Znaleziono 0 artykułów
25.02.2020

Pod powierzchnią

25.02.2020
„Płynąc w ciemnościach” Tomasz Jędrowski (Fot. Maciej Miloch)

To mógłby być film Pawła Pawlikowskiego: męsko-męski romans niemożliwy, z PRL-em w tle, przefiltrowany przez nostalgiczne kadry Polskiej Szkoły Filmowej. Ale „Płynąc w ciemnościach” to powieść. Napisana po angielsku przez syna polskich emigrantów intymna historia dorastania zalęknionego, wrażliwego chłopca i namiętności bez happy endu, która daje mu odwagę do bycia sobą.

Młody prawnik polskiego pochodzenia, władający pięcioma językami, urodzony w Niemczech, wykształcony w Anglii, mieszkający we Francji, porzuca obiecującą karierę dla niepewnego losu pisarza. Nie jest to bynajmniej początek powieści, ale życiowa wolta, którą wykonał jej autor, Tomasz Jędrowski, by zadebiutować dojrzewającą w nim przez lata książką – historią spotkania dwóch chłopaków latem 1980 roku, u progu ich dorosłego życia. 

Jeśli „Płynąc w ciemnościach” miałoby być tą „jedną książką, który każdy nosi w sobie”, to było warto, bo czytelnik zanurza się w nią ze zmysłową przyjemnością. Niespodziewana pisarska kariera Jędrowskiego zaczyna się z przytupem. O powieść nieznanego debiutanta walczyli na Targach Książki w Londynie potężni wydawcy – od prestiżowego brytyjskiego Bloomsbury po amerykański HarperCollins. W Polsce książka ukazuje się w wydawnictwie OsnoVa, a przetłumaczył ją Robert Sudół, autor m.in. przekładów Cormaca McCarthy’ego, Charlesa Bukowskiego i nagrodzonego Bookerem Marlona Jamesa, co samo w sobie jest obiecującym prognostykiem.

Tomasz Jędrowski (Fot. Jakub Pleśniarski dla Vogue Polska)

Mokry asfalt, naleśniki i chłopacki „sekret”

Przyznaję, że szum, który poprzedził polskie wydanie, zachwyty i zapowiedzi „wschodzącej międzynarodowej gwiazdy”, porównania do „Tamte dni, tamte noce” André Acimana, wzbudzały we mnie pewną rezerwę. Ale z każdą stroną historia miłości i utraty, którą opowiada z emigracyjnej perspektywy Ludwik, rozmiękczała moje kamienne serce. Skrywana pod dystansem do świata wrażliwość bohatera, pomieszanie wstydu, niepewności, rozpaczy z ogromną potrzebą wewnętrznej prawdy – poruszały. Tak jak i chłopięcy wszechświat zaklęty w pamięci ciała: dzikie dzieciństwo w poniemieckim Wrocławiu lat 60., pachnące mokrym po deszczu asfaltem i naleśnikami babci. Radość wałęsania się po mieście z ulubionym kumplem i ucieczki od uwierającej, peerelowskiej rzeczywistości w świat książek. Najważniejszą lekturą bohatera okazał się zakazany „Mój Giovanni” autorstwa Jamesa Baldwina, czarnoskórego, homoseksualnego pisarza, walczącego o wydobycie się z podwójnego wykluczenia, któremu podlegał w amerykańskim społeczeństwie. 

Bohaterowie Jędrowskiego, Ludwik i Janusz, żyjący w kompletnie innym świecie za żelazną kurtyną, ale spotykający się przypadkiem na wiejskich „praktykach studenckich” (tzw. wykopkach, czy ktoś to jeszcze pamięta?), z tej właśnie książki wywodzą swój sekretny kod porozumienia. To ona prowadzi ich nad istniejące z dala od cywilizacji leśne jezioro, gdzie ich uczucie się spełnia. Kiedy wrócą do miasta, podzielą ich różne oczekiwania wobec życia i światopoglądy. Pochodzący z wiejskiej biedy Janusz, w imię emancypacji i ocalenia swego „sekretu”, jest gotów na układy z komunistycznym reżimem. Ludwik, mający w pamięci złamane życie niepogodzonej z rzeczywistością, wychowującej go samotnie matki, coraz bardziej żegluje w stronę bezkompromisowej szczerości, ratunek dla siebie widząc w emigracji. 

Odzyskać swoją historię

Bohaterowie „Płynąc…” stają po przeciwnej stronie barykady, ale pisarz nie chce ich decyzji oceniać: –Generacja Ludwika i Janusza to pokolenie moich rodziców – wyjaśnia Tomasz Jędrowski, kiedy pytam go o wybór czasu i miejsca powieści. – Kiedy byłem dzieckiem, tata przedstawił mi kolegę ze studiów. Ten mężczyzna był gejem i otwarcie o tym mówił. Chciałem zrozumieć, jakie musiało być jego życie w tym kraju, w tym świecie, w tych czasach. Wokół tego urosła potem moja opowieść. Chodziło mi też o odtworzenie narracji o ludziach queer w tamtej epoce. Sam długo nie wiedziałem, jak mam być Polakiem-gejem, będąc w dodatku dzieckiem emigrantów. Jaką mam właściwie tożsamość i jak mieszczę się w polskiej historii? Polscy muzułmanie mogą odwoływać się na przykład do tatarskich korzeni, ale kiedy należy się do mniejszości, która od zawsze jest, lecz której nie ma w podręcznikach czy na zajęciach historii w szkole, to się w pewien sposób nie istnieje. 

Podróż do nieistniejącego miejsca

Kiedy dzielę się z Jędrowskim moimi filmowymi skojarzeniami (Pawlikowski!), on śmieje się zaskoczony, bo za namową swojej brytyjskiej redaktorki, która przygotowywała do druku także książkę „My Summer of Love” sfilmowaną niegdyś przez Pawła Pawlikowskiego, już w sierpniu wysłał do reżysera anglojęzyczną wersję swojej powieści. W „Idzie” odnalazł podobne spojrzenie na Polskę, którą w swojej książce w dużym stopniu ulepił z opowieści rodziców, dawnych filmów, fotografii, literatury – krótko mówiąc, dzieł kultury. 

To zresztą była moja obawa wobec „Płynąc…”, że zamiast autentyczności dostaniemy papierowe dekoracje dla gejowskiego retroromansu. Wypatrywałam podejrzliwie fałszywego tonu, ale go nie znalazłam, odkrywając za to świat przefiltrowany przez kadry z filmów Morgensterna, Kawalerowicza, Polańskiego i… Pawlikowskiego. 

Tomasz Jędrowski (Fot. Jakub Pleśniarski dla Vogue Polska)

– Moja mama przez całe życie opowiadała mi, jak to wtedy było – uśmiecha się Tomasz. – I chociaż dla chłopca dorastającego w latach 90. w kapitalistycznych Niemczech brzmiało to jak historie z innej planety, ciągle one we mnie „pracowały”. Gdzieś istniał ten świat alternatywny, który był rzeczywisty, ale dla mnie niedostępny. Ciekawił mnie, choć nie potrafiłem sobie go do końca wyobrazić. Mottem mojej książki jest cytat z „Króla Ubu” Alfreda Jarry’ego o historii, która „rozgrywa się w Polsce, czyli nigdzie”. Jarry miał na myśli to, że Polski nie było wtedy na mapie. Ja natomiast mam wrażenie, że Polska, której dotknąłem w dzieciństwie, nigdy nie istniała. Na tym też polega emigracja, że wyjeżdżasz z kraju, którego już potem nie ma.

„Płynąc w ciemnościach” Tomasz Jędrowski (Fot. Maciej Miloch)

Czułość w czasach kłamstwa

Gdyby nie książka, Tomasz pewnie nie wróciłby do Polski, nie zamieszkałby w Warszawie, którą pokochał i dokąd przeprowadził się na trzy lata z francuskim mężem. Całe jego życie zmieniło się przez pisanie tej książki, dlatego jest to opowieść dogłębnie osobista, intymna. I prawdziwa, choć autor nie doświadczył tamtej epoki. 

Jak odbiera to, co dzieje się dziś w Polsce, w której władza – świecka i kościelna, wyznacza, kto jest, a kto nie jest Polakiem, straszy tęczową zarazą i szczuje na mniejszości? – Zawsze podskórnie czułem, że ten rodzaj myślenia jest tu obecny, więc to, co się teraz dzieje, jest tylko zewnętrznym wyrazem czegoś, co było pod spodem – mówi. – Nie szokuje mnie to ani nawet nie smuci, bo to musiało się wylać. Przy okazji tych przykrych rzeczy stało się jednak coś istotnego – wreszcie temat społeczności LGBT+ trafił do debaty publicznej, środowisko się konsoliduje i bardziej je widać. To prawda, jest bardzo dużo ignorancji, ale to nie ludzie są wrogami, ale lęk, wstyd i niewiedza. Dlatego trzeba o tym mówić.

Opisywana przez niego w książce burzliwa rzeczywistość Polski roku 1980, tuż przed wybuchem stanu wojennego, też jest światem podwójnych standardów, zakłamania, sekretów, masek. Jędrowskiemu udaje się celnie uchwycić klasowy charakter rzekomo „równego” społeczeństwa – zagląda do robotniczych klitek, studenckich akademików i salonów kasty uprzywilejowanych partyjnych bonzów. Zza firanek spogląda na uliczne demonstracje i ucieka przed milicją, choć to wszystko dzieje się gdzieś obok dramatu Janusza i Ludwika. Mimo że jeden z amerykańskich krytyków zarzucał pisarzowi zbytnią kwiecistość stylu, ja, czytając zdanie: „Kolejki puchły jak obite usta” – kłaniam mu się w pas, a Warszawa tamtej ponurej zimy staje się dla mnie mrocznym mitem skrywającym pod zimną skórą nieliczne enklawy czułości. 

Powrót do natury

Miasto wydobywa z bohaterów sedno ich życiowych postaw, które ich dzielą. Dlatego głębokie i w pełni szczere spotkanie tych dwóch możliwe było tylko w odizolowanej od codzienności scenerii leśnego pustkowia. Zmysłowa, prześwietlona słońcem przestrzeń natury jest dla ich uczucia jedynym miejscem wolności. – Teraz już wiem, dlaczego tak to napisałem, choć wtedy robiłem to instynktownie – mówi dziś Tomasz Jędrowski, który zdążył się już przeprowadzić na francuską wieś, za oknem ma łąki i las. – Po powrocie do miasta Ludwik mówi do Janusza: „Teraz staliśmy się sekretem”, a on mu odpowiada: „Zawsze byliśmy, tylko wcześniej nie było się przed kim chować”. W tym rzecz, że nie musisz się chować przed lasem, przed zwierzętami. Natura cię nie oceni. Wobec niej każda miłość jest naturalna. Bez karzącego oka społeczeństwa nie ma nic złego w tym, co oni robią. Ocena przychodzi z zewnątrz.

Kim jest dziś autor „Płynąc w ciemnościach”? Człowiekiem, który – jak mówi sam o sobie – przestał „udawać adwokata” i rozpoczął nowe życie książką o budowaniu tożsamości i dorastaniu do siebie: – Moim osiągnięciem jest to, że ja już nie czuję potrzeby, żeby się definiować w tych kategoriach – odpowiada. – Akceptuję płynność tożsamości: seksualnej, narodowej, wszelkiej. Żadne z tych określeń: Polak, pisarz, gej, nie opisuje mnie w stu procentach. Nie wierzę w jednoznaczne etykietki. Prawda jest wielowarstwowa i skomplikowana, musimy to jakoś zaakceptować.

Wydawnictwo OsnoVa zaprasza na premierowe spotkanie autorskie wokół książki Tomasza Jędrowskiego "Płynąc w ciemnościach". Spotkanie odbędzie się 28 lutego o godzinie 19:00 w holu głównym Zachęty. Po wydarzeniu zapraszamy na lampkę wina do sali warsztatowej, znajdującej się na parterze.
Wstęp wolny.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij