
Wystawa w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu odziana jest w historyczny kostium, by przyjrzeć się nie tak odległej homofobicznej przeszłości z dystansu. – Przedstawiamy strategie przetrwania, ale też sposoby na poruszanie się w rzeczywistości, która jest nie tylko politycznie trudna, ale i społecznie napięta – mówią osoby kuratorskie.
Jakub Wojtaszczyk: Kuratorowana przez was wystawa „Strefy LGBT+. Sztuka queerowa w czasach dobrej zmiany” w poznańskim Arsenale nawiązuje „do „stref wolnych od LGBT” – powstałych na mocy uchwał przyjmowanych przez samorządy w latach 2019–2020, które objęły niemal jedną trzecią terytorium kraju. Wydawałoby się, że będzie to wystawa historyczna. Tymczasem 1 czerwca rzeczywistość dla LGBT-ów stała się jeszcze trudniejsza. Czy kontekst wystawy się zmienił?
Gabi Skrzypczak: Mam wrażenie, że ten kontekst jest tym bardziej aktualny. Na wystawie zbieramy różne strategie i postawy społeczności LGBTQ+, które wyłoniły się w okresie rządów tzw. dobrej zmiany, ale wciąż są obecne. Nadal inspirują do działania, nadal mogą być czymś w rodzaju przepisu na to, jak funkcjonować, jak wyrażać swoją queerowość w obliczu konserwatywnej polityki. Nasza wystawa może stać się zatem przewodnikiem po tym, co osoby LGBTQ+ mogą zrobić, żeby przetrwać w trudnych warunkach.
Tomek Pawłowski-Jarmołajew: Rzeczywiście skupiamy się na tych praktykach, ale patrzymy na nie także w szerszym kontekście. To są strategie przetrwania, ale też sposoby na poruszanie się w rzeczywistości, która jest nie tylko politycznie trudna, ale i społecznie napięta. Myślę tu o czasie silnej polaryzacji, o tzw. wojnach kulturowych, gdzie temat osób LGBTQ+ staje się paliwem do dalszego dzielenia społeczeństwa. W naszej pracy interesowało nas to, jak osoby artystyczne i queerowa społeczność próbowały w tym wszystkim nawigować. Bo skoro nie zanosi się na szybką zmianę polityczną – a wręcz przeciwnie, globalne tendencje są często coraz bardziej niepokojące – to może warto się zastanowić: skoro przetrwałyśmy ten naprawdę trudny okres, to co z tego wyniosłyśmy? I tu wracamy do tego, co Gabi już zaznaczyła – może właśnie te praktyki mogą się okazać czymś w rodzaju podręcznika na niepewne czasy?

Do technik przetrwania jeszcze wrócimy. Na razie zatrzymajmy się przy samej idei wystawy. Kiedy pojawiła się w waszych głowach?
T.: Queer stał się w ostatnich latach jednym z istotniejszych zjawisk na polskiej scenie artystycznej. Bardzo wiele osób tworzyło wystawy, realizowało projekty w największych galeriach i muzeach, często też stając się jednymi z najciekawszych głosów polskiej sztuki. Ale mimo tej widoczności brakowało wystawy, która zebrałaby te praktyki i spróbowała je podsumować. Takiej instytucjonalnej próby uchwycenia, czym właściwie jest queer w sztuce dzisiaj, co dla tych artystek i artystów jest ważne, o co im chodzi, jakie tematy podejmują i jaką strategią się posługują.
Potrzebowałyście takiej wystawy?
G.: Czułyśmy, że jest ona potrzebna. Skupiłyśmy się na latach 2015–2023, bo to był czas rządów Zjednoczonej Prawicy; okres mocno nacechowany politycznie, ale też bardzo znaczący dla społeczności LGBTQ+, nie tylko ze względu na traumę, jakiej doświadczyłyśmy. Mimo tej opresyjnej atmosfery wydarzyło się również wiele pozytywnych rzeczy. Hasło „dobra zmiana” nie należało tylko władzy, bo w pewnym sensie odnosiło się także do samej społeczności, bo przecież w tym okresie mocno rozwinęła się nie tylko queerowa sztuka, ale też queerowy aktywizm.
