Znaleziono 0 artykułów
30.09.2025

Walter Kempowski w „Prima sort” pokazuje czasy wojenne „od strony wroga”

30.09.2025
Recenzujemy książkę „Prima sort” Waltera Kempowskiego, która ukazała się nakładem wydawnictwa ArtRage. To narracja o czasach II wojny światowej. (Fot. ullstein bild/ullstein bild via Getty Images)

„Prima sort” Waltera Kempowskiego jest rzadkim przypadkiem prozy pozwalającej czytelnikowi wejść w czasy wojenne „od strony wroga”. To literacki majstersztyk i ważna książka z perspektywy historyczno-społecznej, którą wymienia się wśród najważniejszych książek niemieckojęzycznych ostatniego stulecia. Co sprawia, że jej lektura już po kilkunastu stronach wciąga bez reszty?

„Wszystko zmyślone!” – zastrzega Walter Kempowski, zanim zdążę zabrać się do lektury jego autofikcyjnej prozy. Może zmyślone, a może nie. Na pewno wszystko to, co narrator powieści „Prima sort” opowiada, mogło zdarzyć się naprawdę. Podczas gdy w poprzedniej książce „Wszystko na darmo”, której polski przekład ukazał się dwa lata temu, pisarz osadza akcję w Prusach Wschodnich w 1945 roku i opisuje klęskę Niemców na tych ziemiach, tu mamy II wojnę światową oglądaną i doświadczaną przez mieszczańską rodzinę Kempowskich żyjącą w Rostocku (wszystko zmyślone!). I podobnie jak we „Wszystko na darmo”, w „Prima sort” zarówno losy poszczególnych członków rodziny, jak i (posługując się ich przykładem) losy niemieckiego społeczeństwa autor relacjonuje tonem obojętnym, nie dając się ponieść emocjom czy sentymentom. Nie szczędzi sobie za to gorzkiego poczucia humoru.   

„Prima sort” Waltera Kempowskiego, w przeciwieństwie do większości literackich narracji, pozwala wejść w czasy wojenne „od strony wroga”

Kiedy zna się wiele wojennych historii opisanych przez autorów z „alianckich” krajów, wiele powieści, w których narracja prowadzona jest z punktu widzenia ofiary, przeciekawie jest wchodzić w wojenne czasy „od strony wroga”. Jednak ani rodzina Kempowskich, ani jej sąsiedzi nie widzą w sobie oprawców, nie myślą o sobie jako o wrogach – oprawcami i wrogami będą Sowieci, ale to dopiero za parę lat.

Akcja zaczyna się w 1938 roku. Kempowscy kochają Niemcy, ciągle wierzą w dobrą zmianę zaprowadzaną w ich kraju przez Hitlera, ponad wszystko kochają też swoje rodzinne miasto – właśnie moszczą się w nowym, przestronnym mieszkaniu w eleganckiej kamienicy. Powieściowy Walter ma wtedy 9 lat, to on jest narratorem. To on, idąc do szkoły, mija spaloną synagogę z połamaną gwiazdą Dawida – kolega mówi, że na „Patriotisher Weg znaleziono obcięte palce, robota ludu Izraela. Mordują chrześcijan, ćwiartują, a potem wyrzucają”.

Zagląda do sklepu z zabawkami, w którym można kupić hajlującego Hitlera w miniaturze – do kolekcji żołnierzyków. Walter lubi też odwiedzać ojca w jego biurze armatora i spacerować z nim po mieście, zwłaszcza że właśnie odrestaurowują mury miejskie. „Każdą cegłę czyszczą dmuchawą piaskową. Ależ ten Hitler robi świetną robotę”. W lasach pojawiły się żubry, a będą i tury – zadba o to wspaniały łowczy, Hermann Göring.

Kempowski rysuje portret rodziny w czasie wojny, przedstawiając codzienne rytuały i relacje

Codziennie, na rzucane przez mamę ćwierkającym głosem hasło „czas na jedzonko”, rodzina zbiera się przy wspólnym stole. Mama w ogóle chce widzieć przyszłość kolorowo, źle trawi złe wiadomości, lubi powtarzać, że jest cudownie i będzie jeszcze lepiej. Tata jest surowy oraz dowcipny na przemian, groźnym tonem pyta o to, co w szkole, ale raczej trudno z nim porozmawiać na poważnie. Żongluje bon motami, jakby chciał unikać trudnych tematów: „gra w piki daje wyniki”, „gra muzyka”, a wszystko jest „cud malina i prima sort” – wszystko, co niemieckie, rzecz jasna. Choć niekoniecznie nazistowskie.

Do najlepszego sortu nie należą polskie korzenie. „Znowu wychodzi z ciebie Polak” – będzie mówić matka, besztając Walterka za przewinienia. Na wigilię 1939 roku mama piecze cały kosz korzennych pierniczków, wszyscy otrzymują dużo prezentów – poza nią, bo to ona o wszystkich pamięta. Jej wystarczą miłość i wdzięczność rodziny.

W pierwszy dzień świąt matka podaje gęsinę, a że jest wojna, to dostali aż dwa ptaki, żeby wystarczyło. Z czasem będzie brakować produktów. Będą mówić: „działa zamiast masła”. Ale będą też jeść mięso, owoce i warzywa sprowadzane z terenów wschodnich – „Kajtusiu, zostawiłam ci kawałek arbuza w kuchni” – powie mama. Zanim brata powołają do wojska, odwiedzają go koledzy, słuchają zakazanego amerykańskiego jazzu. Oby nie za głośno.

Walter ćwiczy grę na pianinie, talent ma po ojcu, który uwielbia zasiadać do instrumentu i śpiewać, choć okropnie fałszuje. „Cóż za przepiękna muzyka, szkoda, że nie wolno jej teraz wykonywać. Ach, Mendelssohn” – wzdycha, bo ulubiony kompozytor przez swoje wiadome pochodzenie trafia na czarną listę. Najpierw ojca nie chcą wziąć do wojska, niby że mason. Potem przestaje to przeszkadzać. Wysyłają go do Szczecina, następnie do Prus Wschodnich, gdzie zresztą zginie od sowieckiej bomby w 1945 roku.

Każdego z członków rodziny czeka inny los w obliczu wojny, każdy też inaczej reaguje na nieuchronnie postępujące działania wojenne

Walter, chcąc nie chcąc, trafia do Hitlerjugend – za awersję do dyscypliny i noszenie długich włosów bywa mocno tresowany. Siostra pracuje jakiś czas w fabryce amunicji, w ramach Wojennej Służby Pomocniczej. Zakochuje się jednak w Duńczyku, który u nich pomieszkuje. Biorą ślub, a podczas ceremonii urzędnik wciska pannie młodej do ręki „Mein Kampf”, sugerując, że powinna się zastanowić, czy na pewno chce opuścić dla męża ukochane Niemcy. Gdy siostra postanawia w geście protestu książeczkę wyrzucić, Duńczyk, cwana bestia, powstrzymuje ją: „a co myślisz, ile to kiedyś będzie warte?!”. Z wyznaniem wiary Hitlera młoda para popłynie do Danii. Tam spokojniej, bomby nie walą.

W 1942 roku bombardują Rostock przez cztery dni – tyle zabytków zamieni się w gruz, tylu ludzi straci dach nad głowami. Walter jest załamany, bo nie zdążył pojawić się w kościele Świętego Jakuba. Nakupuje więc pocztówek, żeby chociaż mieć na pamiątkę. Za to nadrabia zwiedzanie tych budowli, które jeszcze stoją. „Nie chciałem, żeby to samo przydarzyło mi się z kościołem Mariackim. Przecież już następnego dnia mógł leżeć w ruinie”.

Matka nie może się nadziwić, „dlaczego uwzięli się akurat na Rostock?”. Ojciec ubolewa, że zmiotło sklep, w którym zaopatrywał się w cygara. „Doprawdy fatalnie. Kiepściutko”. Matka do ostatniego dnia wierzy w zwycięstwo Niemiec. Walter fantazjuje, że jeśli już, to żeby Rostock poddał się Anglikom, a nie Sowietom – bo ci, jak słyszał, przybijają do ścian i obcinają penisy.

Powieść Kempowskiego przybiera misterną konstrukcję kolażu, która po kilkunastu stronach wciąga bez reszty

Powieść Kempowskiego ma formę kolażu. Wspomnienia bliskich i własne autor przeplata mnóstwem cytatów z wierszy, piosenek, pieśni, książek. Przywołuje też inne wydarzenia historyczne, będące odbiciem, czasami krzywym, tych bieżących, wojennych. „Ważniejsze jest wynajdowanie niż wymyślanie” – tłumaczył autor.

Pewne zwroty przypisane poszczególnym bohaterom powtarzają się co rusz niczym lejtmotywy. Choć narracja jest pierwszoosobowa, to pisarz z premedytacją nadmiarowo posługuje się stroną bierną i formą bezosobową. Tak komentuje to w posłowiu tłumaczka, Małgorzata Gralińska: „Na pierwszy plan wysuwa się zdarzenie, czynność. A nie jej wykonawca. Nierzadko jako czytelnicy nie jesteśmy w stanie jasno określić, kto daną rzecz zrobił lub powiedział. Dzięki temu zabiegowi udaje się Kempowskiemu w niezwykle subtelny sposób zwrócić uwagę na kwestię winy i odpowiedzialności niemieckiego społeczeństwa, zwłaszcza warstwy mieszczańskiej, za narodowy socjalizm. Faktom trudno zaprzeczyć, lecz nie ma winnych i odpowiedzialnych. Sprawcy są jedynie domyślni”.

Trzeba przywyknąć do tej konstrukcji, by po kilkunastu stronach wciągnąć się w tę zmyślną grę języka bez reszty. Z pewnością lekturę ułatwiają przypisy – jest ich aż 372. To ogromna praca tłumaczki i redaktorów, którym należą się za to podziękowania. 

„Prima sort” Waltera Kempowskiego to nie tylko literacki majstersztyk, lecz także ważna lektura z perspektywy historii i socjologii

Po wojnie Rostock znalazł się w strefie sowieckiej, stał się głównym portem NRD. Jak można przeczytać w posłowiu: „w marcu 1948 roku Walter Kempowski oraz jego starszy brat Robert zostają aresztowani przez NKWD, postawieni przed sowieckim trybunałem wojskowym i skazani na 25 lat obozu pracy pod zarzutem szpiegostwa, szerzenia antypaństwowej propagandy, bezprawnego przekroczenia granicy oraz przynależności do nielegalnych organizacji”. Zostaną wypuszczeni na wolność po ośmiu latach, na mocy amnestii z 1956 roku. Również ich matka, Margarethe, zostanie skazana na 10 lat, wyjdzie po sześciu. Kempowski wyjedzie do Niemiec Zachodnich, ale zawsze będzie tęsknił za rodzinnym Rostockiem.

Książka „Prima sort” została wydana w Niemczech w 1971 roku i od razu zyskała uznanie zarówno czytelników, jak i krytyki, a cztery lata później telewizja ZDF wyemitowała dwuczęściowy film na jej podstawie.

W 2024 roku – jak odnotowuje na okładce polski wydawca – tygodnik „Der Spiegel” umieścił „Prima sort” na liście 100 najważniejszych książek niemieckojęzycznych ostatniego stulecia. I słusznie, bo to literacki majstersztyk, a do tego ważna lektura z historyczno-socjologicznego punktu widzenia.


Walter Kempowski, „Prima sort”, przełożyła Małgorzata Gralińska, wydawnictwo ArtRage

Walter Kempowski, „Prima sort”, przełożyła Małgorzata Gralińska, wydawnictwo ArtRage (Fot. Materiały prasowe)

 

Maria Fredro-Smoleńska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Walter Kempowski w „Prima sort” pokazuje czasy wojenne „od strony wroga”
Proszę czekać..
Zamknij