Znaleziono 0 artykułów
22.06.2020

Meryl Streep: Gwiazda bez kaprysów

22.06.2020
Meryl Streep (Fot. Getty Images)

Zawsze buntowała się przeciwko kultowi młodości w Hollywood. Zaczynała karierę przed trzydziestką, po 40. roku życia zwalczyła przeświadczenie branży, że w tym momencie dla aktorek zaczyna się emerytura, a po 60. grała godną pożądania amantkę – Donnę z „Mamma Mia!”. 

Nie czuje się piękna, uważa się raczej za aktorkę charakterystyczną. To trochę dziwne, bo podczas gdy każda z jej postaci jest charakterystyczna, sama Meryl Streep wymyka się łatwej ocenie. Nie znosi mody, a niepostrzeżenie stała się ikoną stylu, a tysiące użytkowników Pinteresta z nostalgią przypominają nie tylko kostiumy jej Mirandy Priestly z „Diabeł ubiera się u Prady”, ale także jej całkiem prywatne kreacje z lat 70. i 80. I jej długie blond włosy, prawie zawsze naturalnie rozpuszczone, jej ledwie tylko muśniętą makijażem skórę (podobno jej sprawdzonym sposobem na dbanie o cerę jest niedotykanie twarzy, żeby nie rozniosły się na niej zarazki), jej skrzydlate brwi, długi nos, wyraziste kości policzkowe. Miny, spojrzenia, grymasy mówią więcej niż ona sama. Opowiada o sobie niemal wyłącznie poprzez role. Gdy już raz na kilka lat udziela wywiadu, przekonuje, że trzeba budować pewność siebie, chwytać dzień, pozostać pokorną.

Meryl Streep (Fot. Getty Images)

Streep zawsze buntowała się przeciwko kultowi młodości w Hollywood. Zaczynała karierę przed trzydziestką, po 40. roku życia zwalczyła przeświadczenie branży, że w tym momencie dla aktorek zaczyna się emerytura, a po 60. grała godną pożądania amantkę – Donnę z „Mamma Mia!”, potężne postaci historyczne – Kay Graham w „The Post” czy Emmeline Pankhurst w „Sufrażystce”, a także nestorkę rodu w „Małych kobietkach” Grety Gerwig, które niedługo wejdą do kin.

Meryl w „Wielkich kłamstewkach” (Fot. materiały prasowe)

Streep nie boi się być brzydka, wściekła, zmęczona. Taka jest jej postać z „Wielkich kłamstewek”. W nietwarzowych okularach, niedbale przyciętych siwiejących włosach, z zaciętymi ustami, zwłaszcza w kontraście ze swoją serialową synową, anielską Nicole Kidman, Meryl Streep wygląda na złą macochę, czarownicę albo teściową. Taką, która nie znosi młodszych od siebie kobiet.

Mój Perry nie żyje, podczas gdy ci wszyscy łysiejący przeciętniacy mają się dobrze. Gdy się o tym dowiedziałam, miałam ochotę krzyczeć. I wiecie, co zrobiłam? Krzyczałam – mówi Streep w drugim odcinku nowego sezonu. I zaczyna wściekle wyć ku przerażeniu Celeste i wylęknionej uciesze jej bliźniaków. Ten krzyk – chrapliwy, z trzewi, właściwie kobiecie, zwłaszcza dojrzałej, zakazany – ma zapewnić jej nagrodę Emmy. W życiu prywatnym też otrzymuje laury za bycie babcią. Znacznie bardziej zrównoważoną. Gdy córka Streep, Mamie Gummer, urodziła swojego pierworodnego synka, Meryl żartowała, że zasypie młodą mamę radami, nie dając jej żyć. Nic takiego się nie stało. W rodzinie Streep jak zawsze panuje harmonia. W zgodzie z jej przekonaniem, że najważniejszą umiejętnością jest słuchanie. – Uczysz się, gdy słuchasz. W pracy, z mężem, z dziećmi – mówi Meryl. To jedna z jej złotych myśli – równie prostych, co prawdziwych. – Miłość, seks i jedzenie – to nas uszczęśliwia – mówi też, zarzekając się, że na liście najważniejszych rzeczy w jej życiu na pewno nie ma oscarowych gal, wystawnych premier i hollywoodzkich bankietów. Woli od nich swoją rodzinę, psy i chodzenie po górach. – Nie można stać się kapryśnicą, jeśli prasujesz swoje własne ubrania – dodaje kolejną złotą zasadę.

Meryl Streep (Fot. Getty Images)

Wydaje się, że dobrze ułożona, zrównoważona i świadoma siebie była od początku. Urodzona w 1949 roku w Summit w New Jersey jako córka zajmującej się sztuką Mary Wolf Wilkinson i Harry’ego Williama Streepa Jr., przedstawiciela firmy farmaceutycznej, w swojej lokalnej społeczności była nastoletnią liderką. Taką, jakie ogląda się w filmach dla nastolatków. Cheerleaderka, homecoming queen, czyli królowa balu, gwiazda szkolnych przedstawień. Zadebiutowała amatorsko w sztuce „The Family Upstairs”, a profesjonalnie w „27 Wagons Full of Cotton”. Po licencjacie na Vassar College, uczelni dla panienek z dobrych domów, miała iść na prawo, ale zaspała na egzamin. Stwierdziła, że to znak mówiący jej, że może podążać za marzeniem – nauką w Yale School of Drama, szkole, którą ukończyła w wieku 26 lat. W międzyczasie jak każda studentka dorabiała, pracując w hotelu. W kinie zadebiutowała stosunkowo późno, bo dopiero w 1977 roku „Julią”. Ale już za kolejny film – kultowego „Łowcę jeleni” u boku Roberta De Niro i Christophera Walkena – dostała swoją pierwszą z rekordowych dziś 21 nominacji do Oscara. W 1979 roku statuetkę przyznano jej za „Sprawę Kramerów”. Zostawiła ją na przyjęciu w toalecie. Może wypiła za dużo szampana, a może zwyczajnie oszołomił ją sukces kameralnego filmu o rozwodzie.

W kolejnych filmach, a były to komedie, dramaty i musicale, bo Meryl nie dyskwalifikuje scenariusza ze względu na gatunek, szukała tylko silnych postaci kobiecych, z psychologiczną precyzją budowała wizerunki kur domowych („Co się wydarzyło w Madison County”) i głów państw („Żelazna dama” o Margaret Thatcher), zakonnic („Wątpliwość”) i szefowych kuchni („Julie i Julia” o Julii Child), redaktorek naczelnych i baronowych („Pożegnanie z Afryką”, które oprócz zmysłowych scen miłosnych z Robertem Redfordem ogląda się dziś jak przewodnik po modzie safari). Posługując się z wprawą dziesiątkami akcentów (w „Wyborze Zofii” tak przekonująco imitowała polski, że nawet nasi recenzenci zaczęli się dopatrywać w jej rodzinie polskich korzeni), pozwalała budzić się do życia kolejnym kobietom, które były zarysowane w scenariuszu jako silne, ale to dopiero ona czyniła je skomplikowanymi, subtelnymi, wrażliwymi. Bez Streep nie byłoby w „Diabeł ubiera się u Prady” sceny, w której Miranda Priestly przyznaje się asystentce, że jej mąż zażądał rozwodu. Tym bardziej niezwykłe wydało się potem zetknięcie aktorki z Anną Wintour, redaktor naczelną amerykańskiego „Vogue’a”, pierwowzorem postaci Priestly. Podczas wywiadu udzielonego w siedzibie magazynu Wintour, żelazna dama mediów, wydawała się onieśmielona legendą, która zarobiła na swoich filmach 100 milionów dolarów, zgarnęła wszystkie nagrody i otrzymała Prezydencki Medal Wolności, najbardziej prestiżowe wyróżnienie w kraju, z rąk Baracka Obamy. Poczucie, że trafiła na godną siebie przeciwniczkę, Wintour nie zdarza się za często, żeby nie powiedzieć nigdy.

Z Wintour łączy Streep także poczucie misji. Jako dojrzała kobieta w Hollywood, matka córek i idolka dla wielu widzek, Streep czuje ciężar odpowiedzialności. Niestrudzenie walczy o równouprawnienie. Gdy skrytykowano ją, że z początku nie zabrała głosu w sprawie Harveya Weinsteina, szybko nadrobiła zaległości. Zaatakowała jednak nie samego Weinsteina, lecz cały niesprawiedliwy wobec kobiet system. – Walczyć trzeba ze status quo. Z tym, co zawsze – wykorzystywaniem, pomijaniem, lekceważeniem kobiet w branży filmowej – mówiła, wskazując także na własne córki, Mamie i Grace, które poszły w jej ślady.

Meryl Streep (Fot. Getty Images)

Z rzeźbiarzem Donem Gummerem Streep doczekała się czwórki dzieci, więcej nawet niż Oscarów. Jedyny syn Henry jest muzykiem, Mamie i Grace grają w filmach, a najmłodsza Louisa została modelką. Z Gummerem niedawno świętowali 40-lecie małżeństwa. Meryl wcale jednak nie planowała się w nim zakochać. Rzeźbiarz wynajął jej mieszkanie, gdy była w żałobie po Johnie Cazale’u, ukochanym aktorki zmarłym na raka po ich wspólnym filmie, „Łowcy jeleni” z końca lat 70. Patrząc na zdjęcia Meryl z mężem z dziesiątków filmowych premier, uwagę zwraca się na drobne gesty czułości, bliskości i wdzięczności – muśnięcia, pocałunki, trzymanie się za ręce. I porozumiewawcze spojrzenia, świadczące najlepiej o tym, że oboje najchętniej znaleźliby się już w domu.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij