Znaleziono 0 artykułów
23.04.2021

Książka tygodnia: Monika Libicka, „Gela. Skarb z Archiwum Ringelbluma”

23.04.2021
 Monika Libicka (Fot. Materiały prasowe)

Monika Libicka odtwarza historię malarki, która w 1943 roku zginęła pod gruzami getta, a może została wywieziona do Treblinki. Gela Seksztajn żyła 36 lat, dotąd wiadomo było o niej tyle, co zachowało się w Archiwum Ringelbluma. Autorka książki chwyta każdy trop, by przybliżyć jej życie. I w pewnym sensie przywrócić. 

W poniedziałek, 19 kwietnia, minęło 78 lat od wybuchu powstania w warszawskim getcie. Powstańcy bronili się niespełna miesiąc, do 16 maja. W ciągu tych kilku tygodni życie straciła większość Żydów, którzy nie zginęli wcześniej z rąk nazistów czy nie zostali wywiezieni do obozów zagłady.
„Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera” – to zdanie pochodzące z przemowy noblowskiej Olgi Tokarczuk, Monika Libicka wypożyczyła od pisarki na motto swojej książki „Gela. Skarb z Archiwum Ringelbluma”. Nienadaremnie, bo opowiedziała w niej historię pewnej malarki, dzięki czemu ocaliła ją od śmierci, mimo że w 1943 roku Gela Seksztajn razem z dwuletnią córeczką Margalit została pogrzebana gdzieś pod gruzami getta, a może wywieziona do Treblinki.

(Fot. Materiały prasowe)

„Żyła 36 lat. Zostało po niej 61 akwareli, 178 szkiców i 71 rysunków. Kilka zdjęć i dokumentów. Dwie kartki zapisane nie jej pismem: testament i krótki biogram. Wszystko włożone do metalowego pudła o wymiarach 50 x 30 x 15 cm. Razem z plikiem dokumentów jej męża Izraela i jego testamentem” – tylko tyle i aż tyle informacji dostaje na początek Monika Libicka. 

Metalowe pudło jest jednym z dziesięciu, które wydobyto we wrześniu w 1946 roku – zostały zakopane przy ulicy Nowolipki 68 w piwnicy szkoły Borochowa, w dole pod podłogą; cztery lata później odnaleziono tam jeszcze dwie kanki po mleku wypełnione cennymi papierami. W sumie zawierały około 35 tys. dokumentów, wszystkie o życiu mieszkańców getta. Zadbał o to Emanuel Ringelblum wraz z 60 członkami tajnego stowarzyszenia Oneg Szabat. Uważał, że to jedyny sposób, by opowiedzieć światu o zbrodniach hitlerowskich, których byli ofiarami. W skrzynkach ukryto listy, rysunki, raporty, gazety, zdjęcia, nawet wypracowania dziecięce. Archiwum zabezpieczał i zakopywał Izrael Lichtenstein, jeden z najbliższych towarzyszy Ringelbluma i… mąż Geli Seksztajn. To on uratował dzieła swojej żony od zniszczenia i zapomnienia, a w testamencie, który załączył, napisał: „Chcę by wspomniano o mojej żonie, Geli Seksztajn, zdolnej artystce malarce, której dziesiątki prac nie zostały wystawione, nie ujrzały światła dziennego”

Gela Seksztajn, Autoportret (ze zbiorów Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma)

Libicka zawzięła się i spełniła życzenie Izraela. Wielu elementów układanki nie udało jej się odnaleźć, ale od pierwszego dnia, gdy weszła do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, by obejrzeć rysunki i akwarele Geli, szczęście jej sprzyjało. Spotyka tam krewną Geli, która dzień wcześniej przyleciała z Tel Awiwu. Razem z Ruth oglądają portrety dzieci malowane wodnymi farbami czy jej przyjaciół literatów i artystów wykonane czarnym tuszem i węglem. Razem pojadą w Polskę śladami rodzinnymi Seksztajnów i Lichtejnsztejnów. 
Autorka chwyta każdy trop, by odtworzyć życie Geli Seksztajn. Niektóre prowadzą ją na manowce, niektóre tak wciągają, że choć nie przybliżają jej do malarki, to nie można ich w tej historii pominąć. Bo czy dałoby się przywrócić do życia Gelę, gdyby nie Archiwum Ringelbluma? Nie. Dlatego przy okazji dostajemy przypomnienie historii jego powstania i odkrycia. Czy bez wizyt we wsiach i w miasteczkach, z których pochodzili krewni Geli, i wyobrażenia sobie, jak wyglądało ich codzienne życie po 1918 roku, można próbować zamknąć jej biografię? Nie. Bez odwiedzin w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie Gela uczyła się malarstwa? Nie.
Ale są też odkrycia idealnie pasujące do niekompletnego puzzla, jak na przykład zidentyfikowanie nauczycielki Geli czy listu napisanego do nowojorskiego dziennika „Forverts” w grudniu 1948 roku przez Amerykanina B.C. Haritona, który poznał młodą artystkę, gdy 10 lat wcześniej odwiedził w Warszawie pisarkę Rachelę Auerbach. „Gdy [Gela] usłyszała, że pochodzę z Ameryki, w bardzo skromny sposób opowiedziała mi o sobie. Jest dzieckiem prawdziwej biedoty” – pisał. Dowiadujemy się od niego, że dziewczyna była słabego zdrowia i spędzała czas w sanatorium Medema ulokowanego na obrzeżach Miedzeszyna i że tam też malowała.

(Fot. Materiały prasowe)

 

Choć z początku bałam się, że Libicka za dużo miejsca poświęca opisywaniu własnych emocji związanych z poznawaniem Geli, to w miarę czytania uznałam, że dzięki temu czytelniczka czy czytelnik wspólnie z autorką pokonują trudności odnajdywania kolejnych tropów, to w pewnym momencie sami mają ochotę zakasać rękawy i przyłączyć do odkopywania pięknych sekretów ukrytych pod domami dzisiejszego Muranowa. Na pewno wiele ich tam jeszcze zostało.

* Monika Libicka, „Gela. Skarb z Archiwum Ringelbluma”, wydawnictwo Wielka Litera

Maria Fredro-Smoleńska
Proszę czekać..
Zamknij