Znaleziono 0 artykułów
26.05.2023

„Idol”: Uprzedmiotowienie zamiast emancypacji

26.05.2023
(Fot. Materiały prasowe)

Wejściówki na premierę dwóch pierwszych odcinków serialu HBO Max „Idol” z Lily-Rose Depp rozeszły się w Cannes w kilka sekund. Czerwony dywan oblegali fani i reporterzy, a zaproszenie na afterparty dostali tylko wybrańcy. Czy produkcja wymyślona przez Abela „The Weeknd” Tesfayego, a wyreżyserowana przez Sama Levinsona, twórcy „Euforii”, to rzeczywiście najgorętsza premiera sezonu?

– Gdybym chciał, mógłbym założyć sektę – miał powiedzieć Abel Tesfaye Samowi Levinsonowi, gdy po raz pierwszy podzielił się z nim pomysłem na „Idola”. The Weeknd wiedział, że jego fani są mu tak oddani, jakby był ich guru. Zrobiliby dla niego wszystko. Zamiast korzystać ze swojej władzy, gwiazdor popu postanowił przekuć to doświadczenie w kolejny artystyczny projekt. Tak powstał zarys serialu, który pokazali decydentom z HBO Max, a ci natychmiast powiedzieli „tak”. Zresztą, biorąc pod uwagę pozycję i wizerunek pomysłodawców, trudno im się dziwić.

(Fot. Materiały prasowe)

„Idol”: W szponach szarlatana 

Co by się stało, gdyby gwiazdor popu związał się z niewłaściwą osobą, uległ całkowicie jej wpływom i zmierzał ku autodestrukcji? Takie pytanie zadają sobie twórcy „Idola”. Wokalistka Jocelyn (Lily-Rose Depp), przypominająca Arianę Grande albo Britney Spears sprzed lat, chce wrócić na szczyt po niedawno przebytym załamaniu nerwowym. Po śmierci matki miota się między wizerunkiem narzucanym jej przez wytwórnię a próbami samodzielnego ustalenia, kim jest jako artystka i kobieta. Kiedy poznaje właściciela modnego klubu, Tedrosa (Tesfaye), charyzmatyczny mężczyzna z łatwością przejmuje władzę nad nią i jej narracją, oczywiście pozwalając jej myśleć, że do wszystkiego dochodzi sama. Jocelyn zbyt mocno wkręca się w nową relację. Towarzysząca jej na każdym kroku horda asystentów i producentów (m.in. Hank Azaria, Rachel Sennott, Troye Sivan, Davine Joy Randolph i cudowna Jane Adams pokrętnie tłumacząca, że „choroby psychiczne są sexy!”) nie ma już nic do powiedzenia. Głosy z zewnątrz, nawet te konstruktywne i empatyczne, przestają się dla niej liczyć.

(Fot. Materiały prasowe)

Upadek obiecującej młodej kobiety i dobrego pomysłu na serial

Znamy tę historię. Widzieliśmy ich w mediach wiele, zbyt wiele. Opowieści o młodych kobietach przeżutych i wyplutych przez odmawiających im prawa do samostanowienia system. Założenia produkcji wydają się ciekawe i ważne. Niestety realizacja pozostawia wiele do życzenia.

Nigdy nie dowiemy się, jaki serial powstałby, gdyby reżyserowała go kobieta, Amy Seimetz. Po jej odejściu w kwietniu 2022 roku w ekipie i obsadzie nastąpiły spore przetasowania. Jak donosił na początku 2023 roku magazyn „The Rolling Stone”, Levinson przepisał scenariusz, dodając do niego o wiele więcej nagości i seksu. Z kolei według Deadline Tesfaye miał być niezadowolony, że reżyserka chciała skupić się na kobiecej perspektywie – uznał to za uproszczenie oryginalnego pomysłu. Naciskał, by punkt ciężkości przesunąć na stronę jego serialowego alter ego, Tedrosa. I tak się ostatecznie stało.

(Fot. Materiały prasowe)

„Idol” jak spin-off „50 twarzy Greya” fetyszyzujący kobiece ciało

Niby w serialu są momenty podkreślające, że Jocelyn jest samodzielną młodą kobietą. W ironicznej scenie otwierającej tłumaczy przesadnie koncyliacyjnemu koordynatorowi intymności, że nie potrzebuje 48 godzin, by zmienić zapis w umowie, bo bez niczyich nacisków chce pokazać na zdjęciu piersi. Nie potrzebuje ochrony żadnego – nawet teoretycznie chroniącego ją – męskiego spojrzenia. Sutek ma być w kadrze i już. Ale to smaczki, ozdobniki, które odwracają uwagę widza. Lily-Rose Depp udowadnia, że starcza jej charyzmy na wypełnianie roli pierwszoplanowej gwiazdy. Ale przez większość seansu ma się niewygodne wrażenie, że to pokaz zrealizowanego w estetyce soft porno spin-offu „50 twarzy Greya”, gdzie pod płaszczykiem pokazania procesu samoodkrywania bohaterki dostajemy montaż erotycznych scen, w których starszy mężczyzna poprzez seksualne przebudzenie „otwiera głowę” młodszej podopiecznej. Charyzma Tedrosa nie jest na ekranie kwestionowana, ale trudno się nie zgodzić z opinią, jaką po pierwszym spotkaniu wydaje Leia (Sennott): – On ma vibe gwałciciela. Dlaczego Jocelyn tego nie widzi? Chyba dlatego, że nie widzi tego sam Tesfaye. 

(Fot. Materiały prasowe)

Po dwóch pokazanych w Cannes odcinkach trudno uwierzyć w szczytne cele twórców. Krytyka nie wynika z pruderii. Problemem nie jest bowiem dosłowność przekazu, nagromadzenie zbliżeń na sutki i sceny masturbacji (You go, girl!), ale sposób prowadzenia kamery i narracji. Miała być opowieść obnażająca uprzedmiotawianie i fetyszyzację w branży rozrywkowej. Wyszła rozrywkowa produkcja uprzedmiotawiająca bohaterkę i fetyszyzująca obnażanie. Trudno zatrzeć wrażenie, że oglądamy śliskie fantazje (wspomnienia?) wykorzystujących swoją pozycję perwersyjnych mężczyzn, którym wszystko wolno. Tesfaye może nie chciał zakładać sekty, ale dokładnie to w „Idolu” zrobił. 

Anna Tatarska, Cannes
Proszę czekać..
Zamknij