Znaleziono 0 artykułów
31.10.2019

Muzyka to akt wiary

31.10.2019
Lorenzo Passerini (Copyright by Elena Cherkashyna)

Już 21, 22 i 30 listopada w ramach drugiej edycji projektu „BMW Art Club. Przyszłość to sztuka” na scenie Teatru Wielkiego - Opery Narodowej zabrzmią monumentalne „Carmina Burana (Mgnienie Oka)” Carla Orffa. Autorem oprawy wizualnej jest Boris Kudlička – dyrektor artystyczny tegorocznej odsłony projektu, a potężny skład orkiestrowy i chóralny poprowadzi Lorenzo Passerini. – Zależy mi, aby „Carmina…” zabrzmiały w Warszawie jak utwór współczesny, znów tu rozkwitły. To wspaniała, wielka, uniwersalna muzyka. Wierzę, że porwie publiczność – mówi włoski dyrygent. 

„Carmina Burana” to dzieło na ponad 200 wykonawców. Dyrygowanie takim składem to dla pana wyzwanie?

Tak, dyrygowanie tak licznym składem jest silnym przeżyciem. W przypadku „Carmina Burana” zespół jest dodatkowo różnorodny: chór białych głosów, wieloosobowy chór dorosłych, orkiestra w pełnym składzie wszystkich sekcji. Do tego dochodzą trzy głosy solowe. Dyrygent musi przekonać wszystkich wykonawców do swojej idei utworu. Przyda się niewidzialna aura łącząca serca, umysły i głosy. Współpraca z zespołem opiera się na szacunku dla muzyki, utworu i znaczeń, które chce się wydobyć.  Tym o nią łatwiej, im bardziej zespół uwierzył, że dyrygent ma dobry pomysł. Mamy dwa pełne tygodnie na próby – to całkiem dużo. Spokojnie przedstawię swój pomysł i zapytam wszystkich o zdanie.

(Fot. Materiały prasowe BMW Art Club. Przyszłość to sztuka)

Czy pierwsza wspólna próba z nowo poznaną orkiestrą jest dla dyrygenta stresująca?

Tak, podczas pierwszej próby poznajemy się, obwąchujemy, przekonujemy, że warto być razem. Żaden trud nie jest jednak ponad siły, jeśli wierzymy w sprawę. Gwiazdy nam sprzyjają. Nie wątpię, że tak będzie do trzeciego, ostatniego koncertu.

A zapanowanie nad skomplikowaną strukturą tego utworu będzie dodatkowym utrudnieniem?

Pracę dyrygenta przedstawia się zazwyczaj w układzie pionowym (z góry na dół). Moim zdaniem jest wprost przeciwnie: dyrygent pracuje w układzie poziomym, dając i biorąc. Im bardziej jest przekonujący, tym więcej otrzyma, a najwięcej w chwilach uniesienia. Taką chwilą jest potężna uwertura „Carmina Burana”. Prowadząc ją, dyrygent zanurza się w muzyce. Dźwięki przepełniają mu serce. W takich chwilach w jego żyłach płynie muzyka, nie krew.

Urodził się pan w Morbegno w Lombardii. Czy tamtejsze tradycje muzyczne miały wpływ na pana wrażliwość muzyczną?

W Valtellinie – mojej arcydługiej rodzinnej dolinie – co pięć kilometrów działa amatorska orkiestra. Stawiałem pierwsze kroki w tej z mojego miasteczka Morbegno. Przy każdej orkiestrze jest szkoła muzyczna. Do 19. roku życia całym moim światem był puzon. Potem ustąpił pierwszeństwa dyrygenturze. Wraz z moim przyjacielem Piergiorgio Rattim założyłem orkiestrę młodzieżową, która nadal z powodzeniem występuje w lombardzkich sezonach muzycznych jako Orkiestra Antonia Vivaldiego. Dzięki niej zacząłem zgłębiać tajniki dyrygentury. Dyrygentura to cudowny świat, który zawładnął moją duszą. Wciąż go poznaję, wciąż – każdego dnia i każdej nocy – pilnie się go uczę.

Jaki ma pan styl pracy? 

