
Opera traktowana jest przez artystów jako Gesamtkunstwerk – totalne dzieło sztuki. Jak widzą i zmieniają je najwięksi artyści, którzy pomogli operze zerwać z realizmem na rzecz abstrakcji, symboliki i iluzji?
„To połączenie malarstwa i tańca, ekspresji plastycznej i mimicznej. Zwiastuje nadejście bardziej kompletnego wyrazu artystycznego. Sztuki pełnej”, pisał Guillaume Apollinaire, gdy po raz pierwszy zobaczył „Parade”, balet skomponowany dla Ballets Russes Siergieja Diagilewa z muzyką Erika Satiego, jednoaktowym librettem autorstwa Jeana Cocteau oraz scenografią i kostiumami projektu Pabla Picassa. Dla artystów opera, podobnie jak później balet, od wieków była przykładem Gesamtkunstwerk, doskonałej syntezy sztuk. To w zasadzie Ballets Russes utorowały artystom drogę do świata opery i baletu. Siergiej Diagilew przy scenografii i kostiumach pracował nie tylko z Pablem Picassem, ale również z André Derainem, Henri Matissem, Joanem Miró czy Léonem Bakstem, czyli ze śmietanką ówczesnej sceny artystycznej.
Malarz Marc Chagall zaprojektował scenografię i kostiumy do „Czarodziejskiego fletu”
W czołówce interdyscyplinarnych artystów działających na zasadzie wagnerowskiego Gesamtkunstwerk funkcjonował też malarz Marc Chagall, który operą i baletem zachwycił się już w 1911 roku. Współpracował z teatrami i operami w Rosji, Meksyku, Nowym Jorku i Paryżu, mając na nie silny wpływ. To właśnie jemu zaproponowano zaprojektowanie i ozdobienie malunkami plafonu paryskiej Opery Garnier w 1964 roku (był też odpowiedzialny za stworzenie dwóch gigantycznych murali wzdłuż schodów nowojorskiej Metropolitan Opera, o których ponownie głośno zrobiło się w 2009 roku, kiedy borykająca się z problemami finansowymi instytucja była zmuszona zastawić je jako zabezpieczenie pożyczki). W 1967 roku premierę na deskach nowojorskiej Metropolitan Opera miał „Czarodziejski flet” Wolfganga Amadeusa Mozarta, do którego scenografię i kostiumy zaprojektował malarz – zakres pracy Chagalla był imponujący, miał za zadanie stworzyć 39 kurtyn, 26 dekoracji scenicznych i 121 kostiumów. Efektem był fantazyjny, ekstrawagancki świat pełen kolorów. Chagall stworzył sugestywne dzieło sztuki, którego elementy wyglądały jak ożywione obrazy artysty – scena przypominała trójwymiarowe płótno, obiekty sceniczne często unosiły się w powietrzu – ptaki, gwiazdy, księżyce, postaci w locie. Scenografię uznano za arcydzieło teatralnej sztuki plastycznej. Podobnie jak kostiumy – zamiast historycznie realistycznych ubrań na scenie pojawiły się postaci w strojach jak ze snu, ozdobione skrzydłami, maskami, zwierzęcymi elementami i dziwacznymi nakryciami głowy. „Jeśli podziwiasz sztukę Chagalla, to obejrzenie nowego Czarodziejskiego fletu w Met jest co najmniej tak samo wartościowe, jak wyprawa do Museum of Modern Art. Co więcej – możesz (przy odrobinie wysiłku, rzecz jasna) oderwać uwagę i w gratisie otrzymać niesamowitą operę Mozarta”, komentował w „World Journal Tribune” Alan Rich.

Przed Chagallem klasykę opery reinterpretował Salvador Dalí
Widzów londyńskiego Opera House w 1949 roku zachwyciła surrealistyczna scenografia hiszpańskiego artysty do słynnej Salome Richarda Straussa, która została uznana za jeden z najbardziej ekstrawaganckich projektów teatralnych XX wieku. Dalí wykorzystał operę jako płótno i pole realizacji drzemiącego w jego głowie świata, pełnego erotyki, obsesji, symboli i marzeń sennych. Dominowały więc zdeformowane formy – gigantyczne elementy ciała (usta, dłonie), zegary, płynne kształty, pustynne przestrzenie, stalaktyty. Projektując stroje, bawił się groteską, korzystając przy tym z elementów bizantyjskich i orientalnych, które interpretował na swój, surrealistyczny sposób.
W przypadku malarza i ilustratora Erté opera okazała się ukoronowaniem kariery, w swoich wspomnieniach podkreśla, jak ważna była dla niego możliwość zaprojektowania kostiumów i scenografii do „Traviaty”, wystawianej w paryskiej operze w 1951 roku z okazji 50. rocznicy śmierci Giuseppe Verdiego. Erté, prawdziwy magik, zachwycił widzów, wprowadzając do opery estetykę art déco. XIX-wieczny Paryż przekształcił w świat luksusu, przypominający raczej rewię niż realistyczny spektakl. Całość otrzymała ton salonów haute couture, za co odpowiadały kolumny, lustra, wszechobecne złoto, srebro, czerń, czerwień i głęboka purpura. Kostiumy wyglądały jak z paryskich wybiegów. Erté ozdobił suknie perłami, piórami, cekinami, futrem. „Geniusz, prawdziwy artysta, mistrz ekstrawaganckich przyjemności”, pisano o nim we francuskiego „Opéra Journal” i niemieckim „Die Welt”.

Cały tekst znajdziesz we wrześniowym wydaniu „Vogue Polska”. Zamów numer już dziś z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.