
Od porcelanowej skóry Pat McGrath i manekinów Johna Galliano po szmacianki Durana Lantinka. Moda bawi się lalkami, ale to coś więcej niż przebieranki. Co, jeśli zamiast z lalek wyrastać, sami się nimi stajemy?
U projektantów z pokolenia Gen Z lalki są upolitycznione. Conner Ives ukłonił się gościom pokazu w T-shircie z hasłem „Protect the dolls”. „Lalka” to w queerowym slangu transkobieta. – Nie byłbym teraz tutaj, gdyby nie lalki, te piękne, niezwykłe kobiety – tłumaczył w wywiadzie dla „Dazed”, tuż po tym, jak rząd Donalda Trumpa upokorzył amerykańską społeczność trans, wprowadzając paszporty wyłącznie z płcią biologiczną. T-shirty trafiły na sprzedaż, a dochód do organizacji Trans Lifeline. Lalki zeszły z półki – i są gotowe ruszyć na Kapitol. – Chciałabym, żeby to zjawisko miało podłoże polityczne – mówi mi krytyczka mody Lynn Yaeger. – Chciałabym, żeby dzieciaki były jeszcze bardziej wkurzone. Żeby ubrane jak lalki zamykały uniwersytety – dodaje. Lynn kolekcjonuje lalki, ma ich około 250 sztuk. Zbiera te robione ręcznie, szmaciane, głównie przedwojenne – w tym oryginalne, ponadstuletnie lalki Raggedy Ann czy wczesne Myszki Miki z lat 30. Kupuje je w Londynie (Portobello Road, Grays, Alfies) i Paryżu, na targowisku w Chatou. Sama też wygląda jak lalka: bordowe usta w kształcie serca, różowe policzki i ruda fryzura na flapperkę to jej własna interpretacja tendencji. – Dla mnie to gra w przyciąganie i odpychanie. W pewnym momencie możesz przybrać tę wystylizowaną twarz, stać się elementem tego ludzko-nieludzkiego paradygmatu. To przede wszystkim zabawa, ale trochę też performans. Patrz na mnie, ale nie podchodź – mówi Yaeger. To taki teatralny występ przed światem – gest obronny, odhumanizowanie się, w którym ciało staje się kostiumem, a twarz maską nie do przeniknięcia.
Gdy lalka wygląda zbyt ludzko, staje się niepokojąca
Psycholog Ernst Jentsch opisał to przedziwne, niepokojące uczucie, które pojawia się, kiedy nie jesteśmy pewni, czy coś żyje, czy nie – das Unheimliche. Później rozwinął to Zygmunt Freud, a jeszcze dalej poszedł japoński inżynier Masahiro Mori, autor koncepcji doliny niesamowitości (ang. uncanny valley). Według niej, jeśli lalka czy robot nie przypomina zbytnio człowieka, to jego ludzkie cechy są dla nas urocze. Ale gdy wygląda zbyt ludzko – jej wygląd staje się niepokojący, odpychający. Niesamowity to słowo pożyczone z ukraińskiego – nie-samowity, czyli sam sobą nie włada, bo może sam nie jest w swym ciele. Być może taki jest zamysł glass skin i TikTokowego trendu. Kiedy humanoidy i ludzie wygenerowani przez AI powszednieją, chcemy oswoić lęk przed nimi. Albo po prostu z ironią odpowiedzieć na świat, który wciska nam fałszujące filtry, jednocześnie mówiąc: bądź sobą.
Lalka odbija nasze emocje, lęki i pragnienia
Działa jak lustro – lalka odbija nasze emocje, lęki i pragnienia i to już od wczesnego dzieciństwa. „Dziecko (…) utożsamia się bezwzględnie ze swoją lalką, by później stała się ona dla niego jakby uzewnętrznioną świadomością, narzędziem, na które będzie mogło rzutować swoje myśli i emocje” – pisze Radosław Muniak w książce Efekt lalki. Wchodząc w dorosłość, wypieramy to dziecięce „przeniesienie świadomości”, przekonanie, że przedmioty mają duszę. A gdyby tak z powrotem uwierzyć, że ją mają?
Lalki, które uczą dzieci grać dorosłych, dorosłych mogą uczyć, jak zachować w sobie dziecko. Nie ma co sobie mydlić oczu – jesteśmy lalkami w cudzych rękach. Szefowie Big Tech mają nasze dane, politycy zapędy imperialistyczne, a marketingowcy – ludzi wygenerowanych przez AI. Jedyne, co nam pozostaje, to w akcie buntu upodobnić się do rekwizytów i grać zupełnie po swojemu.
Cały artykuł przeczytasz w majowym numerze „Vogue Polska”. Wydanie możesz też zamówić z wygodną dostawą do domu.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.