Znaleziono 0 artykułów
02.10.2025

Wystawa o blokowiskach rzuca nowe światło na architektoniczne dziedzictwo

02.10.2025
Uwe Pfeifer, Przejscie w Halle-Neustadt, 1972, Fot. dzięki uprzejmości DAS MINSK

Czy mieszkalne bloki z betonu są dokumentem, dziedzictwem, obiektem muzealnym i mogą inspirować artystów? Na te pytania próbuje odpowiedzieć wystawa „Wohnkomplex” w Poczdamie. 

Z lekcji plastyki w PRL-owskiej podstawówce do końca życia zapamiętam traumę wywołaną kategorycznym zakazem korzystania z linijki. Jak mam narysować dom, ulicę, miasto, jeżeli odmawia mi się prawa do idealnie prostej linii? Nie szkodzi, że nic na świecie nie jest równe, sztuka nie polega na kopiowaniu tego, co widać; sztuka to azyl od codzienności. Brałem pod uwagę bojkot zajęć z rysunku, szybko jednak zrezygnowałem ze stawiania oporu i domagania się rzeczy zakazanych, zdążyłem się zorientować, że polemika z nauczycielami kończy się użyciem linijki – długiej, z drewna, raczej ciężkiej – w celach dyscyplinarnych. A mogłem zainicjować nowy kierunek w sztuce – idealizm geometryczny. Moje prace mogłyby dziś wisieć w galerii Das Minsk w Poczdamie między udającymi infantylne rysunkami miasta Sabine Moritz a ascetycznymi szkicami węglem Sebastiana Junga – artysta, rocznik 1987, czterema kreskami potrafi oddać ciasnotę i klaustrofobiczny klimat mieszkań budowanych w socjalizmie. „Wohnkomplex” to wystawa o najbardziej wzgardzonych obiektach architektonicznych XX wieku – blokach z betonu. Liryczna, melancholijna, sponsorowana przez paniczny strach, że może już za późno i nie uda się powstrzymać wymazywania sporego kawałka najnowszej historii Europy. 

Seiichi Furuya, Berlin-Ost, 1985, Fot. dzięki uprzejmości DAS MINSK

Udowodnić swój indywidualizm w P2

Domy z wielkich betonowych płyt w większości miast byłego NRD tworzą 50 procent krajobrazu, w pomorskim Rostocku jest ich prawie trzy czwarte. U nas pewnie podobnie, chociaż wolelibyśmy, żeby było mniej. Za żelazną kurtyną tzw. prefabrykaty usiłowały spełnić obietnicę rządzących partii o własnym mieszkaniu dla każdego człowieka pracy. Bloki mieszkalne na zewnątrz były surowe, szorstkie, kanciaste, w środku zaś egalitarne, ideologicznie poprawne. Inteligent dostawał ten sam metraż co robotnik, ten sam rozkład pokoi, łazienka zawsze na wprost wejścia. Chyba że zasłużył. Lub zapukał tam, gdzie trzeba, i uśmiechnął się przyjaźnie. Ewentualnie dysponował tzw. wkładem dewizowym z legalnego źródła – rodzina, która zwiała na Zachód przysłała zachodnioniemieckie marki. W latach 1974-1981 Sibylle Bergemann wprasza się z aparatem fotograficznym do mieszkań w blokach w dzielnicy Berlin-Lichtenberg, daleko od centrum, ale wciąż stolica, metropolia, wyższy standard wszystkiego, zwłaszcza życia. W serii pod tytułem „P2” Bergemann pokazuje socjalistyczne salony, czyli przestrzeń między największym oknem w mieszkaniu – na całą ścianę – ze ślepą kuchnią – zero okien, miejsca dość dla jednej dorosłej osoby lub dwojga dzieci. Przy użyciu regału, kompletu mebli wypoczynkowych oraz akcesoriów dekoracyjnych typu tapeta, książki, pluszowe zabawki czy świąteczna zastawa stołowa ustawiona w przeszklonej etażerce, mieszkańcy lokali typu P2 starają się udowodnić, że różnią się od tych za ścianą, mają swój gust, swoje zainteresowania, nie są klonami. Udaje im się o tyle o ile – na rynku dostępne są cztery wzory tapet, siedem modeli meblościanek, kanapy mogą mieć różne nazwy, ale są tak samo niewygodne, obite sztucznym tworzywem, szpetne. „Zweite Schicht”, czyli „Druga zmiana” – obraz Kurta Dornisa z 1986 roku – to taki NRD-owski „erzac peep-show” – przez otwarte okno podglądamy młodą kobietę, która nad kuchennym zlewem obiera ziemniaki lub robi coś równie ekscytującego. Pod względem oszukiwania, stwarzania pozorów równouprawnienia socjalizm bił konkurencję na głowę. Wiele obywatelek NRD, PRL czy ZSRR łudziło się, że mogą osiągnąć w życiu to samo, co mężczyźni, że patriarchat to pieśń przeszłości. Pewnie tyle samo kobiet tęskniło za archaicznym podziałem obowiązków – mąż zarabia na utrzymanie rodziny, żona dba, by w domowym ognisku iskierka nie zgasła, a zupa nie była przesolona. I na Wschodzie, i na Zachodzie ideałem jest harmonia, symetria i satysfakcja, tylko możliwości ich osiągnięcia są inne. 

Seiichi Furuya, Berlin-Ost, 1985, Fot. dzięki uprzejmości DAS MINSK

Co jest w domach z betonu

Wystawa „Wohnkomplex” w Poczdamie zaczyna się zawłaszczającą więcej przestrzeni niż malarstwo i zdjęcia pracą Markusa Drapera z 2015 roku. „Grauzone”, po polsku „Szara strefa”, to makiety bloków z Senftenbergu, Frankfurtu nad Odrą, Magdeburga, Berlina, Neubrandenburga i ze Schwedt. Obok całkiem zwyczajnych obywateli NRD w latach 80. mieszkali w nich członkowie RAF, czyli Frakcji Czerwonej Armii – najbardziej aktywnej organizacji terrorystycznej w Zachodnich Niemczech. Jakim cudem wylądowali po naszej stronie? Pomogło im Stasi, urząd bezpieczeństwa NRD, cichy reżyser dywersji. Operacja dobiegła końca latem 1990 roku, agenci Stasi pod drzwi terrorystów doprowadzili federalną policję i to był prawdziwy finał zimnej wojny. 

W tym samym czasie Wenke Seemann pisała w Rostocku dyktando z naciskiem na wyrazy obce i zwroty obcojęzyczne. Nie przygotowało jej to na szok, który nastąpił po zjednoczeniu Niemiec: rodacy z Zachodu mówili i myśleli, jakby byli z innej planety. Nie rozumieli, czym są prefabrykaty, punkt skupu makulatury, towar deficytowy i reglamentacja. Bloki mieszkalne ze Wschodu uznali za ohydne, o szkołach mówili, że zacofane, szpitale były dla nich jak z Trzeciego Świata, a fabryki – porażką. Już jako dorosła artystka Wenke odkryła w mieszkaniu rodziców setki czarno-białych zdjęć z okresu, gdy razem wprowadzili się do nowego mieszkania w Lichtenhagen – stworzonej od zera dzielnicy Rostocku. Budowa kolejnych bloków przeciągała się niemiłosiernie, do domu trzeba się było przedzierać przez wielkie hałdy piachu, głębokie kałuże i porozrzucane deski. O placach zabaw dla dzieci i zielonych skwerach albo zapomniano, albo odłożono ich budowę na potem – niezbędne do życia przecież nie są. Mimo wszystko Wenke pamięta, że w takim miejscu w tamtym czasie była szczęśliwa, rodzice mieli więcej niż dziadkowie, wierzyli, że jeszcze będzie lepiej. Ze zdjęć i wspomnień Wenke zmontowała fotopamiętnik o transformacji: tam, gdzie kończyło się miasto, wyrósł pierwszy McDonald’s, pielgrzymowali do niego absolutnie wszyscy, bo ciekawość jest silniejsza od dumy. Do bloku, w którym mieszkała połowa jej klasy z podstawówki, wprowadzili się gastarbeiterzy, co bardzo nie spodobało się lokalnym skinheadom i neofaszystom, zrobili dym. Przed wejściem do supermarketu stały kiedyś rzędy wózków dziecięcych, a w nich następne pokolenie, matki spokojnie robiły zakupy. Dziś na coś podobnego nikt się nie ośmieli. Ani w Rostocku, ani w Gdańsku, ani w Peczu. 

Christian Thoelke, Gerüst, 2019, Fot. dzięki uprzejmości DAS MINSK

Surrealizm wschodnioeuropejski 

W „To nie jest powieść. Zbiorze tekstów i refleksji” nagrodzona rok temu Bookerem Jenny Erpenbeck, dziecko Berlina Wschodniego, pyta: co z ludźmi, którzy nie byli ani oprawcami, ani ofiarami wzgardzonego systemu? Czy mają prawo do swojej przeszłości, czy wolno im wspominać dzieciństwo, młodość, ich miasto? Bloki z betonu najpierw próbowano podrasować, by nie wyglądały tak biednie, jak to mają w naturze, teraz burzy się je pod pretekstem dbania o zdrowie. Wystarczy podejrzenie, że kawałeczek dachu jest z azbestu i budynek znika, uzdatnianie nikomu się nie opłaca. Nie jestem sentymentalny, nie tęsknię za niczym, co się skończyło. Ale nikt mi nie wmówi, że nie mogę ufać sobie, że pamięć mnie okłamuje. Dzięki wystawie w Poczdamie zrozumiałem, że pokój z widokiem na parking, pięciu panów z takimi samymi teczkami w rękach w drodze do pracy czy tonący w porannej mgle trabant, taki samochód cały z plastiku, to obrazy równie surrealistyczne i melancholijne, jak malarstwo René Magrittea. Różnica polega na tym, że Uwe Pfeifer z miasta Halle w NRD bloki, trabanty i ludzi pracy malował tak, jak widział i czuł na co dzień. Magritte był z Brukseli, więc to wszystko musiałby sobie wyobrazić. 

Wystawa „Wohnkomplex. Kunst und Leben im Plattenbau” potrwa do 8 lutego 2026 roku w Das Minsk w Poczdamie. Więcej informacji na stronie internetowej.

Piotr Zachara
  1. Kultura
  2. Design
  3. Wystawa o blokowiskach rzuca nowe światło na architektoniczne dziedzictwo
Proszę czekać..
Zamknij