Znaleziono 0 artykułów
05.09.2022

Film z przeszłości: „Skazani na Shawshank”

05.09.2022
(Fot. materiały prasowe)

Dlaczego publiczność tak bardzo pokochała „Skazanych na Shawshank”? To pytanie pozostaje aktualne nawet blisko 30 lat po premierze filmu, który nie odniósł w kinach sukcesu, ale stał się przebojem kaset wideo. Kult wokół tego tytułu budowany był dzięki poleceniom przekazywanym pocztą pantoflową. Pewnym jest, że do dziś imponuje uczciwość, z jaką „Skazani…” opowiadają o najtrudniejszych, najbardziej skrajnych doświadczeniach.

„Skazani na Shawshank” od lat okupują pierwsze miejsca na listach najlepszych filmów wszech czasów według użytkowników serwisów, takich jak IMDb i Filmweb. W domowym zaciszu widzowie i widzki wciąż przekraczają bramę więzienia w Maine, by spędzić ponad dwie godziny z Andym Dufresne (Tim Robbins) i Ellisem Boydem Reddingiem (Morgan Freeman), zwanym przez kolegów ze spacerniaka po prostu Redem.

Brytyjski krytyk Mark Kermode napisał krótką książkę, w której próbował dociec przyczyn sukcesu tej hollywoodzkiej opowieści – jak sam przyznaje, dojście do niezaprzeczalnych wniosków wydaje się niemożliwe. Prawda o adaptacji noweli Stephena Kinga jest subiektywna i niejednoznaczna: każdy ma swoją wizję Shawshank i tego, czym jest zawarte w angielskim tytule odkupienie. Zamiast więc pytać o ponadczasowe znaczenia, spróbujmy zastanowić się, czym film Franka Darabonta może być dla nas dzisiaj.

Staroświecki klasyk i nowoczesna terapia

 

Sława „Skazanych…” jest tym bardziej zaskakująca, że w połowie lat 90. – kiedy na ekranach królował widowiskowy „Forrest Gump”, a w blokach startowych czekało na premierę niepokorne „Pulp Fiction” – nieśpiesznie prowadzona historia przyjaźni dwóch skazańców pachniała kinem z poprzedniej epoki. I u Kinga, i w wersji Darabonta, niektórzy wypuszczeni po wielu latach na wolność więźniowie nie rozumieją, co się dzieje na ulicach: skąd się wzięły te wszystkie samochody? Jakich słów używają ci ludzie? W co oni się ubierają?

Podobnym dinozaurem, który obudził się po hibernacji i odstaje od współczesności, są „Skazani na Shawshank”. Zwodniczo prosta fabuła, z narracją zza kadru i tylko nieznacznie zaburzoną chronologią, sprawia, że z ufnością wpadamy w objęcia filmu. Ogląda się go tak, jak czyta się książki w wygodnym, starym fotelu: delektując się każdą sceną i z poczuciem komfortu, którego nikt nie jest nam w stanie zabrać.

Ta ciepła otoczka skrywa jednak historię gwałtu, upokorzenia i duchowej odnowy. „Skazani na Shawshank” nie należą do subtelnych filmów. Wystarczy zerknąć na oryginalny plakat, wpatrzeć się w twarze aktorów i wsłuchać w dialogi, by zrozumieć, jak fundamentalną rolę odgrywa tu „nadzieja w mroku”, o jakiej pisała eseistka, feministka i aktywistka Rebecca Solnit.

Cały film to majestatyczny zapis walki między dwoma życiowymi postawami. Red rezygnuje z nadziei, żeby uniknąć goryczy rozczarowania, tym samym pozbawiając samego siebie życiodajnej iskierki nadającej sens cierpieniu. Andy wierzy, że ciemność może rozjaśnić właśnie nadzieja – choćby była trudna do wytłumaczenia, nieuchwytna.

(Fot. materiały prasowe)

Walkę o duszę, stanowiącą esencję filmu Darabonta, interpretuje się często w kluczu religijnym lub nietzscheańskim. Ale można też spojrzeć na nią jak na rodzaj psychologicznej kuracji, próbę ulżenia w bólu przez rozmowę, wgląd w samego siebie, otwarcie się na przyjaźń. „Skazani na Shawshank” – mimo staroświeckiego sztafażu i cytatów z klasyki popkultury, na czele z wypowiedziami Rity Hayworth z filmu „Gilda” – byliby więc w awangardzie, wyprzedzając telewizyjne i kinowe trendy, zgodnie z którymi w centrum narracji stoi „szczera rozmowa o emocjach”. Relacja Andyego i Reda to jednak typowo przedstawiana męska przyjaźń: oparta na niedopowiedzeniach i zdawkowych oznakach sympatii.

Uwięziona miłość 

Kilka najpiękniejszych momentów „Skazanych na Shawshank” przedstawia wymianę spojrzeń między Timem Robbinsem, czyli Andym, i Morganem Freemanem, Redem. Co w tych scenach próbują powiedzieć ich oczy? Narratorem opowieści jest bohater Freemana, wiemy zatem, że wyidealizowany obraz Andyego został stworzony przez kogoś, kto darzy go sporym uczuciem. Postać Robbinsa to kumaty, ale introwertyczny bankier, który okazuje się niewinny zarzucanego mu morderstwa. Staje się figurą o nadludzkiej sile i wytrwałości oraz wzorem dla pozostałych więźniów.

W kluczowym momencie filmu Red (a wraz z nim my) boi się, że po wieczornym powrocie do celi jego przyjaciel popełni samobójstwo – choć w istocie planuje tajną ucieczkę. Narrator komentuje to słowami: „To była najdłuższa noc w moim życiu”. W tym zdaniu – jednym z najpiękniejszych w amerykańskim kinie – zawiera się mroczne, pełne strachu wyznanie, że Red może stracić osobę, którą najbardziej kocha.

Co ciekawe, w komentarzu do opublikowanego scenariusza filmu Darabont wyraźnie rozgraniczał bohaterów homoseksualnych od drapieżców, którzy gwałcą mężczyzn. Tak duża troska o to, żeby gwałt i przemoc nie były w filmie przypadkiem zrównane z nieheteronormatywnością, potwierdza tylko otwartość w podejściu do męskiej seksualności w opresyjnym więziennym środowisku. Historia Andyego to historia odzyskiwania godności: nie tylko odnowy duchowej, lecz także dźwigania się po serii doznanych upokorzeń i seksualnych krzywd.

(Fot. materiały prasowe)

Jak wskazuje słusznie w swojej książce Kermode, ze świecą szukać w kinie mainstreamowym tytułów, które gwałt na mężczyznach przedstawiałyby w tak bezpośredni, pozbawiony łagodzących zabiegów sposób. W połączeniu ze spokojnie falującym rytmem filmu owe sceny przemocy wywierają duże wrażenie. Uczciwość, z jaką „Skazani…” opowiadają o najtrudniejszych, najbardziej skrajnych doświadczeniach, imponuje także dziś, kiedy reżyserzy i reżyserki szukają nowych, przekonujących artystycznie sposobów na pokazanie traumatycznych doświadczeń.

Na meksykańskiej plaży

Jedna z anegdot dotyczących kręcenia „Skazanych na Shawshank” poświęcona jest dyskusjom twórców nad zakończeniem. Czy Andy i Red powinni spotkać się w finale na meksykańskiej plaży, czy też odpowiedniejszy będzie element zawieszenia – nuta nadziei, która może wypełnić się konkretną treścią, ale może też pozostać niespełnionym marzeniem.

Choć to Tim Robbins znajduje się na plakacie filmu, prawdziwym bohaterem historii jest dla mnie Red, dzięki przyjacielowi zaczynający rozumieć, że postawienie na „nadzieję w mroku” jest wcale niezłą inwestycją. Raj nad Pacyfikiem, o jakim fantazjuje Andy, z pewnością pomieści ich obu. Dlaczego zatem Red nie miałby zaufać tak wdzięcznie i ciepło uśmiechającemu się bankierowi?

Sebastian Smoliński
Proszę czekać..
Zamknij