Znaleziono 0 artykułów
17.12.2022

Monika Paniączyk: Minimalizm sytuacyjny

17.12.2022
(Fot. Trish Ward)

Im mniej mam rzeczy, tym większy czuję spokój ducha. Nie do końca dotyczy to ubrań, ale trzymam dyscyplinę, bo nie chcę, żeby przedmioty trzymały mnie w miejscu – mówi Monika Paniączyk, graficzka i dyrektorka artystyczna w Matchesfashion.com.

Odczuwa pokusę, by gromadzić. Wystarczy spojrzeć na listę życzeń zapisaną w profilu na jednej z platform sprzedażowych, która ciągle się wydłuża. Ale tylko promil z zamieszczonych tam produktów trafi do koszyka. W pierwszej kolejności Monika wybierze te, które godnie zastąpią to, co już ma. Jej plan na najbliższe lata to inwestycja w jakość. Zamierza stopniowo zamieniać rzeczy z sieciówek na te od projektantów: płaszcz na dyplomatkę od Raey z raglanowymi rękawami, buty na kozaki Jil Sander. Gdyby teraz miała wybrać dwie rzeczy, to właśnie te. – Są marki, które gwarantują jakość – mówi z przekonaniem. Szybko to dostrzegła.

(Fot. Trish Ward)

W nagrodę za ukończenie studiów sprawiła sobie torebkę Chanel. Zebrała wszystkie oszczędności, odrobinę dołożył jej chłopak, który właśnie wygrał hackathon i chciał choć trochę przyczynić się do spełnienia marzenia. Po obronach polecieli na wakacje do Rzymu. To tam, z walącym sercem, Monika weszła do butiku paryskiej marki i kupiła pierwszą torebkę – dziś ma już ich kolekcję. – Obecnie najchętniej noszę Cleo Prady i Halfmoon The Row, ale tamtą zatrzymam na zawsze – przysięga. Opowieść o pragnieniu słynnej 2.55 brzmi bardzo konwencjonalnie. Jeśli nawet, to co? Monika nie sili się na oryginalność, jest jak wiele kobiet, które od nastoletniego wieku fascynowały się modą i marzyły o pracy w tej branży. Ceni kanon, do trendów podchodzi rozsądnie, ale ochoczo, łatwo wpada w zachwyt nad markami o spójnej tożsamości i ciekawej historii. Paniączyk pociągają ikony, także te z ostatniego czasu. Jej szafa, choć ugłaskana przez minimalizm, garściami czerpie z lat 90. i dwutysięcznych, kiedy to pod wpływem relacji z tygodni mody kształtowała swój styl. Monika wzdycha do Jil Sander i do The Row. Kupuje buty Chanel, marynarki Saint Laurenta i torebki Bottegi Venety. Siega po Jacquemusa (w jego garniturze wzięła ślub), Lou Lou Studio, 16 Arlington, ma małą czarną Normy Kamali, koszule Homme Girls, sukienki Réalisation Par i bluzy Acne Studios z działu męskiego.

Projekty starych domów mody, niektóre kupione z drugiej ręki w sklepach charytatywnych, mieszają się u niej z tym, co na czasie. Łącznikiem jest tu brak koloru. – Trzy czwarte mojej szafy wypełniają czarne ubrania, reszta i tak utrzymana jest w stonowanych odcieniach: bieli, écru, błękicie, palecie brązów – mówi i dodaje, że w jej zespole w Matchesfashion czerń to też pierwszy wybór. Może dlatego, że jej praca wymusza nadmiar wizualnych bodźców. Kreatywnie można się wyżyć w projektach i na sesjach zdjęciowych. To zdaje się wszystkim wystarczać. – Potrafię docenić kolory w designie. Ostatnio pracowałam nad koncepcją sesji dla Loewe, to marka otwarta na eksperymenty, więc daliśmy się ponieść. Zaproponowaliśmy kolorową scenografię pełną dziwnych elementów, jak skorupki jajek. Moje osobiste wybory są inne, w czerni najbardziej czuję się sobą. Wciąż oddziałuje na mnie estetyka dawnego skandynawskiego minimalizmu – tłumaczy.


(Fot. Stuart Winecoff / Object & Animal)

Cały tekst znajdziecie w grudniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Kamila Wagner
Proszę czekać..
Zamknij