Znaleziono 0 artykułów
14.11.2018

Dotknąć siebie

14.11.2018
Kadr z filmu „Touch Me Not” (Fot. materiały prasowe)

Co nas podnieca? Co nas odrzuca? Jak nasze ciało reaguje na dotyk? Czego potrzebujemy, by wpuścić innych do naszego świata i się przed nimi obnażyć? Jakie fantazje kryją się głęboko w nas? A przede wszystkim, czy da się wyjść poza schematy, przekazy kulturowe i te wyniesione z domu, by napisać własną seksualną historię? Wszystkie te pytania rodzą się podczas seansu eksperymentalnego filmu „Touch Me Not” rumuńskiej reżyserki Adiny Pintilie.

Połowę tego filmu przynosimy do kina ze sobą – mówiła Alicja Długołęcka podczas dyskusji w warszawskim kinie Muranów po przedpremierowej projekcji „Touch Me Not”. Edukatorka seksualna wyraźnie podkreślała, że obraz bardzo angażuje widzów, a jego odbiór zależny jest w dużej mierze od osobistych doświadczeń i przekonań. 

Do debiutu Pintilie, nagrodzony Złotym Niedźwiedziem na tegorocznym 68. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie, ciężko przyłożyć typowo filmową miarę. To w zasadzie eksperyment artystyczny na styku fikcji i dokumentu. Biorą w nim udział aktorzy i amatorzy, a łączy ich to, że dzielą się swoimi osobistymi przeżyciami. Obnażają na ekranie fizycznie i psychicznie. 

Kadr z filmu "Touch me not" (Fot. materiały prasowe)

Werdykt jury Berlinale podzielił krytyków. Część z nich uznała, że rumuńska i autorka scenariusza nie powiedziała w zasadzie nic nowego, jeśli chodzi o holistyczne podejście do ciała, a przy tym postawiła na zbyt wiele tematów jednocześnie połączonych jedynie kwestią seksualności. Nie brakowało jednak głosów, że film jest bardzo bliski życiu i pełen empatii. Choć pokazuje m.in. warsztaty seksualne dla osób z niepełnosprawnościami, elementy BDSM, scenę seksu oralnego i pełen jest zbliżeń na nagie ciała, to nie chodzi w nim o szokowanie,  ani epatowanie seksualnością. Kamera w czuły wręcz sposób i bez upiększeń pokazuje cielesną prawdę, a nacisk położony jest na intymność i poszukiwanie jej definicji. Zarówno przez twórców, jak i odbiorców.

Kadr z filmu „Touch Me Not” (Fot. materiały prasowe)

Laboratorium intymności

Jedną z głównych bohaterek obrazu jest 50-letnia Laura, która z pomocą reżyserki próbuje zmierzyć się ze swoim lękiem przed dotykiem i bliskością drugiej osoby. W sterylnie białym i niemal pustym mieszkaniu Laury pojawiają się kolejni seksworkerzy, którzy mają ją oswoić z własną i cudzą cielesnością. Wśród nich wyróżnia się na zasadzie kontrastu transseksualna Hannah, wielbicielka muzyki Brahmsa, opowiadająca z miłością o swoim ciele – powiększonych piersiach i nieusuniętym penisie, którego traktuje jak dużą łechtaczkę. Z kolei Tudor pozbawiony jest od dziecka owłosienia na całym ciele. Interesują go praktyki BDSM, a pokazany jest jako voyeurysta. Pracuje też z osobami z niepełnosprawnościami. Wśród nich jest Christian z rdzeniowym zanikiem mięśni poruszający się na specjalnym wózku. Cieszy się jednak swoim ciałem i tworzy udany związek z Grit. Wszyscy bohaterowie zgodzili się na udział w projekcie, by zmienić społeczne podejście do seksualności. Ich misją jest wskazanie na piękno tkwiące w różnorodności ciał. I to, że wszystkie są seksualne, niezależnie od wyglądu czy sprawności. 

Ekipie „Touch Me Not” zależało przede wszystkim na subiektywnym doświadczeniu widzów i wejściu z nimi w dialog. Reżyserka, zadając aktorom pytania o definicje intymności, piękna, relacji czy miłości, pośrednio zadaje je też odbiorcom. Przez dwie godziny we fragmentarycznym obrazie przewija się faktycznie kilka wątków, które mogłyby być pogłębione, ale ich nagromadzenie zdaje się mieć na celu głównie zainspirowanie odbiorców, skonfrontowanie z różnymi ciałami i preferencjami seksualnymi, uderzenie w dobrze znane schematy, jak i zasianie niepokoju, co do swoich dotychczasowych przekonań.

Wraz z Pintilie i operatorami kamer podglądamy więc bohaterów w najintymniejszych momentach. Może to okazać się niekomfortowe. Widzimy ciała bez upiększeń, erotyczną scenę ze śliną w klubie BDSM, lecz także ślinotok wynikający z choroby. Od tego nie da się odwrócić wzroku. W mieszkaniu Laury czy na warsztatach pracy z ciałem otacza bohaterów kliniczna biel, która osłabia erotyczną wymowę i nawiązuje do eksperymentowania z cielesnością, seksualnością, do zajęć terapeutycznych. Czy taka scenografia może sprawić, że jako widzowie wyzbędziemy się stereotypowego myślenia i oceniania? A może od oceniania nie ma ucieczki? Czy to są właśnie warunki, w których można wyjść poza schemat i rozpocząć pracę nad swoją własną, nieobciążoną niczym wizją seksualności? 

Kadr z filmu „Touch Me Not” (Fot. materiały prasowe)

Wszyscy jesteśmy nadzy

Film porusza sprawy niewygodne. Ale właśnie ta niewygoda, to uwieranie mogą być podstawą do pracy nad sobą. Na początku trudnej. Na jej końcu czeka jednak zwykle przyjemność, uwolnienie napięcia, lepsze zadomowienie się w ciele. Dobrze ujmuje to Christian, mówiąc o wdzięczności do ciała, w którym przecież przebywamy przez całe życie. Od narodzin do śmierci uczymy się go. Pracujemy więc nad kontaktem z nim. Przynajmniej w teorii. W praktyce wiele i wielu z nas żyje niejako obok ciała. Nie słucha go i nie odpowiada na jego potrzeby. Ciało bywa pancerzem ukrywającym nasze miękkie wnętrze, dlatego tak zaciekle go bronimy. Jak filmowa Laura, która nikomu nie pozwala się do siebie zbliżyć. 

Seans „Touch Me Not” to intymne doświadczenie. Nie dlatego, że oglądamy seks. Sami stajemy się nadzy wobec tego, co widzimy na ekranie. Mierzymy się z naszymi lękami, wstrętami, traumami, pragnieniami. Zwłaszcza z tymi, na które często na co dzień nie dajemy sobie przyzwolenia. Niektórzy seans opisywali jako doświadczenie katartyczne. Lekcję szacunku do ciała, potrzeb, wyzwalacz ciekawości. Inni zostawali z pracą do odrobienia.

Paulina Klepacz
Proszę czekać..
Zamknij