Znaleziono 0 artykułów
02.09.2023

Philip Seymour Hoffman: Oscarowy Truman Capote, mistrz odgrywania dziwaków i ekscentryków

02.09.2023
Philip Seymour Hoffman (Fot. Getty Images)

Nie miał urody filmowego amanta i nigdy nie został ulubieńcem Ameryki. Ale jednak, dzięki niezaprzeczalnemu talentowi, dotarł na szczyt. A kiedy wydawało się, że osiągnął wszystko – nie tylko aktorsko, lecz także prywatnie – życie Philipa Seymoura Hoffmana przerwała tragedia. Wielu dopiero po śmierci aktora dowiedziało się o jego ciemnej stronie.

„Potrafił zagrać wszystko. Każda rola pochłaniała go całkowicie, sprawdzał się w niezwykle zróżnicowanym repertuarze”, mówił James Lipton, prowadzący program „Za drzwiami Actors Studio”. Z kolei wielokrotna laureatka Oscara, Meryl Streep, nazywała go aktorem nieustraszonym. Bo Philip Seymour Hoffman nawet dla złych bohaterów miał szacunek, dzięki któremu w widzach wzbudzali nie odrazę, lecz rodzaj ponurej fascynacji. Choć nie wyglądał jak hollywoodzki gwiazdor, a raczej przypominał przeciętnego Amerykanina, zdaniem wielu był najwybitniejszym aktorem swojego pokolenia. Własny zawód kochał nad życie. Niestety, zmagał się z wewnętrznymi demonami, które sprawiły, że odszedł zbyt wcześnie.

Philip Seymour Hoffman / (Fot. Getty Images)

Inny Hoffman

Być może nigdy nie zostałby aktorem, gdyby nie zagrażająca życiu kontuzja. Po tym, jak młody zapaśnik usłyszał od lekarza, że kolejna przegrana walka może doprowadzić do kalectwa, a nawet śmierci, musiał znaleźć sobie inne hobby. Matka Philipa, prawniczka, od czasu rozwodu samodzielnie wychowująca czwórkę dzieci, postanowiła zarazić syna swoją pasją do sztuki. Ale choć zabierała syna do teatru i zachęcała go do udziału w szkolnych przedstawieniach, nie była przygotowana na to, co zobaczyła pewnego wieczoru. 16-letni Philip wcielił się wówczas w rolę Willy’ego Lomana – głównego bohatera sztuki Arthura Millera „Śmierć komiwojażera”. Jako starszy mężczyzna, konfrontujący się ze świadomością, że przegrał własne życie, nastolatek wypadł tak wiarygodnie, iż jego występ przeszedł do historii szkoły. Tego pamiętnego wieczoru nikt nie miał wątpliwości, że oto narodził się wielki talent.

Philip trafił na studia do Tish School of the Arts. Środowisko aspirujących artystów sprzyjało eksperymentom z różnymi używkami. Aktor w jednym z wywiadów wyznał, że spróbował wówczas dosłownie wszystkiego. Nałóg szybko wymknął się spod kontroli, na szczęście Hoffman w porę się opamiętał. Poszedł na odwyk, ale po latach powiedział: „Gdybym był wtedy sławny i bogaty, nie przeżyłbym”. Jego słowa miały się okazać ponurym proroctwem.

Młody aktor zadebiutował na ekranie w 1991 r. jako oskarżony o gwałt Steven Hanauer w serialu „Prawo i porządek”. Wówczas podpisano go jako „Phil Hoffman”, ale niedługo później do swojego nazwiska dodał człon „Seymour”. Na cześć dziadka, ale przede wszystkim po to, by uniknąć bycia mylonym z innym słynnym Hoffmanem – Dustinem. Inny aktor być może postąpiłby dokładnie odwrotnie, ale nie Philip. On nawet w początkach swojej kariery nie lubił przyciągać uwagi. Nie chciał być postrzegany jako gwiazdor i zawsze uważał, że to nie on jest ważny, a jego rola. Nawet, jeśli była drugoplanowa, potrafił uczynić z niej perełkę. Tak było w przypadku występu w „Zapachu kobiety”, dzięki któremu stał się znany szerszej publiczności. Przełom w karierze był tuż za rogiem.

Philip Seymour Hoffman i Robert de Niro w filmie "Bez skazy" (Fot. Getty Images)

Galeria ekscentryków

Młody, zdolny aktor zaczynał karierę na offowych scenach Broadwayu. Teatr zawsze pozostał bliski Philipowi. Mówił, że nic nie jest w stanie zastąpić kontaktu z widzem. Ale choć sławę przyniosły mu przede wszystkim role filmowe, Hoffman nigdy nie zdecydował się na przeprowadzkę do Los Angeles. Wolał Nowy Jork – miasto, które zapewniało mu większą anonimowość, dalekie od hollywoodzkiego blichtru, którego nie znosił. Znakomicie za to odnajdywał się w metropolii pełnej różnej maści ekscentryków. Obserwując ich, zyskiwał niewyczerpane źródło artystycznych inspiracji. Bo to właśnie role różnych dziwaków i odmieńców stały się znakiem firmowym Philipa Seymoura Hoffmana.

