Znaleziono 0 artykułów
20.07.2019

Love Me Tinder: Zanim znajdziesz miłość

20.07.2019
(Ilustracja: Izabela Kacprzak)

– Najwyższy czas przyznać, że kobiety nie potrzebują miłości, by czuć się dobrze. Seks może smakować obłędnie, przedłużone wymiany spojrzeń – wywoływać ciary, a rozmowa z drugim człowiekiem sprawiać, ż̇e czujemy ciepło rozlewające się po ciele – mówi Hania Kos, kolejna bohaterka naszego cyklu o Tinderze.

Chciałam wyjść z kimś na wieczornego drinka po pracy. Było „lato, jedno z tych miłosnych lat”. Parę tygodni wcześniej rozstałam się z chłopakiem, a wszyscy moi znajomi byli w związkach. Obietnica świeżości towarzyszącej poznaniu kogoś nowego była na tyle kusząca, że zignorowałam lekkie poczucie zażenowania. Bo przecież wiadomo, do czego służy Tinder. Filmowość tej historii wymagałaby, żeby mój wybranek był moim pierwszym matchem. Niestety, był drugim.

Jechałam na spotkanie z nim, zastanawiając się, co ja najlepszego robię. Pierwsze kilka minut rozmowy rozwiało moje wątpliwości. Był wiedeńczykiem na urlopie w Polsce. Dziennikarzem, literaturoznawcą, pięknym chłopcem. Inteligentnym, ale nie snobistycznym. Zabawnym, ale unikającym sprośnych żartów. Czas mijał niemalże niezauważalnie, bo rozmowa całkowicie mnie pochłonęła. On w jednej chwili tłumaczył, że wyczuwalny rytm muzyczny w pismach Theodora Adorno zawdzięczamy jego wykształceniu, a w drugiej barman przyszedł powiedzieć, że zamykają Plan B. Byłoby jednak zbrodnią przerywać tę wymianę zdań.

Ilekroć myślę o niebanalnym romansie, przypomina mi się „Przed wschodem słońca”, pierwsza część filmowej trylogii Richarda Linklatera, gdzie przez bite półtorej godziny ani razu nie padają magiczne słowa „kocham cię”. Dzięki Tinderowi przeżyłam nieomal tę samą historię. Czułam się bowiem jak filmowa Celine, prowadząc nowo poznanego kolegę nocą po Warszawie. Przysięgam, ktokolwiek mówiący, że krytyka kapitalizmu nie ma w sobie nic seksownego, jest w ogromnym błędzie. Lawirowaliśmy między muranowskimi kamienicami jeszcze po świcie, a gdy odprowadziłam go pod jego Airbnb, pocałował mnie. W trakcie jego pobytu w Warszawie spotkaliśmy się jeszcze dwukrotnie, aż przyszedł moment powrotu. Nie dowierzałam temu, co się wydarzyło. Takie historie przecież nie dzieją się naprawdę. Przyjęliśmy zasadę, że nie będziemy do siebie pisać, bo to ostudza wszelką magię. Ale gdy któregoś dnia leżałam leniwie w łóżku, oglądając „Chirurgów” i bezrefleksyjnie dzieląc się tym na InstaStory, wiedeński kolega napisał, jak chętnie byłby tam teraz ze mną. Zanim zdążyłam pomyśleć, spojrzałam w grafik, namierzyłam wolne i kupiłam bilety.

Możecie pomyśleć, że oszalałam. Też zdarzyło mi się tak myśleć. W tym przeklętym busie zastanawiałam się, czy aby grubo nie przesadzam. Co jeśli iskry się wypaliły? Co jeśli tematy się wyczerpały? Co jeśli będzie niezręcznie? Gdy stanęłam w drzwiach jego mieszkania, do którego prowadziły mnie niczym zaczarowane drogowskazy plakaty antyfaszystowskich eventów, wątpliwości się rozwiały. A rozmowa, tak drastycznie przerwana odjazdem warszawskiego busa, jak gdyby nigdy nic wróciła na dawne tory. Tym razem gdy została zaniechana, miało to miejsce z najbardziej naturalnego powodu… Szczegóły zachowam dla siebie. Powiem jedno, okres licealny i wczesnostudencki spędziłam, przechodząc z jednego związku do kolejnego. I o ile w tamtych latach spotkał mnie niejeden kiepski stosunek, który wolałabym, żeby się nie odbył, tak wiedeńskiej nocy nigdy nie będę żałować.

(Ilustracja: Izabela Kacprzak)

Z większości hollywoodzkich filmów wyłania się zasadnicza dychotomia: z rzadka w relacji może chodzić o sprawy czysto fizyczne, bez podłoża uczuciowego, częściej – o wyciskającą łzy z oczu miłość po wsze czasy. Stawiając świat związków damsko-męskich w tak czarno-białych barwach, skutecznie pomija się najrozmaitsze odcienie szarości. A jest przecież rok 2019, więc najwyższa pora przyznać, że kobiety nie potrzebują miłości, by czuć się dobrze. Seks może smakować obłędnie, przedłużone wymiany spojrzeń mogą wywoływać ciary, rozmowa z drugim człowiekiem może sprawiać, że czujemy ciepło rozlewające się po ciele. Nikt ich sobie nie powinien odmawiać. Człowiek lgnie do kontaktu z innymi, także tego intymnego. Ale mitem jest to, że kobieta poczuje motylki w brzuchu tylko w obliczu miłości. Możemy z powodzeniem szukać romantyczności bez związku. Paradoksalnie, czasami właśnie poza związkiem znajdziemy jej najwięcej. Wiedeńskiemu przyjacielowi przesyłam tysiąc buziaków. Czuję do niego dozgonną wdzięczność za lekcję świadomości dotyczącej mojej kobiecości i seksualności.

Tinder jest więc miejscem niezwykłym. Można tam szukać stabilności, namiętności, związku z wieloletnią perspektywą, one night standu albo po prostu rozmowy przy kawie lub piwie. W niemalże rok od mojego pierwszego, i w pewnym sensie ostatniego, tinderowego doświadczenia, skłaniam się ku opinii, że najwięcej szczęścia mają ci, którzy nie wiedzą, czego chcą ani czego szukają. Gdy nie nakładamy na siebie żadnych projekcji, oczekiwań czy wymagań, tinderowa przestrzeń staje się znacznie przyjaźniejsza i bardziej otwarta. Cel jest tylko jeden: poznać kogoś, co w dzisiejszych czasach bywa nie lada czynem. Nie zapominajcie jednak o najważniejszym: życie nie musi być filmem, co oznacza że takich historii może was czekać więcej niż jedna. Dopóki jak Celine nie znajdziecie swojego Jesse’ego, który napisze o was powieść tylko po to, by odnaleźć się po dziewięciu latach rozłąki, wszystkie chwyty dozwolone.

Hania Kos
Proszę czekać..
Zamknij