Bardzo osobisty. Staram się przekonać orkiestrę nie tylko do moich gestów, ale również do poglądów na muzykę. Wierzę we wspólnotę duchową. Istnienie muzyki jest aktem wiary. Przywiązuję największą wagę do wymiany poglądów: przekonuję i daję się przekonać. Dążę do porozumienia, dopuszczam kompromis. Związek pomysłów pieśniarza z pomysłami dyrygenta często bywa bardzo owocny (pod tym względem przypomina trochę związek miłosny). Nie zawsze jest tak różowo: zdarzają się też pomysły chybione i szkodliwe dla architektury utworu. Niemniej uważam, że szczera wypowiedź jest prawem każdego muzyka i artysty. Pracując z orkiestrą, mam zawsze na względzie, że każdy z nas ma swoje ograniczenia. Nie zagrasz, jeśli nie umiesz. Nie wyrazisz, jeśli nie czujesz. Jako dyrygent przeprowadzam na drugi brzeg. Pomagam na szlaku. Ale zdarzyło mi się nie dojść do celu. Z nienagannej technicznie orkiestry nie wydobyłem tego, co chciałem. Tym razem powinno być inaczej.

Lorenzo Passerini (Copyright by Elena Cherkashyna)

Niektórzy twierdzą, że najdoskonalsze nagranie „Carmina Burana” to to wykonane w 2005 roku przez Simona Rattle'a wraz z filharmonikami berlińskimi. A jakie jest pana ulubione wykonanie? 

Nie porównuję różnych nagrań tego samego utworu. Przygotowując się do warszawskiego koncertu, czytałem pisma Carla Orffa i „Carmina Burana”, średniowieczny zbiór pieśni wagantów i goliardów, którzy śpiewali o zwykłych ludzkich sprawach (wcale nie tak różnych od naszych!). Starałem się zrozumieć, dlaczego napisano te pieśni i dlaczego Orff jedne z nich wybrał, a drugie odrzucił. W swoim wykonaniu skupię się na wydobyciu tego, co moim zdaniem najważniejsze. Na nagrania właściwie nie mam czasu. Niemniej słuchałem ich i w każdym znalazłem coś, co mnie poruszyło. Simon Rattle jest wspaniałym dyrygentem. Jego „Carmina...” zachwycają, podobnie jak wykonanie Riccarda Mutiego z 1980 roku. Również naszym, warszawskim – dla mnie najważniejszym – spróbuję olśnić publiczność. Zależy mi, aby „Carmina...” zabrzmiały w Warszawie jak utwór współczesny. Znów tu rozkwitły. To wspaniała, wielka, uniwersalna muzyka. Wierzę, że porwie publiczność.

(Fot. Materiały prasowe BMW Art Club. Przyszłość to sztuka)

Od czasu premiery w 1937 roku „Carmina Burana” weszły do kanonu popkultury. W kręgach specjalistów mówi się nieraz o tej kantacie, że jest „kiczowata”...

To prawda, są tacy, dla których „Carmina Burana” to kicz. Dziś w ogóle łatwo się gani. Pewnie dlatego, że nie wymaga to wiedzy ani wysiłku. Do mądrej pochwały trzeba się przygotować. Tylko po co, skoro przejdzie bez echa… „Dla Elizy” Beethovena też należy do muzyki klasycznej i popkultury. Trudno zliczyć jej aranżacje: rockowe, metalowe, popowe. To samo można powiedzieć o początku symfonii KV 550 Mozarta, „Tańcu z szablami” Chaczaturiana, „Odzie do radości” z IX symfonii i pierwszych taktach V symfonii Beethovena, „Nessun dorma” Pucciniego, walcu z II suity jazzowej Szostakowicza. To utwory wykonywane stale i właściwie wszędzie. Podobnie jest z szeregiem starszych utworów: „Czterema porami roku” Vivaldiego czy „Badinerie” z II suity na flet Bacha. Dzieje się tak pewnie dlatego, że to piękne, a ściślej mówiąc, przepiękne utwory. Przepiękne i samodzielne, skomponowane przez wielkich kompozytorów i pełnokrwistych ludzi. Tajemnicą powodzenia kantaty Orffa jest partytura – genialna orkiestracja, temat, instrumenty perkusyjne, dwa fortepiany, skrajne rejestry wokalne. Wszystko jest dopracowane, również w wymiarze dynamiki i rytmu, do najmniejszego szczegółu. Orff nie zaniedbał niczego. Kluczem do tej partytury jest słowo „Fortuna”. Bo szczęście sprzyja muzyce, jeśli jest naprawdę wspaniała.

Lorenzo Passerini (Copyright by Elena Cherkashyna)

Średniowieczny bawarski kodeks, który zainspirował Carla Orffa do skomponowania kantaty, otwiera miniatura przedstawiająca koło fortuny. Towarzyszą jej cztery postacie, wynoszone do władzy i popadające w niełaskę, przy których umieszczono dopiski: „regno” (rządzę) „regnavi” (rządziłem) „sum sine regio” (jestem bez władzy) „regnabo” (będę rządzić).

Podobne artykułyMgnienie Oka. Szabłowski o współpracy z KudlickąAnna Sańczuk Tak. I zawsze zadawałem sobie pytanie o to, dlaczego początek i koniec są takie same. Coś mi nie grało. Miałem rację. W drugim „O, Fortuna” uderza się w tam-tam, instrument o ogromnej sile perkusyjnej, to coś w rodzaju olbrzymiego gongu, okrągłego jak koło fortuny. Uderzenie w tam-tam to wstrząs. Czemu Orff je dodał? Czemu na początku go nie ma? Wgryzłem się w partyturę i znalazłem odpowiedź. Śpiew chóru na początku utworu jest ostrzeżeniem. Ale drugi śpiew chóru na zakończenie dzieła na pewno jest dla nas: muzyków, śpiewaków, słuchaczy. To ostrzeżenie dla społeczeństw XXI wieku. Potężne, przenikliwe, promieniste dźwięki wnikają nam w żyły. Pamiętajmy: koło fortuny wciąż się obraca. Utożsamiam się z powiedzeniem, że szczęście sprzyja śmiałym. Mamy prawo do szczęścia, do szukania go, nawet uganiania się za nim, ale pod warunkiem że zrobiliśmy to, co do nas należy. To prawda, że w karierze dyrygenta dużo, może najwięcej zależy od szczęścia. Ale prawdą jest również, że szczęście podaje rękę tylko wybitnym. Moja kariera dopiero się zaczyna. Jeszcze nie wiem, czy zasłużę na szczęście. Tymczasem się nie oszczędzam. Mam wielką nadzieję, że „Carmina Burana” przyniosą szczęście i mnie, i wspaniałemu Teatrowi Wielkiemu-Operze Narodowej w Warszawie.

Czy fakt, że Carl Orff współpracował z nazistami, powinien dziś wpływać na nasz odbiór jego twórczości, czy w przypadku dzieł muzycznych nie ma to większego znaczenia?

Muzyka zależy od polityki, polityka jej potrzebuje. Przykładem są losy Bacha, Mozarta, Szostakowicza, Orffa. Trudno oceniać postawę Orffa, Mascagniego, Wagnera, Szostakowicza i wielu innych. W każdym razie ja się tego nie podejmę. Urodziłem się w innych czasach, mam inną wrażliwość. Postępowanie człowieka zależy od wielu czynników. Historia czasem mija się z prawdą. Wyrywam to sobie z gardła. Wiem, jaki los spotkał Warszawę. Jestem jednak przekonany, że dzisiejsi Polacy – pełni życia, otwarci na świat, tak bardzo gościnni – świetnie sobie radzą z okrutnym dziedzictwem historii. Spacerując po Warszawie, spotykam ludzi energicznych, twórczych, ciekawych życia, pragnących sukcesu. „Carmina Burana” przeżyjemy razem w radości, braterstwie i pięknie. Istnienie to pamięć. Nie wolno zapominać, ale trzeba iść dalej. Żyjemy w pięknej epoce. Zgodnie z jej duchem nasze wykonanie będzie młode, zachłanne, szczere.

Tłumaczenie: Aleksandra Noszczyk-Kazana

Ada Arendt
Proszę czekać..
Zamknij