
Upadek firmy był największą lekcją w moim życiu – mówi William Lasry, założyciel Glass Factory i jeden z gości konferencji Bussines Fashion Environment Summit 2025, który najtrudniejszy moment kariery przekuł w sukces. Dzisiaj jego rekomendacje i filmy relacjonujące pracę w fabrykach na całym świecie oglądają w mediach społecznościowych miliony. Ma misję: ułatwić dostęp do jakościowej produkcji, pomóc młodym projektantom wejść na rynek, uczynić łańcuch dostaw przejrzystym.
Prowadzisz Glass Factory, ale jesteś też producentem muzycznym i DJ-em. Co było pierwsze? Miłość do mody czy muzyki?
Myślę, że obie pasje pojawiły się u mnie mniej więcej w podobnym czasie, ale faktem jest, że wychowałem się w Kanadzie, w środowisku, które od pokoleń zaangażowane było w produkcję mody. Moja mama pracowała w branży, mój tata przez 30 lat zajmował się wytwórstwem jeansów. Moja babcia była krawcową w Diorze w Maroku. Podobnie jak dziadek, który zajmował się tekstyliami. Można więc powiedzieć, że mam to we krwi. Moda jest we mnie głęboko zakorzeniona. Od dziecka kolekcjonowałem sneakersy, ubrania.
Moda byłą więc tematem rozmów w waszym rodzinnym domu? Zdawałeś sobie sprawę z tego, jak zbudowany jest jej system?
Moda nie była może tematem rozmów, ale czymś, co w naturalny sposób zawsze mnie otaczało. Oczywistym było więc to, że wszyscy z rodziny bardzo dbali, by się dobrze ubierać. Przywiązywali też dużą wagę do jakości tkanin. Tata często zabierał mnie ze sobą, gdy pozyskiwał sample (ang. próbki odzieży) do wykorzystania jako odniesienie w procesie opracowywania kolekcji. Nie śledziliśmy więc nowych kolekcji wielkich domów mody, nie dyskutowaliśmy o tym, co dzieje się w branży. U nas istotna była podstawa – surowiec. Tata brał więc do rąk różne tkaniny i tłumaczył mi, dlaczego dany denim jest lepszy od drugiego, jaka powinna być przędza. Dlaczego coś jest dobrze utkane, a coś innego źle? Konstrukcja, inżynieria odzieży szła więc w parze z samym projektem. Rodzina pokazała mi perspektywę, która zakłada zrozumienie, z czego wykonywany jest produkt i jak wygląda proces jego powstawania.
Kiedy zrozumiałeś, że system mody w pewnych sferach szwankuje?
Zawsze marzyłem, by założyć własną markę odzieżową. Od najmłodszych lat szkicowałem. W wieku około 17 lat zacząłem przymierzać się do tego, by otworzyć coś swojego. Tak powstało Wun-Off. Spędziłem siedem lat, przechodząc przez najróżniejsze próby i błędy, a kiedy zacząłem szukać fabryk, z którymi mógłbym podjąć współpracę, uświadomiłem sobie, jak ważna jest to decyzja. Miałem w głowie mnóstwo projektów, ale bez odpowiedniej fabryki nie miały one kompletnie żadnej wartości. Patrzyłem na marki, które cenię, luksusowe domy mody i zastanawiałem się, skąd biorą swoje produkty? Dlaczego ich rzeczy są takie piękne, a ja nie potrafię osiągnąć takiego efektu?
Do jakich wniosków wtedy doszedłeś?
Wtedy zrozumiałem kilka rzeczy. Po pierwsze – dla nowego projektanta wejście na rynek jest niezwykle trudne. Większość producentów pracuje na bardzo dużych, wielotysięcznych skalach. Marka, która dopiero startuje, nie może ryzykować aż tak dużej produkcji. To było ogromne wyzwanie. Zacząłem więc kontaktować się z fabrykami, ale ciągle napotykałem na te same problemy: fatalna komunikacja, kiepskie produkty. A jeszcze bardziej frustrujące było to, że nawet jeśli udało się otrzymać dobry produkt, to i tak nie wiedziałem, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Do tego dochodziła bariera językowa. Czuć było, że wszystkie wiadomości, które dostawałem, napisane były po mandaryńsku i przetłumaczone automatycznie w aplikacji. Nie dało się zbudować żadnej głębszej relacji. Aż mnie ściskało w żołądku, bo wciąż powracały myśli, że nie wiem, jak i w jakich dokładnie warunkach powstaje mój produkt.
A to, wychowując się w tak świadomej pod tym kątem rodzinie, musiało być problematyczne.
Zdecydowanie. Ten proces trwał kilka lat. W końcu odważyłem się zorganizować własną produkcję w Kanadzie. Projekt jednak okazał się tak drogi, że doprowadził moją firmę do bankructwa.
Byłeś wtedy bliski poddania się?
Miałem takie myśli. Upadek firmy był największą lekcją w moim życiu. Musiałem mierzyć się z długami, których nie pokrywała moja zdolność kredytowa. Byłem w fatalnej sytuacji, nie miałem pojęcia, co robić z życiem. Wtedy spojrzałem na tę sytuację z perspektywy i znalazłem dla siebie nową drogę. Pomyślałem o tych wszystkich fabrykach, na które przez lata natrafiałem. Było sporo złych, ale też parę naprawdę świetnie prowadzonych. Od dawna działałem na YouTubie, TikTok stawał się nową platformą z przyjaznymi algorytmami, które nawet małym twórcom pozwalały dotrzeć do milionowej publiczności. Jako osoba myśląca analitycznie zobaczyłem w tym ogromną szansę. Zacząłem więc opowiadać o tych dobrych fabrykach, z którymi miałem przyjemność pracować. Po to, by oszczędzić innym czasu i by nie musieli oni przechodzić przez to, co ja. I wystrzeliło! Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie chcę mówić o procesie produkcyjnym ze swojego pokoju, ale chcę odwiedzać te miejsca osobiście i pokazywać je w sieci.
Przyświeca ci przy tym motto: „No more gatekeeping”, czyli „koniec z blokowaniem dostępu”. Co dokładnie przez to rozumiesz?
Nie ma sensu trzymać dobrych rzeczy w tajemnicy. Uważam, że każdy powinien mieć dostęp do dobrych fabryk. Wtedy wygrywać będą te domy mody i marki z najlepszymi projektantami i umiejętnością opowiedzenia historii. Mam nadzieję, że podzielenie się tymi kontaktami sprawi, że system mody będzie zdrowszy i w efekcie będą powstawać lepsze, bardziej zrównoważone produkty. Istotnym jest, by odpowiednio zdefiniować, co tak naprawdę oznacza termin „najlepsze fabryki”. Dla przykładu – dobre fabryki odmawiają, gdy chcesz produkować w nich ubrania ze słabej jakości materiałów. Moją misją jest to, by produkcja przemysłowa stała się prawdziwie transparentna. Na Glass Factory mamy naprawdę starannie wyselekcjonowane firmy. Podróżuję po całym świecie z zadaniem, by znaleźć takie, które naprawdę można polecić. Dla przykładu – spędziłem pięć tygodni w Indiach, pracując nad mikrołańcuchami dostaw z małymi, fantastycznymi fabrykami, prowadzonymi przez kobiety, które chcą zmieniać rzeczywistość i przywrócić ideę slow fashion. W ich firmach barwienie tkanin odbywa się za pomocą barwników uzyskiwanych z roślin uprawianych we własnych ogrodach. Mielą np. kurkumę, by uzyskać idealną żółć. Wszystko pokazujemy na Glass Factory.
Myśląc o fabrykach i pracy w nich – jakie najczęściej błędne założenia o nich mają ludzie, z którymi rozmawiasz?
Ludzie traktują fabryki i ich pracowników jak roboty, zapominając, że stoją za nimi ludzie. To spore przeoczenie. W efekcie kontrahenci podchodzą do takich współprac bezosobowo, sucho, pytając wyłącznie o liczby. Powinniśmy jednak skupiać się na budowaniu prawdziwej relacji, zrozumieniu wspólnych celów. Prawda jest taka, że jeśli spojrzymy na najlepszych projektantów na świecie, to bez swoich fabryk nie osiągnęliby nic. To często tak naprawdę one składają kolekcje, dostosowują tkaniny, mają pomysły, napędzają cały proces. Dlatego zachęcam ludzi do humanizowania fabryk. Empatia jest tutaj kluczowa.
Jak wybieracie fabryki, które odwiedzacie w ramach Glass Factory?
Sporo opieramy na intuicji. Musimy zrozumieć intencje danej fabryki. Czy chce tworzyć najlepsze możliwe produkty, czy po prostu zarobić, jak najwięcej się da. Co dla nas najważniejsze: mamy bardzo surowe standardy weryfikacji każdej z nich. Na początku rozmawiamy z nimi przez telefon i staramy się zrozumieć, kim są jako ludzie. Zadajemy mnóstwo pytań, prosimy o certyfikaty. To standard – w pewnym stopniu są wartościowe, ale w innych aspektach mogą być zupełnie nieprzydatne.
Wiele fabryk odmawia wam wstępu?
Tak, bardzo często. To się zdarza w zasadzie od samego początku. Kiedy zaczynałem, odbyłem jedną z moich pierwszych podróży, do Japonii. Wysłałem wtedy 93 e-maile do różnych fabryk z pytaniem, czy mógłbym je odwiedzić i nagrać z tego film. Odpowiedziała jedna, odpisała – „nie, nie możesz”.
Nie wyglądało to zbyt obiecująco.
Ani trochę! Na pewno było to zniechęcające i trudne, ale nawet jeśli odmawia mi się milion razy, nie zniechęci mnie to do działania. Będąc w Japonii, poznałem ucznia jednego z producentów denimu, który nas sobie przedstawił. Nagrałem z nim wideo, które wyszło świetnie! On połączył mnie z kolejnymi osobami. Ale tak, wciąż często otrzymujemy odmowy.
Ze względu na rodzinę sporo wiedziałeś na temat tego, jak działają fabryki. Czy jest coś, co cię zaskoczyło, gdy zacząłeś pracę w ramach Glass Factory?
Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, jak dużą część procesu produkcji rzeczywiście przejmują fabryki. Nawet dla bardzo luksusowych marek tworzą większość wzorów, konstrukcji, sugerują zmiany konstrukcyjne, wybierają tkaniny. I jeszcze jedno spore nieporozumienie: ludzie myślą, że w Chinach produkuje się tanio i słabo, a – dajmy na to – we Włoszech wręcz przeciwnie. Faktem jest, że istnieją świetne i etycznie działające fabryki w Chinach i bardzo słabe we Włoszech. To trzeba podkreślać.
Odwiedzając fabryki na całym świecie, musisz na pewno mierzyć się z trudnymi sytuacjami. Jak sobie z tym radzisz?
Moja praca sprawia, że jestem w miejscach, do których zazwyczaj się nie wchodzi. Trafiam w przestrzenie, których nikt nie zobaczy. Byłem w Indiach w miastach, do których żaden turysta nigdy by nie pojechał, bo nie miałby powodu. Po co ktoś, kto nie pracuje w produkcji, miałby odwiedzać Tirupur w Indiach, gdzie mieści się 5 tysięcy fabryk? Myślę, że przy tej pracy trzeba mieć naprawdę otwarty umysł. Można oglądać mnóstwo filmów dokumentalnych, ale dopóki nie zobaczy się tego na własne oczy, nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Mój zespół i ja widzieliśmy skrajną biedę. I mówię tu naprawdę o ekstremalnym ubóstwie. To zmienia perspektywę, ale też buduje, bo w takich momentach rozumiesz, dlaczego to robisz i co tak naprawdę chcesz zmienić.
Jak widzisz przyszłość Glass Factory?
Glass Factory nie będzie tylko miejscem, gdzie można znaleźć sprawdzone fabryki, ale kompleksowym rozwiązaniem dla produkcji dowolnego produktu. Platformą, na której będzie można wygenerować projekt, tworzyć tech packi, wysyłać zespoły kontroli jakości, korzystać z niskich stawek za wysyłkę. Dzięki współpracy z innymi firmami zapewnimy też dostęp do magazynów. A wszystko to za pomocą jednego kliknięcia. Moja długoterminowa wizja wygląda tak, że użytkownicy po prostu wpiszą produkt, który chcą wyprodukować, a agenci AI zajmą się całą resztą – znajdą referencje fabryk, będą się z nimi komunikować w imieniu użytkownika, uzyskają najlepsze ceny i zrobią to w możliwie najbardziej zrównoważony sposób. I nie mam tu na myśli jedynie mody – chcę rozszerzyć działalność na meble, artykuły domowe i wszystkie inne kategorie e-commerce, czyniąc przy tym każdy łańcuch dostaw przejrzystym. Tak widzę przyszłość produkcji.
Business Fashion Environment Summit odbędzie się 14 października 2025 roku w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie. Bilety i dodatkowe informacje dostępne są tutaj.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.