Znaleziono 0 artykułów
13.04.2023

Współuzależnienie: Żyłam jego życiem, nie widziałam siebie

13.04.2023
Fot. Materiały prasowe

Otwierałam drzwi, kiedy przychodził pijany. Nie chciałam, żeby sąsiedzi widzieli, jak leży na wycieraczce. Ściągałam mu buty, kładłam go do łóżka. Nigdy nie ponosił konsekwencji tego, że pił – mówi Kasia. Dagmara długo nie miała świadomości, że jej mąż bierze narkotyki. Obie przez lata nie wiedziały, że nie tylko ich partnerzy potrzebują pomocy, ale i one same – współuzależnione

– Jestem wykształcona, mądra, mam silną osobowość. Nie mieści mi się w głowie, że tak długo nie zauważałam tak poważnego problemu – mówi Dagmara. Widziała, że mąż czasami nadużywał alkoholu, ale nie rozpatrywała tego w kategoriach uzależnienia. Tymczasem alkohol był jedynie przykrywką dla narkotyków. Kiedy Dagmara to dostrzegła, zaczęła obwiniać siebie. – Urodziły nam się dzieci, jedno po drugim. Mąż był ode mnie młodszy, więc uważałam, że jest przytłoczony i wszystko złe, co się dzieje, to moja wina. A on mnie w tym przekonaniu utwierdzał. Byłam niewiarygodnie zakochana. Wierzyłam mu we wszystko i czułam się przerażająco źle – wspomina.

Dagmara pracowała zawodowo, choć w tej sytuacji o rozwoju kariery nie było mowy, a do tego zajmowała się domem, dziećmi i mężem. – Żyłam jego życiem. Nie widziałam siebie, swoich potrzeb. Robiłam wszystko, by mu pomóc. Zmusiłam go nawet do odwyku, co – dziś to wiem – było błędem. Tak jak to, że zgodziłam się, żeby wrócił do domu, kiedy po trzech tygodniach wyszedł z ośrodka na własne żądanie – opowiada. – Zgodziłam się, tak jakby nic się nie stało. 

Mąż Dagmary zaczął wprawdzie terapię, ale szybko okazało się, że cykliczne spotkania nie zastąpią pobytu w zamkniętym ośrodku – kiedy wybuchła pandemia, znów zaczął brać. – Nie miałam siły od niego odejść, a wiedziałam, że jest źle. Kiedy mu o tym powiedziałam, próbował mnie pobić. Przyjechała policja, zgłosiłam sprawę, a on dostał półroczny zakaz zbliżania się do mnie – mówiSama poszła na terapię, o której usłyszała od psycholożki, która pracowała z mężem. – Opowiedziała mi o współuzależnieniu i jego konsekwencjach, a ja, choć nie od razu, zrozumiałam, że jestem uzależniona od mojego uzależnionego męża – przyznaje.

Współuzależnienie: Uratować bliską osobą

Jak mówi Ewa Skrzypczak, terapeutka uzależnień, termin „współuzależnienie” pierwotnie odnosił się do osób, które są w związku z osobą uzależnioną, najczęściej uzależnioną od alkoholu, ale na przestrzeni lat ta definicja się zmieniła i pogłębiła, przede wszystkim o uzależnienia od narkotyków, hazardu, pracoholizmu. – Teraz o współuzależnieniu mówimy także w odniesieniu do osób, które żyją obok uzależnionej osoby, niekoniecznie pozostając z nią w związku – precyzuje Ewa Skrzypczak. – Osoby współuzależnione mają problem z postawieniem granic. Intensywniej dbają o osobę uzależnioną i jej potrzeby niż o swoje. Chcą nieść pomoc i skupiają całą swoją uwagę na osobie uzależnionej. Chcą ją uratować, wyleczyć, chociaż często robią to niepoprawnie, przenosząc ciężar uzależnienia na siebie. Współuzależnienie to uzależnienie wspólnie z kimś. Od emocji, od pomagania – wyjaśnia terapeutka i dodaje, że osoby współuzależnione potrafią tak funkcjonować przez wiele lat, a niekiedy nawet całe życie.

Przyczyny współuzależnienia mogą być różne. Dagmara dowiedziała się, że jej współuzależnienie miało związek z dzieciństwem i dorastaniem w domu, w którym był alkohol. Jak tłumaczy Ewa Skrzypczak, wiele osób łączy właśnie ta przyczyna: dom. – Osoby współuzależnione już mają pewne cechy, kiedy wchodzą w relację z osobą uzależnioną. Często to wzorzec zachowania wyniesiony z domu rodzinnego, w którym pojawiały się dysfunkcje – mówi terapeutka. W dorosłym życiu wybierają takie relacje, które dostarczają im silnych emocji. Kiedy uda się im wyjść z jednego toksycznego związku, powtarzają schemat w następnym. – W kolejnych partnerach szukają podobnych cech. Osoby współuzależnione dużo biorą na siebie, żeby pokazać swoją wartość w czynach. Mają deficyty poczucia własnej wartości, problem z akceptacją i polubieniem siebie, dlatego całą uwagę kierują na kogoś, kto ma ich wartość docenić, ale nie docenia – wyjaśnia.

To dlatego tak ważna jest terapia. Dla Dagmary, jak mówi, był to zbawienny czas. – Mogłam się uratować. Z mężem jesteśmy po rozwodzie, a ja czuję się bardzo dobrze. Trochę tak, jakbym dostała nowe życie. Jestem po terapii, ale od niej nie ma skrótów. Cały czas dokształcam się w temacie zdrowia psychicznego i emocji. Dowiaduję się, że moje współuzależnienie miało swoje przyczyny. Jestem DDA, dorosłym dzieckiem alkoholika. Były mąż zawsze będzie w moim życiu, bo mamy dzieci, ale nauczyłam się go nie słuchać. Potrafię stawiać granice – mówi.

 Uświadomienie, że jest się osobą współuzależnioną, to pierwszy, ale niezwykle istotny krok w procesie zdrowienia – tłumaczy Ewa Skrzypczak. – Potem przychodzi czas na naukę tego, czym są zdrowe, bezpieczne relacje, jak doceniać siebie i jak zmienić wzorce postępowania. To trudny proces, ale bardzo potrzebny – zapewnia terapeutka. Proces, do którego przez lata dojrzewała Kasia. 

Terapia dla osób współuzależnionych: By sobie pomóc, nie wystarczy rozstanie z osobą uzależnioną

Kasia zawsze otwierała drzwi, kiedy chłopak, a później mąż przychodził do domu pijany. – Nie chciałam, żeby sąsiedzi widzieli, jak leży na wycieraczce. Ściągałam mu buty, kładłam go do łóżka. Nigdy nie ponosił konsekwencji tego, że pił – mówi. A pił dużo i długo, od kiedy tylko się poznali. Mieli wtedy po 15 lat, razem byli przez 11 kolejnych. – Na początku wręcz imponowało mi, że mój chłopak potrafi wypić osiem piw i stać na nogach. Że jest niezależny, sam o sobie decyduje. W moim domu rodzinnym nie było alkoholu, nie było papierosów. Nie wiedziałam, jak wygląda alkoholizm – wspomina Kasia. Sytuację w swoim związku nazywała „problemem”, ale robiła też wszystko, żeby zadbać o męża. – Zawsze czułam się źle, ale nie potrafiłam inaczej. Powinno być tak, że po jednej, dwóch sytuacjach powinno się odchodzić. Ja nie odchodziłam, a wręcz przeciwnie. Wchodziłam w relację głębiej – wspomina. 

„Problem” trwał przez lata. – W końcu nastąpił przełom. Mój mąż upił się po raz kolejny. Postanowiłam wtedy, że muszę coś z tym zrobić, poprosić o pomoc. Przeczytałam książkę „Koniec współuzależnienia”. Dowiedziałam się, że mąż jest alkoholikiem, a ja jestem osobą współuzależnioną. Na prywatną, indywidualną terapię nie było mnie wtedy stać, trafiłam na grupową – opowiada.

Tam naprawdę zrozumiała, czym jest współuzależnienie: – Jak słuchałam tych dziewczyn, to byłam zła, że pomagają swoim partnerom. A ja robiłam dokładnie to samo. Wydaje mi się, że to był początek procesu zdrowienia. W ich schematach zachowań dostrzegałam swoje.

Kasia postanowiła rozstać się z mężem. Po półtora roku od podjęcia decyzji wzięli rozwód. Mają syna, który większość czasu spędza z Kasią. – Kiedy się rozstaliśmy, byłam szczęśliwa. Myślałam, że ta euforia będzie towarzyszyła mi przez całe życie. I że nie będę powtarzała tych samych schematów – wspomina. – Mój aktualny partner nie jest alkoholikiem, ale jest DDA, czyli dorosłym dzieckiem alkoholika. Kiedy wychodził z domu i nie mówił, dokąd idzie, bałam się, że wróci pijany. To był lęk, który czułam w poprzednim małżeństwie. Rozstanie z osobą uzależnioną nie rozwiąże wszystkich problemów. Praca nad współuzależnieniem to praca na całe życie. 

Anna Korytowska
Proszę czekać..
Zamknij