Znaleziono 0 artykułów
30.11.2022

„Ojciec chrzestny”: Film nie do odrzucenia

30.11.2022
Ojciec chrzestny, reż. Francis Ford Coppola

Choć w powodzenie „Ojca chrzestnego” mało kto wierzył, film Francisa Forda Coppoli osiągnął tak spektakularny sukces, że w niektórych kinach grano go przez całą dobę. Co spowodowało, że właśnie ta historia o mafiosach uznawana jest za arcydzieło i dlaczego to pomarańcze pojawiające się na ekranie zapowiadały śmierć bohatera, choć pierwotnie miały to być pomidory – opowiada Mark Seal, autor książki „Zostaw broń, weź cannoli” poświęconej kulisom kręcenia legendarnej produkcji.

Dlaczego „Ojciec chrzestny” stał się światowym fenomenem, skoro wcześniej powstało tyle klasycznych filmów gangsterskich?

Są dwa powody. Pierwszy to osadzenie akcji w latach 40., czyli w czasie, kiedy rozgrywają się wydarzenia z powieści Mario Puzo. Z taką technologią, do jakiej miał dostęp Francis Ford Coppola w latach 70., nie mogło się równać żadne wcześniejsze dokonanie. Oglądając „Ojca chrzestnego”, widzowie mieli wrażenie, że patrzą na lata 40. w Ameryce pierwszy raz w życiu. Tak adekwatnie i pieczołowicie były oddane tamtejsze realia. Drugi powód to sposób podejścia do tematu mafii. Owszem, lata 30. i 40. to rozkwit kina gangsterskiego, ale wcześniej żaden reżyser nie zdecydował się sięgnąć po ten gatunek po to, żeby opowiedzieć o rodzinnych relacjach członków mafii. Dotąd twórcy skupiali się przede wszystkim na działalności gangsterów, na budowaniu przez nich pozycji. U Coppoli nowe było również to, że w jego filmie kobiety odgrywały bardzo istotną rolę. Nie były już atrybutem czy obiektem zainteresowania mafiosa, lecz przez swoje decyzje wpływały na przebieg akcji i świat głównych bohaterów.

Zdjęcia z planu Ojca chrzestnego Francisa Forda Coppoli / Wydawnictwo Albatros

Pamiętam, jak skonfundowany byłem, kiedy jako dzieciak obejrzałem „Ojca chrzestnego”. Po seansie nie miałem pewności, czy to film o ludziach złych, czy jednak dobrych.

Coppola powołał na ekran skomplikowanych, wielowymiarowych bohaterów, którzy są nie tylko gangsterami, lecz także ojcami i matkami, mężami i żonami, synami i córkami, wujami i ciotkami. Weźmy Michaela Corleone, który zdobył edukację w college’u i odbył służbę wojskową, ale – choć tego nie chce – i tak kończy w rodzinnym biznesie. Albo Sonny Corleone – porywczy facet, który przysparza rodzinie kłopotów, ale jest jej wierny i lojalny wobec niej. To są ludzie skonfliktowani wewnętrznie, niejednoznaczni, wielowymiarowi. Ich poczynania naprzemiennie budzą zrozumienie i grozę. Kiedy ogląda się „Ojca chrzestnego”, ma się wrażenie, że należy się do tej rodziny.

Czy „Ojciec chrzestny” realistycznie pokazuje życie rodzinne mafii?

To jedynie fantazja, niezwykle mitotwórcza. Premiera była jednak tak głośna, że rzeczywiście mafiosi zaczęli się posługiwać powiedzeniami z filmu, ze słynną frazą o złożeniu propozycji nie do odrzucenia na czele. Mario Puzo dorastał w sąsiedztwie gangsterów, ale nie miał z tymi ludźmi styczności, nigdy nie dopuścili go do arkanów swojej pracy. Ale jedno trzeba pisarzowi przyznać: był świetnym researcherem. Wiele z wyszperanych w gazetach, dokumentach i aktach detali przeniósł do swojej książki, a potem do scenariusza filmu, który współtworzył z Coppolą. Prawda jest taka, że to po premierze „Ojca chrzestnego” członkowie grup przestępczych zaczęli się zachowywać podobnie do bohaterów filmu. Przejmowali nie tylko ich język, lecz także rytuały.

Zdjęcia z planu Ojca chrzestnego Francisa Forda Coppoli / Wydawnictwo Albatros

Niektórzy twierdzą, że „Ojciec chrzestny” nie mógłby powstać dzisiaj, bo w czasach poprawności politycznej trudno byłoby znaleźć chętnych do pokazania ludzkiej strony mafiosa.

Zdjęcia z planu Ojca chrzestnego Francisa Forda Coppoli 

Myślę, że największy problem byłby jednak ze sfinansowaniem tej produkcji, bo „Ojciec chrzestny” był bardzo drogi. Jednocześnie powieść Mario Puzo była takim hitem – utrzymywała się na szczycie listy bestsellerów przez kilka tygodni – że trudno sobie wyobrazić, żeby hollywoodzkie studia nie zawalczyły o jej adaptację. Nic tak nie motywuje szefów wytwórni do nakręcenia ekranizacji jak apetyt czytelników na film zrobiony na podstawie ich ukochanej książki. Ale nie zmienia to faktu, że dzisiaj byłby to zupełnie inny film. A raczej serial, bo tak pogłębionego psychologicznie kina już się nie tworzy, tę rolę przejęły opowieści w odcinkach.

Książka „Ojciec chrzestny” odniosła ogromny sukces, ale po jej ekranizacji wcale się tego nie spodziewano. Dlaczego?

