Znaleziono 0 artykułów
18.04.2023

„Vogue Polska” x BMW Art Academy: Wielkie wystawy monograficzne

18.04.2023
Wojciech Fangor, MA 32, 1971, kolekcja prywatna, Fot. Muzeum Narodowe w Gdańsku

Sukces wystaw Fangora w Gdańsku i Witkacego w Warszawie pokazuje, że wciąż potrzebujemy porządnie przygotowanych monografii. Dlaczego muzea powinny organizować retrospektywy wielkich artystów, zwłaszcza w obliczu kryzysu instytucji? 

Jeśli sztuka nie kojarzy wam się z liczbami, to zerknijcie w tabelkę. Kilka tygodni temu serwis The Art Newspaper opublikował obszerny raport o odwiedzinach w największych muzeach na świecie. W zestawieniu króluje – chyba bez zaskoczenia – paryski Luwr, który w 2022 roku przywitał ponad 7,7 mln gości. Kolejne wielkie muzea – Watykańskie i British Museum – cieszyły się frekwencją przekraczającą kolejno pięć i cztery mln turystów. Dla porównania, Sopot w ubiegłoroczne wakacje odwiedziły dwa miliony turystów, a całą Polskę 11 mln gości z zagranicy.

Przebojowe wystawy

Luwr to marka, która bardziej niż o promocję musi dbać o przepustowość bramek i skuteczne zarządzanie zwiedzającymi, którzy robią selfie z zerkającą zza pancernej szyby Mona Lisą. Do muzeów przyciągają wielkie nazwiska. Wystawę Jean-Michel Basquiata w Wiedniu odwiedziły setki tysięcy widzów, wystawa Jana Vermeera, którą na początku tego roku otworzono w Amsterdamie, cieszy się taką popularnością, że łączna pula biletów, czyli ponad 400 tys., wyprzedano na pniu. To efekt niezwykłej pracy, nakładu finansowego i siły Rijksmuseum, któremu udało się zgromadzić 28 z 36 obrazów namalowanych przez XVII-wiecznego mistrza.

Sukces Fangora w Gdańsku

W Polsce sprawa wielkich wystaw ma się podobnie. Przypomniałem sobie o tym rok temu, gdy jesienią odwiedziłem wystawę obrazów Wojciecha Fangora w Gdańskim Muzeum Narodowym. W Pałacu Opatów na Oliwie można było zobaczyć kilkaset prac polskiego mistrza malarstwa abstrakcyjnego, a przy okazji sprawdzić, czy był dobrym malarzem socrealistą, zobaczyć, czym fascynował się jako podlotek, czy wreszcie przyjrzeć się tym obrazom, które przyniosły mu międzynarodową sławę – wielkim, hipnotyzującym kolorami płótnom. Wystawę, którą już w weekend otwarcia odwiedziły tłumy, przedłużano kilkukrotnie, a tłumy wciąż odwiedzały muzeum.

Biografia artysty

Ta strategia, wykalkulowana na przyciąganie publiczności, działa także w Muzeum Narodowym w Warszawie pod dyrekcją Łukasza Gawła. W zeszłym roku pokazano tam wystawę Witkacego, która nie tylko pozwoliła zobaczyć sztukę jednego z najbardziej osobliwych artystów pierwszej połowy XX wieku w nowym świetle, lecz także uporządkować jego twórczość w sposób przejrzysty dla widzów, którzy wiedzieli o bohaterze niewiele. To wielka siła dobrze zorganizowanych wystaw przekrojowych. Wychodzimy z nich jak z seansu filmu dokumentalnego, jakbyśmy właśnie doczytali ostatnie strony biografii, a wszystko to w obecności dzieł, które zostawili po sobie artysta czy artystka. Można zadać sobie pytania: czy takie wystawy nie są zbyt kosztowne, dlaczego tak trudno zorganizować je w sposób, w którym jedna wystawa mogłaby krążyć po kilku muzeach, a dzięki temu zdobywać szerszą publiczność i redukować koszty organizacji? Nie da się zaprzeczyć, że takie wystawy są po prostu potrzebne.

Henryk Stażewski. Późny styl, Fot. Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki

Albumy zamiast wystaw

Już 21 kwietnia w Łodzi otwiera się wystawa Henryka Stażewskiego. Pokaz składa się z kilkuset prac mistrza awangardy i ludzi, którzy tworzyli pod jego wpływem: Andrzeja Dłużniewskiego, Krzysztofa Wodiczko, Marii Stangret-Kantor. Wystawa, przygotowana przez Davida Crowleya, ma szansę stać się jedną z najważniejszych wystaw tego roku, chociaż konkurencja w tym wymiarze nie będzie wielka, niestety. Kryzys wielkich instytucji w Polsce jest nader widoczny. W Zachęcie czy Centrum Sztuki Współczesnej, zgodnie z wolą ich dyrektorów, tworzy się alternatywny, „niepokorny” wobec świata sztuki i pokorny wobec władz obieg sztuki. Ważnych wystaw trudno będzie tam szukać. Nie licząc na przychylność galerii, środowisko artystyczne szuka jednak alternatyw. Kilka tygodni temu na moje biurko trafił wielki monograficzny album Gruppy, ikon polskiego malarstwa lat 80. XX wieku. Modzelewski, Grzyb, Sobczyk i Kowalewski, którym od 1992 roku nie udało się zorganizować wspólnej wystawy, doczekali się albumu przygotowanego przez wybitną kuratorkę Agnieszkę Szewczyk (wydanego nakładem finansowym prywatnego kolekcjonera Wernera Jerke). Równolegle Galeria Sztuki Współczesnej w Opolu wydała znacznie skromniejszy, ale wyborny album zdjęć z wieloletniego projektu fotografa Andrzeja Tobisa. Zatytułowany „Obroty Polski wokół słońca” i poprzedzony tekstem Doroty Masłowskiej, jest jak przenośna wystawa monograficzna artysty, który wciąż na takową czeka.

Te książki, zorganizowane jak przenośne wystawy, pokazują, jak ważne jest organizowanie dobrych monograficznych pokazów. Bez nich sztuka zamienia się w produkcję kolejnych dóbr, które jeszcze przed wernisażem trafiają do kolekcjonerów. Albo w próżnię.

Aleksander Hudzik
Proszę czekać..
Zamknij