Znaleziono 0 artykułów
14.12.2018

Nasza własna gra o tron

14.12.2018
Stanislaw Leszczynski i Katarzyna Opalinska (Fot. Mateiały prasowe)

We „Władcach Polski”, w porównaniu do „Gry o Tron”, brakuje tylko latających smoków. Poza tym, jest wszystko, co sprawia, że od spisanych przez Mirosława Maciorowskiego i Beatę Maciejewską losów naszych królowych i królów, nie można się oderwać.

Trudno wyobrazić sobie takie spotkanie, ale mimo wszystko spróbujmy. Kraków, Zamek Królewski na Wawelu, z jednej strony, polscy panowie szlachta, właśnie otwierający drogę ku sarmatyzmowi i ledwie co obyci we włoskim renesansie, przywiezionym przez królową Bonę, a z drugiej, nowoczesna, modna Europa i to we francuskim, więc mocno pikantnym, wydaniu. Francuski królewicz, Henryk Walezy, rozpoczyna swój kontredans wokół tronu Rzeczpospolitej. Towarzyszy mu zachodni dwór, a między paziami, giermkami i damami z fraucymeru niejacy les mignonnes, czyli młodzi, prześliczni mężczyźni, na dodatek ubrani w spódniczki, wypomadowani i umalowani.

Bona Sforza, Cranach Młodszy (Fot. Materiały prasowe)

Patrzą więc polscy panowie na les mignonnes oraz na to, jak wdzięczą się przed przyszłym monarchą, a i Henryk nie pozostaje dłużny zalotom. Potem zaczyna się bal, Francuzi tańczą modną wówczas woltę, która polega na szybkim wirowaniu pary, akurat mieszanej, wokół własnej osi. A ponieważ francuskie dwórki mają luźne, rozkloszowane spódnice, podczas zabawy stroje unoszą się wysoko, więc arcykatolicki dwór ogląda gołe pupy. Wszak majtek wówczas nie znano.

(Fot. Materiały prasowe)

Nic dziwnego, że w lud i między szlachtą poszła wieść, że francuski pretendent do tronu jest homoseksualistą i rozwiązłym bezbożnikiem. Badacze twierdzą, że Henryk był raczej biseksualny. No i co poradzić, że lubił poswawolić w pościeli. Wszak namiętnościom sypialni ludzkość ulega jak świat światem, na zamkach i w pałacach, w wiejskich chatach i mieszczańskich kamienicach. Tak nas po prostu zrobiono.

Jawi się tu jednak inne pytanie: czy wolno w ten sposób pisać o ojczystej historii? Odpowiedź jest jedna: wolno, a nawet trzeba, co bezsprzecznie udowadniają Mirosław Maciorowski i Beata Maciejowska w znakomitej monumentalnej książce „Władcy Polski”. To gruby na kilkaset stron zbiór wywiadów z najwybitniejszymi polskimi historykami o polskich królach i książętach, zasiadających na tronie lub mających takie ambicje. O wszystkich – od Mieszka po Stanisława Augusta Poniatowskiego. Opasły worek biografii, przesmacznie podanych, skrzących się od anegdot, zagadek, opowieści śmiesznych, niezwykłych i tragicznych. Zaręczam, iż życiorys Henryka Walezego, okraszony namiętnością do pięknych chłopców (przy okazji, biada temu, kto zaczepiłby les mignones w ciemnej ulicy, bo mieli upodobanie nie tylko do strojów, pudrów i wonności, ale słynęli też z umiejętności szermierczych), nie jest ani najbardziej zaskakujący, ani rozwiązły.

A wszystko we „Władcach” wzbogacone jest ilustracjami adekwatnymi do opisywanych epok, stosownymi przypisami, wstępami i objaśnieniami. Praca to monumentalna, a jej jedyna wada zasadza się na ciężarze książki. Trudno ją czytać w łóżku, zwłaszcza gdy podczas lektury lubi się leżeć na boku, zaś książkę trzymać lekko uniesioną. Po prostu waży swoje.

Stanisław August Poniatowski, Marcello Bacciarelli (Fot. Materiały prasowe)

Można „Władców" czytać ciągiem, można na wyrywki, wybierając dowolnie kolejne rozdziały. Niezależnie od tego, jaki przyjmiemy sposób, dopadnie nas jedno dojmujące uczucie: historia Polski jest ciekawa i barwna jak diabli. Anglia i Francja zrobiły ze swych dziejów towar eksportowy. Trudno policzyć, ile oskarowych filmów nakręcono o brytyjskich lub francuskich królach, ilu najwspanialszych aktorów chciało grać królowe i królów, ile tysięcy godzin spędzili w kinach widzowie na całym świecie, śledząc perypetie Elżbiet, Karolów, Ludwików, Marii czy Małgorzat. Nasi władcy nie ustępują im wcale, a wcale. Na dobrą sprawę, nie ma się czemu dziwić. Skoro Rzeczpospolita była swego czasu największą, najsilniejszą i bodaj najbogatszą monarchią Europy, jej monarchowie też musieli być całkiem całkiem. Dobrze o tym dowiedzieć się jak najwięcej.

Lecz jeśli komuś ciągle jeży się włos na głowie, gdyż ze słowem „historia” ma skojarzenia jak najgorsze, wyniesione ze szkolnej ławki, spieszę poinformować: nie dajmy się omamić złym wspomnieniom. Miłośnicy fantasy, ale też dobrych seriali, kochają „Grę o Tron”, wymyśloną od początku do końca opowieść o królowych i królach, pretendentach do tronu i wszetecznych zdrajcach, ale przede wszystkim o miłości, nienawiści, ambicjach, nadziejach, czyli o władzy. Skoro tak, warto uprzedzić, że we „Władcach Polski”, w porównaniu do „Gry o Tron”, brakuje tylko latających smoków. Poza tym, jest wszystko, co sprawia, że od spisanych przez Maciorowskiego i Maciejewską losów naszych królowych i królów płci obojga (nie było w Europie zbyt wielu krajów, gdzie królowe koronowano również na królów, czyli udzielnych i samodzielnych monarchów, zupełnie jak w „Grze o Tron”), nie można się oderwać. W jednym, zgoda, iż w bardzo opasłym tomie, mamy wszystkie cechy dobrej lektury: wartką akcję, napięcie jak thrillerze, kryminalne zagadki, romanse, knowania, dobrych i złych bohaterów. No i sporą dawkę rzetelnej wiedzy, podaną w sposób najlepszy z możliwych. Jak pełną meandrów opowieść, w dodatku bardzo osobistą, bo przecież to oczywiste, że gdyby nie królowe i królowie, nie byłoby by Polski, a więc nie byłoby nas. Fantastyczny prezent pod choinkę, również dla tych, którzy uważają, że historia to nudy. Już sam żywot Henryka Walezego i jego szermierzy w spódniczkach, ani najbardziej zakręcony czy bulwersujący, udowadnia, że nie.

„Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana”. Mirosław Maciorowski, Beata Maciejewska. Wydawnictwo Agora.

Paweł Smoleński
Proszę czekać..
Zamknij