjonacie, nadzorowała planowanie posiłków. Córkę wysłała na kolonie, skąd dostawała od niej listy, nieprzerwanie. Halina wysyłała je również jesienią 1944 r., kiedy mama zmarła po tym, jak trafił ją odłamek pocisku. Dziewczynie nikt nie powiedział o tej śmierci. Zostały listy córki, nieprzeczytane nigdy przez matkę. Do czarnej torebki trafił też kawałek koronki, być może właśnie dla Haliny, na obszycie mankietów.

Agata Tuszyńska po raz pierwszy usłyszała o przeszłości babki od swojej mamy jako dziewiętnastolatka, wtedy też dostała torebkę po Deli. Oznaczało to dla niej znacznie więcej niż zbiór pamiątek. Dowiedziała się, że jest Żydówką, dostała tożsamość, ważny kawałek samej siebie. Miała wtedy 19 lat, można się domyślać, że od tamtego czasu babkę Delę poznaje wciąż na nowo, oglądając dokumenty, badając archiwa, czytając listy swojej matki, jej zapiski.

Ta historia poznawania kogoś bliskiego, jednak nieznajomego, zostaje odtworzona w „Czarnej torebce”. Kiedy z przedmiotów nie da się wyczytać pewnych informacji, autorka stawia pytania. Stara się przyglądać jak najuważniej nawet charakterowi liter stawianych przez babkę, wyciąga wnioski z jej doboru słów. Dziś te elementy są dowodami ważnego istnienia, ale podczas wojny mogły dawać Deli przede wszystkim poczucie, że w aryjskim świecie została zabezpieczona, na ile było to możliwe.

„Czarna torebka” ukazuje się kilka dni przed 80. rocznicą wybuchu powstania w getcie warszawskim. Jednocześnie premierę ma audiobook, w którym autorka czyta swoją książkę, a nagranie wzbogacone zostało muzyką Jerzego Satanowskiego.

„Czarna torebka”, Agata Tuszyńska, Wydawnictwo Osnova

Marta Strzelecka
Proszę czekać..
Zamknij