Jakie techniki przetrwania osób artystycznych wyłaniają się z prezentowanych prac?
G.: Jedną z kluczowych strategii była praca oddolna, samoorganizacja, tworzenie kolektywów i bezpieczniejszych przestrzeni. Myślimy tu o takich inicjatywach jak KEM, X-philes czy Biblioteka Azyl. To są przykłady działań, które budowały własne struktury, organizowały spotkania, prowadziły programy edukacyjne, zajmowały się działalnością wydawniczą, włączając w to inne dyscypliny takie jak muzyka, performans czy moda. Wszystko to wynikało z potrzeby stworzenia miejsc, gdzie queerowe osoby mogły czuć się bezpiecznie.
Kolejnym bardzo ważnym obszarem była aktywność na styku sztuki i protestu. Zaangażowanie artystek i artystów w działania na rzecz praw człowieka stało się naprawdę widoczne.
Artywizm?
T.: Dokładnie. W ciągu ostatnich lat wiele osób artystycznych włączało się w protesty, traktując to również jako osobną formę ekspresji artystycznej. To też działało w drugą stronę: aktywistki i aktywiści coraz częściej sięgały po narzędzia sztuki, jak performans, happening, interwencje wizualne, żeby wyrażać swój sprzeciw i budować nowe formy protestu.
G.: Przechwytywano także symbolikę – czy to narodową, czy wiejską, co pozwoliło queerowym osobom odnaleźć się w polskości zawłaszczanej przez prawicę. Symbole były „dragowane” – wkładane w kostium, przetwarzane z humorem, dystansem, ale i z czułością. To było jednocześnie afirmowanie i krytyczne konfrontowanie się z narracjami, które stały się dla wielu osób krzywdzące. Ważne było też dla nas pojęcie samostanowienia. Chodzi tu o mówienie o sobie, outowanie się, opowiadanie własnej historii. Bycie adwokatką/adwokatem we własnej sprawie.
T.: Otworzyła się też przestrzeń dla dużo szerszego spektrum tożsamości – szczególnie niebinarnych, wcześniej niewidocznych. Pojawiła się dyskusja o neutralnym języku i zaimkach, a instytucje i uczelnie wprowadzały nowe standardy. To też dzięki robocie aktywistycznej!

Strefa „Stodoła” waszej wystawy jest manifestem właśnie przechwytywania historii i symboli narodowych – w duchu zwrotu ludowego rozszczelnia narracje i wprowadza głosy z marginesu.
G.: W tym kontekście świetnym przykładem jest praca Kacpra Szaleckiego „Głuchy telefon”. W niej performerskie osoby queerowe próbują odtworzyć ludowe tańce, których uczono je w dzieciństwie. Choreografia jest oparta na wspomnieniach, intuicji, niedopowiedzeniu. I właśnie w tej nieścisłości, w tej próbie odtworzenia, która jest bardziej gestem niż rekonstrukcją, ujawnia się coś ważnego o tym, czym dziś jest ludowość, szczególnie ta obecna w nacjonalistycznym mainstreamie. Jak bardzo jest to dziś konstrukt, fantazja, a nie realna kontynuacja tradycji.
Jedną z prac jest portret Ewy Hołuszko, opozycjonistki, ważnej członkini Solidarności i transpłciowej aktywistki, którą Karol Radziszewski przedstawia niczym Wolność wiodącą queerowy lud na barykady podczas pierwszego Marszu Równości w Białymstoku. Wydarzenie było brutalne, dziś nazywane jest „polskim Stonewall”. Cena za widoczność, wzrost akceptacji?
T.: Ostatnia dekada nie była walką o przywileje, tylko o godność, o to, by móc żyć. Bo jeśli chodzi o prawa, jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu, co byłyśmy. To, co działo się w Białymstoku, to, co widziałyśmy na marszach w mniejszych miejscowościach jak Lublin czy Częstochowa, nie powinno było się wydarzyć. Niestety żyjemy w świecie, w którym mniejszości były i pewnie nadal będą prześladowane. Utrwalamy te wydarzenia na wystawie w strefie „Kronika”, gdzie znajduje się m.in. wspomniana przez ciebie praca Karola. Przypominamy o ofiarach tej brutalnej kampanii nienawiści, ale też o formach oporu i heroizmie. Białystok to nadal żywa, głęboka trauma.
Na wystawie wyrazem społecznej solidarności i sojusznictwa są „Tęczowe pocztówki” z akcji Filipa Kijowskiego, wysyłane w proteście do prezydenta Dudy po tym, gdy powiedział, że osoby LGBTQ+ są ideologią.
T.: Solidarność była widoczna na polu sztuki, ale też np. w świecie biznesu i kultury. Osoby sojusznicze zaczęły zabierać głos, a wiele instytucji dawało platformę społeczności LGBTQ+. Natomiast strategie sojusznictwa bywały różne. Bo mamy też przecież pinkwashing…
G.: O tym jest praca Małgorzaty Mycek, która w krytyczny sposób komentuje komercjalizację marszów równości i instrumentalne wykorzystanie queerowej symboliki, co pokazuje płytki wymiar sojuszniczych gestów.

„Moda na queer”?
T.: Na pewno tęczowość stała się dla wielu symbolem czegoś nowoczesnego, zachodniego i wiąże się z liberalnymi, zachodnimi aspiracjami. Również dlatego wiele marek kieruje swoje oferty do osób LGBTQ+. Ale obok tego pojawiły się też bardzo realne, polityczne strategie sojusznictwa – i one miały dla naszej społeczności ogromne znaczenie. Przykładem może być Galeria Labirynt w Lublinie, która w reakcji na nagonkę i dehumanizującą narrację władz zorganizowała wystawę „Jesteśmy ludźmi” i udostępniła swoją przestrzeń wspomnianej Bibliotece Azyl. To był gest sprzeciwu, do którego zaproszono zarówno osoby queerowe, jak i sojusznicze.
G.: Jestem sceptyczna wobec określenia „moda na queer”. Wydaje mi się, że trudno mówić o modzie na tożsamość albo, w przypadku sojusznictwa, na bycie po prostu przyzwoitym człowiekiem.
Na wystawie mówicie też o afirmacji różnych tożsamości, prawda?
G.: Dokładnie. Queerowa tożsamość często działa właśnie na przecięciu różnych doświadczeń. To są sytuacje, w których tożsamości się krzyżują, nakładają na siebie, wchodzą ze sobą w dialog. Postawy polityczne często przekładają się bezpośrednio na postawy tożsamościowe. Przykładem takiego podejścia jest praca Daniela Kotowskiego, który jednocześnie mierzy się z tożsamością osoby nieheteronormatywnej i osoby głuchej. Zestawienie bardzo mocno pokazuje, jak obie te tożsamości były przez aparat państwowy spychane na margines. Artysta używa symboliki antyfaszystowskiej – trzech pochyłych strzał – w które wplata znaki migowe na słowo „pedał” i „miłość”. Tym samym ta pedalska miłość staje się u niego symbolem widoczności i walki o prawa różnych grup.
T.: W kontrze do nurtu homoerotycznego malarstwa męskiego pokazujemy reprezentacje lesbijskiej seksualności, np. pracę Olgi Dziubak, która zestawia akty zbliżeń intymnych między kobietami w kontekście architektury władzy.

W tekście kuratorskim piszecie, że queerowa duma w przypadku wystawy to jednocześnie forma protestu i święto różnorodności. A czym dla was jest owa duma?
T.: Dla mnie queerowa duma to robienie awantury. Może to wynika z tego, skąd pochodzę – wychowałem się na podlaskiej wsi, w bardzo katolickiej i patriotycznej rodzinie. Wiążą się z tym martyrologia i ofiarność, które mocno we mnie siedzą. Co, jak myślę, widać również w pracy nad tą wystawą.
G.: Dla mnie queerowa duma to pełne i świadome bycie sobą, jak i afirmacja postaw, które uważam za fundamentalne dla wspólnego funkcjonowania – zarówno w przestrzeni instytucjonalnej, jak i w codziennym życiu społecznym.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.