Znaleziono 0 artykułów
09.07.2021

Książka tygodnia: Martín Kohan „Dwa razy czerwiec”

09.07.2021
(Fot. materiały prasowe)

„Dwa razy czerwiec” to rzecz o ludobójstwie w Argentynie. Autor szczędzi drastycznych opisów bestialstwa. Żongluje niedomówieniami w taki sposób, że odczuwamy okrucieństwo ze zdwojoną siłą.

Lato 1978 roku. Polska drużyna piłkarska w składzie: Jan Tomaszewski, Włodzimierz Mazur, Henryk Maculewicz, Antoni Szymanowski, Adam Nawałka, Jerzy Gorgoń, Andrzej Iwan, Henryk Kasperczak, Władysław Żmuda, Wojciech Rudy, Bohdan Masztaler, Kazimierz Deyna, Mirosław Justek, Marek Kusto, Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach, Zbigniew Boniek, Włodzimierz Lubański, Roman Wójcicki, Zygmunt Kukla oraz Zdzisław Kostrzewa pod opieką trenera Jacka Gmocha leci do Buenos Aires. Polacy, którzy cztery lata wcześniej zdobyli srebro na mistrzostwach świata, a w 1972 na igrzyskach olimpijskich złoto, i teraz zamierzali stanąć na podium. Przynajmniej tego oczekiwała PRL-owska władza. Bo czy miałaby inny powód, by ukrywać przed opinią publiczną krwawą dyktaturę prawicowej junty pod dowództwem generała Jorge Videli, która w 1976 dokonała zamachu stanu w Argentynie i przejęła kontrolę nad krajem? Videla mundialem chciał podreperować swój wizerunek, wydając na niego dziesiątki milionów dolarów. Nie szczędził też pieniędzy na wygraną Argentyny. W tym piłkarskim pokerze szło o bardzo wysoką stawkę. Gdy Polacy remisowali bądź wygrywali z RFN, Tunezją, Meksykiem, a w drugiej rundzie wygrywali z Peru, a przegrywali z Argentyną i Brazylią, nieopodal stadionu i w wielu innych miejscach stolicy torturowano, gwałcono i zabijano przeciwników reżimu. By nie pozostawiać śladów, ofiary zrzucano do oceanu z samolotów.

Nie tak dawno o ludobójstwie w Argentynie przeczytałam w książce „Osioł Mesjasza” Włodka Goldkorna, który odwiedził dawną szkołę wojskową w Buenos Aires, przez którą przewinęły się tysiące „zaginionych”. „Kaci przetrzymywali więźniów w budynku na obrzeżach bazy wojskowej, niedaleko stadionu. W czasie, kiedy ich torturowali, znieważali, pozbawiali iskry bożej, która według kabalistów czyni nas istotami zdolnymi wybierać, kochać i pragnąć, a także bać się śmierci, w tym samym czasie tuż obok rozgrywały się mecze mistrzostw świata. To był czerwiec 1978 roku i wszyscy o wszystkim wiedzieli. Leżąc w celach na obskurnych pryczach, ofiary słyszały okrzyki radości kibiców. W tamtym czasie każdy, kto był kibicem, każdy, kto oglądał mecze w telewizji, kibicował katom” – napisał Goldkorn. 

Ten fragment przypomniał mi się, gdy czytałam doskonałą książkę o tamtych wydarzeniach „Dwa razy czerwiec” Martína Kohana, 54-letniego argentyńskiego prozaika. W 1978 roku autor wiedział i nie wiedział, co się działo. Miał jedenaście lat. Jego powieść to rodzaj rozliczenia osobistego z historią własnego kraju. Zaczyna się tak: „Notatnik leżał otwarty pośrodku biurka. Tylko jedno zdanie zapisano na tych dwóch widocznych stronach. Brzmiało: Ot jakiego wieku można torturować dziecko?”.

Wydaje się, że to najbardziej drastyczna kwestia, która przewija się przez całą książkę. Autor bowiem nie opisuje ze szczegółami przesłuchań, tortur, znęcania się. Jednak brak brutalnych scen nie sprawia, że nie czujemy okrucieństwa. Odczuwamy je ze zdwojoną siłą. Bezimienny narrator jest młodym żołnierzem, zaufanym szoferem wojskowego lekarza doktora Mesiano, odpowiedzialnego za podejmowanie decyzji o granicach znęcania się. To on ma odpowiedzieć na pytanie zapisane w notatniku. Naszego bohatera w pytaniu drażni jedynie błąd ortograficzny: „ot” zamiast „od” i pozwala sobie poprawić kolegę, który sporządził notatkę. Jest wzorowym podwładnym, gotowym na wykonanie każdego rozkazu, jednocześnie wrednym, złym człowiekiem, bez krzty chęci na refleksję. W najbardziej przejmującej scenie siedzi na korytarzu i czeka na doktora. Siedzi przy drzwiach do celi, zza których słyszy błagalny głos kobiety, żeby zadzwonił do jej adwokata i uratował jej dziecko, które właśnie urodziła. Młody żołnierz wyzywa ją od dziwek i najgorszych. Dziewczyna wsuwa pod drzwi karteczkę z numerem telefonu adwokata, ale on nigdy nie wykona telefonu. A dziecko? To synek Guillerme. Ojciec? Któryś z przesłuchujących, no bo kto inny? Co się stanie z dziewczyną? Zapewne podzieli los innych zaginionych, nigdy nieodnalezionych. Synek, jak większość poczętych w więzieniach dzieci, trafi do oprawców i prawdopodobnie nigdy nie pozna prawdy o swoim pochodzeniu.

Kohan przeplata narrację bohatera przeżyciami więzionej dziewczyny i rozgrywkami piłkarskimi. Wymienia zawodników drużyny argentyńskiej, relacjonuje mecz z Włochami, który jako jedyny skończył się przegraną dla gospodarzy. Rozpacz i smutek na twarzach kibiców opisywane przez autora zestawione z przesłuchaniami, porodem i obliczaniem bohatera, ile zajmie mu dojazd z więzienia na stadion, wgniatają w fotel.

Nie wiem, czy szczegółowe przedstawianie bestialstwa, czy niedomówienia, którymi umiejętnie żongluje pisarz, bardziej trafiają do wyobraźni. Choć w żadnym przypadku nie da się wyobrazić niewyobrażalnego. Jak i nie sposób uwierzyć, że paskudny narrator, dwudziestolatek, mógł spojrzeć w lustro. Czy potrafił spać spokojnie? 

Wyjątkowa lektura, która zostaje w głowie na długo, a z nią dziesiątki pytań, które stawiamy sobie o człowieczeństwo i bycie cichymi świadkami okrucieństw. 

Martín Kohan, „Dwa razy czerwiec”, z hiszpańskiego przełożyła Barbara Jaroszuk, wydawnictwo Filtry

Maria Fredro-Smoleńska
Proszę czekać..
Zamknij