Znaleziono 0 artykułów
17.04.2024

Życie i ukwiecona twórczość ukraińskiej artystki Marii Prymaczenko

17.04.2024
Maria Prymaczenko (Fot. Prymachenko Family Foundation)

Nazwiskiem Marii Prymaczenko ochrzczono jedną z planetoid okrążających Słońce, a także bulwar w samym centrum Kijowa. UNESCO obwołało ją patronką 2009 roku, a jej wizerunek zdobił znaczki pocztowe i monety. Teraz, w obliczu wojny, sztuka ludowej malarki stała się symbolem walki Ukraińców o zachowanie narodowej tożsamości.

Czwartego dnia barbarzyńskiej inwazji Rosji na Ukrainę (tj. 27 lutego 2022 r.) media obiegła informacja o zniszczeniu Muzeum Historyczno-Krajoznawczego w małej miejscowości Iwanków w obwodzie kijowskim. Pożar, wzniecony w wyniku ostrzału, strawił cały budynek, a wraz z nim kolekcję dzieł lokalnego rzemiosła, m.in. haftowane tkaniny Hanny Veres, obrazy Skopycha Wasyla Płatonowycza oraz rzeźby przedstawiające bohaterów Polesia. Według doniesień spaleniu uległo także ok. 25 malarskich prac Marii Prymaczenko. Pożoga iwankowskiej instytucji to wielka strata wojenna dla ukraińskiego dziedzictwa, a zarazem koronny dowód na to, że Rosja dopuściła się złamania „Konwencji haskiej o ochronie dóbr kulturalnych w razie konfliktu zbrojnego”, ratyfikowanej w 1954 r. Zdewastowanie dzieł sztuki Prymaczenko – szanowanej artystki, dumy narodu ukraińskiego i orędowniczki pokoju – sprawiło, że strata ta ma wymiar nie tylko materialny, lecz także symboliczny. 

Maria Prymaczenko, Ptaki wśród kwiatków, 1989 (Fot. Prymachenko Family Foundation)

Patykiem po piasku i ścianie

Prymaczenko spędziła całe życie we wsi Bołotnia, mieszczącej się pomiędzy Kijowem a Czarnobylem. Wedle kalendarza juliańskiego przyszła na świat 30 grudnia 1908 r., jednak po wprowadzeniu czasu gregoriańskiego w akcie urodzenia wpisano 12 stycznia 1909 r. Sama zainteresowana cieszyła się później z tej zmiany, bo – jak żartowała – dzięki niej stała się młodsza. Gdy w wieku siedmiu lat dotknęła ją choroba Heinego-Medina, jedyną ulgę przynosiła sztuka. A tej w domu rodzinnym nie brakowało. Ojciec był miejscowym stolarzem i snycerzem, matka parała się hafciarstwem, z kolei babka słynęła w okolicy z dekorowania pisanek. Choć Maria Oksentijiwna przejęła familijne talenty, to własną drogę artystyczną odnalazła zupełnie przez przypadek. „Pewnego dnia, jeszcze jako młoda dziewczyna, doglądałam stadka gęsi. Kiedy doprowadziłam je na piaszczyste nadbrzeże rzeki, mijając poletko usłane dzikimi kwiatami, zaczęłam kreślić patykiem na piasku prawdziwe i wyimaginowane rośliny”, wspominała Prymaczenko. „Później postanowiłam pomalować ściany domu, używając naturalnych barwników. Od tamtej pory nie mogłam już przestać rysować i malować”. 

Zdobienie elewacji domostw praktykuje się w różnych częściach Ukrainy: w Bukowinie, na Podolu czy Słobodszczyźnie. Z ornamentów znana jest zwłaszcza Petrykiwka w obwodzie dniepropietrowskim, której zwyczaj malowania wpisano na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Talent Prymaczenko zachwycił sąsiadów, którzy prosili, by i ich domy pokryła obrazami. Te pełniły nie tylko funkcję dekoracyjną, lecz także ochronną, apotropeiczną. Miały bowiem bronić przed złym duchem, niedolą i żywiołami. W wizerunkach leśnych ptaków dostrzegano symbol szczęścia i harmonii, kogut zwiastował duchowe przebudzenie, a kwiaty ściągały na domowników siły witalne. Bogatą ikonografię ludowych wierzeń, tradycji, baśni, a także wiejskiego życia i krajobrazu Prymaczenko zaczęła przenosić ze ścian na arkusze papieru. Jej obrazy, tworzone w technice tempery lub gwaszu, zaskakiwały wyczuciem koloru, kompozycyjną symetrią, a przede wszystkim – nieokiełznaną wyobraźnią autorki.

Folklor w wielkim mieście

W malowanych bukietach wielobarwnych kwiatów, ptasich stadach, bukolicznych pejzażach i scenach rodzajowych było coś nierealnego. Nie chodzi tu wcale o fałszywe odwzorowanie rzeczywistości, a o kreowanie fantazyjnych światów i postaci. Prymaczenko chętnie kreśliła bujne rośliny, których – jak baśniowego kwiatu paproci – nie można znaleźć w realnej przyrodzie. Wymyślała też własne stworzenia – hybrydy świni, wołu, węży i bocianów. Nazywała je „życzliwymi bestiami”, bo choć nie przypominały żadnego znanego zwierzęcia i wyglądały niepokojąco, miały łagodne usposobienie. Jej prace przykuły uwagę Tetiany Flory z Kijowa – amatorki twórczości ludowej i mistrzyni tkactwa, która podziwiała je w regionalnych domach kultury.

Maria Prymaczenko, Ptak w grochu, 1993, (Fot. Prymachenko Family Foundation)

W 1935 r. Flora zaprosiła Prymaczenko do stolicy Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Dzięki jej patronatowi Maria brała udział w warsztatach w Muzeum Sztuki Ukraińskiej, ucząc się i odkrywając nowe dziedziny artystyczne. Rozwijała umiejętności malarskie i hafciarskie, ale i próbowała swych sił w rzeźbie oraz ceramice. Poznała m.in. Hannę Sobaczko-Szostak, Paraskę Wlasenko, Nadię Biłokon i tak jak one postanowiła zostać pełnoprawną artystką. W 1936 r. nowo powstałe malowidła Prymaczenko zaprezentowano na Republikańskiej Wystawie Sztuki Ludowej, która z Kijowa powędrowała do Leningradu, Moskwy i Warszawy. Wkrótce o uzdolnionej Ukraince dowiedziały się twórcze elity bloku wschodniego. Nieświadoma rozgłosu i stęskniona za kontaktem z naturą, Maria postanowiła rozstać się ze stolicą.

(Fot. Getty Images)

Ukraina – Francja – świat

Nie wróciła do Bołotni z pustymi rękami. Z miasta przywiozła gramofon i maszynę do szycia, co we wsi spotkało się z niemałym entuzjazmem. Na rodzinną ziemię przyjechała nie tylko bogatsza o nowe pomysły i umiejętności, lecz także zdrowsza. Operacja, przeprowadzona przez kijowskich lekarzy, wyraźnie wzmocniła nogi artystki, choć do końca życia musiała poruszać się o lasce. Teraz bezgranicznie oddała się malowaniu. W 1937 r. doszła ją wieść, że jej obrazy zostaną pokazane we Francji. Paryż był bowiem gospodarzem Wystawy Światowej prezentującej twórczy i techniczny potencjał 44 państw. Ponad 30-milionowa publiczność podziwiała dzieła tuzów awangardy: Fernanda Légera, Roberta Delaunaya, Le Corbusiera czy Joana Miró. To podczas tej wielkiej ekspozycji Raoul Dufy namalował monumentalny mural „La Fée Electricité”, a Pablo Picasso po raz pierwszy objawił światu „Guernicę”. Najgorętsze dyskusje toczyły się zwłaszcza wokół dwóch sąsiadujących ze sobą pawilonów. Gmach pierwszego wieńczyła 25-metrowa statua „Robotnika i Kołchoźnicy”, a drugiego – orzeł i swastyka. W pawilonie radzieckim, obok projektu Dnieprzańskiej Elektrowni Wodnej, makiety Pałacu Rad i popiersi Stalina, znalazły się prace artystów ludowych: Paraski Wlasenko, Iwana Gonczara i Marii Prymaczenko. Całą trójkę uhonorowano Złotym Medalem, który zaginął w drodze do Ukrainy. Bodaj najwyższym zaszczytem były jednak słowa Picassa, który na widok malarstwa Prymaczenko miał wyznać: „Biję pokłony przed artystycznym cudem tej wspaniałej Ukrainki”.

Maria Prymaczenko, Gołębica rozłożyła swe skrzydła i woła o pokój, 1982 (Fot. Prymachenko Family Foundation)

Nigdy więcej wojny

Jeszcze podczas pobytu w Kijowie Maria poznała miłość swojego życia, porucznika Armii Czerwonej Wasylija Marynczuka. Para nie wzięła ślubu. Ich związek przerwała bowiem wojna – najpierw sowiecko-fińska, a potem światowa. W marcu 1941 r. Prymaczenko urodziła syna Fedira, który nie zdążył poznać ojca. W liście z frontu Wasylij pisał, że przed nim kolejna bitwa i życzy synowi szczęścia. To była jego ostatnia wiadomość. Pięć miesięcy później do Bołotni wkroczyli hitlerowcy, plądrując i niszcząc całą wioskę. Wymordowali ponad 80 mieszkańców, wśród nich brata artystki. Te wydarzenia pozostały w jej pamięci jeszcze długo po zakończeniu wojny. Przez lata nie mogła przelać ich na papier. Traumatyczne doświadczenia uzmysłowiły Prymaczenko, że sztuka powinna mieć cel. Musi tchnąć w ludzi optymizm, odwagę i beztroskę. Misją artystki stało się krzewienie pokoju i podtrzymywanie patriotycznego ducha.

Lwią część jej twórczości zajmują obrazy bukietów w wazonie. Niektóre łączył wspólny tytuł „Kwiaty dla pokoju”, inne stanowiły osobisty hołd: „Maki dla tych, którzy strzegą granicy, byśmy mogli spać spokojnie” czy „Daję Ukrainie te niebieskie chabry”. Prymaczenko tłumaczyła: „Chcę, by wszyscy ludzie byli szczęśliwi, zdrowi i rozkwitali jak moje kwiaty. Aby zawsze pamiętali, jak droga jest nam Ukraina”. Takie przesłanie kultywowała w założonej przez siebie szkółce, gdzie wiejskie dzieci uczyła miłości do sztuki, natury i ojczyzny. W 1966 r. malarka otrzymała Narodową Nagrodę im. Tarasa Szewczenki, przyznawaną artystom za wybitne osiągnięcia twórcze. Cztery lata później nadano jej honorowy tytuł Zasłużonej Działaczki Sztuk Ukrainy. 

Wojno nuklearna, bądź przeklęta!

„Śniło mi się, że nad wioskę nadciągnęła czarna chmura”, wyznała kiedyś Prymaczenko. Sen okazał się proroczy. Następnego dnia bowiem, 26 kwietnia 1986 r., doszło do tragicznej w skutkach awarii w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Przegrzanie reaktora, wybuch wodoru, pożar i radioaktywny pył w ciągu kilku godzin na zawsze zmieniły okoliczny krajobraz. Bołotnia znalazła się na samym skraju „zony” – strefy wykluczenia, z której ewakuowano wszystkich mieszkańców. Maria postanowiła jednak zostać. W rozmowie telefonicznej z synem oznajmiła: „Fediczko, nigdzie się nie wybieramy. Zostajemy, by tworzyć na naszej ziemi. Tylko w ten sposób wszystko będzie mogło się odrodzić. Idź zasadzić drzewa i nie martw się”Wstrząsające wydarzenia utrwaliła na obrazach. W „Groźbie wojny” z 1986 r. pojawia się ciemny potwór z rozdziawioną paszczą. Inne dzieło ukazuje helikopter, z którego wyrzucane są wielkie worki, spadające na języki ognia i czarną otchłań zamieszkaną przez żmiję. Węże jako źródło zła artystka przedstawiała już wcześniej, np. w pracy „Wojno nuklearna, bądź przeklęta!” (1978). Po latach, dedykując prace „likwidatorom” skutków czarnobylskiej katastrofy, obiecywała „wieczną pamięć i chwałę herosom, którzy zginęli, służąc”.

Maria Prymaczenko (Fot. Prymachenko Family Foundation)

Odwaga, talent i oddanie Prymaczenko zostały docenione w 1988 r., kiedy mianowano ją Artystką Ludową Ukrainy. Jednak jej twórczość zajmuje poczesne miejsce nie tylko w rodzimej sztuce. Wpisuje się w bogatą historię europejskiego malarstwa prymitywistycznego (naiwnego), reprezentowaną m.in. przez Henriego „Celnika” Rousseau, Nikifora, Elenę Volkovą czy Drago Juraka. O wizjonerstwie Ukrainki świadczy również jej indywidualny styl, korespondujący z zachodnią awangardą. Takie obrazy, jak „Błękitny byk”, „Czerwone chabry” czy „Kwiaty-oczy” – z ich deformacjami, absurdalnym kolorytem i onirycznym nastrojem – wpisywały się w estetykę fowizmu i surrealizmu, o których Prymaczenko jednak nigdy nie słyszała. Ostatnie lata życia (przez powikłania po polio) spędziła w łóżku. Mimo to, nie rezygnowała z malowania, które – jak twierdziła – „sprawia, że chce się budzić każdego dnia”. Zmarła w umiłowanej Bołotni w 1997 r. Stworzyła ponad 3 tys. dzieł. Zniszczenie choćby kilku z nich jest niepowetowaną stratą zarówno dla artystycznego dziedzictwa Ukrainy, jak i świata.

Autor składa podziękowania Prymachenko Family Foundation za udostępnienie reprodukcji.

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij