
Wstyd przeszedł na drugą stronę – mówi Gisèle Pelicot, która staje się ikoną kobiecej siły. Jednak filozofka Manon Garcia wraca do procesu sądowego, żeby przyjrzeć się sprawcom i mechanizmom, które doprowadziły do bulwersującej zbrodni.
Czterdziestoletnia Francuzka Manon Garcia przyznaje, że jej ojciec nazwał sprawę Gisèle Pelicot medialną sensacją i niespecjalnie chciał na jej temat rozmawiać, nawet wiedząc, że jego córka pisze o niej książkę. Podobny odruch ma pewnie wiele i wielu z nas, zwłaszcza kiedy od ogłoszenia wyroku minęły już tygodnie i miesiące. Ale ona – feministka i filozofka – odnajduje w tym wydarzeniu wiele ważnych pytań, które domagają się odpowiedzi, szczególnie teraz, gdy szok opadł. Pisze więc książkę i nadaje jej wytrącający tytuł „Żyć z mężczyznami”.
Zniewolenie chemiczne. Służby medyczne nie rozpoznają problemu
Co się właściwie wydarzyło na francuskiej prowincji? Tę historię starano się opowiadać na różne sposoby, ale najwłaściwsza wydaje się perspektywa Gisèle, emerytowanej menedżerki logistyki, która nagle podupadła na zdrowiu. Tuż przed emeryturą, kiedy zaczęła intensywnie zajmować się wnukami, zachorowała. W trakcie wizyt lekarskich skarżyła się na senność i wyczerpanie. Cierpiała na zaniki pamięci, czuła się obolała. Miewała problemy z koncentracją i prowadzeniem zwykłej rozmowy. Traciła na wadze, wycofywała się z życia, czuła się coraz bardziej zagubiona, zwłaszcza że miała krępujące i trudne do wytłumaczenia urazy i infekcje ginekologiczne.

U boku Gisèle stał Dominique. Byli małżeństwem od początku lat 70., burzliwym, ze zdradami i problemami, ale również dobrymi wspomnieniami, które Gisèle przywoływała w trakcie procesu. Ceniła męża np. za sportowy styl życia, przymykała oko na potknięcia finansowe. Mogła czuć się zaopiekowana, bo to on gotował w domu posiłki, jak się później okazało, czasem dodawał do potraw lekarstwa.
Lekarze nie znaleźli jednoznacznej przyczyny problemów Gisèle. Tłumaczyli jej stan wiekiem i przeciążeniem organizmu. Nikt nigdy nie zaproponował jej badań toksykologicznych. Jak wskazuje Manon Garcia, zniewolenie chemiczne wydawało się i nadal wydaje służbom medycznym nierealnym scenariuszem. Jeśli już się pojawia, to w postaci pigułki gwałtu podanej przez nieznajomego w klubie.
Gisèle we wciąż pogarszającym się stanie uznała z czasem, że przyczynę musi nosić w sobie. Przez lata podejrzewała, że jest śmiertelnie chora. Nie wiedziała tylko na co. Po blisko dekadzie zupełnie znienacka przyszło rozwiązanie zagadki. W listopadzie 2020 roku, kiedy Dominique Pelicot został przyłapany. Na początku na czymś, co może wydawać się „niewinne” – na nagrywaniu filmików pod spódnicami klientek supermarketu. Ale to była tylko nitka, po której policja dotarła do domowego komputera i dysków z archiwami zbrodni Pelicota. Od 2011 roku zgromadził on ponad 50 tys. zdjęć i 1500 filmów przedstawiających gwałty na nieprzytomnej Gisèle, a także zdjęcia wykonane w ukryciu swoim synowym i dorosłej córce, Caroline Darian, która jak się wkrótce miało okazać, była ubrana w cudzą bieliznę. Śledczy oszacowali, że gwałtom na Gisèle przyglądało się na żywo lub brało w nich udział ok. 90 mężczyzn. Znaleźli korespondencję z forum internetowego, na którym Dominique zapraszał do udziału w „sekssztafecie”. Jest wielce prawdopodobne, że udostępniał zdjęcia i nagrania w sieci. Na pewno dzielił się poradami. Pisał np. jaką dawkę leku podać osobie, żeby stała się zupełnie bezwolna. Przez lata żaden z uczestników forum nie zaalarmował władz. Pelicot prowadził też „dziennik gwałtu”, poza ewidencją zapisywał emocje, stąd wiemy, że szczególnie ważna była dla niego kontrola i dominacja. W trakcie procesu powiedział o żonie: „Była przeciwieństwem mojej matki, całkowicie uległa” i być może właśnie ten wątek sprawił, że 72-letnia Gisèle zdecydowała się odtajnić sprawę. Pokazać twarz i zaapelować do kobiet na całym świecie z przesłaniem, że wstyd powinien przestać być jej udziałem. To sprawcy powinni znosić upokorzenie.

Pięćdziesięciu jeden skazanych w sprawie Gisèle Pelicot. Co ich łączyło?
Manon Garcia przez kilka tygodni śledziła przebieg procesu, siedząc na sali sądu w Awinionie. Patrzyła w twarze 51 oskarżonych (a w finale skazanych), których udało się zidentyfikować policji. Obserwowała ich zachowanie i mowę ciała. Przyznała, że jedyne, co ich łączyło, to płeć. W grupie znaleźli się dziennikarz, policjant, pedofil i świeżo upieczony ojciec. Jeden ze sprawców był w wieku Gisèle, inny dwukrotnie młodszy. Niektórzy wydawali się przerażeni, deklarowali poczucie winy, inni mimo nagrań wypierali się gwałtu i nie okazywali skruchy. Mieli różne wytłumaczenia: od choroby żony, która uniemożliwia klasyczne współżycie przez 12 miesięcy, aż po psychologiczne podporządkowanie się Pelicotowi. Dominique, który przyznał się do winy, twierdził, że jego osobistym motywem były erotyczne fantazje – bardziej odważna bielizna i seks analny, na który Gisèle wcześniej nie chciała się zgodzić.
Wielu starało się podważyć fakt gwałtu. Utrzymywali, że byli niepoczytalni, „myśleli penisem”. Próbowali przekonać sąd, że zgoda Dominique’a była wystarczająca, że mąż może dysponować ciałem swojej żony. Starali się dowodzić, że „śpiąca” Gisèle nie budziła żadnych podejrzeń, że odbierali sytuację jako grę erotyczną, na którą kobieta w ich mniemaniu wyraziła wcześniej zgodę. Tyle że nic na to nie wskazywało.
Manon Garcia, która w trakcie procesu oglądała dowody w postaci nagrań wideo, pisze wprost, że ciało Gisèle było bezbronne i z wyglądu przypominało martwe. Kolejne sceny gwałtów nie mają w sobie krztyny erotyzmu, intymności czy pożądania. Nagrania unaoczniają, jak Dominique i jego współoprawcy instrumentalnie obsługują się kobietą, podnosząc ją, obracając, przytrzymując różne części jej ciała. Garcia słyszała włączony w tle telewizor, a czasem dźwięki chrapania Gisèle, które nie wytrącały sprawców.

„Sekrety rodzinne” to normalizacja przemocy
Ta historia jest świetnie udokumentowana, wydarzyła się niedawno we Francji, ale wywołuje lawinę pytań, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi: Co siedziało w głowach 51 oskarżonych? Co ta sprawa mówi o mężczyznach? Czy to zwyrodnialcy, którzy skrzyknęli się w sieci, a może tragiczny zbieg okoliczności i efekt działania testosteronu, hormonu przemocy i wojny? Manon Garcia przywołuje rozmaite tezy i badania, przygląda się komentarzom specjalistów, a także bada biografie sprawców i znajduje w nich mrok. To kazirodztwo, przemoc, zmowa milczenia wielopokoleniowych rodzin. Filozofka opisuje system stworzony przez kulturę, w którym żony i dzieci od pokoleń są dyscyplinowane, żeby znosić agresję mężczyzn. Tłumią ich emocje i dbają o pozory, które na zewnątrz pozwalają utrzymać maskę normalności.
Garcia podaje zresztą prozaiczne przykłady. Jeśli Dominique Pelicot bywał tak agresywny, że pewnego dnia chciał pobić swojego wnuka tylko dlatego, że ten sięgnął do lodówki bez pozwolenia, a dziecko zostało uratowane przez rodziców, to tę nieszczęśliwą sytuację, która wymknęła się spod kontroli, należy odczytać jako alarm ostrzegawczy. Opinia, że bywa „surowym dziadkiem, ale bez przesady”, to normalizowanie zachowania, które skrywa coś więcej niż trudny temperament, a co najgorsze, pozwała działać dalej.
„Wydawało mi się, że to częściowo nasze zadanie zastanawiać się, czy powinnyśmy naprawdę kochać mężczyzn tak, jak ich kochamy, lecz zaczynam myśleć, że to oni powinni trochę kochać kobiety. Trochę, troszeczkę. Kochać nas trochę, abyśmy nadal mogły ich kochać” – puentuje Manon Garcia.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.