Znaleziono 0 artykułów
25.06.2025

Nowa wystawa dokumentuje walkę queerowej sztuki z homofobią

25.06.2025
widok wystawy, prace Karola Radziszewskiego, od lewej Dominik Szymański, 2021; Milo Mazurkiewicz, 2019, dzięki uprzejmości Galerii Miejskiej Arsenał, fot. Michał Adamski 

Wystawa w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu odziana jest w historyczny kostium, by przyjrzeć się nie tak odległej homofobicznej przeszłości z dystansu. – Przedstawiamy strategie przetrwania, ale też sposoby na poruszanie się w rzeczywistości, która jest nie tylko politycznie trudna, ale i społecznie napięta – mówią osoby kuratorskie.

Jakub Wojtaszczyk: Kuratorowana przez was wystawa „Strefy LGBT+. Sztuka queerowa w czasach dobrej zmiany” w poznańskim Arsenale nawiązuje „do „stref wolnych od LGBT” – powstałych na mocy uchwał przyjmowanych przez samorządy w latach 2019–2020, które objęły niemal jedną trzecią terytorium kraju. Wydawałoby się, że będzie to wystawa historyczna. Tymczasem 1 czerwca rzeczywistość dla LGBT-ów stała się jeszcze trudniejsza. Czy kontekst wystawy się zmienił?

Gabi Skrzypczak: Mam wrażenie, że ten kontekst jest tym bardziej aktualny. Na wystawie zbieramy różne strategie i postawy społeczności LGBTQ+, które wyłoniły się w okresie rządów tzw. dobrej zmiany, ale wciąż są obecne. Nadal inspirują do działania, nadal mogą być czymś w rodzaju przepisu na to, jak funkcjonować, jak wyrażać swoją queerowość w obliczu konserwatywnej polityki. Nasza wystawa może stać się zatem przewodnikiem po tym, co osoby LGBTQ+ mogą zrobić, żeby przetrwać w trudnych warunkach.

Tomek Pawłowski-Jarmołajew: Rzeczywiście skupiamy się na tych praktykach, ale patrzymy na nie także w szerszym kontekście. To są strategie przetrwania, ale też sposoby na poruszanie się w rzeczywistości, która jest nie tylko politycznie trudna, ale i społecznie napięta. Myślę tu o czasie silnej polaryzacji, o tzw. wojnach kulturowych, gdzie temat osób LGBTQ+ staje się paliwem do dalszego dzielenia społeczeństwa. W naszej pracy interesowało nas to, jak osoby artystyczne i queerowa społeczność próbowały w tym wszystkim nawigować. Bo skoro nie zanosi się na szybką zmianę polityczną – a wręcz przeciwnie, globalne tendencje są często coraz bardziej niepokojące – to może warto się zastanowić: skoro przetrwałyśmy ten naprawdę trudny okres, to co z tego wyniosłyśmy? I tu wracamy do tego, co Gabi już zaznaczyła – może właśnie te praktyki mogą się okazać czymś w rodzaju podręcznika na niepewne czasy?

Widok wystawy, Sebulec "Futro", 2021, dzięki uprzejmości Galerii Miejskiej Arsenał, fot. Michał Adamski

Do technik przetrwania jeszcze wrócimy. Na razie zatrzymajmy się przy samej idei wystawy. Kiedy pojawiła się w waszych głowach?

T.: Queer stał się w ostatnich latach jednym z istotniejszych zjawisk na polskiej scenie artystycznej. Bardzo wiele osób tworzyło wystawy, realizowało projekty w największych galeriach i muzeach, często też stając się jednymi z najciekawszych głosów polskiej sztuki. Ale mimo tej widoczności brakowało wystawy, która zebrałaby te praktyki i spróbowała je podsumować. Takiej instytucjonalnej próby uchwycenia, czym właściwie jest queer w sztuce dzisiaj, co dla tych artystek i artystów jest ważne, o co im chodzi, jakie tematy podejmują i jaką strategią się posługują.

Potrzebowałyście takiej wystawy?

G.: Czułyśmy, że jest ona potrzebna. Skupiłyśmy się na latach 2015–2023, bo to był czas rządów Zjednoczonej Prawicy; okres mocno nacechowany politycznie, ale też bardzo znaczący dla społeczności LGBTQ+, nie tylko ze względu na traumę, jakiej doświadczyłyśmy. Mimo tej opresyjnej atmosfery wydarzyło się również wiele pozytywnych rzeczy. Hasło „dobra zmiana” nie należało tylko władzy, bo w pewnym sensie odnosiło się także do samej społeczności, bo przecież w tym okresie mocno rozwinęła się nie tylko queerowa sztuka, ale też queerowy aktywizm.

Jakie techniki przetrwania osób artystycznych wyłaniają się z prezentowanych prac?

G.: Jedną z kluczowych strategii była praca oddolna, samoorganizacja, tworzenie kolektywów i bezpieczniejszych przestrzeni. Myślimy tu o takich inicjatywach jak KEM, X-philes czy Biblioteka Azyl. To są przykłady działań, które budowały własne struktury, organizowały spotkania, prowadziły programy edukacyjne, zajmowały się działalnością wydawniczą, włączając w to inne dyscypliny takie jak muzyka, performans czy moda. Wszystko to wynikało z potrzeby stworzenia miejsc, gdzie queerowe osoby mogły czuć się bezpiecznie.

Kolejnym bardzo ważnym obszarem była aktywność na styku sztuki i protestu. Zaangażowanie artystek i artystów w działania na rzecz praw człowieka stało się naprawdę widoczne.

Artywizm?

T.: Dokładnie. W ciągu ostatnich lat wiele osób artystycznych włączało się w protesty, traktując to również jako osobną formę ekspresji artystycznej. To też działało w drugą stronę: aktywistki i aktywiści coraz częściej sięgały po narzędzia sztuki, jak performans, happening, interwencje wizualne, żeby wyrażać swój sprzeciw i budować nowe formy protestu. 

G.: Przechwytywano także symbolikę – czy to narodową, czy wiejską, co pozwoliło queerowym osobom odnaleźć się w polskości zawłaszczanej przez prawicę. Symbole były „dragowane” – wkładane w kostium, przetwarzane z humorem, dystansem, ale i z czułością. To było jednocześnie afirmowanie i krytyczne konfrontowanie się z narracjami, które stały się dla wielu osób krzywdzące. Ważne było też dla nas pojęcie samostanowienia. Chodzi tu o mówienie o sobie, outowanie się, opowiadanie własnej historii. Bycie adwokatką/adwokatem we własnej sprawie. 

T.: Otworzyła się też przestrzeń dla dużo szerszego spektrum tożsamości – szczególnie niebinarnych, wcześniej niewidocznych. Pojawiła się dyskusja o neutralnym języku i zaimkach, a instytucje i uczelnie wprowadzały nowe standardy. To też dzięki robocie aktywistycznej!

Widok wystawy, strefa "Stodoła", prace Mikołaja Sobczaka, Liliany Zeic  i Przemysława Piniaka, dzięki uprzejmości Galerii Miejskiej Arsenał, fot. Michał Adamski

Strefa „Stodoła” waszej wystawy jest manifestem właśnie przechwytywania historii i symboli narodowych – w duchu zwrotu ludowego rozszczelnia narracje i wprowadza głosy z marginesu.

G.: W tym kontekście świetnym przykładem jest praca Kacpra Szaleckiego „Głuchy telefon”. W niej performerskie osoby queerowe próbują odtworzyć ludowe tańce, których uczono je w dzieciństwie. Choreografia jest oparta na wspomnieniach, intuicji, niedopowiedzeniu. I właśnie w tej nieścisłości, w tej próbie odtworzenia, która jest bardziej gestem niż rekonstrukcją, ujawnia się coś ważnego o tym, czym dziś jest ludowość, szczególnie ta obecna w nacjonalistycznym mainstreamie. Jak bardzo jest to dziś konstrukt, fantazja, a nie realna kontynuacja tradycji.

Jedną z prac jest portret Ewy Hołuszko, opozycjonistki, ważnej członkini Solidarności i transpłciowej aktywistki, którą Karol Radziszewski przedstawia niczym Wolność wiodącą queerowy lud na barykady podczas pierwszego Marszu Równości w Białymstoku. Wydarzenie było brutalne, dziś nazywane jest „polskim Stonewall”. Cena za widoczność, wzrost akceptacji?

T.: Ostatnia dekada nie była walką o przywileje, tylko o godność, o to, by móc żyć. Bo jeśli chodzi o prawa, jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu, co byłyśmy. To, co działo się w Białymstoku, to, co widziałyśmy na marszach w mniejszych miejscowościach jak Lublin czy Częstochowa, nie powinno było się wydarzyć. Niestety żyjemy w świecie, w którym mniejszości były i pewnie nadal będą prześladowane. Utrwalamy te wydarzenia na wystawie w strefie „Kronika”, gdzie znajduje się m.in. wspomniana przez ciebie praca Karola. Przypominamy o ofiarach tej brutalnej kampanii nienawiści, ale też o formach oporu i heroizmie. Białystok to nadal żywa, głęboka trauma. 

Na wystawie wyrazem społecznej solidarności i sojusznictwa są „Tęczowe pocztówki” z akcji Filipa Kijowskiego, wysyłane w proteście do prezydenta Dudy po tym, gdy powiedział, że osoby LGBTQ+ są ideologią.

T.: Solidarność była widoczna na polu sztuki, ale też np. w świecie biznesu i kultury. Osoby sojusznicze zaczęły zabierać głos, a wiele instytucji dawało platformę społeczności LGBTQ+. Natomiast strategie sojusznictwa bywały różne. Bo mamy też przecież pinkwashing

G.: O tym jest praca Małgorzaty Mycek, która w krytyczny sposób komentuje komercjalizację marszów równości i instrumentalne wykorzystanie queerowej symboliki, co pokazuje płytki wymiar sojuszniczych gestów.

Widok wystawy, Małgorzata Mycek "Nie tylko kobiety miesiączkują" 2021, dzięki uprzejmości Galerii Miejskiej Arsenał, fot. Michał Adamski 

„Moda na queer”?

T.: Na pewno tęczowość stała się dla wielu symbolem czegoś nowoczesnego, zachodniego i wiąże się z liberalnymi, zachodnimi aspiracjami. Również dlatego wiele marek kieruje swoje oferty do osób LGBTQ+. Ale obok tego pojawiły się też bardzo realne, polityczne strategie sojusznictwa – i one miały dla naszej społeczności ogromne znaczenie. Przykładem może być Galeria Labirynt w Lublinie, która w reakcji na nagonkę i dehumanizującą narrację władz zorganizowała wystawę „Jesteśmy ludźmi” i udostępniła swoją przestrzeń wspomnianej Bibliotece Azyl. To był gest sprzeciwu, do którego zaproszono zarówno osoby queerowe, jak i sojusznicze.

G.: Jestem sceptyczna wobec określenia „moda na queer”. Wydaje mi się, że trudno mówić o modzie na tożsamość albo, w przypadku sojusznictwa, na bycie po prostu przyzwoitym człowiekiem. 

Na wystawie mówicie też o afirmacji różnych tożsamości, prawda?

G.: Dokładnie. Queerowa tożsamość często działa właśnie na przecięciu różnych doświadczeń. To są sytuacje, w których tożsamości się krzyżują, nakładają na siebie, wchodzą ze sobą w dialog. Postawy polityczne często przekładają się bezpośrednio na postawy tożsamościowe. Przykładem takiego podejścia jest praca Daniela Kotowskiego, który jednocześnie mierzy się z tożsamością osoby nieheteronormatywnej i osoby głuchej. Zestawienie bardzo mocno pokazuje, jak obie te tożsamości były przez aparat państwowy spychane na margines. Artysta używa symboliki antyfaszystowskiej – trzech pochyłych strzał – w które wplata znaki migowe na słowo „pedał” i „miłość”. Tym samym ta pedalska miłość staje się u niego symbolem widoczności i walki o prawa różnych grup. 

T.: W kontrze do nurtu homoerotycznego malarstwa męskiego pokazujemy reprezentacje lesbijskiej seksualności, np. pracę Olgi Dziubak, która zestawia akty zbliżeń intymnych między kobietami w kontekście architektury władzy. 

Widok wystawy, księgozbiór biblioteki Azyl, dzięki uprzejmości Galerii Miejskiej Arsenał, fot. Michał Adamski

W tekście kuratorskim piszecie, że queerowa duma w przypadku wystawy to jednocześnie forma protestu i święto różnorodności. A czym dla was jest owa duma?

T.: Dla mnie queerowa duma to robienie awantury. Może to wynika z tego, skąd pochodzę – wychowałem się na podlaskiej wsi, w bardzo katolickiej i patriotycznej rodzinie. Wiążą się z tym martyrologia i ofiarność, które mocno we mnie siedzą. Co, jak myślę, widać również w pracy nad tą wystawą.

G.: Dla mnie queerowa duma to pełne i świadome bycie sobą, jak i afirmacja postaw, które uważam za fundamentalne dla wspólnego funkcjonowania – zarówno w przestrzeni instytucjonalnej, jak i w codziennym życiu społecznym.

Jakub Wojtaszczyk
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Nowa wystawa dokumentuje walkę queerowej sztuki z homofobią
Proszę czekać..
Zamknij