
Debiutująca jako reżyserka Eva Victor nakręciła jeden z najlepszych filmów tego roku. Jeszcze nikt tak nie opowiadał o przemocy seksualnej. „Sorry, Baby” po prostu trzeba zobaczyć.
Agnes przydarzyło się coś złego. Z początku nie wiemy dokładnie co. The bad thing – mówi o traumatycznym doświadczeniu. Życie już nigdy nie będzie takie samo, ale trwa.
Co zdarzyło się Agnes
Młoda wykładowczyni mieszka w małym domku z dala od ludzi. Pokazuje go pierwszy kadr – trochę jak z filmu familijnego, trochę jak z horroru. Jeszcze nie wiemy, jaka historia rozegra się w tym wnętrzu – cierpienia czy radości. Samotnicze życie Agnes (w tę rolę wciela się reżyserka Eva Victor) przerywa pojawienie się Lydie (Naomi Ackie). Przyjaciółka ze studiów przeprowadziła się do Nowego Jorku, podczas gdy Agnes została – na prowincji, na uczelni, w tym domu, z którego rzadko wychodzi. Coś przeżywa. Gdy Lydie o to pyta, odpowiada półsłówkami. Retrospekcja uświadamia nam, że Agnes doświadczyła przemocy seksualnej ze strony mężczyzny, któremu ufała – mężczyzny, który miał nad nią władzę, którego nie uważała za zagrożenie. Na ekranie nie zobaczymy tej „złej rzeczy”, tylko jej konsekwencje. Po imieniu nazwie „złą rzecz” lekarz, do którego Agnes pójdzie z Lydie. „Gwałt”, „penetracja”, „atak”. Agnes kuli się na dźwięk tych słów, Lydie próbuje chronić przyjaciółkę. Agnes odbędzie jeszcze drugą, nawet bardziej krępującą rozmowę, gdy zgłosi przemoc seksualną specjalnemu ciału w swoim miejscu pracy. Dwie kobiety potakują głowami – „Tak, tak, wiemy, jak to jest, jesteśmy kobietami” – i rozkładają ręce. Nie mogą pomóc. Mężczyzna, który się tego czynu dopuścił, spakował się, uciekł, wyjechał. Już nie jest pracownikiem uczelni.

Kto ma więc pomóc Agnes? Lekarz? Przełożeni? Przyjaciółka, z którą łączy ją głęboka, skomplikowana, nabrzmiała od emocji relacja? Uroczy sąsiad (powracający na ekran Lucas Hedges), który ją podrywa? Kot? A może nowo narodzone dziecko Lydie, które w ostatnich scenach trzyma w rękach Agnes, oglądając je ze wszystkich stron jak ósmy cud świata i tajemniczego obcego jednocześnie?
„Sorry, Baby” dobitnie pokazuje, jak przemoc seksualna wpływa na osoby, które jej doświadczyły

Eva Victor tłumaczyła w wywiadach, że film pomógł jej przepracować własną traumę. Proces twórczy – który ma swoje wybuchy kreatywności i ciche dni, gdy gapisz się na pustą kartkę – potraktowała jak terapię. „Sorry, Baby” pokazuje też lepsze i gorsze dni Agnes. Czasami wydaje się, że nic właściwie się nie stało, a czasami ból widać w każdym jej geście i ruchu. Raz żartuje z przyjaciółką, używając humoru jako mechanizmu obronnego, a kiedy indziej naprawdę szczerze się śmieje. Czasami wraca myślami do przeszłości, a czasami wybiega w przyszłość. Wszystko dzieje się w jej tempie – to ona przyspiesza i spowalnia swój proces leczenia. Może do końca nie wyleczy się nigdy. Może dozna kolejnej traumy. Może będzie żyła długo i szczęśliwie. Tego się nie dowiemy i nie musimy, bo Agnes też tego jeszcze nie wie. Podzielony na pięć rozdziałów film pokazuje doświadczenie przemocy seksualnej z różnych stron – kim jest się przed, kim jest się zaraz po, kim jest się jakiś czas po, kim w dalekiej przyszłości. Przemoc seksualna w żaden sposób nie definiuje Agnes, ale naznacza trajektorię jej życia. Może już zawsze będzie jakieś „przed” i „po”. W przeciwieństwie do wielu filmów o tej tematyce „Sorry, Baby” nie moralizuje. Jednoznacznie wskazuje winnego, ale zwraca też wzrok ku „współwinnemu” – mizoginistycznemu społeczeństwu. Robi to jednak bez zapiekłej złości. Nie zajmuje się też w ogóle victim blamingiem. Agnes ani przez chwilę nie uważa, że to ona coś źle zrobiła. To nie film publicystyczny, lecz intymny, osobisty.

„Sorry, Baby” oglądałam zaraz po innym głośnym filmie tego roku. Chaotyczny, przegadany obraz zmęczył mnie. Przy „Sorry, Baby” od pierwszej sceny poczułam dziwny spokój, ciszę, harmonię. Nie dlatego, że film opowiada o sprawach łatwych – wręcz przeciwnie. W każdym kadrze czuć tu wielkość, a może nawet więcej – prawdę. Doświadczając „Sorry, Baby”, od razu czujemy, że obcujemy z klasykiem. Natychmiastowym i bezkompromisowym. Takim, który na stałe zmienia sposób opowiadania i narrację na temat poruszanej w nim kwestii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.