Znaleziono 0 artykułów
30.07.2023

Być jak Barbie. Metamorfoza redaktorki „Vogue’a”

30.07.2023
(Fot. Landon Phillips)

Szefowa działu urody amerykańskiego „Vogue’a” Arden Fanning Andrews postanowiła z pomocą stylistów, fryzjerów i makijażystów na jeden dzień zmienić się w Barbie. Teraz opowiada o szczegółach metamorfozy i wrażeniach z przemiany.

Czy tego lata wszyscy nie pragniemy mieć w sobie choć trochę z Barbie? Moja odpowiedź na to pytanie brzmi: być może. Gdy team „Vogue’a” zaproponował mi metamorfozę godną komedii romantycznej, z mojej codziennej wersji bliskiej estetyce Keanu Reevesa w ślicznotkę à la Margot Robbie, poczułam się zaintrygowana. W swoim codziennym stylu skłaniam się raczej ku kowbojskim wranglerom vintage i butom Converse’a niż ku jaskrawym różom i pastelom, mimo że przez pewien czas, w młodości, ludzie nazywali mnie „girly girl”, a ja inwestowałam w pasemka inspirowane Britney Spears i liliowy cień do powiek Hard Candy. Było to jednak dawno temu. Wiedziałam też, że do „Vogue’owej” transformacji w Barbie, wiążącej się z przerobieniem mojego brązowego boba w stylu francuskiej dziewczyny na blond fale o objętości XXL, potrzebni będą profesjonaliści z doświadczeniem z wybiegów.

(Fot. Landon Phillips)

Kompletowanie ekipy

W pierwszej kolejności dzwonię więc do stylisty fryzur Bumble and Bumble Evanie Frausto, który tworzy peruki o niespotykanej jakości, a efektem jego pracy są chociażby inspirowane dresażem siateczkowe fryzury, które w tym sezonie ręcznie zaplatał na potrzeby pokazu marki Collina Strada. Frausto oraz jego urocza asystentka Jaz Shepard przystają na mój pomysł i farbują moją pierwszą w życiu perukę, którą mają przyciąć i wystylizować już na mnie. Następnie zwracam się do Damy Pat McGrath, która informuje mnie, że najważniejsza w jej zespole Jenna Kuchera (która przygotowywała Duę Lipę na tegoroczną MET Galę) mogłaby przylecieć do Nowego Jorku prosto z pokazu couture Schiaparelli, by przeprowadzić moją metamorfozę z pomocą swojej asystentki Kai Shi. To wymarzony scenariusz dla każdej redaktorki działu urody, a także jedyny w swoim rodzaju pretekst, by spędzić dzień, korzystając z tego, że wszyscy skupiają się na mnie, a ja mogę myśleć tylko o sobie.

– Uwielbiam Barbie, uwielbiam metamorfozy, uwielbiam „Vogue’a”, a teraz mam tak jasne włosy i jestem tak opalony, że wydaje mi się, iż niespodziewanie stałem się częścią tego trendu. Myślę, że w pewnym sensie wszyscy jesteśmy Barbie – mówi mi Frausto o swoich nowych pasemkach, w zasadzie niewiele różniących się od tych, które widziałam u Ryana Goslinga. Jeżeli chodzi o inspiracje, to, jak mówi, „szukał ich w stylu Margot Robbie z trasy promocyjnej, który zdaje się wyprzedzać aktualne trendy”. Archiwalne looki lalki Barbie, które dzięki Robbie ponownie mogły ujrzeć światło dzienne, wywołują zachwyt na całym świecie. W kwestii makijażu potrzebuję czegoś bardziej ekscytującego niż zwykłe maźnięcie różem i mocna kreska zrobiona eyelinerem. Kuchera potwierdza, że jestem w dobrych rękach. – Całe moje życie polega na tworzeniu postaci – mówi. – Mam obsesję na tym punkcie i właśnie dlatego zajęłam się make-upem. Ustalamy, że w piątek o 8 rano spotkamy się w siedzibie głównej Condé Nast w centrum miasta, a potem zadecydujemy, co dalej.

W międzyczasie nasze redakcyjne królowe mody – Willow Lindley, Naomi Elizee, Ciarra Lorren Zatorski i Mai Morsch – organizują moją pierwszą osobistą przymiarkę w garderobie „Vogue’a”. Gdy już wyobrażam sobie siebie w jakiejś garsonce, oszałamiająca feeria barw ubrań znajdujących się na wieszakach prowadzi mnie ku jaskraworóżowemu projektowi Self-Portrait, który w kampanii marki miała na sobie Gigi Hadid. Gdy go zakładam, okazuje się, że odkrywa skrawek brzucha i większą część nóg, co zdaje się pasować do mojej postaci (poza tym leży jak ulał). Poświęcam się idei zastygłej w uniesionej pięcie Barbie i przynoszę swoje własne, ręcznie robione szwedzkie chodaki Hasbeen w kolorze białym, którymi stukam po posadzce, nie wychodząc z roli.

(Fot. Landon Phillips)

Świetlisty make-up, blond peruka i różowy outfit, czyli jak zostać Barbie w dwie godziny

Gdy w piątek przyjeżdżam do redakcji, rozsiadam się w fotelu, a cztery pary rąk zabierają się do pracy przy czymś, co okazuje się dwugodzinną spektakularną metamorfozą. Frausto i Shepard ściśle zaplatają mi włosy i przykrywają je przywodzącą na myśl czarownicę blond peruką, którą Frausto natychmiast przycina i stylizuje. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Nie bez powodu nakłada na włosy Hairdresser’s Invisible Oil Primer marki Bumble and Bumble: – Włosy peruki wymagają szczególnej ochrony. Gdy peruka jest już warstwowo przycięta, wysuszona i nawinięta na gorące wałki, stylista używa Thickening Dryspun Texture Spray (pięknie pachnie), który „podkreśla miękką, sprężystą teksturę włosów” i sprawia, że całość wygląda wiarygodnie i atrakcyjnie.

Kuchera zaczęła już pracować nad moim blaskiem w stylu Barbie i wyjaśnia mi proces konturowania i cieniowania, konieczny, by uzyskać look, dzięki któremu będę gotowa do zdjęć. Powstaje przy użyciu rozświetlacza Skin Fetish Highlighter marki Pat McGrath Labs. – Tym, czego chcę się trzymać, jest ponadczasowość Barbie oraz zachowanie wszystkich tych pięknych wykończeń skóry, dzięki którym wydaje się nowoczesna – mówi. Szarobrązowe cienie z zestawu Mothership 1: Subliminal i trzepoczące rzęsy nadają moim oczom filmowy wymiar. – Tak podkreślone oczy mogą okazać się lekką przesadą, ale jeśli skóra zostanie rozświetlona, a policzki będą w odcieniu delikatnego różu, efekt będzie naprawdę świeży – mówi o wykorzystaniu Divine Blush Colour Balm w kolorze Peach Lotus do nadania mojej twarzy odcienia, który określa jako „soczysty”.

(Fot. Landon Phillips)

Finał metamorfozy

Na tym etapie wszyscy obecni w pomieszczeniu zaczynają robić wielkie oczy, mnie również uderza to, jak autentycznie wygląda moja charakteryzacja. Zakładam swój trzyczęściowy komplet i ruszamy w teren do dzielnicy finansowej, gdzie zaczynam rozumieć, dlaczego do zrealizowania profesjonalnej sesji zdjęciowej potrzebna jest cała ekipa ludzi. Jest gorąco, więc zatrzymuję się na lodowego rożka, którego Tyrone z furgonetki z lodami Real Deal daje mi za darmo. Może dlatego, że jestem teraz blondynką, a może dlatego, że wyglądam, jakbym rzeczywiście była częścią trasy promocyjnej filmu. Niektórzy ludzie filmują mnie swoimi iPhone’ami, a ze strony sprzedawcy z ulicznego targu słyszę coś na kształt „ulala”. Dzwonię na FaceTime do swojego męża i mogę z całą pewnością stwierdzić, że gdy widzi mnie w pełnej charakteryzacji, jego twarz przybiera nieznany mi wcześniej wyraz. Wygląda jak połączenie szoku, podziwu i przyjemności.

Na koniec przed przystankiem metra zauważam Patricię Field, kultową kostiumografkę, która pracowała przy „Seksie w wielkim mieście”. Podczas Festiwalu Filmowego Tribeca przeprowadziłam z nią wywiad na temat jej charakterystycznego looku. Wołam: – Pat Field! Podchodzi do mnie, a ja mówię, kim jestem, i wyjaśniam, że dziś jestem blondynką. – Jesteś Barbie? – pyta. Chwilę później ludzie zaczynają ją zatrzymywać na ulicy, by zrobić sobie z nią zdjęcie, ale wraca do mnie, by pogadać. – Jakie jest prawdopodobieństwo, że w tak filmowej chwili zobaczę właśnie ciebie? – pytam. Odpowiada: – Takie rzeczy tylko w Nowym Jorku.

O szczegółach swojej transformacji w Barbie Arden Fanning Andrews opowiada w podcaście The Run-Through with „Vogue”.

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.com.

Arden Fanning Andrews i Landon Phillips
Proszę czekać..
Zamknij