Trochę wcześniejszy film mafijny, „Braterstwo” z Kirkiem Douglasem w roli głównej z 1968 roku, miał być hitem, a okazał się kompletną katastrofą. Krytycy nie zostawili na nim suchej nitki, a publiczność się nim nie zainteresowała. Na przełomie lat 60. i 70. panowało przekonanie, że filmy gangsterskie już po prostu nie działają na widzów. Sądzono, że ta konwencja się wyczerpała. Dopiero spektakularny sukces „Ojca chrzestnego”, którego krytycy wychwalali, a widzowie tak chętnie kupowali bilety na seans, że film grano w niektórych kinach przez całą dobę, spowodował, że wytwórnie zaczęły wierzyć w odrodzenie tego gatunku. A druga sprawa to kłopoty produkcyjne. Wielu reżyserów odrzuciło propozycję kręcenia adaptacji powieści Puzo.

Jak to?

Coppola nie był pierwszym wyborem producentów, którzy bali się, że nie będzie umiał reżyserować grymaśnego i trudnego we współpracy Marlona Brando. Wcześniej propozycję dostali Elia Kazan, Costa-Gavras i Peter Bogdanovich, ale każdy z nich powiedział „nie”.

Marlon Brando na planie "Ojca chrzestnego"

Brando rzeczywiście był aż tak trudny we współpracy?

Miał wielkie ego, był kłótliwy i nie uczył się tekstu, więc ludzie nie lubili z nim pracować. Do tego miał złą prasę w Hollywood, bo filmy z nim nie przyciągały już widowni. Co nie zmienia faktu, że wszyscy wiedzieli, że jest jednym z najwybitniejszych aktorów w historii. Jest taka anegdota, że kiedy Francis Ford Coppola i operator Gordon Willis poszli do domu Brando, by z nim porozmawiać o roli, on otworzył im drzwi jako Don Corleone. Już nim był. Willis nie mógł oderwać od niego kamery, tak był zachwycony jego grą. Niestety tego materiału nigdy nie udało się odnaleźć, nad czym ubolewam, bo to pierwszy raz, kiedy Brando pokazał się światu jako ojciec chrzestny. Coppola szybko znalazł do niego klucz, ale prawda jest taka, że nie dostałby propozycji zrobienia filmu o tak dużym budżecie, gdyby wcześniej wielu twórców nie odrzuciło zaproszenia do współpracy. Zrobili to, bo bali się oskarżeń o gloryfikowanie przemocy i przestępczości zorganizowanej.

Zdjęcia z planu Ojca chrzestnego Francisa Forda Coppoli / Wydawnictwo Albatros

To powód, dla którego powstanie filmu, a potem premierę oprotestowali Włosi.

Zdjęcia z planu Ojca chrzestnego Francisa Forda Coppoli / Wydawnictwo Albatros

Sprzeciw zgłosiła Liga Praw Obywatelskich Amerykanów Włoskiego Pochodzenia, organizacja, która zajmowała się monitorowaniem sposobu przedstawiania Włochów na ekranach. Założył ją Joseph Colombo, stojący na czele pięciu włoskich rodzin w Nowym Jorku. Wymusił na producentach, żeby w filmie nie padało słowo „mafia”. I to mu się prawie udało, bo w oryginalnej wersji „Ojca chrzestnego” występuje ono tylko jeden raz. Colombo nigdy jednak filmu nie zobaczył, bo gdy ekipa była na planie, zorganizowano na niego zamach. Został postrzelony. Przeżył, ale nigdy nie odzyskał władz umysłowych.

Włoscy krytycy mówili mi, że gdy film miał premierę, wiele włoskich rodzin chwaliło się, że to członkowie ich familii stanowili inspirację dla poszczególnych bohaterów.

„Ojciec chrzestny” był międzynarodowym hitem. I został tak skonstruowany, że widz czuje się częścią świata przedstawionego. Nic więc dziwnego, że tym, którzy go oglądali, fikcja zlewała się z rzeczywistością i odnajdywali na ekranie ślady swojej historii. Wielu osobom wydawało się, że mówili tak jak bohaterowie filmu już wcześniej, że to im podkradziono słówka czy odzywki i wpleciono je do scenariusza. Tak „Ojciec chrzestny” działał na ludzi.

I działa do dzisiaj. Mnie, mimo upływu lat, nadal zachwyca pomysł, by pojawiające się na ekranie pomarańcze zapowiadały śmierć bohatera.

A wie pan, że początkowo to nie miały być pomarańcze, tylko pomidory? Ale kiedy kręcili film, plan zalała potężna ulewa i zniszczyła pomidory. Dlatego zamiast nich użyto ostatecznie pomarańczy. To też pokazuje, jak zaradnym i decyzyjnym reżyserem był Coppola. Nie ulega wątpliwości, że to jest jego film. Nie ugiął się pod ciężarem producentów, Brando ani nikogo innego. I chociaż był bardzo sfrustrowany w czasie pracy, bo nie dowierzał, że adaptacja książki Puzo okaże się sukcesem, to pracował pełną parą. Był najlepszym wyborem na stanowisko reżysera, chociaż był dopiero po trzydziestce.

Mark Seal, autor książki Zostaw broń, weź cannoli. Kulisy powstania filmu Ojciec Chrzestny / Wydawnictwo Albatros
Zostaw broń, weź cannoli. Kulisy powstania filmu Ojciec Chrzestny, Mark Seal / Wydawnictwo Albatros

 

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij