Znaleziono 0 artykułów
12.04.2019

Spotkanie z mistrzem

12.04.2019
Fot. Wojtek Laski/East News

Dobry nauczyciel czasami staje się przewodnikiem, autorytetem i inspiracją. Spotkany w szkole może wpływać na dalsze życie swoich uczniów. Takie historie są częste i warto opowiadać o nich głośno, zwłaszcza w trakcie trwającego strajku nauczycieli. Dlatego poprosiliśmy wyjątkowo kreatywne osobowości, żeby opowiedziały nam o ważnych dla nich pedagogach.

Aleksander Baron (jeden z najsłynniejszych polskich szefów kuchni, autor książek i programów kulinarnych)

Aleksander Baron w Zoni (Fot. Igor Haloszka)

Na mojej drodze edukacji zawsze najważniejszymi nauczycielami byli poloniści. Od podstawówki, począwszy pod pani Marcinkowskiej, a później Pazik-Wójcickiej. Zawsze broniły mnie przed resztą kadry nauczycielskiej, która była – z perspektywy czasu śmiało mogę to powiedzieć –patologią.

Najważniejszego nauczyciela w swoim życiu spotkałem w liceum im. Grotowskiego i był nim Krzysztof Chlipalski. Otworzył mi oczy. Pokazał to, co nowe. To był wielki zwrot w moim życiu i rozwoju.My, to znaczy ja i moi szkolni koledzy, tym żyliśmy. Po lekcjach kontynuowaliśmy rozmowy na ławkach, często pijąc do tego tanie wino czy paląc skręty. Byliśmy wtedy pełni wiary w świat, najpiękniej naiwni, jak to tylko możliwe, a to było olbrzymią siłą, która jest przypisana do młodości. 

Przy tej okazji chciałbym wygłosić oświadczenie, bo nigdy nie miałem okazji powiedzieć mu tego prosto w oczy, tak jak prosto w oczy go okłamałem, nie oddając mu rocznej pracy z polskiego, twierdząc, że ją oddałem. Mój nauczyciel postawił mi 4 jako wyjściową ocenę i przeprosił mnie, sądząc, że ją zgubił. 

Więcej się w tej szkole nauczyłem niż gdziekolwiek indziej. 

Mary Komasa (wokalistka i kompozytorka)

Mary Komasa dla "Vogue Polska" (Fot. Weronika Ławniczak)

Człowiekiem, który miał największy wpływ na to, jak wygląda moja ścieżka muzyczna, jest moja nauczycielka od organów, pani Emilia Dziubińska.

Liceum to był dla mnie moment wielkiego chaosu wewnętrznego. Będąc w liceum muzycznym, bardzo szybko trzeba podjąć decyzję, kim chcę być w przyszłości. Ja na szczęście trafiłam na panią Dziubińską, która stawiała przede wszystkim na pasję do muzyki i czystą przyjemność z grania. Każda lekcja to było głębokie studiowanie nie tylko nut, ale też samego skomplikowanego instrumentu, jakim są organy kościelne.

Dzięki pani Emilii pokochałam muzykę z całego serca i zaczęłam ją rozumieć. To pozwoliło mi na rozwijanie moich kompozycji i poszerzanie wyobraźni muzycznej. Dzisiaj w moim albumie brzmią organy. To jest mój ukłon w stronę nauczycielki od organów!

Dziękuję pani za wszystkie godziny inspiracji!

Grzegorz Piątek (krytyk i historyk architektury, stały współpracownik Vogue.pl)

Historia to przedmiot, który łatwo pomylić z religią. Ale mój profesor z liceum, Stefan Gawlikowski, nie uczył nas klęczeć przed bohaterami, tylko wpajał zdrowy, badawczy sceptycyzm i samodzielność myślenia. A do tego jest człowiekiem zabawnym i towarzyskim, który potrafi skracać dystans, nie tracąc nauczycielskiego autorytetu. Nie mogę przy tej okazji nie wspomnieć o mojej mamie, też nauczycielce historii, dzięki której od dziecka potykałem się o ciekawe książki i chłonąłem rzucane mimochodem ciekawostki. Bez tych dwojga historyków pewnie nie miałbym dziś tak cudownie niepraktycznych zainteresowań.

Harel (blogerka i ekspertka polskiej mody, stała współpracowniczka Vogue.pl)

Harel (Fot. Kaśka Marcinkiewicz)

Marian Sawa uczył improwizacji w szkole muzycznej II stopnia przy Miodowej w Warszawie. Improwizacji w muzyce – to oczywiste, ale też improwizacji w życiu. I chyba to znacznie lepiej zapamiętałam. Właściwie każdą uwagę muzyczną dało się zastosować na innych polach. Nauczył nas, że mamy prawo popełniać błędy. Nawet miał taką zasadę, że jak podczas improwizowania na instrumencie coś nam nie wyjdzie, powtórzmy ten błąd kilka razy, aż przestanie dziwnie brzmieć. Choć według planu lekcje miały być indywidualne, on zawsze zbierał grupę osób, żebyśmy uczyli się od razu występować przed innymi. I nie wstydzić się swoich pomysłów. To, że piszę w swoim stylu, też poniekąd mu zawdzięczam. Na swoich zajęciach wychował pokolenia muzyków. Można było przyjść do niego w każdej sprawie, niejednego wysłuchał czy wybronił – przed innym nauczycielem albo złośliwym kolegą. Odszedł w 2005 roku, a ja wciąż nie potrafię wykasować jego numeru z telefonu. I na sto procent nie jestem jedyna.

Orina Krajewska (aktorka, prezeska Fundacji Bądź)

Orina Krajewska (Fot. Weronika Ławniczak)

Kariera skrzypaczki finalnie nie była mi pisana, ale dzięki pani Dorocie Dobosz, mojej nauczycielce gry na skrzypcach, pewien sentyment, specjalna wrażliwość muzyczna i czujne ucho zainstalowały się we mnie na dobre. Skończyłam państwową podstawową szkołę muzyczną i nawet jak już stało się dla mnie jasne, że jednak nie zostanę drugą Vanessą-Mae, kontynuowałam naukę u pani Doroty przez kolejne kilka lat. Zapoznała mnie z klasyką i długo prowadziła w tym spotkaniu z muzyką. Dzięki niej wybrałam liceum o profilu muzycznym i rozpoczęłam tym samym trwającą kilka lat przygodę z wokalem. Wyrozumiałość wszystkich nauczycieli w stosunku do artystycznego profilu klasy była cudowna. Dawała nam poczucie że rozwój, koncert, pasja są tak samo ważne jak reszta przedmiotów. A może nawet ważniejsze. Dziękuję za to wsparcie na drodze poszukiwania artystycznego wyrazu. Szczególnie mojej wychowawczyni, pani Edycie Trębickiej i dyrygentce pani Izie Tomaszewskiej.

Redakcja Vogue.pl
Proszę czekać..
Zamknij