Znaleziono 0 artykułów
13.12.2018

Otwartość na zmiany

13.12.2018
Izabela Zawisza (Fot. Luka Łukasiak)

Izabela Zawisza po doktoracie w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN założyła KF Niccolum, badawczo-rozwojowy start-up zajmujący się zapobieganiem alergiom kontaktowym na metale ciężkie. Z absolwentką programu Biznes w Kobiecych Rękach rozmawiamy o tym, jak godzić role prezeski i młodej mamy.

Niedawno została pani mamą. Wróciła już pani do pracy?

Tak, właściwie zaraz po porodzie. Najpierw zdalnie. Teraz, gdy synek ma trzy miesiące, bywam w biurze. Uczestniczę w kluczowych spotkaniach, ale w kontakcie telefonicznym i mailowym jestem codziennie.

W ciąży przygotowała pani firmę do nowej sytuacji?

Prezesem firmy zostałam w siódmym miesiącu ciąży. Zastanawiałam się, czy powinnam się tego podjąć, ale jeden z inwestorów został prokurentem, co ułatwiło sprawę. Wtedy też zdecydowałam, że rozwiniemy sektor usług. W ostatnich miesiącach ciąży wykonałam ogromnie dużo pracy, żeby przygotować zespół na większą samodzielność. Może byłam dla moich pracowników nieco surowsza, ale udało się – mój zespół radzi sobie fenomenalnie! Gdy przychodzi klient, mogę tylko przyglądać się moim ekspertom przy pracy. Rozpiera mnie duma. Ostatnio na spotkaniu z ważnym partnerem, dużą polską firmą farmaceutyczną, mój technolog otrzymał tyle komplementów, że zażartowałam, żeby go tak nie rozpieszczać. „Moja szkoła” – pomyślałam sobie.

To największy komplement dla pracodawcy!

Tak, często słyszę, że udało mi się stworzyć świetny zespół. Czuję się wtedy, jakby to były moje urodziny! Wypływa z tego też lekcja. Jeśli widzimy, że nic z danej współpracy nie wyniknie, nie bójmy się pożegnać z pracownikiem. Bez wyrzutów sumienia.

Izabela Zawisza (Fot. Luka Łukasiak)

Pani się to udaje?

Zwalniając pierwszego pracownika, miałam strasznego kaca moralnego. Przez dwa tygodnie czułam się źle, że odmawiam komuś możliwości pracy. Ale zrozumiałam, że pracownik pewnie odnajdzie się lepiej gdzie indziej. Osoby, które nie do końca dobrze pracują, pewnie nie są ze swoich obowiązków zadowolone. Robię im więc przysługę, a nie krzywdę. Zwłaszcza że u nas, w start-upie, naprawdę pracuje się dużo. Kiedyś, jeden z członków zespołu o korporacyjnej historii zatrudnienia, powiedział mi, że nie stawiano tam przed nim nawet połowy tak różnorodnych zadań, jak tutaj. Chciałabym, żeby moi pracownicy mieli możliwość poszerzania swoich kompetencji i rozwoju.

Docenia pani multitaskerów?

Jeśli jest taka potrzeba, mój zespół potrafi się doszkalać, dokształcać, robić inne rzeczy. Czują się odpowiedzialni za firmę.

A ile pani pełni funkcji?

Zastępuję dyrektora ds. sprzedaży, jeżdżę na wizyty ze sprzedawcami, prowadzę prelekcje dla lekarzy. Zajmuję się też marketingiem, co dla mnie jest nową dziedziną. Weszłam w ten biznes z naiwnością naukowca. Miałam przeświadczenie, że jeśli mam dobry produkt, który naprawdę działa, to się sam obroni.

Pani produkt chroni przed alergiami skórnymi oraz smogiem.

Tak, łagodzi efekty ekspozycji skóry na metale ciężkie, szeroko rozpowszechnione w zanieczyszczonym powietrzu, które degradują białka skóry. W efekcie powodują zmęczenie skóry, starszy wygląd. A cywilizacja wciąż nas na to naraża. Cóż, okazało się, że marketing jest istotny. Żeby kupić produkt, trzeba o nim wiedzieć. A żeby zrozumieć zagrożenie, trzeba znać czynniki, które je powodują.

To już pełna lista pani obowiązków?

Nie, angażuję się też w politykę zagraniczną firmy. Moją ambicją jest ekspansja na rynek chiński. Podstawą biznesu są wciąż badania i rozwój. W tym też ja się specjalizuję. Zdobyliśmy dwa granty unijne. Mamy dwa projekty rozpoczęte, dwa zamknięte.

Kosmetyki dla alergików (Fot. Luka Łukasiak)

Realizuje pani zamierzony biznesplan?

Nie do końca, bo trzeba elastycznie reagować na rynek. Pięć lat temu inne były trendy. W pierwotnym zamyśle nie mieliśmy ani sektora usług, ani tak rozwiniętego sektora badawczego. Starałam się o sfinansowanie jednego produktu ukierunkowanego na alergię na nikiel.

Wspiera pani kobiety w miejscu pracy?

Sama jestem samodzielną matką, pracują ze mną też inne kobiety w podobnej sytuacji. Są najlepszymi pracownikami. Potrafią się zmobilizować, bo naprawdę im zależy. Badania  dowodzą, że  ludzie o przyjemnej powierzchowności muszą z siebie dać mniej na rozmowie kwalifikacyjnej, bo pierwsze wrażenie działa na ich korzyść. To trochę podobna sytuacja, kobiety wiecznie muszą udowadniać, że białe jest białe. Że są równie dobrymi specjalistkami na tym samym stanowisku. Że sobie poradzimy, mimo że jesteśmy też matkami. Jesteśmy więc zdeterminowane, żeby nie zawieść. Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni. Macierzyństwo jest przecież należne nie tylko kobiecie, ale światu. Jej mężczyźnie, rodzinie, społeczeństwu. Powinno się nam ułatwiać godzenie tych ról.

Doświadczyła pani dyskryminacji?

Wiedziałam, że pani o to zapyta, więc się nad tym zastanawiałam. Wydawało mi się, że bardzo dawno już jej nie doświadczyłam, że sytuacje o których sobie przypominam zdarzyły się już kilka lat temu. Aż do dzisiaj, gdy pod innym artykułem o mnie przeczytałam komentarz napisany przez nieznanego mi mężczyznę o treści: „Gdyby w normalnych warunkach pozyskiwała inwestora, to nie miałaby szans”. Oczywiście stereotyp i brak jakichkolwiek źródeł wiedzy na temat procesu inwestycyjnego KF Niccolum. Uważa się się, że jeśli kobieta osiągnęła sukces, to na pewno na preferencyjnych warunkach.

Izabela Zawisza (Fot. Luka Łukasiak)

A jak to jest w nauce?

W mojej dziedzinie, chemii, jest przewaga kobiet. Co nie zmienia faktu, że też uderzamy w szklany sufit. Profesorami na kierowniczych stanowiskach częściej zostają mężczyźni. Pewnie nie bez znaczenia jest to, że kobiety w pewnym momencie życia poświęcają się wychowaniu dzieci.

A jakie są pani doświadczenia z pracy naukowej?

Miałam szczęście trafić na zespół, w którym praca oparta była na wolnej wymianie myśli. Liczyło się to, czy ktoś jest dobrym naukowcem, a nie czy jest kobietą, czy mężczyzną. Myślę, że nie tylko u mnie tak jest. Świat się zmienia na lepsze.

A propos godzenia ról. Dla pani jako naukowca wyzwaniem jest biznesowa strona prowadzenia firmy?

Tak! Bo w nauce jest tak, że jeśli naprawdę dobrze przygotujesz się do eksperymentu, to uzyskasz rezultaty. A jeśli nie, to ten negatywny wynik też o czymś będzie świadczyć, może okazać się nawet nowym odkryciem. Praca z człowiekiem bywa bardziej drenująca, bo nieprzewidywalna. Taka praca wymaga ode mnie innych umiejętności. Dlatego też na początku nie chciałam być prezesem. Wiedziałam, że jestem dobra w badaniach z chemią koordynacyjną metali. Potem okazało się, że potrafię podołać także innym wyzwaniom.

Izabela Zawisza (Fot. Luka Łukasiak)

Wiodła panią ambicja?

Raczej poczucie misji. I to, że gdy postawi się przede mną wyzwanie, chcę zawalczyć, by je podjąć. Żyję poza moją strefą komfortu.

Zawsze?

Kiedyś marzyło mi się, żeby kupić mały domek w górach, w którym zamieszkałabym z partnerem i dzieckiem. I żylibyśmy tam bezpiecznie, powtarzalnie, rutynowo. Wydarzyło się zupełnie inaczej. Związek się rozpadł, a ja zdecydowałam się na samodzielne macierzyństwo i prowadzenie firmy. Teraz muszę utrzymać mojego synka.

A co panią intrygowało w nauce?

Tajemnica. To, że dowiadując się coraz więcej, odkrywamy, jak wiele jeszcze pozostaje do poznania. Zawsze fascynowało mnie też przełożenie projektów badawczych na realną pomoc ludziom. Podczas moich studiów doktoranckich opiekowałam się studentami. Tym, którzy jeszcze nie zrobili magisterki, wydawało się, że wiedzą wszystko. A tak naprawdę, po prostu nie wiedzieli jeszcze, jak mało wiedzą. Im dalej w las, tym większą mamy świadomość, że nic nie wiemy.

Już w dzieciństwie miała pani zadatki na naukowca?

Byłam małą buntowniczką. Podważałam to, co mówili dorośli. Wciąż pytałam, dlaczego i po co. Ale trafiłam na wartościowych nauczycieli, którzy nie karali mnie za bycie sobą. Niesubordynacja nie przekładała się na oceny. Fajne w dzieciakach jest to, że nie wiedzą, że się nie da, więc próbują za wszelką cenę. To naukowcom zostaje na całe życie. Może stworzyłam tak młody zespół, żeby poczuć tę energię?

Kosmetyki dla alergików (Fot. Luka Łukasiak)

A czuje się pani wciąż młoda?

Macierzyństwo sprawiło, że czuję się odpowiedzialna. Wcześniej nie martwiłam się o to, że firma może zbankrutować. Teraz wiem, że gdyby nagle coś się stało, nie mogłabym zapewnić synkowi stabilności finansowej.

Ta odpowiedzialność to dobre uczucie?

Nowe. Wszystkim moim przyjaciółkom mówię, że miłość do dziecka to zupełnie inny rodzaj uczucia. Ja takiego wcześniej nie doświadczyłam. Jakby otworzył się nowy wymiar miłości. Te pokłady emocji wcześniej były nieodkryte. Czuję, że gdyby mnie to w życiu ominęło, byłabym stratna.

Nie jest pani zmęczona?

Gdybym miała pokazać jeden obrazek, który mnie określa, byłoby to zombie (śmiech). Jestem permanentnie niewyspana. Na szczęście moja mama wspiera mnie w opiece nad dzieckiem. Po porannym karmieniu zabiera mi synka, żebym mogła jeszcze dwie-trzy godziny pospać. To niesamowity prezent.

Rodzice są z pani dumni?

Tak, ale chyba woleliby, żebym dokonała w życiu łatwiejszych wyborów. Tata chciał, żebym została nauczycielką chemii w rodzinnym mieście. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby być w zgodzie ze sobą. Kiedyś dużo podróżowałam, najczęściej sama, z plecakiem, np. przez Australię. Rodzice się martwili, ale wypracowałam z nimi regułę, że brak wiadomości to dobra wiadomość. Gdy zostałam mamą, ucieszyli się, że się ustatkuję. Wiedzą, że jestem trochę jak góra lodowa. Dopiero pod taflą wody widać cały trud, który wkładam w pracę i wychowanie. Rodzice widzą koszt emocjonalny, który poniosłam, żeby być tu, gdzie jestem.

Nie czuje pani, że ogrom odpowiedzialności może panią przerosnąć?

Ogromną dojrzałością jest umiejętność powiedzenia sobie: stop – to dla mnie za dużo. Gdy zatracamy się  w czymś ponad siły, tracą na tym wszyscy. Bo dotykając granic wytrzymałości, ryzykuje się zniszczeniem nie tylko siebie, ale i bliskich. Potrafię się cieszyć sukcesem, nie muszę od razu znów iść do przodu. Daję sobie czas na bycie z ludźmi, na bycie człowiekiem.

Programu Biznes w Kobiecych Rękach jest realizowany dzięki wsparciu Fundacji Kronenberga przy Citi Handlowy i Citi Foundation z Nowego Jorku. 

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij