Znaleziono 0 artykułów
23.12.2018

Tęskno: Łagodniejsza postać tęsknoty

23.12.2018
Tęskno (Fot. Karolina Konieczna)

Dwie dziewczyny – Hania Rani, pianistka, kompozytorka i aranżerka, oraz wokalistka Joanna Longić – połączyły siły, żeby nagrać płytę wspólnego projektu Tęskno. Debiutanckie „Mi”, czyli „marzycielski alternatywny pop”, jak mówi duet, powstało dzięki akcji crowdfundingowej. 

O Tęskno zrobiło się nagle głośno. Mierzycie się z sukcesem?

Hania Rani: Jest nam bardzo miło, choć sama wiem, czego temu albumowi brakuje i co w nim lubię. Obok pozytywnych znalazły się też komentarze wytykające nam pewne braki.

Joanna Longić: Nawet bardziej nastawione jesteśmy na te krytyczne uwagi, bo wskazują nam, co możemy poprawić w przyszłości.

Tęskno (Fot. Karolina Konieczna)

Ależ wy jesteście skromne!

HR: Płyta jest dla artysty zwieńczeniem minionego już procesu. Trudno jest więc czasami utożsamić się z aktualnymi komentarzami, bo dla nas to tak naprawdę zamknięty etap. Poza tym, trzeba mieć zdrowy dystans do tego, co się robi. To podstawa do dalszego rozwoju. To nie tyle skromność, ile higiena psychiczna. Cieszę się, że ludziom podoba się to, co stworzyłyśmy.  Mamy swoje pułapy perfekcji i odlotu muzycznego, więc nie kieruje nami fałszywa skromność.

Do czego wam tęskno? Bo mi do takich właśnie pięknych melodii. Do spokoju i harmonii we współczesnym pełnym hałasu i chaosu świecie.

JL: Nam też. Na „Mi” stworzyłyśmy taki trochę utopijny świat, w którym czujemy się dobrze. Posługujemy się dźwiękami, brzmieniami, melodiami, w których odnajdujemy siebie. Na płycie widać też drogę, którą przeszłyśmy. Słychać różnicę między pierwszymi utworami, a tymi powstałymi pod koniec procesu, takimi jak „Łeb” czy „Wymówka”. No i tęskno nam za dalszym rozwojem. Chcemy być coraz lepsze.

Jak zaczęła się wasza wspólna muzyczna przygoda?

HR: Projekt i jego nazwa powstawały bardzo powoli. Poznałyśmy się kilka lat temu przez internet. Asia napisała do mnie z prośbą o aranżację utworów na jej ślub, a poźniej o nowe opracowania utworów z jej elektronicznej EP-ki na kwartet smyczkowy. Spotkałyśmy się w świecie realnym dopiero po roku. Jakiś czas później pomyślałyśmy, że warto byłoby spróbować stworzyć coś razem. Wymieniałyśmy się doświadczeniami z własnych projektów i postanowiłyśmy, pisząc muzykę, narzucić sobie pewne ramy, takie jak język polski i eksploracja tkanki muzycznej poprzez kwintet smyczkowy. W pewnym stopniu udało nam się zrealizować początkowy plan na jednym z koncertów z cyklu Sofar Sounds Warsaw. To takie akustyczne koncerty w prywatnych domach, które odbywają się na całym świecie, również w Warszawie. Zostałyśmy tam zaproszone ze swoimi solowymi projektami i uznałyśmy, że to bardzo dobra okazja do wykonania jednego utworu wspólnie. Zaprezentowałyśmy wtedy „Kombinacje”. To było dla nas na tyle przyjemne doświadczenie, że zaczęłyśmy się zastanawiać nad pełnym projektem. Rozpoczęły się poszukiwania nazwy. Chciałyśmy, żeby odzwierciedlała charakter zespołu. Szukałyśmy nawet w obcych językach, np. japońskim, słów, które oddawałyby ten stan uniesienia, melancholii, swoistą nirwanę. Pojawił się wtedy pomysł, żeby cykl koncertów zatytułować „Tęsknota”. Bardzo mi się to wtedy spodobało. W końcu udało nam się wpaść na krótszą odmianę tego słowa, czyli właśnie „tęskno”. Taką lżejszą formę tęsknoty. Tęskno to miłe uczucie. Oprócz melancholii, wiążą się z nim, w moim przekonaniu, bardzo pozytywne emocje.

Tęskno (Fot. Karolina Konieczna)

Z jakich elementów składa się wasz muzyczny świat?

JL: Podstawą są oczywiście kwintet smyczkowy i fortepian. Do tego dochodzi coraz więcej brzmień elektronicznych, ale jednak nadal są to syntezatory analogowe, które wybrałyśmy, żeby były dopełnieniem i przedłużeniem brzmień akustycznych. W tym czujemy się pewnie. Ja zaczynałam od gry na skrzypcach, Hania gra na fortepianie. Bez tego nie wyobrażamy sobie życia.

HR: Ten świat utkany jest z wielu elementów. Mam wrażenie, że najbardziej z emocji, a instrumenty tylko starają się te wszystkie uczucia splatać. Na syntezatorach analogowych naprawdę można grać. Wychodząc z akustycznego świata, z żywej materii pod palcami, odkryłam, że są one też w jakimś stopniu żywymi instrumentami. I codziennie mają różne humory. Gdy odpalamy je na koncertach, mam wrażenie, że za każdym razem brzmią troszeczkę inaczej. I to jest dla mnie fascynująca podróż. Kwintet smyczkowy jest wyzwaniem, bo pozwala zmieniać aranżacje.

W recenzjach mówi się o delikatności waszej muzyki, jej lekko onirycznym charakterze, swoistej skandynawskości. Zgadzacie się z tymi opiniami?

JL: Tak. To marzycielski alternatywny pop. Piosenki, które opierają się na stosunkowo prostych akordach i powtórzeniach.

HR: Zgadzam się, ale uważam też, że nasza muzyka jest bardziej intensywna, dramatyczna. Zastanawia mnie i cieszy to, że ludzie odbierają ją jako bardziej subtelną. Wszystko zależy od sposobu słyszenia. Dla mnie ta muzyka jest bardzo gęsta. Odczuwam to szczególnie na koncertach. U nas nie ma momentów „przeczekania”, wypełniaczy. Płyta nagrana jest też w sposób mocno audiofilski. Jest w niej sporo niuansów, dużo subbasu, który nie zawsze da się wysłyszeć przy zwyczajnych głośnikach. Poza tym na koncertach, co oczywiste, więcej jest dowcipu, zabawy i radości z grania. Lubię tę ogromną energię, która bije ze smyczków i którą czuję, gdy siedzę na scenie przy fortepianie.

Słyszę u was echa wczesnej Kate Bush czy Reginy Spector, czuję też powinowactwo z Agnes Obel, Olafurem Arnaldsem, z Mikromusic i Natalią Grosiak. Czy słusznie?

JL: Tak, masz rację. Naszymi wspólnymi inspiracjami są także amerykański zespół Son Lux, Radiohead, James Blake i Bon Iver. To taka nasza stała czwórka.

HR: James Blake inspirował nas szczególnie, jeśli chodzi o jego wykorzystanie chórków i zapętlenia wokalowe. Słychać je u nas może trochę w utworze „Z chaosu”. Tęskno to jednak przede wszystkim po prostu piosenki ze zwrotkami i refrenami, które można z łatwością zanucić, pomimo nietuzinkowej aranżacji.

W materiałach o was natknąłem się na takie zdanie: „Ich muzyka pochodzi ze ścieżki dźwiękowej melodramatu, którego jeszcze nikt nie nakręcił”. Co to za melodramat, co to za emocje?

JL: To poszukiwanie, ciągłe samodoskonalenie się, próba wejrzenia w samego siebie i zrozumienia siebie w kontekście innych. Dużo tu autorefleksji, ale jest też nadzieja, że zawsze mamy szansę na poprawę sytuacji. Oczywiściem niektóre piosenki oparte są na sytuacjach, które razem przeżyłyśmy.

HR: Nasze piosenki dają możliwość zupełnie różnych interpretacji. Na przykład „Mapa” jest dla mnie o czymś zupełnie innym niż dla Asi.

Tęskno (Fot. Karolina Konieczna)

JL: Ja interpretuję „Mapę” jako opowieść przede wszystkim o podróżowaniu, a dopiero na głębszym poziomie o planach, które może ostatecznie nie wypaliły. I może i dobrze, że tak się stało.

Kwintet skrzypcowy, nieczęsto na taką skalę wykorzystywany w muzyce pop, to obok fortepianu główny bohater płyty „Mi”. Czym jest dla was brzmienie smyczków?

HR: Przed Tęskno zrobiłam nowe aranżacje renesansowych pieśni angielskiego kompozytora Johna Dowlanda na kwartet smyczkowy. Do tego gdzieś tam przewijała mi się w głowie muzyka Maxa Richtera, Olafura Arnaldsa i Johana Johanssonna. Odkrywałam wtedy taką przestrzeń w muzyce i się nią zafascynowałam. Taki zestaw instrumentów daje zupełnie inne możliwości od fortepianu, np. nieskończenie długi dźwięk lub możliwość zmiany jego natężenia w trakcie trwania, co na fortepianie jest po prostu niemożliwe. Kwartet smyczkowy, patrząc na historię muzyki, fascynował też praktycznie wszystkich kompozytorów. Z drugiej strony, nie ma chyba takiego zespołu, dla którego muzyka od początku byłaby pisana stricte z myślą na kwintet. To nas na pewno nas wyróżnia. Chociaż na przykład w „Lawinie” partie kwintetu przejął ostatecznie syntezator, który paradoksalnie nie brzmi elektronicznie.

Teledysk do piosenki „Mapa” klimatem łączy „Thelmę i Louise” z „Alicją w Krainie Czarów”.

HR: I „Akademią Pana Kleksa” (śmiech). Trochę jest też może serialu „Stranger Things”, choć naszym portalem do innego wymiaru jest skórzana torba. Wszystko jest tu zrobione z dużym przymrużeniem oka. Stworzyłyśmy na potrzeby tego projektu taki trochę utopijny świat.

JL: Finalny scenariusz, który był wynikiem intensywnej burzy mózgów, powstał na chwilę przed planowanym dniem zdjęciowym. Nasze szalone pomysły pomógł ułożyć w spójną historię reżyser Jarek Tokarski, który od początku istnienia zespołu wspiera Tęskno od strony filmowej. Zakończenie teledysku może przywoływać obrazy z najnowszego filmu Luci Guadagnino „Suspiria”, do którego muzykę skomponował Thom Yorke z uwielbianego przez nas Radiohead. Jednak film wszedł do kin zbyt późno, żeby stać się dla nas inspiracją. To wszystko pozostaje więc ciekawym zbiegiem okoliczności.

Płyta powstała dzięki akcji crowdfundingowej na portalu wspieramkulturę.pl. Ile czasu trwało zbieranie funduszy?

JL: 60 dni. Wybrałyśmy najdłuższą opcję, bojąc się o finalny efekt. Jesteśmy szczęśliwe i zaskoczone, że to się udało. Funduszy było tyle, że mogłyśmy być w świetnym studio dwa dni dłużej, żeby komfortowo dokończyć płytę.

HR: A nagrywałyśmy w niezwykłym Monochrom Studio w Kotlinie Kłodzkiej, które pomagał projektować jeden z akustyków słynnego Abbey Road Studios w Londynie. Mieści się w pięknym czarnym budynku, o kształcie stodoły, dosłownie „in the middle of nowhere”.

Z debiutancką płytą od razu trafiacie pod skrzydła renomowanej firmy fonograficznej, dla której nagrywają takie gwiazdy jak Róisín Murphy, Dead Can Dance, Goldfrapp, czy Editors. To chyba dodaje skrzydeł, prawda?

HR: Warto wspomnieć  że w katalogu PIAS-u to pierwsza i jak na razie jedyna płyta polskojęzyczna. Wytwórnia wykazała się odwagą, stawiając na debiutantki. 

Co będzie dalej?

JL: Nowe utwory są weselsze, co oznacza, że melancholia nas jeszcze całkowicie nie pochłonęła. Nasze instrumentarium, czyli kwintet, fortepian i syntezatory, są  podstawą, którą chcemy rozwijać i prawdopodobnie rozszerzać o nowe instrumenty.

HR: Nie chcemy się ograniczać osiągniętymi możliwościami. Tylko nasza wyobraźnia, a nie nasze umiejętności, mogą wyznaczyć nam drogę na przyszłość.

Maciej Ulewicz
Proszę czekać..
Zamknij