Znaleziono 0 artykułów
26.03.2018

Tonia Sina: Choreografka od scen seksu

26.03.2018
Kadr z filmu Nimfomanka (Fot. Moviestore Collection/face to fa, EAST NEWS)

Erotyka przyciąga do teatru i kina, podniecające sceny zapadają w pamięć, stają się kultowe. Niestety często stoją za nimi też nadużycia. O tym, jak pogodzić artystyczną wizję z komfortem aktorów, opowiada nam Tonia Sina, założycielka Intimacy Directors International – organizacji non-profit skupiającej osoby zajmujące się choreografią intymną.

Sceny zbliżeń nie tylko stają się kultowe, lecz także budzą kontrowersje. Sztandarowym przykładem może tu być seks analny symulowany przez Marlona Brando i Marię Schneider w „Ostatnim tangu w Paryżu” w reżyserii Bernardo Bertolucciego. 20-letnia aktorka w ostatniej chwili dowiedziała się o tej scenie, której nie było w scenariuszu, i była autentycznie przerażona. Bertolucci tłumaczył, że zależało mu na naturalnych emocjach Schneider, dlatego jej nie poinformował zawczasu. Z kolei aktorki odgrywające kochanki w filmie „Życie Adeli”, czyli Adèle Exarchopoulos i Léa Seydoux, ujawniły, że reżyser Abdellatif Kechiche zmuszał je do przekraczania swoich granic w śmiałych scenach erotycznych, jak i wielkokrotnych dubli, ponieważ nie był zadowolony z efektów.

Kadr z filmu Ostatnie tango w Paryżu (Fot. Sunset Boulevard/Corbis, Getty Images)

Odpowiedzią na takie sytuacje ma być wprowadzenie na planie protokołu zapobiegającego nadużyciom, z którym zapoznaje się cała ekipa, a także współpraca z choreografem, który nie tylko pomoże jak najlepiej zaaranżować intymne sceny, lecz przede wszystkim wdroży zasady bezpieczeństwa i będzie mediatorem pomiędzy aktorami i reżyserem.

Tonia Sina (w środku) (Fot. Mat. Archiwum prywatne)

Wykwalifikowani choreografowie reprezentowani przez Intimacy Directors International proponują także wsparcie psychologiczne oraz swego rodzaju rytuały pomagające wejść w rolę, a po intymnej scenie oczyścić się z emocji towarzyszących jej odgrywaniu. Praca z nimi bywa wybawieniem także dla reżyserów. O współpracy z Tonią opowiedziała w magazynie „The New York Times” reżyserka teatralna Jillian Keiley, która nie była w stanie poprosić swoich aktorów o wydawanie intymnych dźwięków i obawiała się, że jej dyskomfort udzieli się ekipie. Co sama Sina mówi o swojej pracy i sytuacji w branży filmowej?

Kadr z filmu 9 1/2 tygodnia (Fot. Archive Photos / Stringer, Getty Images)

Dlaczego zajęłaś się intymną choreografią? Skąd potrzeba stworzenia takiej profesji?

Swoją przygodę ze światem sztuki zaczęłam jako aktorka. Byłam młodziutka, mimo tego występowałam w scenach erotycznych. Co więcej, nie dostawałam wskazówek, co robić – zwykle mówiono, że ja i mój partner mamy po prostu improwizować. Między innymi dlatego stwierdziłam, że nie jest to zawód dla mnie.

Zajęłam się reżyserowaniem scen walki. Bardzo mi się podobało przestrzeganie wcześniej określonych reguł, bycie ostrożnym i zachowanie przy tym jak największego realizmu. Pomyślałam, że świetnie byłoby stworzyć podobne warunki pracy aktorom odgrywającym sceny seksualnej bliskości, aby niezależnie od tego, czy mają zagrać podniecenie czy seksualną przemoc, mogli czuć się bezpiecznie, komfortowo, aby wiedzieli, jakie ruchy w danym momencie mogą wykonać i żeby to wszystko miało odbicie w rzeczywistości.

Jednak nie znalazłam żadnych materiałów, które dotyczyłyby choreografii w scenach erotycznych. Na początku przyglądałam się więc po prostu pracy choreografów zajmujących się tańcem. Tak wsiąkłam w temat, że porzuciłam sceny walki na rzecz choreografii intymnej w teorii i praktyce. 

Jak konkretnie wyglądało opracowywanie metod, na których opierasz się w swojej pracy?

Tonia Sina (w środku) (Fot. Mat. Archiwum prywatne)

Brałam udział w różnego rodzaju zajęciach z choreografii i walki, głównie opierających się na improwizacji kontaktowej. Istotnie wpłynęła na mnie społeczna dyskusja na temat konsensualnego seksu, który bazuje na jasno wyrażonej zgodzie wszystkich zaangażowanych w niego stron, jak i otwarte komunikowanie się. To właściwie było (i jest) podstawą mojej pracy – za każdym razem, kiedy opracowuję choreografię, staram się rozmawiać z aktorami, m.in. o ich granicach, wypracowywać wspólny język z ekipą, którym się posługujemy. Wszystko po to, aby mogli poczuć się jak najbardziej naturalnie, swobodnie podczas kręcenia tych scen, które zwykle uchodzą za najtrudniejsze aktorskie zadanie. Kiedy zauważyłam, że moje metody są skuteczne, że przynoszą pożądane rezultaty, stwierdziłam, że warto byłoby je rozpowszechnić, aby wreszcie coś na tym polu zmienić w filmie i teatrze. Na swojej drodze spotkałam Siobhan Richardsona i Alicię Rodis, z którymi założyliśmy Intimacy Directors International.

Czyli stowarzyszenie skupiające artystów – głównie reżyserów – respektujących pewne zasady dotyczące reżyserowania i odgrywania scen intymnych. Jakie idee chcecie szerzyć?

Chcemy promować swobodną komunikację, konsensualną zgodę, ale i współpracę opartą na otwartości i równości wszystkich zaangażowanych w powstawanie scen intymnych. Głosy ofiar nadużyć, które miały miejsce w imię „sztuki”, przez długi czas były ignorowane, teraz nareszcie zaczyna się to zmieniać i coraz więcej osób jest gotowych na wprowadzenie standardów mających zapobiegać takim sytuacjom. Jako IDI opracowaliśmy metody i reguły, które nie tylko minimalizują ryzyko nadużyć, lecz także ułatwiają realizację scen intymnych czy wręcz pozwalają jeszcze lepiej je przedstawić czy to na ekranie, czy na teatralnych deskach.

Staram się rozmawiać z aktorami, m.in. o ich granicach, wypracowywać wspólny język z ekipą, którym się posługujemy

Poza tym pracujemy z różnymi rodzajami seksualności, z taką samą uwagą podchodzimy do scen BDSM, jak i waniliowego seksu. Artyści pracujący w zawodzie, w którym wymagana jest fizyczna bliskość, oczywiście czasem mają dublerów – podobnie jak kaskaderzy pojawiają się w niebezpiecznych scenach. Używamy protez, zabezpieczających taśm czy specjalnej odzieży, jednak wciąż są to niełatwe warunki pracy. Dlatego zatrudnienie wykwalifikowanego seksualnego choreografa to świetne rozwiązanie. Nie mówimy, że bez nas nie uda się w miarę konsensualnie i bez nadużyć nakręcić intymnych scen, jednak brak protokołu nagości i intymności otwiera drogę do naruszenia cudzych granic.

Kadr z filmu Życie Adeli (Fot. QUATSOUS FILMS/WILD BUNCH, EAST NEWS)

Czyli to w braku wiedzy i empatii widziałabyś przyczyny przekroczeń w przemyśle filmowo-teatralnym?

Z jednej strony mamy do czynienia z brakiem wiedzy i empatii, postrzeganiem sytuacji przez pryzmat indywidualnych granic i odczuć, jak i przekładaniem ponad wszystko swojej artystycznej wizji.

Z drugiej strony aktorzy z wielu powodów nie są zdolni do wyrażenia swojej niezgody na odegranie czegoś, zwłaszcza ci młodzi mogą się obawiać, że jeśli odmówią, to np. nie dostaną kolejnego angażu, zostaną kimś zastąpieni, będą uważani za trudnych we współpracy czy po prostu autorytet uznanego reżysera działa na nich paraliżująco. To problem relacji władzy.

na planie seksualna scena powinna mieć jak najmniej dubli, ogranicza się też ilość członków ekipy podczas kręcenia, a w teatrze trzeba co wieczór powtarzać intymną choreografię na żywo

Inny problem jest taki, że jesteś zmuszany do jakiegoś przekroczenia w obecności ekipy, której członkowie również nie potrafią zareagować, pomóc, bo nie mają odpowiednich narzędzi czy wystarczająco silnej pozycji. Przychodzimy w takich sytuacjach z pomocą. Zapoznanie się z naszymi zasadami, z protokołem bezpieczeństwa otwiera głowę, uwrażliwia na sytuacje z potencjałem nadużycia.

Kadr z filmu Nagi instynkt (Fot. Sunset Boulevard/Corbis, Getty Images)

Jak pogodzić indywidualne granice aktorów i wizję reżysera?

Zwykle zaczyna się od omówienia z reżyserem danej sceny, później z aktorami zastanawiamy się, jak ją zrealizować, mając na względzie intymne granice. Wydaje się, że nie jest to trudne, aby zapytać o zgodę zanim kogoś dotkniemy, jednak niektórzy aktorzy w trakcie pracy zapominają, koncentrując się na swojej roli, i posuwają się za daleko. Wtedy wkraczam do akcji. Ponadto trzeba pamiętać, że kiedy aktor (lub reżyser czy ktokolwiek inny obecny na planie) czuje się komfortowo w danej sytuacji, nie oznacza to, że inni czują się tak samo.

Staram się być przez cały czas w bliskim kontakcie z aktorami, zapewniać im wsparcie techniczne, ale przede wszystkim psychiczne. Mam na względzie przede wszystkim dobro aktorów. Jeśli któryś wyklucza nagość, trzeba to uszanować, nie można go usilnie namawiać. Jestem też naturalnie odpowiedzialna za inscenizację, muszę dbać o to, aby opowiadana poprzez ciało historia była prawdziwa, przemawiała do odbiorców. Wierzę, że można odgrywać akty seksualne na nowych, lepszych zasadach, bez szkody dla aktorów.

Czy praca nad inscenizacją seksu na planie filmowym różni się od pracy w teatrze?

Choreografia zmienia się w zależności od tego, czy ruch skierowany jest w stronę kamery – wtedy liczą się detale – czy bardziej rozproszonej widowni, z jaką mamy do czynienia w teatrze. Tam sceny muszą być czytelne dla każdego widza i pamiętajmy, że są widziane z różnych punktów, więc trzeba bardziej się nagimnastykować, aby nie odsłonić za wiele.

Najistotniejsza różnica jest taka, że na planie seksualna scena powinna mieć jak najmniej dubli, ogranicza się też ilość członków ekipy podczas kręcenia, a w teatrze trzeba co wieczór powtarzać intymną choreografię na żywo. Dlatego może nawet bardziej istotna jest tu rola choreografa, który pomoże z tym doświadczeniem. Generalnie pracujemy sporo z aktorami przed wejściem na plan czy przed premierą spektaklu nad tym, ile ciała odsłonić, jak, jak to pokazywanie ciała czy wydawanie intymnych dźwięków oswoić, potraktować jako cechę postaci a nie coś osobistego.

Co jest najważniejsze w scenach seksu – zaaranżowanie jak najbardziej erotycznej, podniecającej sytuacji czy zachowanie realizmu?

Wszystko zwykle zależy od tego, jaką historię chcemy opowiedzieć. Ja staram się połączyć te dwa aspekty. Erotyzm danej sceny jest ważny, jednak cel nie może uświęcać środków, bo widzowie są uważni i uczucie podniecenia szybko może ustąpić irytacji, jeśli zauważą, że np. penetracja odbywa się pod jakimś dziwnym, nietypowym kątem. Wtedy zaczynają myśleć o technicznych aspektach a nie o opowiadanej historii. Realizm ma też dla mnie szczególny sens, bo podczas pracy z aktorami widzę, jak duży wpływ na ich poczucie bezpieczeństwa i wczucie się w rolę, w choreografię ma to, że odgrywają sceny, które nie przekłamują rzeczywistości. A za ich komfortem idzie zwykle lepszy finalny efekt.

Paulina Klepacz dziennikarka zainteresowana tematyką seksualności, redaktorka naczelna feministyczno-erotycznego magazynu „G’rls ROOM” i entertheroom.pl.

Paulina Klepacz
Proszę czekać..
Zamknij