Znaleziono 0 artykułów
29.11.2018

Samodzielność mi się należy

29.11.2018
Magdalena Korycka (Fot. Luka Łukasiak)

Magdalena Korycka po szesnastu latach odpracowanych na kierowniczych stanowiskach w korporacji razem z siostrą założyła sieć gabinetów podologicznych Foot Medica. Absolwentka, a teraz mentorka programu „Biznes w kobiecych rękach” radzi, jak wybić się na niezależność. Nie tylko w życiu zawodowym. 

Założyłaś biznes po latach spędzonych w korporacji. Umiejętności zdobyte w tamtej pracy pomogły ci w nowej karierze?

W IBM-ie pracowałam aż 16 lat. Zdobyłam doświadczenie w zarządzaniu dużymi projektami. W ostatnich latach odpowiadałam za region obejmujący kilkadziesiąt krajów, zarządzałam zespołem kilkunastu managerów projektów, którym z kolei podlegały zespoły informatyków. Praca była pełna wyzwań i lubiłam ją. W pewnym momencie życia poczułam jednak, że brakuje mi czynnika ludzkiego. Chciałam widzieć rezultat swojej pracy i zadowolenie klienta, a to w konsultingu nie jest tak powszechne. Pomysł na własny biznes przyszedł zupełnie naturalnie. Moi rodzice są lekarzami i od lat prowadzą prywatne sanatorium w Busku-Zdroju. Joanna Stodolna-Tukendorf, moja siostra i wspólniczka, która jest fizjoterapeutką, po doktoracie dołączyła do rodziców. Zawsze jedną nogą byłam obecna w rodzinnej firmie, wspierając ich  radą. Dlatego też profil firmy stał się dla mnie oczywisty. Gdy w korporacji otrzymałam propozycję wyjazdu za granicę, uznałam, że najwyższy czas zrobić coś swojego. Tak wspólnie z siostrą otworzyłam FootMedica Klinika Zdrowej Stopy.

Jak wyglądała twoja codzienna praca w korporacji?

Pewnie nie tak, jak ją sobie większość osób wyobraża. Odpowiadałam za międzynarodowy zespół, więc często pracowałam zdalnie, z domu. Wtedy praca zdalna nie była tak powszechna jak dziś. Musiałam przekonać swoich przełożonych, że nie muszę siedzieć w biurze, żeby skutecznie wykonywać swoją pracę.

Magdalena Korycka (Fot. Luka Łukasiak)

Bałaś się zostawić tę pracę?

Oczywiście. Zwłaszcza, że nie byłam pewna, czy uda mi się wdrożyć mój pomysł w życie. Najpierw wzięłam roczny bezpłatny urlop, podczas którego zaczęłam dopracowywać pomysł na własną firmę. Nikt przede mną takiego urlopu nie brał, więc wywołało to duże zdziwienie, zwłaszcza, że wiązało się z rezygnacją z regularnych przychodów.

Do czego oprócz bezpieczeństwa i stałych zarobków byłaś przyzwyczajona?

Do pracy z mężczyznami zajmującymi się skomplikowaną technologią. Mało miałam do czynienia z kobietami, a teraz głównie się nimi otaczam. To one są częstszymi klientkami, one też wysyłają mężczyzn do naszych klinik. Wśród pracowników też przeważają kobiety. Zaczęłam więc szukać środowisk biznesowych związanych z kobietami. Do Sieci Przedsiębiorczych Kobiet trafiłam na drugą edycję programu Biznes w Kobiecych Rękach. Przyszłam zweryfikować gotową już koncepcję. W ramach programu dostałam pakiet szkoleń, na których dowiedziałam się m.in. o budowaniu modelu biznesowego. Przez pół roku spotykałam się też z mentorką. Dla mnie największą wartością było jednak poznanie grupy kobiet. W jej ramach na bieżąco dawałyśmy sobie wsparcie, informacje zwrotną, dzieliłyśmy się doświadczeniami i umiejętnościami. Do dzisiaj się przyjaźnimy.

Co było najważniejszą lekcją?

Początkujący przedsiębiorcy zapominają często, że biznes nie zacznie od razu przynosić zysków. Rozkręcając firmę, trzeba mieć odłożone pieniądze na co najmniej pół roku. Po roku można liczyć na zwrot z inwestycji, a dopiero potem na zarobki. W przypadku biznesu taki jak nasz, dochodzą do tego jeszcze liczne obwarowania prawne np. rejestracja podmiotu medycznego, czy dostosowanie gabinetów do wymogów Sanepidu. To niby oczywiste, ale często się o tym zapomina. Teraz podkreślam to uczestniczkom programu, dla których to ja jestem mentorką.

Od czego zaczęłaś pracę nad założeniem firmy?

Jeździłam z siostrą na zagraniczne konferencje, żeby lepiej poznać rynek. Testowałyśmy urządzenia i wkładki ortopedyczne z myślą o własnej klinice. Zdecydowałyśmy się na współpracę z francuską firmą, która może się pochwalić dużym działem badań i rozwoju. Zaobserwowałyśmy, że na zachodzie istnieje osobna specjalizacja medyczna tj. podiatria. W Polsce jest stosunkowo nową i mało rozwiniętą dziedziną funkcjonującą bardziej jako podologia. Tam gabinety podologiczne są tak powszechne jak u nas gabinety dentystyczne. Zrozumiałam, że należy u nas podnieść świadomość na temat zdrowia stóp. Trzeba o nie dbać! Tym bardziej, że z doświadczenia zawodowego siostry wynikało, że dużo problemów z kręgosłupem spowodowanych jest zaburzeniami w obrębie stóp. Stąd zrodził się pomysł na gabinety oferujące zarówno zabiegi zarówno z zakresu podologii leczniczej, jak również ortopedycznej.

