Znaleziono 0 artykułów
05.09.2018

Justyna Kopińska: Stowarzyszenie umarłych poetów

05.09.2018
Justyna Kopińska (Fot. Jakub Pleśniarski)

Małgorzata Kopińska była najbardziej cudowną mamą, jaką dziecko może sobie wymarzyć. Dostałam od niej wielki dar. Nigdy nie bałam się mówić tego, co myślę.

W scenie jednego z moich ukochanych filmów „Stowarzyszenie umarłych poetów” przed budynkiem spaceruje trójka uczniów. Każdy porusza się w charakterystyczny dla niego sposób. Nagle profesor przyłącza się do grupy i pokazuje, jak maszerować. Nadaje ton śpiewem. Reszta uczniów zaczyna klaskać, wybija rytm marszu. Po chwili wszyscy idą już w identyczny sposób. 

Profesor nagle przerywa, zatrzymuje grupę i mówi: „Widzieliście?”. Każdy z nich zaczął własnym krokiem. We własnym tempie. Neil spokojne, przekonany o swojej wartości. Cameron niepewnie, jakby myślał: „Czy tak jest dobrze?”. Overstreet impulsywnie, prowadzony przez pragnienia.

To może wydawać się śmieszne, ale scena ta dokładnie ilustruje problem przystosowywania się i trudności zachowywania własnych przekonań w obliczu innych. 

W niektórych oczach widzę myśl: „Ale ja zrobiłbym to inaczej. Nie zacząłbym iść zgodnie z wystukiwanym rytmem”. Więc czemu nikt się nie wyłamał? Czemu wszyscy klaskaliście?

Wszyscy mamy wielką potrzebę akceptacji. Ale musicie wierzyć, że wasze przekonania są wyjątkowe, wasze własne, nawet jeśli nie cieszą się popularnością. Szczególnie, jeśli stado powie, że to bez sensu. Robert Frost pisał: „Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano dwie drogi. Pojechałem tą mniej uczęszczaną”. Chcę byście znaleźli własny sposób chodzenia, nie ważne jaki – dumny, śmieszny, jaki chcecie. Nie płyńcie z prądem. Dziedziniec należy do was!

Niedawno wpadł mi w ręce mój notatnik z lat szkolnych, w którym zapisywałam ulubione dialogi z filmów. Zaczęłam właśnie od tej sceny. Ostatnio dużo wspominam. Zbliża się pierwsza rocznica śmierci mojej mamy. I od blisko dwunastu miesięcy codziennie budzę się z pytaniem: „Co jest ważne w życiu?”.

Strata jest prawdziwym fenomenem. Rozwala ci życie na kawałki, ale jednocześnie od tego momentu jesteś już jakiś inny, bardziej uważny. 

Okładki książek Justyny Kopińskiej (Fot. Materiały prasowe)

Na uroczystości pogrzebowej mówiłam: – Lubiła rozmawiać o takich zwykłych rzeczach, pić dobrą kawę z naszą babcią i piec pyszne ciasta. Ale Małgorzata Kopińska miała też pewien sekret.

Otóż była najbardziej cudowną mamą, jaką dziecko może sobie wymarzyć. 

Zawsze wiedziała, co powiedzieć, gdy było nam smutno, źle. Gdy moja siostra przyjeżdżała do domu i miała jakoś dużo na głowie, to mama od razu robiła dla niej placki ziemniaczane. By poprawić jej nastrój. Działało! Nic nie smakuje lepiej niż placki naszej mamy.

Mama była zawsze pierwszą osobą, która dzwoniła, gdy wychodził mój artykuł. Kupowała gazetę o świcie. A potem dzwoniła z wrażeniami. I zawsze na koniec mówiła: „Ale jestem z ciebie dumna córeczko”. Gdy przyjeżdżałam na weekend i musiałam rano pisać, bo oddawałam tekst do druku, to przynosiła mi naleśniki z sosem malinowym do łóżka. Prosiłam, by nie robiła sobie kłopotu. Odpowiadała: „Ale mi to sprawia przyjemność”.

Różniłyśmy się. Pochodzę z bardzo konserwatywnej, religijnej rodziny, a pracowałam w „Gazecie Wyborczej” i otaczam się przyjaciółmi o lewicowych poglądach. Ale dla mojej mamy nigdy nie miało znaczenia, jakie kto ma opinie. Liczyło się, czy jest uczciwy, szczery. 

Nie słyszałam, by o kimkolwiek mówiła źle. Wiecie, jak czasem jest w małych miejscowościach. Ludzie analizują, dlaczego ktoś nie ma dzieci albo jak ma czworo, to że pewnie wpadł. Nasza mama, zawsze jak ktoś tak obgadywał, to mówiła: „A niechże żyją jak chcą, ważne by byli szczęśliwi”.

A na szczęście miała jedną receptę: otaczać się dobrymi i mądrymi ludźmi. 

Zawsze mówiła, że to jest w życiu najważniejsze.

I myślę, że dostałam od niej wielki dar. Bo zawsze wiedziałam, że „dziedziniec to należy do mnie”. Nigdy nie bałam się mówić tego, co myślę. Pisać o świecie przestępczym. Tak jakbym czuła się otoczona niewidzialną szatą bezpieczeństwa. Tego nie da się uzyskać dzięki pieniądzom, wpływom czy znajomościom, których nigdy nie miałam. To związane jest z pewnością, że istnieją ludzie, którzy nigdy nie będą cię osądzać, obarczać własną wizją świata. Tylko tak po prostu, gdy masz za dużo na głowie, przyniosą ci niespodziewanie coś dobrego.

Justyna Kopińska (Fot. Jakub Pleśniarski)

Na ostatniej stronie notatnika zapisałam scenę z duńskiego filmu „Uczta Babette”, który powstał na podstawie wspaniałej książki Karen Blixen. 

Uciekinierka z Francji, która straciła całą rodzinę, znajduje schronienie w skromnym domu w Danii. Jej chlebodawczynie nie są świadome, że Babette wcześniej pracowała jako szef kuchni w słynnej Cafe Anglais w Paryżu. Prowadzą bardzo ascetyczny styl życia. Babette się do niego przystosowuje.

Po wielu latach w Danii kucharka wygrywa dziesięć tysięcy franków na loterii. Postanawia przygotować prawdziwą ucztę dla swoich gospodarzy oraz ich znajomych. Słynne stały się już ujęcia przepiórek na postumentach w tej scenie. Skłóceni mieszkańcy zmieniają wyraz twarzy z każdym kolejnym pysznym daniem i trunkiem. Promienieją.

Gdy gospodarze dowiadują się, że kobieta wydała na nich wszystkie oszczędności, trudno im w to uwierzyć. Mówią: „Ale teraz przez resztę życia będziesz biedna”.

– Artysta nigdy nie jest biedny – odpowiada Babette. 
– Czy właśnie takie obiady przyrządzała pani w Cafe Anglais we Francji?
–- Uszczęśliwiałam ich. Dawałam z siebie wszystko. Słynny śpiewak operowy, który przychodził do restauracji, mawiał: na całym świecie rozbrzmiewa wołanie artysty: pozwólcie mi dać z siebie wszystko.
A gospodyni odpowiada: „Babette, to jeszcze nie koniec… Kiedyś zadziwisz same anioły”.

W nawiasie, jako piętnastoletnia dziewczyna, przy tej scenie dopisałam ołówkiem: „Ona gotowała z takim sercem jak moja mama”.

Kontakt z autorką przez stronę www.justynakopinska.pl

Justyna Kopińska
Komentarze (1)

IwOna Flakus
IwOna Flakus07.09.2018, 14:11
Wzruszyłam się bardzo tym ciepłym i lekkim od wspomnień tekstem
Proszę czekać..
Zamknij