Znaleziono 0 artykułów
03.10.2023

Film z przeszłości: „Pracująca dziewczyna”

03.10.2023
Film „Pracująca dziewczyna” z 1988 roku oglądany po latach (Fot. 20th Century Fox/AF Archive/Mary Evans Picture Library/East News)

„Pracująca dziewczyna” z 1988 roku zapowiada epokę równouprawnienia i solidarności w miejscu pracy. Film zasłynął nie tylko świetnymi kostiumami w stylu power dressingu. Opowiada też o amerykańskim śnie z perspektywy kobiet.

„Pracująca dziewczyna” to najsłynniejszy film Mike’a Nicholsa z lat 80. XX wieku. Nazywany przez niektórych odą do kapitalizmu, to historia o dawaniu kobietom zawodowej szansy i spełnieniu amerykańskiego snu. Choć po pandemii cyfrowy nomadyzm wydaje się dla wielu atrakcyjniejszą opcją niż nobilitowana w tragikomedii praca w korporacyjnym wieżowcu, to wiele zawartych w niej myśli pozostaje wciąż nadzwyczaj aktualnych.

Tess McGill dla kariery poświęci wszystko

Mike Nichols jest twórcą wielu świetnych filmów – przede wszystkim nominowanego do Oscara debiutu „Kto się boi Virginii Woolf?” (1966) i kultowego hymnu kontestacji, czyli „Absolwenta” (1967) z Dustinem Hoffmanem i Anne Bancroft. Wsławił się jako reżyser kobiet portretujący z empatią bohaterki decydujące się zawalczyć o swój los. Taka również jest tytułowa, skonfrontowana z bezwzględnymi Wilkami (i Wilczycami) z Wall Street „Pracująca dziewczyna” (1988).

Komediodramat o Tess McGill, która zaryzykuje związek, karierę i relację z szefową, aby spełnić zawodowe ambicje, a przy tym udowodnić, że jest kimś więcej niż tylko sekretarką podającą współpracownikom kawę i papier toaletowy, okazała się kasowym sukcesem i zdobyła sześć nominacji do Oscarów. Nicholsowi udało się zgromadzić  na planie imponującą obsadę. O serce Tess rywalizować będą czarujący przedsiębiorca Jack (Harrison Ford) oraz niesforny Mick (Alec Baldwin), a bezwzględność prezeski zarządu Katherine (Sigourney Weaver) zrównoważy humor i makijażowy rozmach przyjaciółki, Cyn (Joan Cusack).

Choć Melanie Griffith nie była pierwszym wyborem do tytułowej roli, to aktorka postanowiła o nią zawalczyć – po latach chaotycznego życia, wypełnionego ślubami, rozwodami i aferami narkotykowo-alkoholowymi, potrzebowała zerwać z niekorzystnym wizerunkiem i, tak jak bohaterka filmu, udowodnić, że oprócz wdzięków posiada także talent i umiejętności. Opłaciło się, bo za rolę ambitnej trzydziestolatki została nominowana do nagrody Akademii.  

Film „Pracująca dziewczyna” z 1988 roku oglądany po latach (Fot. 20th Century Fox/AF Archive/Mary Evans Picture Library/East News)

„Pracująca dziewczyna” oglądana po #MeToo

Oglądanie filmu Nicholsa po #MeToo nadaje zachowaniom postaci zupełnie nowych kontekstów. Sekwencja z Kevinem Spaceym (sic!), który wciela się w rolę śliskiego biznesmena, próbującego wykorzystać Tess w taksówce, wydaje się z dzisiejszej perspektywy złowrogo prorocza. Gdy Jack Trainer upija bohaterkę, a potem zabiera ją do swojego mieszkania, również mamy wątpliwości co do jego zamiarów. Na szczęście wcielił się w niego Harrison Ford, więc jako widzki możemy być spokojne, że bohaterce nie przytrafi się nic złego. „Pracująca dziewczyna” oferuje nam romantyzowaną wersję wydarzeń, które w rzeczywistości mogłyby potoczyć się o wiele gorzej. Film nie unika też pytań o podmiotowe traktowanie kobiet w miejscu pracy („Can I get you anything? Coffee? Tea? Me?” – zapyta z ironią Cyn jednego z biznesmenów) oraz wartość kobiecego świadectwa, która, co tu dużo mówić, bywa w patriarchalnym społeczeństwie bagatelizowana.

Naiwna opowieść o amerykańskim śnie

„Pracującą dziewczynę” można odczytywać dziś przez pryzmat późniejszych hitów: serialu „Sukcesja” i „Pokojówki na Manhattanie”. Tak jak w produkcji HBO o rodzinie Royów jest tu motyw fuzji wielkich korporacji medialnych, fachowych rozmów o biznesie i transferów gigantycznych pieniędzy. Tyle że w filmie Nicholsa owym milionom dolarów przyglądamy się wciąż zza szyby, a w zasadzie – z pokładu płynącego z Coney Island promu, którym Tess dojeżdża do biura wraz z dziesiątkami podobnych do siebie kobiet. Jej trasa kontrastuje z podróżą helikopterem wracającej z urlopu Katherine – jednak sposób, w jaki ów zbytek zostaje w filmie pokazany, ma wciąż aspiracyjny charakter. W serialu Jessego Armstronga przemieszczanie się tym środkiem transportu to codzienność. Pieniądz ma dla Royów abstrakcyjną wartość, inaczej niż dla Tess McGill, która z błyskiem w oku zachwyca się drogimi sukienkami Katherine.

W „Sukcesji” dziewczyna mogłaby co najwyżej zająć miejsce kuzyna Grega, który stara się wykorzystać rodzinne koneksje, aby wspinać się po drabinie kariery. Bez pokrewieństwa w firmie Waystar Roco raczej nie przestałaby podawać mężczyznom kawy, nie wyobrażam sobie również, by Logan Roy przystał w windzie na propozycje biznesowe sekretarki.  

„Pracująca dziewczyna” ma w sobie naiwność złudzeń, uzasadnioną też prawidłami gatunkowymi komedii, względem realiów kapitalizmu, której współczesne produkcje się wyzbyły. Jest tu poradnikowa wiara w to, że „wstając odpowiednio wcześnie i pracując odpowiednio dużo” (a także mając trochę sprytu i tupetu), jesteśmy w stanie spełnić postawione sobie cele. Oczywiście takie scenariusze się zdarzają, jednak produkcje pokroju „Sukcesji” tę wiarę w ostatnich latach konsekwentnie podważają, bo oprócz szczęścia i umiejętności potrzebny jest często także kapitał społeczny i kulturowy.

Power dressing w stylu lat 80. XX wieku

Późniejsza o ponad dekadę „Pokojówka na Manhattanie” zapożyczyła z „Pracującej dziewczyny” podejście do kreacyjnej mocy kostiumu. W pewnym momencie Tess zetnie rockandrollową burzę włosów i zamieni kolorowe sukienki na dopasowane garnitury w stonowanych kolorach, prochowce i okulary muchy. Z „żałosnej, ufnej idiotki”, jak określi siebie w pewnym momencie, stanie się stylową kobietą sukcesu. Zmiana garderoby, tak jak w przypadku Marisy z „Pokojówki na Manhattanie”, umożliwi jej społeczny awans. Wieczorem w barze będzie jedyną elegancko ubraną kobietą (i to z powodu ubioru Jack Trainer zwróci na nią uwagę). Na szczęście ten Kopciuszek naprawdę ma zdolności, a sukienki od projektantów tylko pomogą wydobyć je na światło dzienne.

Ubiór u Nicholsa to wręcz modelowy przykład power dressingu, opisywanego na łamach wrześniowego numeru „Vogue Polska”. – Jeśli mają mnie poważnie traktować, muszę mieć poważne włosy – powie w pewnym momencie bohaterka, co świetnie przekłada się na wiarę, zgodnie z którą odpowiedni wygląd może dodać pewności siebie i podkreślić zawodową pozycję. „Ubierz się nieschludnie, a zapamiętają twój strój. Ubierz się nienagannie, a zapamiętają kobietę” – znamienne, że to właśnie ten cytat Coco Chanel Tess usłyszy od szefowej podczas pierwszej rozmowy. Weźmie go sobie do serca. Trzydziestoletnia Katherine wie, co mówi: jej siłę podkreślą czerwone elementy garderoby, dopasowane koszule oraz krwiste usta. Brylująca w męskim towarzystwie dyrektorka do pewnego momentu będzie dla Tess wzorem stylu i zachowania modelowej bizneswoman. Gdy nadarzy się okazja, dosłownie skradnie jej tożsamość. Film udowadnia, że styl to owszem, kwestia klasowa – ale też kwestia, którą przy odrobinie sprytu i tupetu można manipulować.

Rywalizacja czy solidarność kobiet w miejscu pracy

Oczywiście po 35 latach od premiery są w „Pracującej dziewczynie” elementy, które nie zestarzały się najlepiej. Jest nim chociażby body shaming; tekst, którym Tess zwraca się do szefowej, sugerujący, by „zabrała z biura swój kościsty tyłek”, dziś raczej zostałby usunięty ze scenariusza. Szkoda również, że główny konflikt został rozpisany pomiędzy dwie kobiety – jakby w branży zdominowanej przez mężczyzn nie było miejsca dla obu bohaterek. Tess i Katherine rywalizują o wszystko: posadę, szacunek, mężczyznę. Zamiast wspierać się w drodze na szczyt, podkładają sobie pod nogi kłody. „Dwulicowa” dyrektorka wydaje mi się z dzisiejszej perspektywy potraktowana zbyt surowo. Nie poznajemy jej historii – być może bezwzględność to bariera ochronna, którą zbudowała, aby przetrwać w środowisku zdominowanym przez mężczyzn? Bądź co bądź to ona na końcu ucierpi na kłamstwie najbardziej, pozostając bez posady i partnera.

Dziś, według danych z raportu „Równe szanse dla kobiet”, aż 86 proc. Polek doświadcza nierówności, także w biznesie. Kobiety skarżą się na niższe zarobki, brak elastyczności, trudności w założeniu firmy. Rynek wciąż zdominowany jest przez przedsiębiorstwa zarządzane przez mężczyzn. I choć pojęcie sukcesu jest już rozumiane znacznie szerzej niż w filmie Nicholsa, a „pracujących dziewczyn” na wysokich stanowiskach z roku na rok przybywa, to w ciągu ostatnich dekad zmieniło się mniej, niż byśmy sobie życzyły. A szkoda – tym bardziej gdy raporty donoszą, że firmy zarządzane przez kobiety charakteryzuje większa stabilność.

Postać Tess to dla mnie jaskółka zmian. Gdy w końcowej sekwencji zaproponuje swojej nowej sekretarce przejście na „ty” i wspólne picie kawy, uczyni pierwszy krok w stronę zerwania z toksycznymi zwyczajami podtrzymującymi klasowe hierarchie. Od czegoś trzeba zacząć.

Joanna Najbor
Proszę czekać..
Zamknij