Znaleziono 0 artykułów
16.02.2023

Pharrell Williams: O krok przed innymi

16.02.2023
Fot. Getty Images

W Louis Vuitton Hommes będzie następcą Virgila Abloha, ale w rzeczywistości sam wcześniej przetarł mu szlak do niczym nieskrępowanej artystycznej wolności, w której moda i muzyka stanowią jedność, a kultura hip-hopu wkracza na wybiegi. Pharrell Williams to nie tylko człowiek wielu talentów. To marzyciel i idealista, nonkonformista, który od ponad 30 lat udowadnia, że nie tylko można, ale warto być dziwnym. Chadza tylko własnymi ścieżkami.

Od niedawna każdy z nas może mieć namiastkę Pharrella – spróbować kosmetyków z kolekcji marki Humanrace, którą stworzył ze swoją dermatolożką i której podobno zawdzięcza młodzieńczy wygląd, albo nabyć coś z jego gigantycznej kolekcji archiwalnych przedmiotów. We wrześniu ruszył bowiem z luksusową platformą aukcyjną Joopiter, na której wystawił przedmioty zgromadzone w ciągu ostatnich 30 lat. A nawet starsze, bo wśród rzeczy znalazła się też kurtka, w której kończył liceum w Wirginii.

Na projekt ten można patrzeć dwojako. Może być pragmatyczną czystką, chęcią dania naprawdę unikatowym projektom nowego domu. Może być też jednak próbą odcięcia się od przeszłości. Zamiast z nostalgią wspominać to, co było, Williams woli bowiem z ekscytacją myśleć o tym, co będzie. To pozwoliło mu być pionierem i innowatorem, niezależnym ekscentrykiem, który ze wszystkich wartości najbardziej doceniał wolność – gdy tworzył niespotykaną dotąd, balansującą na granicach gatunku muzykę, gdy z adidasem wypuszczał linię utrzymanych w 50 kolorach sneakersów Stan Smith czy gdy na galę Grammy w 2014 roku zakładał pochodzący z 1982 roku kapelusz „Buffalo” od Vivienne Westwood.

W okularach z kolekcji dla Tiffany's /(Fot. Getty Images)

Zagraj to jeszcze raz – inaczej

Przygodę z muzyką rozpoczął w szkolnej orkiestrze, gdzie grał na bębnach. Podczas letniego obozu muzycznego w siódmej klasie poznał Chada Hugo. Uformowany na wyjeździe zespół utalentowanych nastolatków, w którym Pharrell grał na keyboardzie i perkusji, a Chad na saksofonie, dał fundament pod The Neptunes. Band powstał na początku lat 90., a oprócz Williamsa i Hugo zaangażowanych było w niego dwóch kolegów – Shay Hayley i Mike Etherdige. Kontrakt z wytwórnią podpisali jeszcze przez ukończeniem liceum – na szkolnym pokazie talentów zauważył ich producent Teddy Riley.

N.E.R.D. w 2003 r. /(Fot. Getty Images)

W latach 90. i na początku lat 2000. kawałek napisany przez Williamsa i Hugo chciał mieć praktycznie każdy. Duet stał się znany z nieoczywistych mieszanek, odważnych sampli i kompozycji bazujących na unikatowej praktyce remiksu. Klasyczne r’n’b mieszało się w ich produkcjach z rock’n’rollem, zacierały się granice między rapem, elektro, a nawet alternatywnym rockiem. Stworzyli m.in. „Hot in here” Nelly’ego, „Slave 4 U” Britney Spears czy „Rock Your Body” Justina Timberlake’a. Oprócz pracy producenckiej wypuszczali także autorskie albumy pod szyldem N.E.R.D, do którego ponownie zaangażowali Shaya Hayleya.

W 2001 r. /(Fot. Getty Images)

Traktuję powietrze jak płótno. Farbą są na nim akordy, które przechodzą przez palce, prosto z klawiszy. Gdy gram, w pewien sposób maluję uczucie, tylko że w powietrzu – tłumaczył swój proces twórczy w rozmowie z „Interview” w 2003 roku, gdy wyprodukował 43 proc. z granych wtedy w amerykańskich rozgłośniach piosenek. Wystarczy obejrzeć kilka nagrań ze studia, by zobaczyć owe „malowanie” Pharrella, gdy „kreśli” w powietrzu nuty i linie, żywiołowo reaguje na bity, w ekstazie chłonie udane przejścia.

Proces, nie rezultat

Początek XXI wieku to nie tylko umocnienie pozycji producenckiego boga, ale i narodziny Pharrella jako ikony stylu – alternatywnego muzyka, którego wizerunek jest równie niezależny, oryginalny i odstający od masowych gustów, co dźwięki, które wychodzą spod jego palców. W przeciwieństwie do większości ówczesnych hip-hopowców Williams nie nosił luźnych dżinsów z obniżonym stanem i urozmaicanych krzykliwą biżuterią koszul, a raczej szorty do kolan, vansy i dopasowane T-shirty, które kupował w ulubionym sklepie skejtów Shorty’s Skateboard. Był wielkim fanem linii, jaką dla BAPE tworzył Nigo i to właśnie z nim założył w 2005 roku marki Billionaire Boys Club i ICECREAM. W tym samym roku nawiązał współpracę, która na dobre zainicjowała romans muzyki i mody – razem z Markiem Jacobsem, który pełnił wtedy rolę dyrektora kreatywnego Louis Vuitton, stworzył kolekcję okularów „Millionaire”. Dziś, w obliczu nominacji Williamsa na dyrektora artystycznego męskiej linii francuskiego domu mody, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że historia pięknie zatoczyła koło.

Fot. Getty Images

Zarówno dzięki temu, co projektował, jak i temu, co sam nosił, Williams był najlepszym przykładem podążania wyłącznie własnymi ścieżkami. Choć na początku mało kto rozumiał jego stylizacje, szybko stały się one fundamentem nowego oblicza hip-hopu – eklektycznego i multikulturowego, bazującego na odwadze i indywidualizmie. Bez Pharrella nie byłoby Ye Westa, nie byłoby A$APa Rocky’ego, nie byłoby Tylera the Creatora. Bez jego noszonych warstwowo łańcuchów i dzianinowych kardiganów, wysadzanych diamentami telefonów Blackberry i fikuśnych wariacji na temat garnituru żaden z nich nie pomyślałby pewnie nawet, że jest dla niego miejsce w świecie wielkiej mody.

Tak charakterystyczną dla swej muzycznej twórczości praktykę remiksu Williams od prawie 20 lat implementuje do artystycznych przedsięwzięć. Jest mistrzem pracowania na kultowym produkcie i z kultową marką. Za każdym razem przekracza granice, upajając się wolnością tworzenia – czy to krzeseł dla Gallerie Perrotin, czy to makaroników dla Ladurée, albo sneakersów dla Chanel – plasuje swoje projekty między luksusem a nowoczesnym obliczem kultury młodzieżowej.

Na gali Grammy w 2023 r. /(Fot. Getty Images)

Na pytanie, kto lub co najbardziej go inspiruje, odpowiada: – Kocham obserwować ludzi – najzwyczajniejszych, których mijam codziennie na ulicach. Mój umysł pracuje jak wyszukiwarka Google: pokazuje różne odpowiedzi i pozwala wybrać te najpopularniejsze. Tylko że to te mniej popularne są zwykle bardziej interesujące. Moda i muzyka stanowią dla niego jedność (– To jak czas i przestrzeń – mówi. – Jedno nie może istnieć bez drugiego). Obie dają mu poczucie sensu, a także szczęście, o którym śpiewał przecież w wiralowym utworze „Happy” z 2013 roku. Nie uważa się jednak za ikonę stylu. – Jestem po prostu inny. Ktoś musi być – mówił na ceremonii CFDA, gdy odbierał nagrodę Fashion Icon Award. Wystąpienie zakończył wtedy radą: – Słuchajcie intuicji i osób, które dostrzegą siłę w tym, jak się różnicie. Być może właśnie dzięki temu dokonacie zmiany.


 

 

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij