Znaleziono 0 artykułów
08.03.2024

Powieść „Pułkownikowa” jest przestrogą przed prawicowymi ekstremistami

08.03.2024
(Fot. Getty Images)

W życiu bohaterki tej książki odnoszącej się do biografii pewnej fińskiej pisarki zapisało się wiele faktów, budzących przerażenie: zniewolenie kobiety, przemoc wobec niej, realizacja ideałów prawicowych ekstremistów. A jednocześnie jest to rzecz o ślepym zakochaniu, a potem o uwolnieniu się z tyranii. To opowieść wstrząsająca, ale też pozwalająca poznać kawałek historii Finlandii.

Życie Pułkownikowej budzi odrazę, pogardę i wszystkie te uczucia, które są przeciwieństwem sympatii, podziwu, akceptacji, szacunku. To w pierwszej refleksji. W drugiej przychodzi smutek, rozpacz, żal. Może nawet i współczucie, choć nieskłaniające się ku empatii.

Rosa Liksom napisała powieść w formie monologu. Wygłasza go owa Pułkownikowa, za którą kryje się postać prawdziwa Annikki Kariniemi, fińskiej pisarki urodzonej w Rovaniemi w 1913 roku, nienawidzącej „Ruska”, przed wojną i w jej trakcie zapalonej nazistki, miłującej „Wielkie Niemcy”, pragnącej, by Finlandia stała się siostrą faszystowskich Niemiec. Zakochana w 28 lat starszym Pułkowniku (w rzeczywistości Oiva Johannes Willamo, ur. 1887), który „położył na niej łapę” – dosłownie i w przenośni – gdy ona miała zaledwie 4 lata. Pułkownik był oddanym sługą Trzeciej Rzeszy, urodzonym żołnierzem i dowódcą, tyranem, który ukochał przemoc, zwłaszcza wobec kobiet, ale też literaturę, a nade wszystko przyrodę – bagna, trzęsawiska, drzewa i krzewy północnej Finlandii.

Liksom (ur. 1958) pochodzi z wioski, w której Kariniemi spędziła ostatnią część swego życia, znała jej dom i ją z widzenia, a każdy z mieszkańców słyszał ponurą historię życia Pułkownikowej. Jak tłumacz, Artur Bobotek, pisze we wstępie, autorce nie zależało na wiernym oddaniu faktów, trzymaniu się kurczowo historii Europy lat wojennych i powojennych czy nawet pilnowaniu prawdziwości samej biografii Kariniemi. W końcu to powieść, więc nawet jeśli niektóre opisane rzeczy nie miały miejsca naprawdę, to mogły się wydarzyć.

Pułkownikowa opowiada swoje życie z perspektywy już starej kobiety. Nie oszczędza słów na pochwałę führera, na uwielbienie, jakim go darzyła, wiarę, jaką w nim pokładała: „Führer zabronił doświadczeń na zwierzętach, mówił o żywności wegetariańskiej i o tym, że jedyny zdrowy duch w zdrowym ciele promieniuje zrównoważonym strumieniem wszystkich energii. To wszystko bardzo mi się podobało. Żydów i innej parszywej ludności nie żałowałam. Uważałam, że pozbycie się ich to właściwa cena za osiągniecie lepszego, czystszego i piękniejszego świata. Od dziecka byłam przecież wrażliwa na piękno”. Za narzeczeństwa z Pułkownikiem, które trwało 10 lat i było najlepszym czasem w życiu Pułkownikowej – pełnym pożądania i miłości – wyprawiała przyjęcia dla nazistów i uczestniczyła w wielu. Zdążyła się polubić z jedną z podlejszych zbrodniarek wojennych, z Ilse Koch. Choć przyznaje, że gdy jadła przy jednym stole z führerem, rozczarowała się jego niskim wzrostem, pomarszczoną twarzą i pustymi oczami. Gdy nastał dzień, kiedy okazało się, że Hitler wcale nie kocha tak Finów, jak to się wydaje, i że właściwie też są podludźmi, Pułkownikowa z Pułkownikiem przeżyli załamanie. Prawdziwy koszmar dla bohaterki nastanie jednak po ślubie. Pułkownikowa z dziewczynki-poetki stanie się w oczach męża-tyrana „najgorszą szmatą, którą można pomiatać”. Nieraz poturbowana i nieprzytomna trafi do szpitala. Łatwo uwolnić się od Pułkownika nie będzie mogła. Długo potrwają jej męki, ale w końcu ustaną. A ona weźmie sobie na męża 28 lat młodszego chłopca, ledwie siedemnastolatka – „wszystko się powtarza, tylko role się zmieniają”.. I będzie pisać, i pisać, i wydawać. Aż wyda bestsellerową książkę o Pułkowniku.

Wstrząsająca to opowieść. Czy Pułkownikowa poszła tą, a nie inną drogą, bo chciała wypełnić wolę ojca, który był dla niej największym autorytetem? Który wierzył w Wielką Finlandię i Wielkie Niemcy, który przyjaźnił się z Pułkownikiem, który był nauczycielem dla niej i jej siostry? Umarł niespodziewanie i ją zostawił. A ona chciała go zadowolić. Nawet, a może zwłaszcza, po śmierci. Jak i Pułkownika, który przejął najpierw rolę jej ojca, a potem kochanka i męża. Wierzyła w to, w co wierzył ojciec i Pułkownik. Chciała być wzorową obywatelką budującą swój nowy czysty kraj, a jednocześnie małą dziewczynką-poetką, głaskaną przez dojrzałego i doświadczonego mężczyznę. Pułkownikowa – zwłaszcza ta młoda i ślepo zakochana – utożsamia najbardziej przerażające ideały prawicowych ekstremistów, które wywołują ciarki na ciele. Jej poddańczość i zniewolenie budzą niesmak i smutek zarazem.

Dlaczego „Pułkownikowa” jest manifestem inkluzywności

Liksom wplata w monolog niezwykłe opisy północnej przyrody, której piękno i dzikość potęgują zło, jakie wypełnia życie Pułkownikowej. „Przed oczami zaroiło mi się od kolorów, widziałam światła, cienie i przeróżne refleksy. Szumiały świerki, obwieszone porostami, grały echem skalne występy, krzyczał na niebie klucz żurawi. Byłam jak w gorączce, głowa zupełnie mi odleciała i śmiałam się pełnym głosem. Parłam wciąż do przodu, rozchlapywałam bosymi nogami wodę, czując na delikatnych palcach stóp oddech głębin zamarzniętego bagna”. A stronę dalej dla kontrastu dostajemy takie wyznanie: „Pochłonęły mnie lottowe idee i działania Samoobrony. I jedno, i drugie wywodzi się z niemieckiego idealizmu i poczucia wyższości, a także nienawiści do Ruskich i założenia, że naszą misją jest przyłączenie do Finlandii wszystkich narodów mówiących po fińsku. Podstawą wszystkiego jest jednak święta trójca – rodzina, wiara i ojczyzna. Mnie to odpowiadało”.

Książka ma jeszcze drugie dno, którego polski czytelnik nie ma szansy uchwycić. Wyjaśnia to autor przekładu we wstępie: „Rosa Liksom napisała całą książkę w dialekcie z Północy Finlandii. Meänkieli (dosłownie: nasz język) nie jest w żadnym razie językiem lapońskim’ – posługują się nim mieszkańcy niewielkiego obszaru zachodniej części fińskiej Laponii (i większego po szwedzkiej stronie granicy), w tym okolic Ylitornio, skąd pochodzi Rosa Liksom i gdzie ostatnią część życia spędziła bohaterka powieści”. A dalej Bobotek wyjaśnia, że dla Liksom meänkieli jest pierwszym językiem. „Pokutuje pogląd, że literatura pisana w dialekcie jest w jakimś sensie zabawna albo prymitywna. Że niczego znaczącego w dialekcie napisać nie można. Ta książka pokazuje, że owszem, można” – powiedziała pisarka w wywiadzie.

Z jednej strony „Pułkownikowa” to przestroga w czasach, gdy prawicowe ruchy nabierają na sile, z drugiej to manifest inkluzywności, który pokazuje, że dialekt społeczności zamieszkującej kawałek fińskiej ziemi i kawałek szwedzkiej ma takie same prawa do bycia językiem literackim jak oficjalny fiński czy szwedzki.

Wielki ukłon zarówno w stronę Rosy Liksom, jak i autora przekładu na język polski.

(Fot. materiały prasowe)

„Pułkownikowa”, Rosa Liksom, przekład z fińskiego dialektu meänkieli Artur Bobotek, Wydawnictwo Marpress

Maria Fredro-Smoleńska
Proszę czekać..
Zamknij