Znaleziono 0 artykułów
09.03.2025

Małgosia Bela o filmie męża, Pawła Pawlikowskiego, w którym zagrała

09.03.2025
Małgosia Bela w kadrze z filmu „Muse” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego (Fot. Materiały prasowe)

To muzyczna kreskówka – mówi Małgosia Bela, producentka i aktorka krótkometrażowego filmu „Muse” w reżyserii nagrodzonego Oscarem Pawła Pawlikowskiego i ze ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Marcina Maseckiego. Film od 9 marca można obejrzeć na platformie Mubi. Z twórcami filmu rozmawiamy o kulisach jego powstawania.

Muza. Zamyślona, elegancka, szalona. W czerni i bieli. Tańczy do muzyki, którą z precyzją na pianinie wygrywa muzyk. Oto Małgorzata Bela i Marcin Masecki w filmie wyreżyserowanym przez Pawła Pawlikowskiego.

– Film ma nuty autobiograficzne – przyznaje Małgosia Bela. – Na co dzień żyję z artystą i z jednej strony jestem dla niego inspiracją, z drugiej – czasem trochę mu przeszkadzam. Z tego uczucia zrodził się pomysł na film, którego bohaterką jest muza balansująca na cienkiej granicy, prowadząca rodzaj gry, szantażu emocjonalnego. Za wszelką cenę chce zwrócić na siebie uwagę. Krzyczy: „Patrz na mnie!”. Inspiruje, ale przeszkadza jednocześnie. Znam to uczucie, więc wiedziałam, o czym mówię. Udało nam się je wyabstrahować i zrobić z niego pewnego rodzaju muzyczną kreskówkę.

Małgosia Bela i Paweł Pawlikowski są małżeństwem. Marcin Masecki, który nie tylko zagrał pianistę, lecz również napisał muzykę do „Muse”, jest z nimi zaprzyjaźniony.

Film „Muse”: Jak pracowało się na planie

– Dzięki temu, że się przyjaźnimy, praca na planie była łatwa – wspomina Małgosia Bela. – Czasem wystarczyło jedno spojrzenie i wszyscy wiedzieliśmy, co mamy na myśli. Dużo rzeczy robi się wtedy na skróty.

Od dawna marzyła, żeby wystąpić w niemym filmie. – Z mężem zawsze się śmialiśmy, że jestem jak aktorka z niemego teatru. Na zdjęciach mam ekspresyjną mowę ciała i wyraz twarzy – mówi. Poza tym do działania zainspirowało ją miejsce – fotogeniczny dom z dużymi oknami na greckiej wyspie Hydra. – Znajduje się na szczycie góry, więc sporym wyzwaniem było wnoszenie sprzętu. Na wyspie nie ma ruchu samochodowego – uśmiecha się.

„Muse” to projekt stworzony z pasji, potrzeby serca, miniaturowy, wręcz intymny. – Nie miałam zamiaru tego filmu sprzedawać, ale kiedy okazało się, że się udał, postanowiliśmy go pokazać Mubi i szerszej publiczności. Nie ma wątpliwości, że zaangażowanie w projekt Pawła ma tu duże znaczenie – mówi Małgosia Bela.

Praca przy filmie „Muse” okazała się zderzeniem trzech światów, trzech temperamentów. – Przyzwyczajona do pracy na planie sesji zdjęciowych mody, potrafię zrobić coś z niczego. Obrus może być spódnicą, lampa kapeluszem. Tu wskoczę na szafę, tam na drzwi. Gdy zobaczył to mój mąż, złapał się za głowę, bo on jest niezwykle precyzyjny, wszystkie działania ma przygotowane. Ja tymczasem zmusiłam go do sytuacji, w której trzeba było jego precyzję zderzyć z kontrolowanym wariactwem mojego świata, świata mody i z estradowo-muzycznym światem Marcina – mówi Małgosia Bela.

Aktorka i modelka podkreśla, że „Muse” nie powstałoby, gdyby nie wyobraźnia i pomysły Pawła Pawlikowskiego. – To dzięki niemu obraz jest tak piękny, a opowieści towarzyszy odpowiednie napięcie. Reżyserzy jego pokroju myślą o wszystkim jednocześnie. Paweł planuje cztery kroki do przodu, trzy do tyłu – zdradza Bela.

Małgosia Bela o roli w filmie „Muse”: Przez lata pracy nauczyłam się ekspresji w ciele, oczach, nawet we włosach

Film niemy łączy się z wyzwaniami. Opowieścią jest tutaj ciało, wzrok, ruch. Dialogi zastępuje muzyka. –To wszystko, co kocham. Byłam więc w swoim żywiole. Jestem bardzo świadoma swojego ciała, wiem, co dobrze prezentuje się przed kamerą. Przez 27 lat pracy przed aparatem nauczyłam się ekspresji w ciele, oczach, nawet we włosach – mówi Bela. Film z dialogiem, przypuszcza, byłby dla niej trudniejszy.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez MUBI (@mubi)

Na ekranie partneruje jej Marcin Masecki, który z Pawłem Pawlikowskim współpracował jako muzyk przy okazji nominowanej do trzech Oscarów „Zimnej wojny”. Tym razem stanął przed kamerą. W „Muse” dużo jest bliskich ujęć na palce Maseckiego, klawisze i młotki pianina. – To było największe wyzwanie. Nie zdawałem sobie sprawy, jak trudno jest zachowywać się naturalnie podczas nagrania. Jestem przyzwyczajony do mikrofonów, koncertów, ale gdy pojawiły się kamery, monitory i ekipa, okazało się, że to zupełnie co innego. Na przykład miałem wstać od fortepianu i podejść do okna. Prosta sprawa, prawda? Pierwsze ujęcie było złe, nienaturalne. Wydawało mi się, że robię to dobrze, ale gdy zobaczyłem nagranie, nie mogłem uwierzyć, jak źle można wstać od fortepianu – śmieje się Masecki. – Udawanie samego siebie było dziwne.

Oczarowała go lekkość, z jaką poruszała się Małgosia Bela. – Byłem pod wielkim wrażeniem jej umiejętności. Wiedziała nawet, pod jakim kątem minąć kamerę, by wyglądało to dobrze. Powtarzała jedną sekwencję ruchu 40 razy i robiła to doskonale – mówi.

Marcin Masecki o pracy przy filmie „Muse”: Muzyka gra tu jedną z głównych ról

Debiut aktorski pod okiem nagrodzonego Oscarem reżysera był stresujący? – Nie, to mój przyjaciel, więc nie czułem presji. Wręcz przeciwnie, bardzo mi pomagał, doradzał, instruował – zapewnia Marcin Masecki. Pytam go o to, czy z ekipą, która muzykę rozumie, pracuje się łatwiej niż z innymi. – Komunikacja na pewno jest bardziej klarowna – podkreśla. Paweł Pawlikowski i Małgosia Bela grają na pianinie, ona jest absolwentką szkoły muzycznej. – Wiedzą, jak pracuje się z dźwiękiem, więc nie proszą o rzeczy niemożliwe. Potrafią precyzyjnie wyartykułować potrzeby, ale też je odpowiednio egzekwować. To wyzwanie, które daje jednocześnie sporo satysfakcji.

Małgosia Bela dodaje: – Marcin jest muzycznym kameleonem. Fascynowało mnie to, jak potrafił wtopić się w klimat filmu.

W przypadku „Muse” było to niezwykle istotne, ponieważ muzyka gra tu jedną z głównych ról. – Sporo było wyzwań technicznych. Sposób komponowania ścieżki dźwiękowej był bardzo organiczny, a przy tym nietypowy, bo nagrywaliśmy ją przed rozpoczęciem zdjęć. W dużej mierze wyimprowizowana, była trudna do odtworzenia przed kamerą, przy kolejnych dublach – uśmiecha się Masecki.

Muzyk wykorzystał motywy dwóch piosenek: „Stardust” i „Noche de las estrellas”. – Przeplatane są moimi dodatkami. Rozwalam melodie i składam je na nowo, dodając swoje łączniki. Trochę na zasadzie puzzli czy gry w Jengę. Narrację wymyślaliśmy wspólnie z Pawłem i Małgosią. Reagowałem na ich sugestie: „Tu musi być krócej, bo ona do ciebie podejdzie”, „Tu dłużej, bo na ciebie spojrzy”. Ścieżka dźwiękowa powstała więc w dialogu i burzy mózgów – zdradza Marcin Masecki. Jest spójna z estetyką filmu nawiązującą do połowy XX w. Piosenki „Stardust” i „Noche de las estrellas” powstały prawie sto lat temu. – Muzycznie to epoka dla mnie naturalna i bliska – podkreśla.

„Muse” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego nawiązuje do tradycji niemego kina

„Muse” to film bardzo nowoczesny, choć równocześnie zaprasza do świata z pogranicza francuskiej Nowej Fali lat 60. a niemym kinem lat 30. XX w. Małgosia Bela nazywa go rodzajem autobiograficznej fraszki. Czy możemy czekać na kolejny obraz tej trójki artystów? – Niewykluczone. Pod warunkiem że wynikłoby to ze mnie organicznie. Rzadko jestem w pełni przekonana do pomysłów. W tym wypadku byłam absolutnie pewna – mówi aktorka i modelka.

Krótkometrażowy film „Muse” dostępny na platformie Mubi od 9 marca 2025 roku

Kara Becker
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Małgosia Bela o filmie męża, Pawła Pawlikowskiego, w którym zagrała
Proszę czekać..
Zamknij