Znaleziono 0 artykułów
08.06.2018

Muzeum: sztuka w pięciu aktach

08.06.2018
Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Ralph Appelbaum to twórca kilkudziesięciu muzeów na całym świecie, w tym Londyńskiego Muzeum Transportu. W jego firmie pracuje grono złożone z architektów, projektantów, budowniczych modeli, a nawet historyków, on sam jest absolwentem prestiżowego Pratt Institute. Gdy okazało się, że opracowuje również koncepcję Muzeum Lavazzy w Turynie, postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia marki na huczne otwarcie nowej siedziby oraz muzeum, i przy tej okazji odpytać Ralpha ze szczegółów jego pracy. 

Jak wygląda praca nad projektem nowego muzeum? Gdzie kończy się zadanie architekta, a zaczyna praca merytoryczna przy tworzeniu wystawy?

Tworzenie Muzeum Lavazzy nie różniło się zasadniczo od pracy nad Muzeum Piłsudskiego, które powstaje właśnie pod naszą kuratelą w Polsce. O tyle jest podobnie, że i tu, i tu musisz wniknąć głęboko w dane zjawisko, zrozumieć, jakie są kluczowe wątki historii, którą masz opowiedzieć i zogniskować wokół tego wszystkie działania.

Na początku moja praca w dużej mierze polega na ocenie wszystkich zalet danego miejsca – międzyludzkich, historycznych, architektonicznych, materialnych. Równocześnie zaczynasz kształtować tę masę danych w jeden strumień doświadczeń i emocji. Można to tak naprawdę robić na dwa sposoby – wyjść od stylu całości i działać niejako wstecz, lub zacząć od informacji, która nadaje ostateczny wygląd i kształtuje wrażenia generowane przez ten projekt. Stamtąd, gdy już powstanie ogólny konstrukt intelektualny, przechodzimy do udoskonalania go, czy to w sposób wizualny, czy myślowy. Zawsze powtarzam, że w naszej firmie nie wchodzimy w dialog ze stylem, tylko z informacją.

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Ile osób pracuje nad takim projektem?

Kluczowe są nie tyle o osoby, które robią to teraz, ile osoby, które tworzyły historię tego miejsca przed nami, bo ten projekt był w pewnym sensie „kuratorowany” dziesiątki, jeśli nie setki razy – każde pokolenie świadomie kreuje swój wpływ. Ostatecznie jednak sprowadza się to do osoby, która trzyma w ręku wszystkie wątki, tworzy na ich podstawie osnowę. To ona decyduje, jak one się ze sobą splotą. Tak naprawdę nie ma tutaj jednej narracji – to jakby gruby węzeł nici splecionych ze sobą, wewnątrz którego przebiega nić rodzinna lub nić technologiczna, obecne w tej historii od jej zarania. Nasza praca sprowadza się do ustalenia, jak i w jakiej kolejności te wątki należy odkrywać.

Brzmi niezwykle skomplikowanie.

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Ależ to jest bardzo proste! Oczywiście o ile przestrzegasz w tym procesie rygoru zakorzenienia w treściach, na których pracujesz. Trudne jest natomiast zakorzenienie się w określonym stylu i wsteczne próby poszukiwania dla niego sensu.

Wydaje się, że najtrudniejsze jest decydowanie o tym, co wypadnie z ostatecznej narracji?

Masz rację – projektowanie muzeów jest procesem polegającym na redukowaniu, a nie nabudowywaniu. Dlatego rzeczywiście obejmuje głównie wyrzucanie. Dosyć wcześnie postanowiliśmy, że nasze muzeum będzie sztuką w pięciu aktach. I te pięć aktów stało się pięcioma rozdziałami, podstawowym budulcem opowiadanej przez nas historii.

Jesteście firmą rodzinną – czy to zaważyło na wyborze waszego studia przez rodzinę Lavazza?

Myślę, że to zaważyło na decyzji o współpracy zarówno z ich strony, jak i z naszej. Dużo pracujemy z rodzinami. Ostatnio na przykład tworzymy bibliotekę dla państwa Obamów, a właściwie już dla wnuków Baracka. Zaryzykowałbym tezę, że wszystkie nasze biograficzne projekty tak naprawdę służą ochronie historii, wizerunku i charakteru danej osoby na przyszłość. Projekty oparte na biografii – a za taki w głębi ducha uważam Muzeum Lavazzy – mają ogromną wagę. Przedsiębiorstwa należące do rodzin, których członkowie wciąż mają decydujący głos w zarządzie, takie jak np. Lego czy S.C Johnson, lubią z nami pracować, bo wiedzą, że rozumiemy ich potrzebę, by jasno wyrazić swoje wartości rodzinne. Wielu z nich naprawdę w nie wierzy, to nie jest tylko chwyt marketingowy. Podobnie jest zresztą z Muzeum Piłsudskiego, którym zarządza jego wnuk, jednocześnie dyrektor muzeum, bardzo zaangażowany w tę historię. Wyemigrował swego czasu do Anglii, ale ostatecznie wrócił do Polski, bo czuł, że jego własne dzieci nie miały pewności, kim powinny się czuć.

Ralph Appelbaum (Fot. materiały prasowe)

Jak według was Muzeum Lavazzy wpłynie na sąsiadującą dzielnicę, Aurorę?

Myślę, że jedną z naprawdę fundamentalnych kwestii dotyczących tego projektu jest siła jego lokalizacji. To nie jest jak z Muzeum Egipskim, które korzysta z zupełnie innej siły przyciągania – tam magnesem jest wspaniała kultura. Myślę, że to, że ta instytucja otwiera się w miejscu, w którym zakorzeniona jest historia rodziny Lavazza i gdzie jej firma miała szansę się rozwinąć jako ucieleśnienie pewnej rodzinnej koncepcji, będzie bardzo znaczące dla Turynu. Dlaczego? Ponieważ pokaże związki tego miasta z oświeconą przedsiębiorczością, którą tak trudno dzisiaj znaleźć. A tutaj, w północnych Włoszech, dzięki lokalnym firmom rodzinnym – czy to z branży samochodowej, czy jedzeniowej – występuje jeszcze dość często. Wszystko, co utrwala wizerunek Turynu jako biznesowej kotwicy regionu, wspiera turystykę, bo pozwala wczuć się w specyfikę tego miejsca, tak jak zanurzenie się w scenie modowej Mediolanu pozwala lepiej wejść w tamto miasto.

Jakiej dokładnie publiczności przede wszystkim się spodziewacie?

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

W muzeum na pewno oczekujemy turyńczyków, bo będą chcieli przejrzeć się w tej historii, ale myślę, że nasze muzeum może być równie ciekawe np. dla klasy licealnej, która akurat uczy się o przedsiębiorczości. Wspomniana już wielość narracji przekłada się na wielość soczewek, przez które można ujrzeć treści zgromadzone na wystawie: te dotyczące technologii, reklamy, historii rodzinnej z historią Włoch w tle czy specyfiki gospodarczej przemysłu jedzeniowego, w zależności od tego, na co położymy nacisk. Dla turystów będzie to rzeczywiście nowa okolica do odkrywania, ale za to oferująca cały zestaw wrażeń. Można spędzić tu godzinę, napić kawy u źródeł, zjeść w świetnych restauracjach. Co ciekawe, jednym z najpopularniejszych muzeów w USA jest Muzeum Coca-Coli! Ciągle się nad tym zastanawiam. Przed wejściem zawsze stoi kolejka, a w hallu są fontanny ze wszystkimi napojami gazowanymi produkowanymi przez Coca-Cola Company, które lądują w czymś na kształt krynicy, z której możesz zaczerpnąć szklaneczkę napoju... Który realnie pochodzi z jakiegoś podejrzanego zakładu chemicznego. Na szczęście w przypadku kawy nie ma mowy o takiej chemicznej otoczce – to par excellence produkt rzemieślniczy i mało przetworzony.

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Czy możesz powiedzieć słowo o cyfrowych filiżankach, które są innowacyjną częścią wystawy w Muzeum Lavazzy? Jak działają?

Filiżanki można odstawić w miejsce, które przypomina spodek i jest wyraźnie oznaczone w wielu różnych przestrzeniach wystawy. Filiżanka umieszczona w tym miejscu zachowuje informacje o tym, co oglądaliśmy i na czym się skupialiśmy, a na końcu zwiedzania objawia swoją zawartość – możemy do niej dołożyć nowe wątki, które nas interesują, możemy się tym bawić. Wszystkie treści, które zgromadzimy, możemy też zapisać w chmurze. To część naszego działania na rzecz personalizacji doświadczeń muzealnych. Bo w przeciwnym razie z czym mamy do czynienia? Z wystawą chromowanych gadżetów i przekazów reklamowych. A w ten sposób zyskujemy poczucie spełnienia, wykonania jakiejś misji: zrobiłem/am to!

Nuvola Lavazza to również bardzo „zielony” koncept na poziomie architektury. Czy muzeum też ma taką rolę do spełnienia?

Materiały do jego budowy stały oczywiście na najwyższym poziomie, dzięki czemu nie emitują do środowiska szkodliwych substancji i spełniają wszystkie standardy, których oczekujemy po nowoczesnym budownictwie.

Jako osoba mającą dużo związków ze światem kulinarnym kojarzę Turyn przede wszystkim z tutejszym Salone del Gusto, targami slowfoodowego jedzenia. Ale pewnie faktycznie dla większości turystów Turyn jest stolicą przemysłowej północy.

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Myślę, że dla nich też istotne będą tutejsze żywe tradycje kulinarne, tym bardziej że łączą się w pewien całościowy etos, na który składa się maksyma „Ciężko pracuj, porządnie jedz i baw się na całego”.

Kawa też należy do tego zmysłowego świata. Jak radziliście sobie z wyzwaniem, żeby uwzględnić ową zmysłowość w przekazie muzeum?

To jest pewnie najbardziej odkrywcze ze wszystkich doznań powiązanych z kawą – w tym sensie, że daje wgląd nie tyle w kulturę picia kawy, co w prawdziwe procesy wiodącego do zrozumienia, jak ona działa i powstaje. Dlatego zależało nam, żeby dać widzowi dostęp do całego systemu palenia kawy, pozwolić mu powąchać ją i dotknąć liści roślin, których owoce pijemy codziennie.

Czy pracując nad tym projektem piliście więcej kawy niż zwykle?

Rzeczywiście, trochę jej było. Przy okazji przestawiliśmy całe biuro – a właściwie wszystkie biura na picie Lavazzy – i na pewno przyłożyliśmy się znacząco do tych 7 milionów filiżanek kawy wypijanych dziennie na świecie, które pokazuje licznik w muzeum! W ogóle przemysł napojów w swojej masie bywa fascynujący: w końcu zrodził się on z usiłowania, by pobierać opłatę za coś, co dotąd było za darmo, jak woda. Albo, jak w tym przypadku, ze sztuki ufundowania całego przemysłu, poprzez naukę i technologię, na ziarenku kawy. I ustalania ceny za coś, na co niegdyś nie było zapotrzebowania. Dlatego uważamy tę branżę za bardzo głęboką. Kawa w tzw. międzyczasie stała się też czymś w rodzaju „smaru towarzyskiego”, który oliwi relacje międzyludzkie.

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Jak alkohol?

Z alkoholem jest nieco inaczej. Nawet gdy myślę o przemianach tkanki społecznej w Europie Środkowej, o załamaniu się starych stylów życia gdzieś w sztetlach dawnej Rosji, to widzę, że to wyewoluowało z pomocą kawy: kombinacja tramwajów i kawy, pociągów i gazet, które czytało się, wjeżdżając do nowego miasta. Gdy myślę o tym, jak usadowiliśmy się w tej nowej erze, to widzę, że kawa odegrała tutaj ważną rolę.

Odwiedziłam niedawno twój rodzinny Waszyngton, ale dopiero post factum zorientowałam się, że macie też w swoim portfolio the Newseum – interaktywne muzeum kładące nacisk na wolność mediów. To miasto usiane jest realizacjami Ralph Appelbaum Associates!

Muzeum Lavazzy w Turynie (Fot. Andrea Guermani)

Tak, w Waszyngtonie jest ich aż cztery: The Newseum, Muzeum Pomnika Holocaustu (United States Holocaust Memorial Museum), centrum zwiedzających Kapitol Stanów Zjednoczonych i Narodowe Muzeum Historii i Kultury Afro-Amerykańskiej.

Który z projektów był najtrudniejszy w realizacji? Wyobrażam sobie, że zanurzenie się w opowieściach o Zagładzie na użytek prac nad Muzeum Pomnika Holocaustu musiało być czymś upiornym...

O tak. Chociaż zastanawiam się, jak ci mądrze odpowiedzieć, bo jako praktycy zostawiamy swoje z góry przyjęte osądy „za drzwiami”. Nie wchodzimy w projekt z emocjonalnym bagażem, chociaż oczywiście zdarza się, że jest to nie lada wyzwanie. Mimo wszystko wydaje mi się, że w mojej działce najtrudniejsze pozostaje lawirowanie pomiędzy wzajemnie sprzecznymi motywacjami politycznymi – tak, jak chociażby podczas obecnych prac w Polsce. Ale tak naprawdę działanie w łonie większości społeczeństw, które akurat mierzą się ze swoją tożsamością i kierunkiem rozwoju, jest trudne.

Czy masz swój ulubiony projekt w portfolio RAA?

A masz dzieci?

Niedługo będę mieć pierwsze.

No to zapytaj mnie o to ponownie, jak urodzi ci się drugie!

 

Agata Michalak
Proszę czekać..
Zamknij