Znaleziono 0 artykułów
18.05.2023

Erotyczna matryca. Co w seksie robimy nie tak?

18.05.2023
Fot. Materiały prasowe Netflix

Nie rozmawiamy o naszych ciałach, wydzielinach, dźwiękach, zapachach. Dlatego dziwimy się, gdy ktoś nie jęczy podczas seksu. Albo jęczy za głośno. Nie wiemy, że to kwestia indywidualna, a donośna reakcja wcale nie jest jednoznaczna z zadowoleniem – mówi psycholożka Aleksandra Strykier. Rozmawiamy o tym, jakie klisze powielamy w seksie.

Czy to, w jakim domu dorastaliśmy, wpływa na naszą seksualność?

Rozwój naszej seksualności sprowadza się do trzech czynników: biologicznego, psychologicznego i społecznego. Nasze dom i rodzina, wraz z najbliższym otoczeniem, mają wpływ na dwa ostatnie. 

W pewnym uproszczeniu, jeśli dorastaliśmy w otoczeniu, gdzie fizjologia, cielesność były czymś naturalnym, wiedzieliśmy, że możemy o to pytać i nie będziemy zawstydzani, otwartość na własne potrzeby, jak i na potrzeby drugiej strony, będzie większa. Łatwiej też wtedy o świadomość własnych potrzeb i umiejętności komunikacyjne w tym aspekcie. Natomiast na drugim biegunie mamy osoby, w których domu panowało tabu. Nie mówiło się o ciele i seksie. Stąd w dorosłym życiu również trudno nam poruszać ten temat. 

Zauważenie własnych potrzeb fizycznych nie należy do najprostszych. W gabinecie spotykam osoby, które wręcz uważają, że nie mają do nich prawa. Powielają patriarchalne wzorce sugerujące, że seks służy wyłącznie do prokreacji, a jeżeli do przyjemności, to tylko męża.  

Jakie doświadczenia z przeszłości mogą wpłynąć na nasze podejście do cielesności, związków, seksu? 

Bardzo często nie umiemy nazywać naszych genitaliów. Dzieje się tak, bo rodzice używali eufemizmów lub mówili: „Tam na dole”. Zaskakująco często pojawia się określenie „pupa” – nie tylko na określenie pośladków, ale i sromu czy penisa. Zdarzają się dorosłe osoby, które w gabinetach ginekologicznych czy terapeutycznych nie są w stanie nazwać swoich narządów, a nawet wytłumaczyć, co im dolega. W takim wypadku pierwszym etapem pracy jest odczarowanie słów „penis”, „pochwa”, „srom”, aby po prostu móc się dogadać. Często też osoby z bardzo religijnych i konserwatywnych domów uważają seks za coś brudnego, niewłaściwego, grzesznego. W moim gabinecie spotkałam się między innymi z kobietą, dla której masturbacja była czymś zabronionym. Blokowały ją doświadczenia wyniesione z czasów dojrzewania, lęki wokół potencjalnych konsekwencji samomiłości. W dużej mierze takie podejście do cielesności i seksu wpływa na nas nieświadomie na różnych etapach naszego życia.

A w jaki sposób wpływa brak wzorca na nasze późniejsze życie?

Od razu przychodzi mi do głowy temat, który bardzo dotyka osób nieheteronormatywnych. Nawet jeżeli rodzice są otwarci – co już samo w sobie jest ogromnie istotne – mogą pojawić się ograniczenia związane z postrzeganiem bardzo stereotypowych ról. Osoby queerowe często reprezentowane są w popkulturze w sposób właśnie stereotypowy. Ograniczony dostęp do różnorodnych wzorców postaw w związkach jednopłciowych, do zróżnicowanych sposobów ekspresji, utrudniają poszukiwanie własnej tożsamości. Co prawda, dobry związek rodziców może być pozytywnym przykładem relacji, na podobieństwo której będziemy chcieli tworzyć własne związki; nie zmienia to jednak faktu braku nieheteronormatywnej reprezentacji. Ten brak jest barierą do pokonania. Utarte i nieprawdziwe przekonania, że homoseksualni mężczyźni muszą być skupieni na swoim wyglądzie, że w parach kobiecych jedna przybiera rolę mężczyzny, druga tę kobiecą albo że osoby biseksualne są rozwiązłe czy niezdecydowane, może na poziomie nieświadomym wtłaczać osoby queerowe w takie ramy, choć nie są one zgodne z ich faktycznymi potrzebami. 

Jakie klisze duplikujemy w podejściu do seksualności?

Zarówno brak rozmowy o seksualności w rodzinnych domach, jak i właściwie nieistniejąca edukacja seksualna w polskich szkołach sprawiają, że bardzo często wiedzę czerpiemy z popkultury czy filmów porno. Nie zderzamy wyobrażeń z realnym stanem rzeczy, bo nie dostajemy do tego narzędzi. Jedną z najczęściej powielanych klisz jest ta o czasie trwania stosunku. Pojawiają się oczekiwania, że mężczyzna będzie zawsze długo uprawiać seks. Tymczasem w zależności od badań ejakulacja następuje średnio po czterech do siedmiu minut stosunku. Pomija się też potrzebę gry wstępnej, która przecież wydłuża, ubarwia stosunek; jest też potrzebna szczególnie kobietom do osiągnięcia satysfakcji ze stosunku. Długi penis jest również czymś oczekiwanym, zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety. Pojawiają się przechwałki, na przykład: „Mój partner ma takiego dużego!”. Z drugiej strony stygmatyzuje się członki mniejsze niż w filmach pornograficznych, choć przyjemność płynąca z seksu naprawdę nie od rozmiaru zależy. Każdy z nas słyszał osoby mówiące, że mężczyzna robi jakąś rzecz, „bo ma małego”. Niektórzy oczekują określonego kształtu piersi, ich idealnej symetrii, a nawet konkretnego koloru sutków. Podobnie z owłosieniem. Mamy w głowie to, jak powinno ono wyglądać, gdzie powinno być i w jakiej ilości. Rzeczywistość rzadko odzwierciedla fantazje. 

Nie rozmawiamy o naszych ciałach, wydzielinach, dźwiękach, zapachach. Dlatego dziwimy się, gdy ktoś nie jęczy podczas seksu. Albo jęczy za głośno. Nie przyjmujemy do wiadomości, że to kwestia indywidualna, a donośna reakcja wcale nie jest jednoznaczna z zadowoleniem. Podobnie nie mamy pojęcia o dźwiękach wydostającego się z pochwy powietrza (tzw. queefing). Są zupełnie normalne, lecz niepotrzebnie bywają wstydliwe.

Co z pozycjami seksualnymi?

Zauważam dużą presję, by uprawiać seks, bo wydaje się, że „robią to wszyscy”. Nie jest to jednak potrzeba uniwersalna. Mamy coraz większą świadomość o istnieniu spektrum aseksualności. Już w pracy z młodzieżą jako edukatorka seksualna zauważam, że najczęściej pornografia zniekształca to, co realne, a co nie. Zarówno w podejściu do ciała, jak i samego stosunku zderzają się stereotypy, związane ze strachem rozmowy z osobą partnerską. Brak umiejętności komunikacji i poczucie wstydu dotyczącego seksualności bywają dużymi problemami w związkach. 

Udajemy orgazm?

Tak, niestety tym możemy szkodzić sami sobie, bo wysyłamy drugiej stronie nieprawdziwy komunikat. Za prawdziwy, pełny stosunek uznajemy ten penetracyjny, zakończony orgazmem obu stron. Tymczasem 70 procent osób z pochwami nie osiągnie orgazmu za pomocą samej penetracji. Potrzebna jest im stymulacja łechtaczki. Zapominamy o grze wstępnej, dotyku. 

Wracamy też do braku komunikacji. Mamy dwie strony, z których każda może czuć, że chciałaby czegoś innego w seksie, ale nie potrafi tego wypowiedzieć. Taka osoba może udawać orgazm, aby nie sprawić przykrości drugiej stronie. Zdarza się, że symulujemy, bo chcemy mieć seks za sobą, gdy ten nie sprawia nam przyjemności. Z kolei tej nie ma, bo nie wiemy, że możemy jej poszukiwać. 

Jak takie poszukiwania mogą wyglądać?

Musimy zdać sobie sprawę, czego potrzebujemy i co sprawia nam przyjemność. Obejrzyjmy własne ciało. Odkryjmy, jakie bodźce fizyczne są dla niego przyjemne. Oswójmy się z dotykiem i naszym wyglądem. Jeśli jest taka potrzeba, możemy udać się do specjalisty, czasem zalecamy na przykład trening masturbacyjny lub trening w parze. W taki sposób zaczniemy otwierać się na drugą osobę i rozmawiać o naszych potrzebach. Jednocześnie otworzymy się na potrzeby partnera czy partnerki. 

Jak taki trening masturbacyjny i trening w parze może wyglądać?

To zależy od potrzeb danej osoby lub pary i wyzwań, z jakimi się mierzą. Są to ćwiczenia, które polegają na stopniowym odkrywaniu ciał i tego, co sprawia im przyjemność, co jest dla nas przyjemne w dotykaniu siebie czy osoby partnerskiej, komunikowaniu tego.

Potrzebujemy przewodnika?

Niekoniecznie, choć dla części osób może być on niezbędny. Jeśli nie mamy wzorca, możemy nie mieć skąd czerpać informacji o możliwościach przełamania myślenia na temat seksualności. W tym wypadku wsparcie specjalisty będzie wskazane. W gabinecie widzę coraz więcej osób, które w związku szukają wspólnych pól eksploracji seksualnej. Młode kobiety zastanawiają się, czego pragną. Osoby queerowe przez reprezentację, na przykład w social mediach, odkrywają swoje potrzeby i preferencje, co jeszcze niedawno nie było takie oczywiste. Świadomość wzrasta.

A jak jest z mężczyznami?

Coraz częściej spotykam mężczyzn, którzy mają otwarte głowy i chcą przełamywać patriarchalne wzorce ról płciowych, także w sypialni.

Seksualność naszych rodziców odchodzi do lamusa?

Tak, tradycyjny podział ról w związku czy podejście do jednego słusznego modelu przeżywania seksualności przestaje obowiązywać. Choć konserwatywność nie zawsze oznacza coś złego. Trafiają do mnie osoby, które mają tradycyjny pogląd na związek i rodzinę, ale mimo to chcą dbać o swoje potrzeby. Chcą, aby seksualność nie ograniczała się tylko do męskiej przyjemności.

Czy wizyta w gabinecie terapeutycznym jest ostatecznością?

Wydaje się, że pomoc jest potrzebna, kiedy jest się pod ścianą. Ale czasami warto zgłosić się po nią na starcie, żeby znaleźć lepszą ścieżkę. Może to być tylko kwestia konsultacji, rozmowy. Pojawiają się pytania: „Jak to, co przeżyłem czy przeżyłam w przeszłości, wpływa na mnie tu i teraz?”, „W którym kierunku mogę pójść?”. Zdarza się, że takie pojedyncze spotkania wystarczają. Oczywiście są też osoby, które wymagają dłuższej terapii. Zawsze rozpoczynam od rozmowy o przekonaniach na temat seksualności, o tym, co jest, a co nie jest tematem tabu. Szukamy elementów, które blokują osobę pacjencką i je rozpracowujemy. Pracujemy nad wstydem i nad pragnieniami. Jeśli pojawiają się osoby partnerskie, tak prowadzę spotkania, aby para mogła odkryć się nawzajem. Uczę otwartej komunikacji. Najważniejsze są jednak chęci obydwu osób do pracy nad danym zagadnieniem. Siłą nic nie zdziałamy.

Aleksandra Strykier – psycholożka, seksuolożka, edukatorka seksualna. Ukończyła psychologię na specjalności psychologia kliniczna na Uniwersytecie SWPS oraz seksuologię kliniczną na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Jest certyfikowaną edukatorką seksualną. Przyjmuje w Instytutcie SPLOT w Warszawie.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij