Znaleziono 0 artykułów
03.12.2021

Książka tygodnia: Marek Krajewski „Diabeł stróż”

03.12.2021
Fot. East News

Ludzie, co się dzieje, Eberhard Mock złagodniał! Chyba do tego stopnia, że wyszło mu na dobre. To już nie dandys (choć nadal dobry garnitur to dla niego wielka przyjemność), nie łajdus i nienasycony kobieciarz (dawne przygody zostały we wspomnieniach).

Nawet nie obżera się po samo gardło i akurat tego mi szkoda. W dzisiejszym świecie vege czytanie o tym, jak wrocławski radca kryminalny opychał się serdelkami, golonkami, zrazami, kapustą na skwarkach, rybką taką oraz siaką i wszystkim tym, co za tłuste, za mięsne, z zasmażką, podlane gęstym sosem, przywoływało w pamięci grzechy, które z lubością i teraz by się popełniło, lecz nie wypada. Pije też umiarkowanie i w żadnym wypadku nie budzi się z plutonem maszerujących po bruku fizylierów, którzy akurat zbłądzili pod jego czaszkę. A glina z niego tak samo dobry.

Tymczasem Wrocław Mocka nie złagodniał ani na jotę. Upalne lato poprzetykane jest czerwonymi flagami z czarną swastyką. Hitlerowcy – tak troglodyci, jak karierowicze i pozornie czcigodni obywatele – już rządzą, zaś niepodzielnie rządzić będą za chwilę. W nadodrzańskiej metropolii, która boi się popatrzeć w najbliższą przyszłość, gdy rozpocznie się prawdziwa tragedia, życie pozornie płynie jak płynęło, przynajmniej w obszarze zainteresowań Eberharda, czyli zbrodni. Tej nie ubywa, zamieszkuje w paradnych willach i błotnistych zaułkach. A Mock musi się z nią wziąć za bary.

Tym razem ma na oku tajemnicze zniknięcie pewnego dżentelmena, który wnet okaże się trupem, uśmierconym w sposób tak wyrafinowany, jak okrutny. Dżentelmen ów jest urzędnikiem pocztowym, co nie świadczy o zbyt wielkiej karierze, ale też uzdolnionym matematykiem i hazardzistą co się zowie. Dlatego Mock musi zanurzyć się w świat pokera i ruletki, co bardzo smakowite, gdyż niebawem w III Rzeszy zmieni się status gry na pieniądze: była nielegalna, a będzie legalna.

Fot. materiały prasowe

A może ów dżentelmen nawet nie jest dżentelmenem, skoro gdzieś w mieście ma prawowitą żonę, pomieszkuje zaś u kochanki, a ta dzięki niemu zyskała między sąsiadami mało szlachetną pozycję dziwki. Na dodatek mają dziecko, chłopca, który w wieku kilku lat nie umie mówić, moczy się, a na zagrożenie, prawdziwe i wyimaginowane, reaguje spazmami i potwornym wrzaskiem. Lecz z drugiej strony to dziecko genialne. Lubi przyglądać się matematycznym wzorom, zaś w pamięci dokonuje takich obliczeń, których profesorowie nauk ścisłych nigdy by nie poczynili. Może więc autystyczny umysł chłopca jest niezbędny, by odkryć to, do czego wzdychają wszyscy bywalcy kasyn: system, dzięki któremu zawsze można wygrać.

No i trup ściele się nam wystarczająco gęsto. Są to zazwyczaj śmierci spektakularne, bynajmniej nie od kuli (choć również) lub od noża. Jest ludzkie błoto, co z tego, że ubrane w smokingi, z pozycją towarzyską, majątkiem i naukowymi tytułami. Półświatka, lumpów i podejrzanych knajp też nie braknie, ale bez takiego entourage’u nie istnieje prawdziwy kryminał noir.

Słowem – Eberhard Mock złagodniał, choć w przestępstwie, paskudności i łajdactwie babrze się po uszy. Ale również jakoś się nam uwspółcześnił. Czesząc przedwojenną wrocławską społeczność od najgłębszego, zatęchłego dna po wypucowane salony trafia na zbrodnie, nad którymi zastanawiamy się i dzisiaj. Mieści się wśród nich śmiertelny grzech pedofilii, który – do czasu – można skryć, jeśli się ma wystarczająco mocnych kumpli, będących akurat u władzy.

A może złagodniał nam i uwspółcześnił się Marek Krajewski, autor „Diabła stróża” i ojciec radcy kryminalnego Eberharda Mocka, którego uprzednio obdarzył całą serią niesamowitych przygód i detektywistycznych zagadek. Albo przynajmniej postanowił lepiej wychować głównego bohatera. Radca kryminalny Ebi nie tylko inaczej niż kiedyś wyraża się o kobietach (choć ciągle bywa mizoginem), ale w dodatku umie przyznać się do uczuć wyższych, porażek życiowych, łez. Do wyjaśnienia tajemnicy i ukarania winnych prze jak tur i, jak dawniej, nie cofa się przed zastosowaniem „imadła”, z którego słynął między wrocławskimi policjantami i przestępcami, mataczy, szantażuje, łże, a nawet fizycznie dręczy. Ale też myli się, co wytykają mu podwładni. Dawniejszy Mock nie mylił się nic a nic. Ten Mock omylny jest Mockiem fajniejszym.

I gdyby jeszcze postawić przy jego boku kobietę. Niech mataczy i kłamie, uwodzi, porzuca, kusi, niech bije, łamie charaktery i zdradza, ale w dobrej sprawie. Wtedy nie byłoby najgorzej. Niekoniecznie musi być bardzo piękna lub nader brzydka. Ale żeby była jak powieściowy Eberhard Mock. W dawnym Wrocławiu takich kobiet musiały być całe tuziny.

Marek Krajewski, „Diabeł stróż”, wydawnictwo Zna

Paweł Smoleński, „Gazeta Wyborcza”
Proszę czekać..
Zamknij