Znaleziono 0 artykułów
20.10.2023

Dokument „Bez retuszu” jest pięknym przewodnikiem o towarzyszeniu bliskim w chorobie

20.10.2023
(Fot. Archiwum prywatne)

Pierwszy raz zrobiłam dokument oparty na prywatnym archiwum, w którym główny bohater jest w 90 proc. ujęć i prowadzi narrację filmu. Przez cały czas trwania choroby Magda kręciła telefonem wideopamiętniki z myślą o swoim synu. Kiedy dostała diagnozę, nie wiedziała, jak rozmawiać o tym z bliskimi, więc zaczęła się nagrywać. W jej nagraniach jest wszystko: łzy, szczęście, wzruszenie, niemoc. To bardzo emocjonalny materiał. I taka też była praca z Magdą – wybitna dokumentalistka Ewa Ewart opowiada o pracy nad filmem dokumentalnym „Bez retuszu”.

„Cholera, chyba tego nie dźwignę” – mówi Magda Atkins, bohaterka twojego filmu „Bez retuszu”, kiedy dostaje diagnozę raka piersi. Ty od początku nie miałaś wątpliwości, że Magda wyzdrowieje, co zakomunikowałaś jej już na pierwszym spotkaniu. Biorąc pod uwagę statystyki, sporo ryzykowałaś swoją deklaracją.

Ewa Ewart: Nie ryzykowałam. Wiedziałam, że ta historia będzie miała happy end. Choć kiedy pierwszy raz po miesiącach niewidzenia zobaczyłam Magdę, była w strasznym stanie po pierwszej chemii. Ja jednak nie miałam wątpliwości, że będzie zdrowa, a ja zrobię z nią film o raku. Kiedy więc zaproponowała mi współpracę, byłam wzruszona, że obdarza mnie tak dużym zaufaniem. Tym bardziej że nigdy wcześniej nie robiłam takiego filmu.

Czyli jakiego?

Opartego na prywatnym archiwum. Przez cały czas trwania choroby Magda z myślą o swoim synu kręciła telefonem wideopamiętniki o życiu z chorobą. Chciała zostawić po sobie ślad. Kiedy dostała diagnozę, była pewna, że umrze. Nie wiedziała, jak rozmawiać o tym z bliskimi, więc zaczęła się nagrywać. W tych filmach jest wszystko: łzy, szczęście, wzruszenie, niemoc. To bardzo emocjonalny materiał. I taka też była praca z Magdą. Byłyśmy bardzo blisko.

(Fot. Archiwum prywatne)

Znałyście się wcześniej?

Tak, choć nie byłyśmy w dużej zażyłości. Mamy wspólną znajomą. Magda od dawna chciała mnie poznać, bo jest moją fanką, jednak nie było okazji. Ale przyszła pandemia, utknęłam w domu i Magda przyszła w odwiedziny. Chciała nakręcić ze mną filmik na swój profil na Instagramie. Magda jest malarką i makijażystką, w mediach społecznościowych udziela kobietom rad, jak robić makijaż. Kiedy weszła do mojego mieszkania, od razu między nami zaiskrzyło, co nie zdarza mi się często. Po tym spotkaniu byłyśmy w kontakcie. Kiedy nagle się urwał, byłam zaniepokojona, bo to nie jest w stylu Magdy. Po długiej ciszy dostałam wiadomość, że ma kłopoty i się odezwie, jak będzie lepiej.

W odpowiedzi zaprosiłaś ją na spotkanie?

Nie chciałam tak tego zostawiać. Jeszcze nie domyślałam się, o co chodzi, ale kiedy w kawiarni zobaczyłam Magdę zmizerowaną, w wełnianej czapeczce, od razu wiedziałam.

I wtedy padło wspomniane już „będziesz zdrowa”.

To się ze mnie samo wyrwało z poziomu ciała. Poczułam i powiedziałam szybciej, niż pomyślałam. Magda jest niebywale pozytywną osobą, zawsze troszczy się o wszystkich i dużo od siebie daje. Podczas choroby odcinała kupony, bo gdy znalazła się w potrzebie, od razu pojawiło się mnóstwo osób gotowych jej pomóc. Wiedziałam, że z takim zapleczem się uda. Początkowo mi nie wierzyła, bo była pewna, że to koniec, ale z każdym miesiącem pracy przekonywała się do tego. To, jak myślimy o chorobie, jaki mamy do niej stosunek, jest bardzo ważnym elementem zdrowienia. Magdzie pomagały filmiki, w których oswajała temat raka. Mój film w dużej mierze składa się z ujęć kręconych przez nią telefonem komórkowym.

Dużo ryzykowałam, decydując się na ten projekt, bo nigdy tak nie pracowałam. Umówiłam się z Magdą, że ma kręcić w każdym momencie, kiedy poczuje, że ma coś ważnego do przekazania. Materiału było bardzo dużo. Dostawałam go partiami, dzieliłam na wątki, które muszą wejść. Generalnie praca nad dokumentem to zawsze ból selekcji. Z tym materiałem miałam dodatkową trudność, bo pierwszy raz zrobiłam film, w którym główny bohater jest w 90 proc. ujęć i prowadzi narrację filmu.

(Fot. Archiwum prywatne)

To sprawia, że film do ostatniej minuty ogląda się w napięciu. Szczególnie mocne są ujęcia w szpitalu. Udało wam się nawet wejść z ekipą na salę operacyjną.

To było niesamowite przeżycie i jestem bardzo wdzięczna za wspaniałą współpracę, zarówno szpitalowi w Otwocku, gdzie Magda miała chemię, jak i placówce w Łodzi, gdzie ją operowano, że pozwolili nam towarzyszyć Magdzie na każdym kroku. A było tam dużo trudnych i niekomfortowych sytuacji, bo Magda była wielokrotnie badana przy naszym operatorze. Mam świetną i zaufaną ekipę, bardzo dyskretną, ale te zdjęcia były wyjątkowo trudne. Kiedy pytałam potem Magdę, jak się z tym czuła, to mówiła z uśmiechem, że miała totalnie wywalone. I taka właśnie jest Magda – nie do zdarcia.

Mimo chemii i choroby, a przecież musiała być tym wykończona. Dawałaś jej taryfę ulgową podczas zdjęć?

Powiedziałabym, że czasem wręcz traktowałam ją z buta. Byłam bardzo konkretna i zadaniowa. Myślę, że to był mój sposób bronienia się przed zalewającymi mnie emocjami. Bo mimo pewności, że Magda z tego wyjdzie, bardzo przeżywałam jej przechodzenie przez chorobę. I choć mam bogatą wyobraźnię, to wiedziałam, że nie jestem w stanie wejść w jej odczuwanie. Myślę, że Magda oczekiwała takiego traktowania. Ona nie lubi taryfy ulgowej.

„Bez retuszu” jest też swoistym przewodnikiem o towarzyszeniu bliskim w chorobie.

Owszem, ale także mówi o tym, w jaki sposób nie towarzyszyć. Mam na myśli byłego partnera Magdy, który odszedł od niej w trakcie leczenia. Byli razem dziesięć lat. Byłam dumna z Magdy, że nie zaczęła oceniać byłego partnera. Po prostu przed kamerą powiedziała o tym fakcie, nie zagłębiając się w szczegóły, po czym skupiła się na sobie. Wielka klasa.

(Fot. Archiwum prywatne)

Ale też duży cios.

Myślę, że wszystko, co się działo po diagnozie, było już inaczej przez nią odbierane. Choroba paradoksalnie bardzo ją wzmocniła.

Czy można być wdzięcznym, że doświadcza się tak poważnej choroby?

Wdzięczność to za duże słowo, ale Magda uważa – a ja się z nią zgadzam – że choroba nie pojawiła się w jej życiu przypadkiem. Ona sobie tego raka wyhodowała. Przed chorobą żyła w ogromnym pędzie, zaniedbywała siebie. Rak ją zatrzymał i zweryfikował dotychczasowe przyjaźnie, związek i pracę. To była trudna lekcja, ale bardzo potrzebna.

Magda mówi, że rok chorowania był dla niej przyspieszoną terapią. Na warsztat wzięła nie tylko relacje, ale też swoje ciało. „Bez retuszu” pokazuje, jak się ono zmienia z każdym miesiącem choroby.

To było wyjątkowo trudne dla Magdy, która przyznaje w filmie, że od zawsze miała kłopot ze swoją kobiecością. Na szczęście dosyć dobrze zniosła chemię, cały czas była aktywna zawodowo. Dostała też dużo mądrego wsparcia. Nikt jej nie zagłaskiwał, nikt nie mówił, że wygląda pięknie. Dostała ogrom ludzkiego ciepła i uznania dla swojej walki.

(Fot. Archiwum prywatne)

Walka to odpowiednie słowo. W filmie pada zdanie, że gdyby Magda przyszła do lekarza miesiąc później, to sytuacja byłaby nie do uratowania. Zmroziło mnie to.

W trakcie pracy nad filmem zdałam sobie sprawę, że zaniedbuję moje badania lekarskie. Zawsze jest tyle ważniejszych spraw! Jak tylko to do mnie dotarło, gruntownie się przebadałam. Wyniki mam dobre i już nigdy niczego nie zaniedbam.

Zgodnie z maksymą, która kończy film. „Pamiętaj o śmierci codziennie, żeby żyć pełnią życia”.

Zdecydowanie. Każdego dnia warto pamiętać, że meta jest bliżej. Nie dołować się tym faktem, ale wyciskać życie do ostatniej kropli. Mam piękne wspomnienie z Maroka, gdzie kręciliśmy kilka ujęć do filmu. Pojechałyśmy z Magdą na pustynię o wschodzie słońca. Wśród piachu w pomarańczowej i różowej poświacie wyglądałyśmy jak dzikie rośliny. Spojrzałam jej wtedy w oczy i zobaczyłam ten zapomniany błysk. Na tej pustyni Magda zaczęła na nowo zakochiwać się w życiu. Jestem wdzięczna, że doczekałyśmy tej chwili razem.

Olga Święcicka
Proszę czekać..
Zamknij