Nigdy nie bał się trudnych ról. Przełomem w jego karierze był występ w „Boogie Nights” Paula Thomasa Andersona. Wcielił się wówczas w zakochanego w gwieździe porno geja. Z kolei w „Happiness” Todda Solondza zagrał odrażającą postać telefonicznego stalkera, głęboko zaburzonego mężczyzny. Potrafił jednak sprawić, że u wrażliwego widza odraza stopniowo przeradza się we współczucie, zaciekawienie, a nawet rodzaj fascynacji. Jego aktorskie motto brzmiało: „Aktorzy są odpowiedzialni wobec postaci, które grają. Nie mają ich osądzać, ale uczciwie, z całym twórczym zaangażowaniem, odtworzyć. Wtedy jest szansa, że nawet jeśli postać jest odstręczająca, widz nie odwróci od niej wzroku, tylko postara się ją zrozumieć”.

Odmieńcem był też Truman Capote, którego Seymour Hoffman brawurowo zagrał w biograficznym filmie. Ta rola przez wielu uważana jest za aktorski majstersztyk, szczytowe osiągnięcie Hoffmana. Co ciekawe, aktor fizycznie kompletnie nie przypominał pisarza. Tęgi, postawny, o nalanej twarzy i szerokich barkach Hoffman schudł prawie 20 kg, by upodobnić się do drobnego, niemal elfiego Capote’a. Nauczył się też mówić w charakterystyczny dla Trumana sposób – z południowym akcentem i ekscentrycznym falsetem człowieka, który w konserwatywnej Ameryce połowy lat 60. nie krył się ze swoim homoseksualizmem. Aby lepiej przygotować się do roli, Seymour Hoffman nie wychodził z niej nawet w przerwach w zdjęciach. Na czas produkcji po prostu stał się Trumanem. Było warto – rola przyniosła mu Oscara.

Philip Seymour Hoffman (Fot. Getty Images)

Genialny wrażliwiec

Philip Seymour Hoffman powtarzał, że granie samo w sobie nie jest trudne, ale dobre granie wymaga ogromu pracy. Jednak zdecydowanie większym problemem niż nawet najbardziej wymagająca rola była dla niego promocja filmu. Hoffman nie lubił przyciągać uwagi, unikał blasku fleszy, więc na czerwonym dywanie pojawiał się tylko wówczas, kiedy kontrakt bezwzględnie go do tego zobowiązywał. Mówił, że pełnienie obowiązków celebryty niepotrzebnie odciąga go od pracy. Poza tym nie lubił się stroić. Jego matka powiedziała kiedyś: „Mogę kupić najpiękniejszą koszulę na świecie, a na nim i tak będzie wyglądała jak szmata”. Ale Seymour Hoffman miał świadomość niedostatków swojego wyglądu i wielki dystans do siebie. Jedną z będących tego dowodem anegdot opisywał magazyn „The Rolling Stone”. Pewnego razu Hoffman, umówiony na telewizyjny wywiad, przyjechał do studia rowerem – cały spocony, w pomiętych ubraniach. Kiedy makijażystka chciała go uczesać i umalować, odparł ze śmiechem: „Ale po co? Przecież to i tak nie pomoże!”.

Ale choć aktor często zachwycał poczuciem humoru, potrafił maskować nim również realne problemy. W wywiadach otwarcie mówił o uzależnieniu od narkotyków, choć zawsze w trybie przeszłym. W 2012 r. portal TMZ dotarł wprawdzie do informacji, jakoby Hoffman przebywał na odwyku, gdzie walczył z uzależnieniem od heroiny, ale aktor utrzymywał, że wygrał z nałogiem i jest czysty. Jego prywatne życie też zdawało się układać. Miał żonę – poznaną w 1999 r. projektantkę kostiumów Marianne „Mimi” O’Donnell, z którą doczekali się trójki dzieci: synka Coopera Alexandra oraz dwóch córek: Tallulah i Willi. Żyli z dala do hollywoodzkiego blichtru i blasku fleszy, ale w trakcie rzadkich okazji, gdy wspólnie pozowali do zdjęć, wydawali się emanować ciepłem i miłością. Jednak udane życie rodzinne nie powstrzymało czającego się za rogiem uzależnienia. A 2 lutego 2014 r. dostarczył niezbitych dowodów, że genialny aktor potrafił wszystkich zmylić.

Tego tragicznego dnia przyjaciel i asystent Philipa Seymoura Hoffmana, David Katz, wszedł do jego mieszkania na Manhattanie, nie mogąc się dodzwonić do aktora. Tam dokonał potwornego odkrycia. Philip leżał na podłodze łazienki, z wbitą w ramię strzykawką. Wezwana na miejsce zdarzenia policja znalazła heroinę, kokainę i liczne leki na receptę, a także strzykawki i inne akcesoria. Według słów Davida Katza nic nie zapowiadało tej tragedii. „Po raz ostatni widziałem go w zeszłym tygodniu. Był taki, jak zawsze – trzeźwy i czysty. Nie sprawiał wrażenia, aby mogło być inaczej”, podkreślał Katz w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „Daily Mail”, choć rodzina, według słów żony, już od dawna spodziewała się takiego obrotu spraw. Nie uczyniło to jednakże bólu po stracie ani trochę słabszym.

Zwłoki Philipa Seymoura Hoffmana pochowano w trakcie prywatnej ceremonii z udziałem rodziny i przyjaciół. Aby uczcić pamięć aktora, zgaszono wszystkie światła na Broadwayu.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij