Znaleziono 0 artykułów
04.10.2023

Jak jeans trafił do szaf większości z nas, podbił czerwone dywany i brytyjski dwór

04.10.2023
Britney Spears i Justin Timberlake (Fot. Getty Images)

Wyobraź sobie coś, co każdy ma w swojej szafie i co widzisz na ulicy przynajmniej na co drugiej napotkanej osobie. Coś, co w swojej historii bywało już materiałem na tapicerki i na spodnie, tkaniną do wykończenia wnętrz i akcesoriów. Bywało symbolem niedostatku, to znów luksusu. Ucieleśniało bunt, by za chwilę stać się uniformem dla wszystkich. To tkanina, w której nitki spleciono tak gęsto – a w dodatku na skos – że stała się niezwykle mocna i trwała. Tania, a wyjątkowa. Jeans.

Poza charakterystycznym splotem i tym, że przyjmuje barwnik tylko z wierzchu (wewnątrz twoje jeansy zwykle są białe), trudno podać cechy charakterystyczne tego materiału. A przecież jest tak powszechnie znany, że wszyscy od razu wiedzą, o co chodzi. Tymczasem badacze mają problem nawet, jeśli idzie o definicje. Długo barwiono jeans na kolor indygo, ale historia pokazuje, że wcale nie zawsze tak było – obecnie tym bardziej. Ponadto nie wykonywano go tylko z bawełny, jak twierdzą niektóre słowniki. Do produkcji pierwszych wersji materiału używano włókien różnego typu – bawełny, lnu, wełny, a nawet odpadów z jedwabiu. Ten „recyklingowy” zwyczaj inicjuje historię, której korzenie tkwią w początkach epoki nowożytnej. Zwrot akcji przypada zaś na drugą połowę XX w., kiedy to wprowadzono syntetyczne domieszki, które ulepszyły materiał: pozbawiły go nieprzyjemnej sztywności i rozciągliwości przy długim noszeniu. Dziś zniesławione – bo przy praniu wprowadzają do środowiska mikroplastik – na szczęście doczekały się alternatyw.

James Dean (Fot. Getty Images)

Choć kojarzony z Ameryką, jeans wcale nie został wynaleziony w USA

Podobny surowiec na pewno wytwarzano w XVI w. w pobliżu portu Genua – stąd też nazwa „jeans” (fr. de Genes). Słynęło też z niego francuskie miasto Nîmes, od którego wzięło się z kolei słowo „denim” (de Nîmes). Tkaninę o podobnych właściwościach miano też produkować w Dolnej Langwedocji i eksportować do Anglii. Anglicy z kolei bronią dziś tezy, że nigdzie indziej, ale to właśnie u nich wymyślono supermocny splot. Nie wyklucza się nawet Indii, ale badacze są zgodni co do jednego: nie wiemy, gdzie dokładnie historia ta ma swój początek. 

Gdziekolwiek by się odbyły te cudowne narodziny, otrzymano wyjątkową trwałość przy stosunkowo niskiej cenie i już w XVII i XVIII w. jeans na wielką skalę eksportowano do krajów Europy, a następnie Ameryki. Najczęściej używali go marynarze, zwłaszcza jako materiału na spodnie, a także do produkcji żagli i namiotów. Denim sprawdzał się też przy produkcji fartuchów czy niedopasowanej odzieży robotników i biedaków. Czy wygodnej – to już inna sprawa. Grunt, że zapewniał ciału ochronę i to liczyło się najmocniej. Miał już też często niebieski kolor – i tu pojawia się mniej chlubna historia: podobnie jak uprawa bawełny w koloniach, pozyskiwanie indygo oraz dość żmudne barwienie nim, w dużej mierze związane było z niewolnictwem. Wiedza o barwieniu zielonym barwnikiem, który w wyniku utleniania nabierał w „magiczny” sposób bardzo cenionego niebieskiego koloru, stanowiła o prosperity plantacji w USA właśnie dzięki wiedzy urodzonych w Afryce… 

Marylin Monroe  (Fot. Getty Images)

Jak jeansy stały się levisami

To, czym jednak Ameryka się chwalić lubi – i co na stałe wpisało się w repertuar jej kultowych symboli – to spodnie robione z jeansu: jeansy. Zawdzięcza je ona pomysłowi słynnego Leviego Straussa (swoją drogą, emigranta z Europy). W połowie XIX w. w górach Sierra Nevada otworzył on hurtownię wyrobów tekstylnych, oferując przede wszystkim jeansowe płótno na namioty (ale co ważne – nie on jeden miał to płótno wówczas w ofercie). Interes nie szedł zbyt dobrze aż do momentu, gdy pojawił się pomysł, by w związku z gorączką złota sprzedawać porządne i solidne spodnie. I tak ruszyła produkcja roboczych ubrań z płótna, które zalegało na półkach sklepu. Kupowali je poszukiwacze złota, ale też górnicy, ranczerzy, drwale i kowboje. Płótno namiotowe, choć odporne, było jednak dość szorstkie, ciężkie i sztywne. Rewolucja dopełniła się, kiedy do Leviego dołączył Jacob W. Davis – krawiec z Reno o łotewskich korzeniach, początkowo klient i dystrybutor produktów Straussa. Davis wymyślił, jak wzmocnić spodnie za pomocą nitów z miedzi – małych okrągłych blaszek z wypustką. Uważał, że jeśli zabezpieczy nimi miejsca najmocniej narażone na przetarcia, rozdarcia czy działanie czynników zewnętrznych, produkt zyska niesłychaną odporność, ale sam nie będzie sztywny. Chciał też dodać kieszenie z tyłu i kilka innych funkcjonalnych detali. Nie mając jednak pieniędzy na opatentowanie wynalazku, wysłał do Leviego list z propozycją współpracy i w 1873 r. zarejestrowali razem spodnie, zdobywając patent na nitowanie kieszeni. Zostali partnerami w biznesie – bardzo intratnym zresztą. 

Przez kolejne lata jeansy cieszyły się ogromną popularnością, ale głównie jako odzież tania i robocza. Pojawienie się konkurencji Levi'sa wymusiło kolejne „unowocześnienia” i wizualne elementy wyróżniające markę. Tak powstał chociażby logotyp z końmi, które ciągnęły spodnie w przeciwnych kierunkach – te były tak mocne, że zwierzęta nie mogły ruszyć z miejsca – umieszczany na skórzanej naszywce z tyłu spodni, albo czerwona wszywka z nazwą marki. Nowi gracze na rynku dynamizowali jego rozwój. W 1904 r. Charlie Hudson założył firmę Hudson Overall Company, po drugiej wojnie przemianowaną na Wrangler, kiedy za sprawą Bernarda Lichtensteina, krawca z Łodzi, zaistniała na rynku jako producent spodni przeznaczonych dla uczestników rodeo („wrangler” to określenie kowboja). Wcześniej w dużej mierze działała bowiem na potrzeby wojska. Z kolei Lee jako pierwsza z firm produkujących jeansy w 1926 r. wprowadziła zamiast guzików zamki błyskawiczne – XIX-wieczny wynalazek, stworzony zwłaszcza z myślą o butach czy walizkach. Na początku trzeciej dekady XX w. firma włączyła do swojej oferty również jeansowe kurtki, zapinane z przodu na rząd guzików, z kołnierzykiem i kieszonkami na wysokości piersi. W 1931 r. model 101, dwa lata później – bardzo podobny, kultowy dziś Storm Rider. 

Scena z filmu „Taksówkarz” (Fot. Getty Images)

Jeans był sposobem, by wyrazić bunt 

Dopiero jednak rozwój kina otworzył drogę do podboju klienta z wyższej półki. Najpierw za sprawą westernów, które od lat 30. XX w. upowszechniały wizerunek białego kowboja w jeansach, takiego jak John Wayne, a potem za pomocą hitów z lat 50. XX w. z buntowniczymi idolami nastolatków. Szczególnie pomocne okazały się zwłaszcza te z Marlonem Brando („Tramwaj zwany pożądaniem”, 1951) i Jamesem Deanem („Buntownik bez powodu”, 1955 oraz „Dziki”1953). Nie można też zapomnieć o „Na krawędzi” (1952) Fritza Langa z Marylin Monroe, który pozwolił paniom znaleźć damski wzorzec piękna w niebieskim zestawie. Seksowna blondynka nosiła też spodnie Levi’sa i kurtkę Lee u boku Clarka Gable’a i Montgomery’ego Clifta w „Skłóconych z życiem” (1961), choć były to wtedy jeszcze filmy czarno-białe… Poza aktorami, do powojennej popularyzacji jeansów przyczynili się też muzycy, jak Elvis Presley i Eddie Cochran, ale i intelektualiści z Nowego Jorku – Roy Lichtenstein czy Bob Dylan. A także, po prostu, ogromne rzesze młodych, którzy coraz chętniej za ich pomocą manifestowali bunt wobec zastanej rzeczywistości – do tego stopnia, że niektóre szkoły zakazywały noszenia jeansów z uwagi na ich wywrotowy charakter.

Lady Diana i książę Harry (Fot. Getty Images)

Jeans podbił nawet czerwone dywany

W latach 70. XX w. można już mówić o wszechobecności jeansu. Tylko w 1978 r. Bloomingdale otworzył cały dział zwany Pure Jeanius, Gloria Vanderbilt sprzedała 700 tys. par jeansów, a tzw. „calviny” – kultowy model autorstwa Calvina Kleina, wymyślony w 1976 r. – produkowano w liczbie 50 tys. tygodniowo! W prasie rozpisywano się o tym, jakim uniformem stał się ten niebieski materiał. Hipisi odnaleźli w nim ekologiczne i naturalne piękno, a Vivienne Westwood – rozdzierając i uzupełniając tkaninę agrafkami czy ćwiekami – uczyniła z niego nieodłączny element buntu, niezbędny w ubiorze punka. W modzie disco i retromanii jeans stanowił nawiązanie do kultowych gwiazd lat 50. XX w., a w modzie damskiej wzorowanej na męskiej – wręcz symbol równouprawnienia. W modzie rodzinnej w końcu przebił się jako uniwersalne rozwiązanie na każdą okazję, choć najlepsze do rekreacji i wypoczynku.

Same jeansowe spodnie mogły być albo wąziutkimi rurkami, jak u brytyjskich modsów, albo obszernymi dzwonami, jak u hipisów. Mogły mieć szerszą górę i nogawkę zwężającą się ku dołowi. Na wzór rodzącej się kultury hiphopowej jeansy noszono z obniżonym krokiem, kiedy indziej zaś z wywiniętymi mankietami odsłaniającymi kostkę, to znów za długie, zwijające się w fałdy na wysokości kostki. Jeansy mogły być sprane i podarte, a sam materiał wybarwiany na różne kolory, haftowany, zadrukowany – nawet fotografią – czy nabijany innymi elementami, pikowany, a nawet prześwitujący. Wreszcie: mógł być uzupełniony elastycznym włóknem (lata 70. to czas lycry), by spodnie lepiej dopasowywały się do figury. Z czasem stał się nawet surowcem do wykonania szykownej garderoby. Męskie garnitury z denimu miał w ofercie Rive Gauche Saint Laurent, podobnie Bill Blass i Oscar de la Renta. W stolicach mody zapanował szał na świetnie dopasowane i mocno eksponujące zgrabne pośladki luksusowe jeansy na wzór tych Jacqueline Onasis czy Bianki Jagger. Ich seksowne spodnie nie pochodziły z masowej produkcji, ale od znanych projektantów, m.in. Fiorucci, Ralph Lauren, Gap, Gloria Vanderbilt, Pierre Cardin, Jordache, a nawet z centrum nowojorskiego życia nocnego – Studia 54, o czym zaświadczało słynne logo klubu naszyte na tylnej kieszeni. 

Pamela Anderson (Fot. Getty Images)

Hitem stały się wspomniane już „calviny”. W latach 80. XX w. Azzedine Alaïa wykonywał świetnie dopasowane jeansowe sukienki, włączając jeans w poczet luksusowych surowców służących do tworzenia linii haute couture. Kto pamięta lata 90. XX w., ten wie, że denim był wtedy wszędzie, nawet w wykończeniu wnętrz czy na prestiżowych wydarzeniach, co znalazło kulminację w jeansowym stroju Britney Spears i Justina Timberlake’a na rozdaniu nagród amerykańskiego przemysłu muzycznego w 2001 r. Sukienka balowa, torebka, kapelusz, garnitur – wszystko jeansowe.

Dziś nie ma sezonu, by „Vogue” nie przypominał, w jakiej nowej wersji jeans aktualnie jest modny. Ale wobec powszechności zarówno samego materiału, jak i spodni, denim jest jednym z większych wyzwań dla branży. Nie jest już tajemnicą, że masowa produkcja jeansów pochłania ogromne ilości wody, a sztuczne barwienie na kolor niebieski wiąże się z użyciem bardzo szkodliwej chemii (ropy nie wyłączając). Piaskowanie dające efekt „postarzenia spodni” jest już na tyle złe, że od 10 lat wiele firm zakazuje stosowania tej metody (przynajmniej oficjalnie). Na szczęście dwie dekady temu wdrożono alternatywne rozwiązania. Postęp technologiczny sprawił, że mniej szkodliwy jeans stał się po pierwsze możliwy, a po drugie tańszy i coraz bardziej dostępny. Wiele marek, z Levi'sem na czele, włącza go do swojej oferty. Pomocą w jego identyfikacji służą certyfikaty (szukajcie oznaczeń Oeko-Tex Standard 10 i Bluesign). Znów dostępne jest naturalne barwienie (np. firmy Stony Creek Colors), a wiele marek – jak np. Momotaro Jeans z Japonii, Jeanologia z Hiszpanii czy Outland Denim z Australii – oferuje produkty z tego najsłynniejszego materiału uzyskane w procesie wielokrotnie mniej szkodliwym dla środowiska. Okazuje się, że jeans wciąż ma nowe wcielenia! Zwłaszcza wtedy, gdy Stella McCartney włącza do swoich kolekcji Corevę – pionierski rozciągliwy denim pochodzenia roślinnego, opracowany przez firmę Candiani z Włoch, w pełni kompostowalny i bez mikroplastiku!

Aleksandra Jatczak-Repeć
Proszę czekać..
Zamknij