Znaleziono 0 artykułów
13.04.2024

Toksyczna relacja, a może wyzwanie dla związku?

13.04.2024
Fot. Getty Images

Kiedy należy uciekać, a kiedy potrzebne są uwaga i praca? Dlaczego nie dostrzegliśmy czerwonych flag? Czy odcięcie się od toksycznego partnera wystarczy, żeby rozpocząć nowe życie? O poppsychologicznych kliszach, zmianie i odwadze rozmawiamy z Dr. Nerwicą, czyli Marcinem Matychem, terapeutą i autorem książki „Bliskość i lęk. Jak budować lepsze relacje”.

Toksyczna relacja to mocne hasło z poradników, ale chyba nadużywane. Czy rzeczywiście każda relacja, która rozczarowuje i zadaje ból, jest toksyczna? Czy to nie jest jednak przejaw cancel culture? Chcemy widzieć świat czarno-białym, odcinamy się od współodpowiedzialności, zamiast zrozumieć sytuację, a być może nawet przyjąć na siebie część winy.

Marcin Matych: Gdybyśmy przyjęli, że każda relacja, w której nie możemy zrealizować swoich potrzeb, albo która nie pozwala pozostać szczerymi z samymi sobą, jest toksyczna, szybko okazałoby się, że otaczają nas wyłącznie takie. Proponuję więc wprowadzenie trzystopniowej skali. Od relacji partnerskiej – tej idealnej, do której dążymy, przez trudną – która wymaga zmian i pracy, aż po toksyczną – czyli taką, która jest zagrażająca, bo np. pojawia się przemoc. Psychiczna lub fizyczna – albo obydwie naraz. 

O ile przemoc fizyczna jest ewidentnym przekroczeniem granic, o tyle psychiczna wymyka się definicjom. To nie tylko przekaz werbalny, lecz także ton głosu, spojrzenie, gest czy tworzenie opresyjnej atmosfery, nawet poprzez milczenie, tzw. silent treatment.

Jeśli ktoś zadaje ból świadomie, wymierza emocjonalną karę, np. milcząc i zostawiając w niepewności, a nie chce dążyć do wyjaśnienia sytuacji i rozwiązania, to niewątpliwie używa przemocy psychicznej. Przykłady można mnożyć, dlatego kiedy pojawiają się wątpliwości, czego świadkiem jesteśmy, warto zadać sobie pytanie: czy ja i partner jesteśmy otwarci na zmianę. Czy każda ze stron rzeczywiście dąży do naprawy sytuacji i chce podjąć próbę modyfikacji swojego myślenie czy zachowania. Tylko w takich warunkach możemy mówić o partnerstwie.

Mogę poprosić o przykład z życia?

Na przykład pacjentka przychodzi do gabinetu i mówi: Powiedziałam wprost, że czuję się okropnie, kiedy on komentuje wygląd innych kobiet. I wie pan co, pojawiła się refleksja. On zapytał, dlaczego tak się czuję, a ja odpowiedziałam, że biorę to od razu do siebie, bo przypomina mi się, jak matka komentowała mój wygląd.

Ta osoba została wysłuchana.

Tak, choć to nie oznacza, że sytuacja od razu stanie się idealna. Być może powtórzy się jeszcze raz albo drugi – nikt nie jest idealny. Warto skoncentrować się na tym, że jedna strona zakomunikowała swoją potrzebę, a druga zareagowała. To znaczy, że partner czuje się współodpowiedzialny za relację i stara się zmienić swój nawyk. Wyobrażam sobie, że podczas tej rozmowy mógł odpowiedzieć coś takiego: Wiesz co, ja kompletnie nie wiem, o co ci chodzi, ale rozumiem, że to dla ciebie ważne. Przyjrzę się takim sytuacjom.

Myślę też o tym, że relacje są dynamiczne. Czasem jedna strona potrzebuje wsparcia i je bierze, a później, nawet po latach, ta sytuacja się odwraca. Wymiany w parze często odbywają się też na różnych poziomach, dotyczą różnych sfer życia – np. życiowa zaradność za czułość i emocjonalną opiekę. Trudno ocenić sytuację, obserwując parę z boku, trudno przeprowadzać audyt.

W partnerskich relacjach chodzi o to, żeby szukać razem dobrego ustawienia w zmieniającej się rzeczywistości. Wyznaczać wspólne punkty podparcia. Stabilizować się wzajemnie. Do tego potrzebne są wola i komunikacja.

Wróćmy jednak do tej toksycznej relacji, gdy ktoś przekracza nasze granice, mimo prób szukania porozumienia zadaje ból i nie rokuje zmiany. Wtedy, jak piszesz, nie wystarczy odejść. Żeby uniknąć powtórzenia schematu w przyszłości, trzeba dokonać głębokiej analizy i zrozumieć, dlaczego związaliśmy się z taką osobą i pozwoliliśmy jej na takie traktowanie.

A konfrontacja z tą wiedzą może być trudna, okaże się, że np. nie zawalczyłem o siebie, nie powiedziałem wprost, jakie są moje potrzeby, oddałem pole, bojąc się porzucenia. Czułem taki dyskomfort, że nie byłem w stanie dłużej tego znieść, a jednak trwałem, jakby coś niewidzialnego nie pozwalało mi na zmianę. Na odejście. 

W toksycznej relacji odejście jest bardzo trudne. Wymaga determinacji. Piszesz o tzw. fali zwrotnej – mimo podjętej decyzji pojawia się lęk przez zmianą. Demony w głowie szepczą: „Nie dasz sobie rady”, „Nie było aż tak źle”, „Co ty sobie myślisz”. Idealizują wspomnienia i każą wrócić do dawnego porządku, a potem sytuacja znowu się powtarza.

Bo odejście jest kosztowne. Wymaga wiary w siebie i wizji tego, do czego dążę. To dlatego ludzie przez lata nie zmieniają pracy, w której się męczą, żyją w martwych związkach, spotykają się w święta z krewnymi, których nie znoszą. Żeby realnie coś zmienić, najpierw należy zburzyć porządek świata, w którym się trwa, a lęk przed nieznanym paraliżuje. 

Zwłaszcza że schemat, który pojawia się w naszym dorosłym życiu, jest zazwyczaj przeniesieniem mechanizmu z dzieciństwa. Wracając do twojego przykładu: odkrywam nagle, że ustępuję pola w relacji, bo miałam dominującego ojca i szukam podobnych mężczyzn, mimo że oni mnie ranią. Nie znam innych relacji.

Albo odwrotnie: to ty dominujesz, bo chcesz uniknąć traumy z dzieciństwa, ale zaburzona równowaga przynosi ci tylko ból i rozczarowanie. Kluczowe jest to, że znaleźliśmy się w tym toksycznym układzie z jakiegoś powodu i żeby zacząć pracować nad realną zmianą, musimy cofnąć się do genezy problemu, zrozumieć swoją krzywdę, zaopiekować się tamtą zranioną osobą, którą byliśmy przed laty. W takich warunkach jako dorośli możemy na nowo odnaleźć się w tu i teraz. To jest trudne, bo każe zacząć wszystko od nowa.

No i tu wracamy do odwagi, bez której zmiana jest niemożliwa. A odwaga i ryzyko to stany umysłu, które dla kobiet są dość tajemnicze. Nie ćwiczymy się w dzieciństwie w takich zachowaniach. Owszem, potrafimy się poświęcać dla sprawy, heroicznie rezygnować z siebie na rzecz innych, ale kroczyć w nieznane, żeby realizować siebie? Nie przychodzi mi do głowy żadna klasyczna bohaterka, która zawalczyła w ten sposób o swój los.

A może babcia albo prababcia, albo przyjaciółka mamy? Często okazuje się, że takie zasoby mamy całkiem blisko, w rodzinie. Ale rzeczywiście trudno o popularne wzorce. Dlatego jako Dr Nerwica stworzyłem Klub Kapitanki, możesz dostawać regularny newsletter, wystarczy się zarejestrować na www.klubkapitanki.pl. Kapitanka jest rodzaju żeńskiego, ale tak naprawdę to postać poza płcią. Ma być przewodnikiem/przewodniczką na wzburzonym morzu. Nawet jeśli nie wie od razu, dokąd dokładnie zmierza, to czuje, w jakim kierunku płynąć, ma wspierać w szukaniu rozwiązań. Czasami to znaczy, że trzeba sięgnąć po pomoc, innym razem każe wyjść ze strefy komfortu. A wszystko to po to, żeby jak rozzłoszczone dziecko upomnieć się o swoje prawa – krzyczeć, kiedy jest się głodnym, i zwracać się do opiekuna, jeśli potrzebuje się wsparcia. Każdy z nas był kiedyś takim dzieckiem.

Wypisujesz podstawowe prawa, żeby stworzyć jasny punkt odniesienia. Bez względu na to, w jakich warunkach zostaliśmy wychowani i co nam wpajano, mamy niezbywalne potrzeby. Na liście znalazły się m.in. prawo do realizowania własnych zainteresowań i ambicji czy prawo do odmowy. A jakie prawa najczęściej zaniedbujemy?

Zdecydowanie problemem jest prawo do wyrażania emocji i własnego zdania. Dławimy w sobie opinie, połykając złość i frustrację, a po latach płacimy za to wysoką cenę – odcinamy się od uczuć i ciała, żyjemy w napięciu, źle śpimy, chorujemy, jesteśmy nerwowi i konfliktowi. Pamiętajmy, że takie napięcie i stres wyniszczają nas poprzez nadmierną aktywność układu nerwowego, ale również odpornościowego i hormonalnego. Wysoki i przewlekły poziom kortyzolu oraz przewlekły stan zapalny prowadzą do zwiększenia ryzyka rozwinięcia się chorób autoimmunologicznych, miażdżycy, cukrzycy i wielu innych. 

Stan psychicznej blokady, cierpienia i konflikt opisujesz jako nerwicę. To ciekawe słowo, rzadko używane przez psychologów.

Bo pojęcie nerwicy nie funkcjonuje już w terminologii fachowej, używając profesjonalnego języka mówimy o zaburzeniach lękowych. Ale nerwica przeniosła się do mowy potocznej i to słowo jest bardziej obrazowe, więc go używam. Musimy potraktować „nerwicę” jako alert. To komunikat o tym, że zaniedbujemy swoje potrzeby i pozwalamy, żeby środowisko, w którym żyjemy, było dla nas toksyczne. Nerwica to sygnał ostrzegawczy, że coś nie działa i nie będzie działać, jeśli nie dokonamy gruntownej rewizji.

Jak się do niej zabrać?

Wykorzystując wolę, ciało i umysł. Wola to chęć zmian, to właśnie Kapitanka, która czuje, jak powinno być. To ona podpowiada, jak chcę zachować się naprawdę, czyli tak, jak gdybym nie odczuwał nadmiernego lęku. Kapitanka kieruje również uwagę ku ciału, które wymaga troski, ale też najszybciej reaguje dyskomfortem – zmęczenie, napięcie ciała to symptomy. Drugim elementem jest umysł, który powinien zapewnić dystans niezbędny do przyjrzenia się mechanizmom, którym podlegamy. Pomoże nam rozpoznać szkodliwe schematy. Kolejnym krokiem jest wyciągnięcie wniosków i zmiana zachowania, aby szukać innych, lepszych sposobów zachowania. Z dotychczasowym partnerem – jeśli potrafi nas wysłuchać i zareagować – lub samemu w poszukiwaniu bezpieczeństwa, a w przyszłości może nowej, lepszej relacji.

Nie obędzie się bez sięgania głęboko do doświadczeń z dzieciństwa?

Bywa różnie. Czasem trzeba sięgnąć głębiej, ale nie jest to reguła. Na początku zazwyczaj odkrywają się trudne emocje – „bierna matka”, „nieobecny ojciec”. Nie chodzi o to, żeby rodzinę deprecjonować i odrzucać, ale krzywda musi wybrzmieć, choć niekoniecznie w konfrontacji z członkami rodziny na żywo. Czasami ktoś pisze list, który nie zostaje wysłany, innym razem wystarczy opowiedzcie o swoim doświadczeniu terapeucie, to bardzo indywidualna sprawa.

Jednak to nie koniec procesu. Z czasem zaczynają wypływać pozytywne wspomnienia, np. jak pojechałem z tatą na rower. Albo jak mama uszyła mi sukienkę. Pojawia się refleksja, szersza perspektywa – zaczynamy rozumieć np., w jakich warunkach dorastali nasi rodzice, jak byli traktowani przez swoje rodziny, kiedy byli mali, co nam przekazali, a przed czym udało im się nas uchronić.

Emocje stają się elastyczne, przychodzi akceptacja, która pozwala nam odpuścić i wrócić do swojego współczesnego życia.

Tak, w dodatku rozumiejąc mechanizmy, jakim podlegamy, możemy działać świadomie, czyli dojrzale. Jeżeli wejdziemy w nową relację z osobą, która też jest dojrzała, to jest większa szansa na to, że relacja będzie partnerska. Partnerska, czyli taka, w której możemy wreszcie ustalać wspólne, odpowiadające nam zasady i ich wzajemnie przestrzegać. I to zarówno na początku, jak i później w trakcie trwania związku czy innej relacji, np. z szefem w pracy czy z przyjacielem. Wtedy możemy dowolnie definiować nasze role i dzielić się obowiązkami tak, jak czujemy, że jest dla nas najlepiej. 

Kluczowa jest więc dojrzałość. Bez tego narzędzia nie możemy pracować.

Dojrzałość jest ważniejsza niż płeć, stereotypy czy oczekiwania społeczeństwa. Jeżeli wybieramy życie razem, to dlatego, że chcemy, a nie dlatego, że musimy być z kimś. Związek staje się jednym ze scenariuszy życia, który możemy sobie napisać – i to tym lepszym. Wybieramy bliską relację, bo stabilizuje i wzmacnia. Jeśli wyobrazimy sobie, że jesteśmy żaglówkami pływającymi po morzu, to w parze będziemy bezpieczniejsi. Choć mamy osobne pokłady, kiedy obieramy wspólny kurs, nie ryzykujemy zderzeniem, poza tym pomagamy sobie w kryzysach, dzielimy się zapasami czy wiedzą. Wspólna podróż jest bezpieczniejsza i cieszy.

A co się stało z twoją pacjentką? Czy odzyskała poczucie bezpieczeństwa u boku partnera?

Jak to się często zdarza, na skutek terapii jej samoświadomość i samoocena wzrosły. Po pewnym czasie potrafiła zawalczyć o siebie i wyjść z inicjatywą. Odważyła się powiedzieć, że potrzebuje od partnera więcej uwagi, którą, jak jej się do tej pory wydawało, obdarzał tylko inne kobiety na ulicy. I usłyszała komplementy, co bardzo ją wzmocniło i uspokoiło.

Fot. Materiały prasowe

Marcin Matych – psychoterapeuta ericksonowski, lekarz medycyny oraz doradca psychospołeczny i rodzinny. Od dwudziestu lat zajmuje się kompleksowym leczeniem i diagnostyką zaburzeń nerwicowych. Ma holistyczne podejście do człowieka i jego cierpienia, w którym umysł, emocje i ciało stanowią naturalną całość, będącą w relacji z otoczeniem. Należy do Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Współpracuje z Uniwersytetem Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, gdzie prowadzi zajęcia z biologicznych mechanizmów połączeń psyche i somy. W mediach społecznościowych jako Dr Nerwica popularyzuje wiedzę o zaburzeniach lękowych i sposobach na radzenie sobie z nimi. Autor bestsellerowego poradnika „Jak żyć z lękiem. Poradnik dr. Nerwicy”, jego druga książka „Bliskość i lęk. Jak budować lepsze relacje”ukazała się w lutym 2024. 

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij