
Niewykluczone, że Paweł Pawlikowski to dziś jeden z największych emigrantów europejskiego kina. Jako twórca pochodzący z rodziny o zarówno katolickich, jak i żydowskich korzeniach, którego życie od ponad 30 lat rozpięte jest między Warszawą, Londynem i Paryżem, stał się synonimem artysty transnarodowego. Być może dzięki tej szerokiej perspektywie potrafi przekuwać prywatne historie w uniwersalne opowieści o miłości, pamięci i tożsamości, osadzając je w pełnej społeczno-politycznych zawiłości historii XX wieku.
Na życie Pawła Pawlikowskiego można spojrzeć przez pryzmat poczucia wyobcowania i ciągłego bycia „pomiędzy”, i to co najmniej na kilku różnych polach. Pierwsze wiąże się z miejscami: bo choć urodził się w 1957 roku w Warszawie i dzieciństwo spędził na mokotowskich podwórkach, to w wieku 14 lat wyprowadził się z matką do Londynu. Jak wspominał w jednym z wywiadów, wyjazd z kraju stanowił dla niego prawdziwą traumę. Drugie z pól wyznaczają relacje, także te rodzinne. Matkę Zulę, baletnicę, a następnie wykładowczynię na Uniwersytecie Warszawskim, oraz ojca Wiktora, cenionego lekarza, przez całe życie łączyła nieoczywista i skomplikowana relacja. Ich związek posłużył mu lata później za inspirację do scenariusza do „Zimnej wojny”. Jednak te pierwsze, formatywne doświadczenia, ocechowane tęsknotą za pozostawionymi w Polsce ludźmi i kątami, naznaczyły go na zawsze, wyznaczając motywy, do których będzie powracał w swojej filmowej twórczości.
Ucieczki od rzeczywistości zaczął szukać w kulturze i muzyce. Zamiast kina wybierał książki i jazz, do którego miłość zaszczepił w nim ojciec. Rozpoczął studia na Oxford University, gdzie zgłębiał literaturę i filozofię. Przygotował nawet doktorat o Georgu Traklu – austriackim poecie reprezentującym nurt ekspresjonizmu. Kto wie, może kontynuowałby karierę akademicką, gdyby nie to, że w Oksfordzie trafił na warsztaty filmowe. W połowie lat 80. rzucił uniwersytet, rozpoczął staż w BBC i zajął się tworzeniem pierwszych dokumentów.

Nietypowe dokumenty dla BBC
Jego współpraca z BBC, a zwłaszcza programem BBC „Bookmark”, i powstałe tam filmy dokumentalne pokazały szerokie ambicje Pawlikowskiego nie tylko jako filmowca, lecz także człowieka głęboko zainteresowanego sytuacją społeczno-kulturową Europy. Jak opowiadał w wywiadach, nie chciał tworzyć zwykłych reportaży, a swego rodzaju formalne eksperymenty na przecięciu gatunków. Po latach można dostrzec pewną analogię między jego fabułami a tematami, które wyszukiwał już wtedy jako młody dokumentalista. Wskazują wyraźnie na jego charakter nietypowego reportera o czujnym spojrzeniu i ironicznym poczuciu humoru, który odczuwał silną emocjonalną więź z opowiadanymi historiami. „Zawsze uważałem, że życie jest pełne opowieści i postaci, które wydają się zaczerpnięte z literatury. Dlatego kiedy zacząłem kręcić filmy dokumentalne, to nie były to proste, empiryczne historie polegające po prostu na podążaniu za ludźmi. Zawsze starałem się narzucić im jakąś opowieść”, opowiadał na łamach „The Guardian”.
Wybierane przez niego tematy stanowiły wyraz jego zainteresowań literaturą, Europą Wschodnią i Rosją, z której pochodziła jego pierwsza żona. W jednym z pierwszych dokumentów – „Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem” (1990) – razem z rosyjskim powieściopisarzem przejechał ze stolicy do niewielkiego miasteczka na wschodzie, starając się odtworzyć realia tego ważnego dla Rosjan „pseudoautobiograficznego” poematu. W inną drogę (do Niemiec) udał się z wnukiem jednego z rosyjskich wieszczów w inscenizowanym dokumencie „Podróże Dostojewskiego” (1991). Najgłośniejszym tytułem z tamtego okresu pozostaje jednak „Serbski epos” (1992) zadający pytania o ideę państwa narodowego i tożsamość etniczną. Wraz z ekipą wyruszył w nim do Sarajewa podczas wojny domowej w Bośni i sfilmował przywódcę bośniackich Serbów Radovana Karadžicia, autora kilku tomów poezji, winnego wydania rozkazu, który doprowadził do masakry w Srebrenicy.

„Lato miłości”, które nie tylko dla reżysera okazało się przełomowe
Faktycznym debiutem fabularnym Pawlikowskiego był „Korespondent” (1998), po latach raczej zapomniany. Opowieść, skupioną na losach aspirującego reportera zakochanego w angielskiej dyrektorce mediów, uznano za powierzchowną, epizodyczną i pozbawioną napięcia. Swoistą rehabilitacją okazała się silnie realistyczna telewizyjna docudrama „Twockers” (1998) o życiu przestępczej młodzieży z przedmieść brytyjskiego miasta Halifax w hrabstwie Yorkshire. Natomiast pierwszym projektem polskiego reżysera, który zdobył międzynarodowe uznanie, był pokazywany na festiwalu w Wenecji dramat „Ostatnie wyjście” z 2000 roku o losach rosyjskiej emigrantki, który Łukasz Maciejewski na łamach Onetu określił mianem „połączenia kina społecznego i melodramatu macierzyńskiego” za który Paweł Pawlikowski otrzymał nagrodę BAFTA.

Jego status w oczach brytyjskiej publiczności przypieczętował film „Lato miłości” (2004) – obsypana nagrodami, swobodna adaptacja powieści Helen Cross. To piękny, kameralny i zaskakująco erotyczny obraz z gatunku coming of age, rozgrywający się na nostalgicznych wrzosowiskach Yorkshire, który mógł stanowić inspirację dla Luki Guadagnino i jego „Tamtych dni, tamtych nocy”. W rolach dwóch podkochujących się w sobie nastolatek Pawlikowski obsadził dwie wówczas zupełnie nieznane aktorki: Natalie Press i Emily Blunt. Z dzisiejszej perspektywy film wydaje się wręcz wróżebny, wyczuwając XXI-wieczny zwrot w stronę kobiecych bohaterek. Zapytany przez dziennikarza Berta Cardullo o motywację stojącą za nakręceniem opowieści o dziewczynach, tłumaczył: „W dzisiejszych czasach trudno znaleźć mężczyznę z krwi i kości. Dlatego nakręciłem >>Lato miłości<<: bo dziewczyny to nowi mężczyźni”. Oba tytuły odniosły sukces w Wielkiej Brytanii, choć uznano je za nietypowe dla lokalnej filmografii z powodu usytuowania akcji na (symbolicznym i dosłownym) pograniczu, bardziej liryczne spojrzenie na realizm społeczny i spokojny, eseistyczny ton.
Powrót do Polski, który odblokował nowy potencjał opowieści
W pewnym momencie życie reżysera zatoczyło koło, prowadząc go znów na warszawskie podwórko. Twórca odkrył, że najciekawsze opowieści czekają na niego właśnie w ojczyźnie, na przecięciu wielkiej historii i osobistych wspomnień przodków. Wrócił do kraju, gdzie – jak wyznał na łamach „Guardiana” – czekało na niego „zero gwiazd, zero oczekiwań i krajobraz, na którym naprawdę mu zależało”. Powrót wyzwolił w nim nowy potencjał opowieści. – Potrzebowałem Warszawy – tłumaczył – ponieważ jest w oczywisty sposób ukształtowana przez historię. Na Zachodzie ludzie definiują się poprzez masowe stylistyczne wybory, ale Warszawa jest inna. To miejsce prostoty i spójności. I właśnie w tym się teraz odnajduję.

Szczególnie interesowała go spuścizna zimnej wojny – tego, co pojawiło się w miejscu niegdyś ściśle wypełnionym przez komunizm. Te wątki rozwinął w swoich dotychczas najbardziej kasowych sukcesach: „Idzie” (2014) i „Zimnej wojnie” (2019).
W pierwszym z nich bohaterką uczynił młodą zakonnicę Annę, w którą wcieliła się debiutantka Agata Trzebuchowska. Opowiada o dziewczynie, która zostaje wezwana na spotkanie ze swoją jedyną żyjącą krewną – ciotką o imieniu Wanda. Film stanowi efekt przetworzenia osobistych historii – w końcu rodzina Pawlikowskiego ze strony ojca ma żydowskie korzenie, a jego babcia zginęła w Auschwitz. – Dowiedziałem się o tym dopiero jako dorosły, mój ojciec nigdy o tym nie mówił. Był niepraktykujący i nigdy nie definiował siebie w kategoriach etnicznych – po części dlatego, że, jak sądzę, się bał; po części z nawyku niemówienia o takich rzeczach; a po części dlatego, że nie lubił być definiowany przez innych. Ja też nie – opowiadał w wywiadzie z dziennikarzem Tomem Seymourem. „Ida” przyniosła Pawlikowskiemu Oscara w 2015 roku za najlepszy film nieanglojęzyczny. Był to też pierwszy Oscar w tej kategorii dla polskiego kina.
Nieformalnym rozwinięciem interesujących reżysera motywów stała się „Zimna wojna”, za którą (też jako pierwszy Polak) otrzymał nagrodę za reżyserię w Cannes. To fantazja na temat małżeństwa rodziców, którzy przez wiele lat rozchodzili się i schodzili, aby w latach 80. ponownie się spotkać i do końca życia mieszkać razem w Niemczech. Matka i ojciec użyczyli imion bohaterom, w których wcielili się Joanna Kulig i Tomasz Kot. Ona – członkini zespołu ludowego – i on – pianista i kompozytor – tułają się po targanej zimną wojną Europie lat 50. i 60. Film zdobył wiele nagród i przypieczętował międzynarodowy sukces Pawlikowskiego.

Wyróżniki kina Pawła Pawlikowskiego? Poetycki styl i zamiłowanie do przekraczania granic – także tych gatunkowych
Pawlikowski ma reputację twórcy, który lubi pracować po swojemu. Cechują go niekonwencjonalne metody – szczególnie w przypadku filmów brytyjskich zwracano uwagę na jego skłonność do improwizacji, spontaniczności i działania pod wpływem instynktu. Wybór czerni i bieli dla dwóch ostatnich filmów reżyser tłumaczył jako próbę odtworzenia dziecięcych wspomnień, poddanych mityzującemu i niszczącemu działaniu czasu (chęć „ożywienia fotografii rodzinnych”). To złożyło się na charakterystyczny dla jego kina efekt odrealnienia, nostalgii i poetyckości. O jego wyrafinowanej twórczości mawia się, że jest minimalistyczna i transnarodowa, powstała w liberalnym postrzeganiu granic (nie tylko geograficznych, lecz także gatunkowych między dokumentem i fikcją). Proponuje szersze spojrzenie na procesy historyczne i otwarcie czerpie z międzykulturowego doświadczenia. W twórczości Pawlikowskiego muzyka ludowa przeplata się z jazzem, a fascynacje zachodnim modernizmem i tradycją brytyjskiego realizmu społecznego mieszają się ze złożoną wschodnioeuropejską spuścizną.
Na kształt autorskiego stylu i tożsamość kulturową z całą pewnością wpływ miała emigracja. Dziennikarzowi Timowi Adamsowi reżyser wyznawał, że mieszkanie w Londynie pomogło mu w odnalezieniu „filmowej ojczyzny”, która okazała się mieć korzenie we włoskim neorealizmie i francuskiej Nowej Fali. W przypadku kolejnych filmów kierowały nim różne, ale zawsze klasyczne inspiracje, które za każdym razem przetwarzał po swojemu. Pierwsze fabuły powstały pod wpływem ducha czeskiej nowej fali z lat 60., choć z powodu dynamicznych ujęć i metod pracy z aktorami porównywano je też do działań duńskiej grupy Dogma 95, Kena Loacha lub Mike’a Leigh (choć sam zainteresowany nie lubi tego porównania).

Porzucone projekty i komercyjna klapa, która stała się punktem zwrotnym
Niekwestionowane sukcesy umożliwiły Pawlikowskiemu realizację projektów w Hollywood. W ostatnich latach pracował nad realizacją „The Island” – projektu z Joaquinem Phoenixem i Rooney Marą w rolach głównych. Thriller, oparty na prawdziwej historii, miał opowiadać o parze z lat 30. XX wieku, która decyduje się zerwać więzi z cywilizacją i przeprowadzić na bezludną wyspę. Niestety z powodu strajku scenarzystów i aktorów w 2023 roku producenci wycofali finansowanie, co poskutkowało wstrzymaniem prac, których do tej pory nie wznowiono.
To zresztą nie pierwszy taki przypadek w karierze reżysera. Podczas zdjęć do adaptacji powieści Magnusa Millsa „Poskramianie bydła” („The Restraint of Beasts”) w 2006 roku z Benem Whishawem i Rhysem Ifansem, ówczesna żona Pawlikowskiego nagle zachorowała, a kilka miesięcy później zmarła. Tragedia sprawiła, że podjął decyzję o wycofaniu się z branży i skupieniu na życiu rodzinnym. Do kręcenia wrócił dopiero po przeprowadzce do Paryża, gdy dzieci poszły na studia. Zrealizował tam chłodno przyjętą „Kobietę z piątej dzielnicy” (2011) z Ethanem Hawkiem i Kristin Scott Thomas w rolach głównych. „Chciałem nakręcić obraz komercyjny, a wyszedł najmniej komercyjny film, jaki można sobie wyobrazić”, wyznał po latach w dalszej części rozmowy z Seymourem. Tytuł okazał się komercyjną katastrofą, autorowi przyniósł natomiast znaczące olśnienie: że nie czuje żadnej więzi z paryską ziemią, co pomogło mu w podjęciu decyzji o powrocie do Polski.

Twórczość, która odzwierciedla etap życia
W 2017 roku drugą żoną reżysera została Małgorzata Bela. Poznali się za pośrednictwem Małgorzaty Szumowskiej, u której w 2004 roku modelka wystąpiła w filmie „Ono”. Para regularnie pojawia się razem na czerwonych dywanach, choć rzadko opowiadają o swoim życiu prywatnym. Chętnie za to współpracują – choćby nad krótkometrażowym filmem „Muse”, pokazywanym na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty. Sześciominutowa etiuda opowiadająca o zmaganiach muzy i kompozytora odnosi się do dynamiki ich relacji.
Wpływ Pawlikowskiego na kino europejskie trudno dziś kwestionować. Reżyser przyczynił się do wzrostu zainteresowania nowymi polskimi tytułami za granicą, popularyzując kino wyżej ceniące estetykę i kontemplację niż szybkość zwrotu akcji. Jego miejsce w historii światowej kinematografii wydaje się stabilne – o jego statusie świadczy chociażby to, że był członkiem jury konkursu głównego na MFF w Wenecji (2015) czy na festiwalu w Cannes (2019). – Moje filmy zawsze odzwierciedlają to, na jakim etapie życia się znajduję – wyznał w rozmowie z Seymourem w 2004 roku. Tak jest od 20 lat i nic nie wskazuje na to, aby coś miało się zmienić. Niedawno media ujawniły, że pracuje nad nową produkcją pt. „1949”, stanowiącą fikcyjną biografię Thomasa Manna. W filmie udział potwierdzili m.in. Hanns Zischler i Sandra Hüller. Choć na temat projektu wiadomo niewiele, jedno jest pewne – Pawlikowski zapewne zaskoczy w nim widzów, pozostając jednocześnie wierny sobie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.