
Astrid Wendlandt ma 30 lat doświadczenia, świetnych informatorów i niesamowitą skuteczność w raportowaniu o ruchach tektonicznych w branży mody. Twórczyni niezależnego portalu Miss Tweed jest gościnią konferencji Business Fashion Environment Summit 2025.
Umawiamy się na piątkowy wieczór. Czekam długo. Po 45 minutach od ustalonego rozpoczęcia wywiadu odbieram e-mail. „Przepraszam, ale właśnie dostałam sensacyjny cynk”. Dwa dni później w serwisie Miss Tweed czytam artykuł o planowanej zmianie CEO w Gucci. Astrid Wendlandt publikuje tę informację jako pierwsza, potem są WWD czy Business of Fashion, który pisze właściwie to samo, a o źródle niemal cytatu nawet nie wspomina. Takich sytuacji Wendlandt ma na pęczki. Zwykle z nimi nie walczy, chociaż wciąż oburzają ją brak rzetelności, łamanie zasad etyki zawodowej czy choćby przyzwoitości. Portal poświęcony newsom ze świata mody, który Astrid prowadzi od pięciu lat, stopniowo budował bazę subskrybentów. – Czytają nas projektanci, osoby na wysokich stanowiskach w domach mody, dyrektorzy generalni największych marek. Wieść o nas rozniosła się pocztą pantoflową, bez żadnej reklamy – opowiada. Prawdziwy skok rozwojowy dla tworzonego w Paryżu serwisu Miss Tweed to jednak kwestia ostatniego roku.
Astrid Wendlandt: Nie szukamy sensacji, jesteśmy wyważeni w naszych opiniach.
Wiele osób zaczęło obserwować działalność portalu po fali przepowiedzianych z niesamowitą skutecznością zmian kadrowych na kreatywnych i menedżerskich stanowiskach w takich domach mody, jak Chanel, Dior czy Loewe. Miss Tweed niechcący w promocji pomógł też sam Bernard Arnault. We wrześniu 2024 roku na światło dzienne wyszedł e-mail, w którym właściciel LVMH zabrania pracownikom grupy rozmów z przedstawicielami siedmiu konkretnych tytułów i – tu cytat – „wszystkich mediów podobnej natury, które już istnieją albo mogłyby kiedyś powstać”. Na jego listę trafiły tygodnik „Le Canard enchaîné”, francuskie serwisy informacyjne skoncentrowane na biznesie: La Lettre, L’Informé i Mediapart, oraz poświęcone w dużej części modzie niezależne portale: francuski Glitz, amerykański Puck i właśnie Miss Tweed. Wieści te wywołały we Francji dyskusję o wolności prasy i były szeroko komentowane w dyskursie publicznym. To nie tylko zwróciło uwagę na uwikłanie prasy, ale również dało Astrid Wendlandt platformę do głoszenia swoich przekonań. – Im bardziej służalczą postawę popularne media informacyjne przyjmują wobec koncernów i marek, tym jaśniej na ich tle błyszczy Miss Tweed. Nie szukamy sensacji, jesteśmy wyważeni w naszych opiniach. Nasze credo to uczciwy, zbalansowany reportaż. Jesteśmy profesjonalni, zawsze dajemy drugiej stronie prawo do sprostowania. Pozostajemy bezstronni. Nie przyjmujemy prezentów w żadnej formie, nie mamy przychodów z reklam – tłumaczy. Deklaruje, że przekazane przez informatorów rewelacje sprawdza zgodnie ze sztuką w minimum trzech różnych źródłach. Jest ostrożna, bo jak mówi, reputacja to jej najważniejszy kapitał.

Astrid Wendlandt: Nie jest łatwo być niezależnym, jestem na wielu czarnych listach
Niejedyny. Astrid Wendlandt to dziennikarka z ponad 30-letnim stażem. Doświadczenie zdobywała w „The Moscow Times”, „Financial Times” i w Agencji Reutera, gdzie zbudowała pierwszą grupę korespondentów raportujących o luksusie. Sama wówczas nie wiedziała o nim nic, ale miała doświadczenie i wykształcenie w obszarach biznesu, stosunków międzynarodowych, filozofii i finansów. Po 13 latach pracy postanowiła zrobić sobie chwilę wolnego od newsów. Napisała wtedy książkę „How Luxury Conquered the World” – galerię portretów ojców założycieli luksusowych gigantów. Wydała ją w self-publishingu. Infrastruktura, którą stworzyła, dość spontanicznie stała się bazą kolejnego biznesu. – Wybuchła pandemia. To był najlepszy czas dla marek luksusowych i dla reporterów. Mnóstwo zwykle bardzo zajętych osób miało morze czasu, by ze mną rozmawiać. Wtedy zaczęły docierać do mnie głosy o problemach w grupie Richemont – wspomina Wendlandt. Czteroczęściowa seria o kontrowersjach wokół kadry zarządczej, jej metod i potencjalnych biznesowych strategii przyniosła Miss Tweed pierwszy rozgłos. Szybko sprawiła też, że Wendlandt trafiła na czarną listę prezesa Johanna Ruperta. – Nie jest łatwo być niezależnym, jestem na wielu czarnych listach – podkreśla. Zdarzało się, że w ostatniej chwili odmawiano jej akredytacji bądź wstępu na ważne branżowe wydarzenia, wiele firm nie odpowiada na jej wiadomości wysłane oficjalnymi kanałami. I na to poniekąd znalazła sposób. – Kupiłam po jednej akcji wszystkich dużych koncernów modowych, oprócz Hermèsa. Te są za drogie – śmieje się. Odkąd jest ich akcjonariuszką, zarządy są prawnie zobowiązane odpowiadać na jej pytania. Kreatywność to jeden z jej sposobów na pozyskiwanie informacji, najważniejszym jest jednak umiejętność budowania relacji. – Karierę dziennikarską w obszarze luksusu buduje się jak markę luksusową, latami. To długotrwały i wymagający proces – mówi z całą stanowczością. W te 20 lat udało jej się zgromadzić wokół siebie wysoko postawionych informatorów, którzy – kierowani różnymi pobudkami – chętnie donoszą o nieprawidłowościach, przetasowaniach czy planowanych fuzjach.
Wielu zarzuca Miss Tweed nadmierną sensacyjność. Wendlandt się z tym nie zgadza, choć lubi być pierwsza. – W świecie wiadomości nie ma czegoś takiego jak druga lokata – stwierdza. Lubi rywalizację, gdyby nie została dziennikarką, byłaby olimpijką w slalomie gigancie. Narty to jej wielka pasja. Produkuje je zresztą i sprzedaje na swojej stronie jako luksusowy merch ozdobiony grafiką sowy odnoszącą się do estetyki jej strony. Kto ją zobaczy, na pewno zapamięta. Miss Tweed wypełniają lekkie ilustracje Claire Laude, nawiązujące do stylistyki słynnych dzienników, jak „The Economist”, i zapadające w pamięć fotokolaże. – Zależało mi na stworzeniu kontrapunktu dla bezkompromisowych treści, które publikujemy. Na lekkości, poczuciu humoru. Na samym początku zdecydowałam się nie powielać zdjęć, które można zobaczyć gdzie indziej – opowiada. Podkreśla też, że aktualny stan rzeczy to tylko etap. – Mam dla Miss Tweed plany iście napoleońskie – mówi z uśmiechem.
Astrid Wendlandt: Dziennikarstwo to wszystko to, czego ktoś nie chce, byś napisał, cała reszta to public relations
Dziś Wendlandt prowadzi firmę z domu, współpracuje z około 15 osobami. Ma dwójkę asystentów, którzy robią research, analizy terenowe i treści wideo. Zatrudnia speca od IT, tłumaczkę, kilku redaktorów na rotacji, dwójkę dziennikarzy, a kilku freelancerów ma na podorędziu. – Piszę głównie ja, czasem współpracujący ze mną dziennikarze Fabio Becheri i Catherine Lebrun. Publikowane w każdą niedzielę na Miss Tweed artykuły, zanim pojawią się na stronie, przechodzą przez ręce przynajmniej czterech osób. Utrzymuję stałe koszta na minimalnym poziomie. Nie mamy biura, w razie potrzeby spotykamy się w prywatnym klubie we are_ Paris, którego jestem członkinią – opowiada. Tam Wendlandt – to także część jej napoleońskich planów – zamierza organizować biletowane kolacje dla subskrybentów. – Chcę zapraszać na prelekcje ekspertów z różnych obszarów, nie bezpośrednio związanych z luksusem, ale z wpływających na luksus. To przestrzeń do networkingu i wymiany idei – tłumaczy. Do tej pory przygotowała podobne spotkanie w Londynie z ekspertem od geopolityki i Trumpowskich taryf, planuje powtarzanie tej udanej formuły, podobnie jak innych spotkań na szczycie. Przez cztery ostatnie lata urządzała małą konferencję Luxury at the Summit w Val d’Isère, kurorcie narciarskim we francuskich Alpach. – W tym roku w zmienionej formule przenosimy się do Omanu. Planuję też więcej bardziej zróżnicowanych treści, powiększenie zespołu – wylicza. Ponad wszystko zamierza jednak trzymać się swoich założeń zgodnie z zasadą, by nie robić nikomu swoimi treściami nadmiernej przyjemności. Często, także w trakcie naszej rozmowy, cytuje George’a Orwella. – Dziennikarstwo to wszystko to, czego ktoś nie chce, byś napisał, cała reszta to public relations – powtarza.

Tekst ukazał się w nowym wydaniu „Vogue Polska Leaders”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.