Znaleziono 0 artykułów
19.03.2020

Książki krzepiące

19.03.2020
(Fot. Mat. prasowe, kolaż Agata Wojtczak)

Literatura może nas nie uratuje, ale przynajmniej pomoże zrozumieć. Polecamy pięć książek na czas strachu. W bonusie: cytaty, które niosą spokój.

Wybrać pięć książek, które warto polecić na czas lęku i odosobnienia, to nie było bardzo łatwe. Półka z najważniejszymi, stosik zaległych i jeszcze regał z całą resztą. Ostatecznie zdecydowała chyba tęsknota, bo jakoś tak się ułożyło, że wszystkie, które wybrałam, opowiadają choć trochę o podróży. Dariusz Czaja w pierwszym zdaniu pisze: „Tylko naiwni wierzą jeszcze, że tak naprawdę podróżujemy tylko wtedy, gdy fizycznie przemieszczamy się w geograficznej przestrzeni”. W czasie gdy wydaje się, że prędzej otwarte będą biblioteki niż lotniska, brzmi w sumie krzepiąco.

Dariusz Czaja „Gdzieś dalej, gdzie indziej”

(Fot. Materiały prasowe)

Wznowiony niedawno przez wydawnictwo Czarne zbiór esejów o włoskiej Apulii to jedna z najpiękniejszych książek, które czytałam. Choć mało tu o pięknie. „Boczna lokalna droga przejmuje trwogą, powinno się tu wysyłać te zastępy cmokaczy od la bella Italia, tych wszystkich entuzjastów krainy włoskiej łagodności. Po obu stronach drogi syf malaryczny, czegoś takiego się już nie spotyka...” Dariusz Czaja pisał to dekadę temu, gdy nikt nie wierzył, że włoskiemu pięknu może coś zagrozić, i mało kto zapuszczał się na południe.

Czaja, antropolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przemierzył Apulię wzdłuż i wszerz. Autobusami, pociągami, samochodem, rowerem. Przeczytał wszystko, co o Apulii napisano. Aż odkrył własną – krainę nieco spóźnioną, która nie nadąża za postępem, która niespecjalnie przejmuje się swoimi legendami, nie czci świętych ani sław (a wywodził się stąd Rudolf Valentino). On zajmuje się tym, co najmniej znane, a temu, co popularne, nadaje nowy wymiar. Piękny język sprawia, że erudycja nie peszy, ale podsyca ciekawość.

Coś na pokrzepienie? Niech będzie lokalne wino, dziś dostępne w czynnych spożywczakach:

„Gdybym miał komuś opowiedzieć o Apulii, to dałbym mu do spróbowania negroamaro, zaczyna żyć intensywnie jeszcze przed pierwszym łykiem, już w bukiecie czuć tę charakterystyczną surowość, żadnej miękkiej gry, biorę pierwszy łyk, prostuje, onieśmiela, nie zaprasza do środka, Apulia jest trudna, nie zachwyca od pierwszego wejrzenia, gorzej: nie zachwyca nawet od drugiego, może nawet w ogóle nie zachwyca, a może ona nie jest do zachwycania. (...) Piękno tu nieoczywiste i nieprzejrzyste jak rubinowa czerń negroamaro”.

* wydawnictwo Czarne

Dubravka Ugrešić, „Lis”

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Wydawnictwo Literackie (@wydawnictwoliterackie)

Znowu Włochy. Zupełnie niechcący, bo teksty Ugrešic nic a nic nie są krajoznawcze. Nawet podśmiewa się w jednym z nich z napotkanego w pociągu współpasażera, który czyta wyłącznie thrillery, których akcja toczy się gdzieś daleko i koniecznie z odwzorowaniem realiów niczym z przewodnika. „Lis” to podróż po literaturze rozpisana na kraje i epoki.

Jeśli nie zdążycie nic więcej, sięgnijcie po esej „Sztuka równowagi”. To wielki tekst. Niby chodzi o Neapol, seminarium tęgich głów w sprawie imigrantów, a przy okazji rozmowę Ugrešić z wdową po znaczącym pisarzu i troszkę widoczków – wiadomo, jakie są widoczki w okolicach Neapolu. Ale w gruncie rzeczy to rzecz o bezradności. Wobec globalnych problemów, kameralnej samotności i, oczywiście, szarpaniny w sprawie pieniędzy. Przejmująca jest scena, gdy polska sprzątaczka po przejściach daje międzynarodowej sławy pisarce lekcję życia. Opowiada o chodzeniu na szczudłach, że nie chodzi o utrzymanie równowagi, ale o ruchy – o to, by umieć grać ciałem, twarz tak czy inaczej ukryta jest za maską. A potem jeszcze demoniczna wdowa dorzuca: „Tajemnica wszystkiego tkwi w tym, by trzymać się prosto”.

Jednak coś przyjemnego? Oczywiście, Neapol:

„Rozciągał się wspaniały widok na Neapol. W słonecznej mgiełce miasto drżało przede mną jak duża neapolitańska słodka baba, solidnie nasączona rumem; jak smakowity symbol witalności ludzkiego plemienia, które przetrwa wszystko, i piękna, które godzi: biednych i bogatych, ładnych i brzydkich, starych i młodych, przybyszy i zasiedziałych”.

* tłum. Dorota Jovanka Ćirlić, Wydawnictwo Literackie

Barbara Sadurska, „Mapa”

(Fot. Materiały prasowe)

„Cała ta literatura to zaledwie nieskończona kombinacja dwudziestu paru liter alfabetu” – mówi ojciec jednego z bohaterów opowiadań Barbary Sadurskiej. Jej książka dowodzi, że literatura to dużo więcej.

„Mapa” to wydawniczy debiut Barbary Sadurskiej, już nagrodzony w plebiscycie Onet.pl O!lśnienia  i szeroko omawiany. To niby tom opowiadań, ale tak posplatany wątkami i motywami, że można je czytać jak powieść. Czasowo rozpięty jest między XV wiekiem a współczesnością, między fikcyjnymi bohaterami pojawiają się postaci dobrze znane, choćby Fra Mauro i Rembrandt, rzecz dzieje się w Europie – w Holandii, Włoszech, Niemczech, Polsce. Historyczny sztafaż, przepiękny język, rwana narracja układająca się w precyzyjną konstrukcję służą autorce do opowieści o obsesji, o przemocy i uniwersalnych wyborach.

Fragment na trudny czas? Krótki, mówiący o tym, że upór, by wszystko zostało po staremu, nie przyszedł tydzień temu:

„Czy ja mówię po polsku? Podniosłem wzrok.

– Po polsku, po niemiecku, flamandzku, włosku, rosyjsku – mówiłem bzdury, żeby tylko nie odeszła, żeby ją zatrzymać, żeby ten dzbanek pozostał cały”.

* wydawnictwo Nisza

Ewa Frysztak, Janusz Górski, „Ballada o dziewczynie”

(Fot. Materiały prasowe)

Gratka dla miłośniczek i miłośników starych książek. Ewa Frysztak projektowała okładki ważnych w PRL-u serii literackich, prof. Janusz Górski, wybitny znawca przedmiotu, przepytał ją z pracy i trochę też z życia. Z tego spotkania wynikł album, w którym możemy zobaczyć mniej więcej 200 okładek, plakatów i kart pocztowych autorstwa Ewy Frysztak i przeczytać porywającą rozmowę.

To rozmowa fachowców, którzy lubią podywagować o typografii, ale też opowieść kobiety, która w latach 50. i 60. znalazła się w centrum polskiego życia plastycznego i, co za tym szło, towarzyskiego. Jest więc sporo plotek o artystach, parę słów o Marku Hłasce i, być może niezamierzona, refleksja nad tym, dlaczego dziś znamy tak wielu PRL-owskich projektantów i tak mało projektantek graficznych.

Fragment na trudne czasy przypomina, że dramaty z czasem bledną:

„ – Kilka lat żyła pani w Brazylii.

– Tak, mąż był współdyrektorem spółki polsko-brazylijskiej, peerelowskiej. W Brazylii miałam jedyną w życiu indywidualną wystawę moich prac.

– A który to mąż? Drugi?

– Trzeci.

– A drugi?

– Był nauczycielem WF-u, przy mnie skończył matematykę i potem jej uczył w gimnazjum. Poznałam go w Zakopanem, bo dużo jeździłam na nartach, a on był po AWF-ie i też jeździł na nartach.

– W stopkach redakcyjnych nazwisko Frysztak-Witowska pojawiało się krótko. Związek nie trwał zbyt długo.

– No parę lat. Takich drobiazgów nie pamiętam”.

* wydawnictwo Karakter

Tomasz Jędrowski, „Płynąc w ciemnościach”

(Fot. Maciej Miloch)

Skoro już odwiedzamy PRL, sprawdźmy, jaka ówczesna rzeczywistość była dla zakochanych w sobie chłopaków. O ile dla plastyczek i plastyków była po prostu kłopotliwa, dla gejów była koszmarna.

Powieść Tomasza Jędrowskiego  ukazała się najpierw w Wielkiej Brytanii, teraz – przetłumaczona przez Roberta Sudoła – zdobywa polski rynek. To subtelna opowieść o miłości, ale też o odwadze i konformizmie, o życiu w czasach opresji, wreszcie – o wyborach, z których żaden z dostępnych nie jest dość dobry.

Na pocieszenie dwa fragmenty:

„Bez względu na to, co dzieje się na świecie, jak brutalne i dystopijne dokonują się rzeczy, nie wszystko zostaje stracone, jeśli w pobliżu są ludzie gotowi zaryzykować, żeby to upamiętnić”.

I jeszcze coś od babci głównego bohatera. Wiadomo nie od dziś, że w kłopotach trzeba słuchać babci:

„Stoimy w kolejkach po szansę, po byle co, może po nic. Ale to minie kochaniutki. Nawet najdłuższa kolejka w końcu się rozejdzie”.

* tłum. Robert Sudół, wydawnictwo OsnoVa

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij