Znaleziono 0 artykułów
01.02.2019

„Vox” – nowa „Opowieść podręcznej”?

01.02.2019
Okładka książki "Vox" (Fot. Materiały prasowe)

W powieści Christiny Dalcher, powstałej na fali sukcesu serialu „Opowieść podręcznej”, kobiety mogą wypowiedzieć tylko sto słów dziennie. Każda na nadgarstku nosi licznik, niewinnie nazywany przez mężczyzn bransoletką. Ale to nie biżuteria, lecz narzędzie tortur.

Rok temu w homilii noworocznej biskup Mieczysław Cisło przypominał, że najważniejszą rolą kobiety w XXI wieku jest macierzyństwo. A „ci, którzy nie założyli swoich rodzin, nie żyją tylko dla siebie. Jeśli kobieta nie zrealizuje się fizycznie jako matka, wtedy jest wezwana do macierzyństwa duchowego, do oddania się Bogu i ludziom” – nawoływał duchowny. Nie powiedział, jakie doświadczenia ma osobiście pod tym względem.

Minister rodziny Elżbieta Rafalska, obniżając wiek emerytalny kobiet do 60. roku życia, mówiła, że „niższy wiek emerytalny dla nich to przywrócenie kapitału opiekuńczego”. Premier Mateusz Morawiecki wtórował jej słowami, że to „ukłon” w stronę kobiet. Według prawicowych polityków kobieta to przede wszystkim matka, babcia, siostra. Ma opiekować się domownikami i znać swoje miejsce w rodzinnej hierarchii.

Christina Dalcher (Fot. Bruce Dalcher)

Lecz zdaje mi się, że współczesne kobiety mają wybór między tak zwanym tradycyjnym modelem rodziny a tym opartym na partnerstwie. Mogą żyć w związku sakramentalnym albo bez ślubu. Mogą słuchać Radia Maryja albo TOK FM. Wolno kobietom wybierać, a co?

Co by się stało, gdyby odebrano nam prawo do decydowania o sobie? Taką wizję przedstawiła już ponad trzydzieści lat temu Margaret Atwood w wyśmienitej powieści „Opowieść podręcznej”. Czyta się to z wypiekami na twarzy. Oby się nigdy nie ziściło.

Przykre, lecz trudno o wypieki przy lekturze powieści „Vox” Christiny Dalcher, powstałej na fali sukcesu serialu na podstawie książki Atwood. Inspiracji autorce mogła też dostarczyć prezydentura Donalda Trumpa, czerpiącego chorą przyjemność z poniżania kobiet. Niestety „Vox” to bardziej takie sobie czytadło niż przejmujący thriller. A szkoda, bo autorka miała dobry pomysł, by dać nam powieść pierwszej klasy.

Tak zwany pas biblijny – który dotąd obejmował południowe konserwatywne stany USA – rozszerzył się i teraz opina niczym gorset cały kraj, łącznie z Waszyngtonem, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Ruchy radykałów uzbrojonych w religię rosną w siłę. Najbardziej wpływowa staje się Liga Cnoty, na czele której stoi wielebny Carl. Jest „dostarczycielem” głosów w wyborach, a w zamian zostaje najbliższym doradcą prezydenta. Oręduje za przywróceniem dawnego dobrego porządku, który jeszcze obowiązywał w latach 50.: kobieta ma być żoną, matką i gospodynią domową, oparciem dla pracującego męża. Jednak aby taki porządek stał się normą, trzeba zastosować ostre metody. Kobietom odbiera się możliwość pracy, zarabiania pieniędzy, zamyka się ich rachunki bankowe.

Mało? Kobiety mają dosłownie milczeć. Małe dziewczynki i emerytki mogą wypowiedzieć tylko sto słów dziennie. Każda na nadgarstku nosi licznik, niewinnie nazywany przez mężczyzn bransoletką. Ale to nie biżuteria, choć bywa srebrna, złota czy kolorowa, lecz narzędzie tortur. Po wypowiedzeniu stu słów obręcz razi prądem. Kobiecie nie wolno czytać książek, pisać, posługiwać się językiem migowym – wszędzie zainstalowano kamery i wielebny nie przestaje patrzeć. Gdy zostanie przyłapana na seksie przed ślubem, gdy zdradzi męża, gdy – nie daj Boże! – umawia się z inną dziewczyną na randkę, upokarza się ją publicznie i zamyka w obozie pracy.

Christina Dalcher (Fot. Bruce Dalcher)

Narratorką powieści jest Jean, matka czwórki dzieci – trójki chłopców i córki. Zanim Liga Cnoty przejęła władzę nad krajem i zagoniła ją do gotowania i sprzątania domu, Jean pracowała w Waszyngtonie jako naukowiec, prowadziła zaawansowane badania nad lekiem na afazję poudarową. Dostaje szansę powrotu do pracy, gdy brat prezydenta dostaje udaru. Ale stawia warunek: zarówno jej, jak i jej córeczce Soni służba bezpieczeństwa zdejmuje liczniki.

Byłoby więc ciekawie, a nawet lepiej, gdyby nie sypała się fabuła. Niektóre epizody Dalcher przesadnie rozwleka, inne traktuje zbytnio po macoszemu. Podobnie jest z postaciami, które nie są do końca rozrysowane, wydają się rozmywać. Dystopijna Ameryka ogranicza się do chrześcijan i ateistów, zazwyczaj białych. A przecież mieszka tam wiele mniejszości, które mają podobne lęki.

Z powieści, która mogłaby stać się częścią debaty o kobietach, o mniejszościach etnicznych i seksualnych – w USA i nie tylko – robi się opera mydlana klasy C. Dobry temat to jedno, zaś wykonanie – drugie. Szkoda, że czasem nie ma między nimi zgody i harmonii.

Christina Dalcher, „Vox”, przełożył Radosław Madejski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza. W księgarniach od 27 lutego

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij