Znaleziono 0 artykułów
05.07.2023

To couture, ale też rzeczywistość: Rozmowa Jeana Paula Gaultiera i projektującego dla niego gościnnie Juliena Dosseny

05.07.2023
Fot. Courtesy of Jean Paul Gaultier

Swoją debiutancką kolekcję haute couture Julien Dossena zaprezentuje w domu mody Jean Paul Gaultier. Przed tym pokazem dwójka projektantów rozmawia na temat wolności w swojej pracy oraz przeszłości, teraźniejszości i przyszłości mody.

W środowe popołudnie wszystkie oczy skierowane będą na znajdującą się przy paryskiej Rue Saint Martin główną siedzibę domu mody Jean Paul Gaultier, gdzie swoją debiutancką kolekcję haute couture zaprezentuje Julien Dossena. Przed pokazem projektanci, wraz z redakcją „Vogue”, spotkali się, by podyskutować na temat wolności ekspresji artystycznej oraz przeszłości, teraźniejszości i przyszłości mody. Rozmowa została zredagowana i skrócona.

Jak ci idzie, Julien? Jesteś gotów?

Julien Dossena: Praktycznie wszystko jest pod kontrolą, nasze petites mains działają bardzo sprawnie, więc natychmiast po tym, gdy zaprezentuje się ideę, szybko tworzone są projekty testowe. Mógłbym pracować tak przez kilka lat, bo przecież jest wiele sposobów, na które można coś zinterpretować, co wydaje się świetną zabawą. Proces eksploracji to prawdziwa przyjemność, ale w pewnym momencie trzeba przestać eksplorować i zrealizować swój plan.

Co możesz nam powiedzieć o kolekcji, nie zdradzając przy tym zbyt wiele?

JD (do JPG): Podczas naszego pierwszego wspólnego lunchu rozmawialiśmy o niektórych pokazach, które wywarły wrażenie nie tylko na mnie, ale na wszystkich. Niesamowita jest okazja, by pracować z wykorzystaniem archiwów, ponieważ czym innym jest wyobrażenie na temat kolekcji, a czym innym możliwość dotknięcia ubrań i zobaczenia ich na żywo.

Jean Paul Gaultier, spring 1998 ready-to-wear, Jean Paul Gaultier, spring 1994 ready-to-wear, Jean Paul Gaultier, spring 1994 ready-to-wear Fot. Condé Nast Archive

Od czego w ogóle zacząć, gdy przegląda się archiwa obejmujące 40 lat?

JD: Jednym z punktów wyjścia była kolekcja „rabbi” [„Chic Rabbis”, jesień-zima 1993]. Zastanawiałem się też nad stworzeniem kilku wyrafinowanych sukienek kopertowych, na przykład takiej z haftowanym przodem, albo sukienki z printem, która otulałaby ciało. Naprawdę przyglądałem się zasadom kroju, ale też regułom dotyczącym tego, co ubrania mają wyrażać – a w dawnych projektach wspaniałe jest to, że nawet po latach mają ten sam rodzaj fajności co dziś, o ile w ogóle można je tak określić.

Teraz są tak samo wyjątkowe jak dawniej, a osoba w nie ubrana będzie najbardziej niezwykła na ulicy. Wspaniale, że mają taki nowoczesny charakter. Oczywiście odkryłem też projekty, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Poza tym nie znalazłem w archiwach motywów przewodnich. Na cokolwiek byśmy spojrzeli, dostrzeżemy w projektach moc wyrażania charakteru poprzez stroje – pierwiastka żeńskiego lub męskiego, albo ich obu, niemal takie jak w kinie. Według mnie jest to naprawdę piękne i interesujące. Z radością myślałem o tych ubraniach jako bytach samych w sobie. Nadaliśmy im wszystkim nazwy i dalej działaliśmy w tym kierunku.

Jean Paul Gaultier: Naprawdę cieszę się, że to mówisz, ponieważ uwaga o osobowościach kojarzonych z ubraniami jest bardzo prawdziwa. Zdałem sobie sprawę, że chcę zostać projektantem mody, gdy obejrzałem film „Ludzie i manekiny” z 1945 roku, w którym grała Micheline Presle. Zawsze traktowałem swoje modelki jako bohaterki z prawdziwym charakterem, jako osobowości. Dlatego zabawne wydaje mi się, że widzisz ubrania w taki właśnie sposób.

JD: Takie podejście sprawdza się przy poważnym researchu, sprawdzaniu, jak ubrania działają. Wiąże się to z witalnością, ponieważ pracujesz z czymś, co wydaje się żyjącymi osobowościami, a nie zwykłymi projektami. W twojej pracy jest wirtuozeria, która ożywia przedmioty. W każdym razie, jeżeli chodzi o proces twórczy, jego opisanie wydaje mi się trudne, ponieważ polega on na rzadkim połączeniu technicznej pracy i nadawania charakteru postaciom, które tak naprawdę nie istniały, dopóki nie wypuściłeś ich na wybieg. To bardzo piękne, postrzegam twoje działanie jako optymistyczne podejście do sprawdzania nowych możliwości.

JPG: To ogromny komplement – co mogę odpowiedzieć? Przedstawiłeś wystarczająco dużo materiału, żeby zacząć go analizować. Może powinniśmy zadzwonić po psychiatrę? (śmieje się). C’est excellent.

A więc, Jean Paul, nie uczestniczyłeś w dokładnym przeglądaniu archiwów?

JPG: Nie, absolutnie. Cała ta idea [współpracy, by stworzyć couture] opiera się na zaufaniu do pracującego u mnie gościnnie projektanta, którego talent szanuję. Daję mu więc totalną wolność. Nie ma żadnych instrukcji ani niczego w tym rodzaju; uważam, że gdybym to ja miał pracować dla innego domu mody, być może oczekiwałbym jakichś wskazówek, jednak lepiej ich nie mieć, ponieważ kończy się to pracą pod czyimś wpływem, a kluczową kwestią jest twoja własna wizja. Nie ma powodu, by wywierać wpływ [na pracującego gościnnie projektanta], bo to stawiałoby go w pozycji, w której próbuje mnie zadowolić. Tymczasem ja chcę poznać jego interpretację, jego wizję. Potrzebujemy rozwoju, nie możemy poprzestać po prostu na Jeanie Paulu Gaultierze. Ale może udzielę ci konsultacji na temat pokazu (śmieje się).

JD: Niezwykła jest twoja świadomość tego, jak bardzo potrzebna jest wolność artystyczna. Pozwolić, by inny projektant interpretował twoją pracę, to dla mnie wyraz ogromnego zaufania.

JPG: Zawsze ceniłem wolność; ale praca dla wielkiego domu mody albo wielkiego nazwiska to coś zupełnie innego.

Hermès, fall 2006 ready-to-wear Style.com, Hermès, fall 2008 ready-to-wear Daniele Oberrauch, Hermès, fall 2009 ready-to-wear Monica Feudi & Gianni Pucci

JD: Ale w Hermès też miałeś wolność, prawda?

JPG: To doświadczenie sprawiało mi przyjemność, ale wtedy byłem już znanym projektantem. Gdy zaczynałem w domu Cardin, robiłem wszystko „jak Cardin”, proponując idee współgrające z bardzo specyficznym stylem. W przypadku marki Hermès starałem się wnieść coś swojego do stylu domu mody. Projektantem, który wykonał niesamowitą pracę dla Hermès, prawdopodobnie bliższą temu domowi mody niż moja praca, był Martin Margiela. Robił coś bardzo ponadczasowego i totalnie w stylu marki Hermès; widać było jego charakterystyczne cechy, choć on sam pozostawał niewidoczny. Jego prace idealnie oddawały ducha Hermès, projektował z totalnym zrozumieniem i szacunkiem dla marki. Jednak według mnie [w przypadku tego projektu] najlepiej jest nie dawać żadnych wskazówek, ponieważ ostatnią rzeczą, jakiej się oczekuje w takiej sytuacji, jest wielu ludzi wtrącających swoje trzy grosze – prowadzi to do zbyt daleko idących kompromisów.

Julien, jak znalazłeś złoty środek pomiędzy twórczością Jeana Paula a własną wizją?

JD: To dla mnie nowe doświadczenie, ponieważ projektowanie gościnne, a jednocześnie praca z dziedzictwem rządzi się swoimi zasadami, to jest bardzo wyjątkowy układ. Takie podejście bardzo różni się od pracy dla domu mody, kiedy obowiązują określone kody. Kolejnym aspektem było wniesienie odrobiny charakteru Paco Rabanne, tego, jak mógłby wyglądać dialog pomiędzy dwoma projektantami. Do tego dochodzi moja praca, która bywa bardzo instynktowna, czy to jeżeli chodzi o haft, czy pewien rodzaj kobiecości, pewną płynność i o to, w którą stronę chcemy iść. Pozostaje jeszcze prezentacja. Czy zależy nam na dramatyzmie, spektakularności? Obaj jesteśmy Francuzami; czy chcemy to podkreślić?

Pojawia się też dużo humoru…

JD: Tak, a także rodzaj hojności, która jest dla mnie ważna. Chciałem więc podkreślić to, dając poczucie pewnego nadmiaru, w niektórych miejscach być może przesadnie, ale też lekkości. Jest tu tyle bogactwa: jest duch puces (pchlego targu), idea ubrań, które żyły już wcześniej. Próba tworzenia mieszanki wrażeń wydaje mi się czymś bardzo francuskim. Według mnie ważne jest przede wszystkim, żeby pozostawać klarownym i szlachetnym, i mam nadzieję, że w ten sposób oddam hołd wirtuozerii Jeana Paula, nie rezygnując jednocześnie z twistu, który sprawia, że myśli się o postaci prezentującej projekt, o tym, skąd pochodzi i dokąd zmierza.

To twój pierwszy pokaz couture. Jakie to dla ciebie doświadczenie?

JD: Muszę powiedzieć, że praca w atelier, możliwość poznania wszystkich pracujących tam osób jest czymś super. [Do Jeana Paula:] Twój zespół z dużą dozą wolności podchodzi do różnych spraw, ponieważ tak ich wyszkoliłeś. Można więc odbyć prawdziwą rozmowę o tym, jak oni widzą lekkość albo luz, albo pewnego rodzaju wyrafinowanie.

Fot. Courtesy of Jean Paul Gaultier

Jean Paul, co z tej kolekcji widziałeś do tej pory?

JPG: Kompletnie nic. Pracujemy nad czymś dla Madonny, wchodzę tam i ogłaszam, że nie chcę [jeszcze] nic widzieć! Mogę jednak powiedzieć, że niedawno widziałem prace Juliena dla Paco Rabanne w programie telewizyjnym Mademoiselle Agnès. Pamiętam, że zobaczyłem rzeczy bardzo w stylu Paco Rabanne, ale również takie, które były inne, a jednocześnie interesujące. Pamiętam jeden dzianinowy płaszcz z elementami ze strzyżonej owczej skóry. Był naprawdę przepiękny; powiedziałem do siebie: voilà. I uważam, że to, co ostatnio zrobiłeś dla Paco Rabanne, jest naprawdę bardzo dobre – na przykład ta kolczugowa sukienka ze skórzanym drapowaniem. To połączenie zabiera Paco w jakieś nowe rejony, choć jednocześnie pozostaje bardzo w jego linii. Z twórczego punktu widzenia ekscytujące jest zobaczyć mieszanie i uwspółcześnianie tego uniwersum. Nie boisz się podejmowania ryzyka, by tworzyć rzeczy znaczące i piękne.

Rabanne, fall 2019 ready-to-wear Fot. Alessandro Lucioni/Gorunway.com, Rabanne, fall 2020 ready-to-wear Fot. Alessandro Lucioni/Gorunway.com, Rabanne, fall 2023 ready-to-wear Fot. Alessandro Lucioni/Gorunway.com

To piąta kolaboracja couture twojego domu mody, a jednocześnie pierwsza ze stajni Puig. Jak podjęto tę decyzję?

JPG: W bardzo prosty sposób. Był to logiczny wybór, biorąc pod uwagę pracę Juliena dla Paco Rabanne i jego własny charakterystyczny styl projektowania. Mam absolutną wolność, by wybierać tego, kogo chcę, więc w żaden sposób nie zostało to narzucone przez grupę. Nawet jeśli ja się wycofałem, wciąż kocham modę, więc [zaproszenie pracującego gościnnie projektanta] to dla mnie ogromna przyjemność, poza tym schlebia mi, że utalentowany projektant godzi się przyjąć to, co zrobiłem, i na bazie tych prac wykreować coś swojego. Nigdy nie chciałem, by ktoś mnie kopiował, i ważne jest dla mnie, by współpracować z projektantem, który nie „inspiruje się” 36 innymi osobami. Musi to być ktoś, kto wnosi coś do dyskusji. Skoro może robić coś w stylu neo-Paco Rabanne, z pewnością poradzi sobie z neo-Gaultier.

Julien, które kolekcje były dla ciebie największą inspiracją?

JD: Uwielbiam idee przemian, z którymi Jean Paul przez lata pracował: pomysł, że ubranie na początku jest jedną rzeczą, a następnie przekształca się w coś zupełnie innego. Chodzi również o to, by sprawiać, że codzienne rzeczy stają się baśniowe, co jest według mnie bardzo poetyckie. Wykonaliśmy hafty nawiązujące do malarstwa iluzjonistycznego, ale również zawierające w sobie ideę ruchu – to reinterpretacja kodów JPG, ale z wykorzystaniem innych technik. Jest też koncepcja kombinezonów jednoczęściowych ze stanowiącymi ich integralną część butami i koronką układającą się jak druga skóra. Są transparentna bielizna vintage zapożyczona z XIX wieku oraz negliże w stylu lat 50. Kolekcja z Christine Bergstrom w cekinowej sukni w duchu malarstwa Botticellego z transparentnego tiulu obszytego gipiurą, co stanowi powrót do pracy [Jeana Paula] z ciałem i nagością.

Niektóre hafty zostały przerobione, wymyślone na nowo i wykorzystane na inne sposoby. Podoba mi się idea nadawania nowego życia „starej duszy”, więc na pchlim targu kupiłem koronkę vintage od kobiety o imieniu Sarah, ponieważ uważam, że czymś pięknym jest zaoferowanie klientce XX-wiecznej koronki, która może pasować do jej cery. Trzymam się też idei dawania drugiego życia starym dżinsom, w sposób wpisujący się bardzo w styl haute couture. Wśród materiałów zalegających w magazynach znaleźliśmy też piękne grain de poudre i tenis.

Jean Paul Gaultier, spring 1997 ready-to-wear Fot. Condé Nast Archive, Jean Paul Gaultier, fall 1995 ready-to-wear Fot. Condé Nast Archive
Jean Paul Gaultier, spring 1997 ready-to-wear Fot. Condé Nast Archive, Jean Paul Gaultier, spring 1995 ready-to-wear Fot. Condé Nast Archive

A co możesz powiedzieć o konkretnych kolekcjach – wspomniałeś o rabbi.

JPG: Ta kolekcja przyszła mi do głowy, gdy zwiedzałem żydowską dzielnicę w Londynie. Byłem pod ogromnym wrażeniem tej społeczności, jej energii, sposobu ubierania się.

JD: Według mnie istnieją pewne rodzaje ubrań czy postaw, które na początku stanowią część dress codu, ale z czasem przechodzą transformację. Pytanie brzmi, jak wykorzystać takiego rodzaju element i, kierując się jedynie dobrymi intencjami, przyciągnąć do niego uwagę odbiorców, by powiedzieć im: „zobaczcie, jakie to piękne”.

JPG: To prawda, ale nie jestem pewien, czy dziś można by zrobić coś podobnego.

JD: Zawsze uważałem, że przekształcanie czegoś z zachowaniem choćby linii projektu lub jednego elementu to bardzo szlachetne zadanie. Jeśli hawajską spódniczkę z rafii zestawisz z lei, nie wniesie to do mody nic nowego. Ale jeśli projektant wykona naprawdę dobrą pracę, połączenie różnych gatunków i kodów stworzy coś zupełnie nowego. Jeśli podejdzie się do takiej pracy z szacunkiem, powstaje coś superinteresującego. Myślę, że ważne jest, by wciąż zgłębiać istniejące kody i ponownie je wykorzystywać, w taki sposób, by powstawało coś nowego. Trzeba ufać we własną pracę, jaką się w to wkłada, i właśnie tak postrzegam na przykład kolekcję rabbi.

Czy znaczenie ma też w tej sytuacji nostalgia?

JD: Nie dla mnie, ponieważ ubrania [z archiwum] wciąż są pełne życia. Dla mnie osobiście w nostalgii chodzi o emocję, która wzniecana jest, gdy widzimy coś po raz kolejny. Według mnie w naszej współpracy chodzi bardziej o odkrywanie, na przykład sukienki z drapowanego, gniecionego jedwabnego aksamitu, którego kiedyś używało się do robienia kapeluszy, ale już nie produkuje się takiego materiału. A ja go znajduję i mówię: „Wow, no proszę”. Takie chwile są w pewien sposób święte, wyjątkowe, ale nie chodzi w nich o nostalgię.

Czy pracowałeś z myślą o muzach?

JD: Chodziło raczej o wyrażenie wspólnotowości. [Do JPG:] Według mnie naprawdę inspirujący są po prostu ludzie dookoła, nie myślę tak naprawdę o nikim konkretnym.

JPG: Dokładnie tak. Ludzie, którzy mnie zainspirowali, zwrócili moją uwagę przez to, jacy są, jak się ubierają. Ostatecznie zadziała tu socjologia.

JD: Socjologia marzyciela.

JPG: Zawsze w takiej pracy chodzi też o przyjemność i rozrywkę. Można rozmawiać o ubraniach – w końcu jako projektanci przez nie wyrażamy siebie – i powiedzieć coś istotnego.

JD: Pojęcie przyjemności jest ważne, ale też nikt tak jak ty w swoich pracach nie wyraził wcześniej idei prowokacji, ironii. Jest w takim podejściu do pracy jakaś niewinność, życzliwość.

JPG: Bierze się to z tego, co dookoła: inspirują ludzie, których widzimy lub spotykamy, czyjaś postawa.

JD: Przykładem może być sposób, w jaki dziewczyna tańczy na przyjęciu. Ktoś charyzmatyczny, z charakterem może wskazać drogę do stworzenia zupełnie nowych kreacji. To właśnie jest tak interesujące w naszej pracy, poza faktem, że coś projektujemy.

JPG: Inspirujące może okazać się coś tak zwyczajnego jak sposób, w jaki dziewczyna wkłada ręce do kieszeni.

Julien, czy świadomie brałeś pod uwagę takie nurty jak płynność płciowa, ciałopozytywność czy „naked dressing”?

JD: Najbardziej lubię, gdy inspiracje przychodzą do mnie w tak naturalny sposób, jak to możliwe, w ogóle uwielbiam ideę wolności. Z natury jestem optymistą, cieszę się więc, gdy widzę całe pokolenie, które nie siedzi, zastanawiając się, czy chce wyglądać „bardziej jak chłopak” czy „bardziej jak dziewczyna” – i nie mówimy już nawet o androgynii, wyszliśmy poza taki sposób myślenia. To młode pokolenie wysadziło w powietrze stary sposób myślenia, wykraczając poza to, co wydawało mi się możliwe. Nareszcie wolność ekspresji jest czymś bardzo realnym – naprawdę możesz być, kim chcesz, co według mnie jest piękne. Inspiruje mnie wolność bez granic. Daje dużo nadziei.

Jean Paul, dla ciebie wolność i różnorodność ekspresji musi być satysfakcjonująca, bo przecież to ty jako pierwszy pokazywałeś je na wybiegu.

JPG: Tak naprawdę uważam, że za każdym razem w pracy nad kolekcją chodzi o kogoś innego, o dostrzeżenie postaci, która jest inspirująca i totalnie na czasie. Myślę, że tak zostaliśmy stworzeni: widzimy coś, a potem oferujemy innym naszą wersję tego, co zobaczyliśmy. To trochę jak dawanie wskazówek.

JD: Jak praca tłumacza. Jak cała kultura. Mówiliśmy o postaciach i ubiorach, które coś wyrażają – zawiera się w tym złożona praca całego atelier, sposób, w jaki podchodzimy do tworzenia sylwetki. Jesteśmy tu, by przyglądać się ubraniom. Wybieg nie powinien stawać się parkiem rozrywki, ponieważ gdyby nim był, nie moglibyśmy zbyt wiele dostrzec. Chodzi o ubrania, o miłość do ubrań, które mają zostać naprawdę zauważone i noszone przez klientów, którzy je kupią w taki sam sposób, w jaki kupowaliby dzieło sztuki. Tak, to couture, ale również rzeczywistość.

Gaultier i Dossena w studio Fot. Maciek Pozoga/Courtesy of Jean Paul Gaultier

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.com.

Tina Isaac-Goizé
Proszę czekać..
Zamknij