Magdalena Korycka (Fot. Luka Łukasiak)

Chciałaś stworzyć coś zupełnie materialnego, namacalnego?

Tak, bo przez kilka ostatnich lat zajmowałam się wyłącznie tym, co wirtualne. Niewątpliwie ciekawym doświadczeniem była praca zupełnie zdalna. Obsługiwałam rynki afrykańskie, ale dopiero, gdy sama tam pojechałam, zrozumiałam, że nasze zachodnie standardy nie mogą tam obowiązywać. Jednocześnie słyszałam historie wdzięcznych pacjentów moich rodziców czy siostry, a mi czasami brakowało poczucia sensu moich działań. Też chciałam, żeby moja praca wprowadzała konkretną zmianę w świecie, poprawiała jakość życia. Teraz mam takie poczucie, zwłaszcza gdy czytam opinie zadowolonych pacjentów.

A ty jesteś zadowolona?

Tak, chociaż nigdy nie pracowałam tak dużo, jak teraz. Zdarza nam się z siostrą wstawać o piątej rano, by przeprowadzić telekonferencję, jeszcze zanim wstaną dzieci. Z drugiej strony, praca we własnej firmie daje dużą elastyczność.

Praca z rodziną może powodować konflikty. Nigdy się z siostrą nie kłócicie?

Zdarzają nam się konflikty, ale znamy się tak dobrze, że wiemy, jak je rozwiązywać. Wykonałyśmy dużo pracy, żeby się dotrzeć. Dla mnie jako zadaniowca najważniejszy jest cel, Joanna bardziej zwraca uwagę na relacje międzyludzkie. Cały czas się uczymy, rozwijamy zarówno w obszarze naszych kompetencji, jak i zaradzania firmą, pracownikami, np. tych z pokolenia Y, których motywuje coś innego niż mnie.

Zatrzymałaś się teraz w miejscu, żeby podziwiać efekty swojej pracy?

Nie, prowadzimy jeszcze drugą firmę, która zajmuje się dystrybucją sprzętu do gabinetów podologii ortopedycznej oraz udostępnianiem praktycznej wiedzy na temat diagnostyki i leczenia stóp. Latem odbyła się premiera pierwszego kursu online dla fizjoterapeutów, który spotkał się z ogromnym zainteresowaniem rynku. Chcielibyśmy też stworzyć aplikację usprawniającą pracę fizjoterapeutów. Mamy tyle pomysłów! Wciąż mi się wydaje, że wszystko idzie za wolno! Energii starczyłoby mi jeszcze na kilka innych działalności.

Łatwiej być kobietą w korporacji czy w biznesie?

W korporacji dla kobiet jest więcej wyzwań. Zwłaszcza dla dwudziestoletniej dziewczyny, która dopiero zaczyna pracę w zmaskulinizowanym środowisku. Pamiętam, że w rekrutacji dla absolwentów z Polski, Czech i Słowacji, w której uczestniczyłam, z piętnastu przyjętych osób byłam jedyną kobietą. Potem stanowisko pokazuje, czy nadajesz się do tej pracy. We własnej firmie jest łatwiej pod tym względem, że sama organizuję sobie pracę, często mając wpływ na to z kim i na jakich zasadach pracuję.

Jak do tej pory godziłaś karierę z życiem rodzinnym?

Mamy z mężem dwoje dzieci. Po urlopach macierzyńskich wracałam do pracy najpierw na pół etatu. IBM jako świadoma korporacja organizowała programy mające na celu promowanie tzw. kobiet z potencjałem. Sporo było też udogodnień dla matek. Niestety nie wszystkie te zasady znajdowały swoje przełożenie na lokalne rynki, bo tu decydowali szefowie. A w Polsce w tym czasie mężczyźni na najwyższych stanowiskach nie byli skłonni aż tak iść kobietom na rękę. Bywało, że ścierałam się z nimi, próbując wymóc respektowanie ogólnie przyjętych reguł korporacyjnych.

A teraz jak znajdujesz czas na życie rodzinne?

Paradoksalnie mam mniej czasu niż kiedyś. Własna firma jest dla mnie jak  trzecie dziecko. I mam frajdę, że ją rozwijam. Tak jak kiedyś miałam frajdę, chodząc na plac zabaw. Gdy miałam małe dzieci (dziś syn ma 14 lat, a córka 9), poświęcałam im bardzo dużo czasu.

A jakie są dzieci teraz?

Jestem dumna, że wychowałam je na samodzielnych młodych ludzi. Sami wracają do domu, odgrzewają sobie obiad, robią zakupy, odrabiają lekcje. Mam do nich zaufanie.

Narzekają, że czasu z mamą jest mało?

Czasami, zwłaszcza wtedy, gdy mają trudniejsze chwile w szkole, np. kłótnię z przyjaciółką, czy gorszą ocenę. Ale staram się organizować czas tak, żeby godziny spędzone wspólnie były naprawdę wartościowe. A gdy oni idą spać, ja często siadam znów do komputera. Słyszę od nich, że są ze mnie dumni i cieszą się, gdy widzą, że inne dzieci noszą wkładki ortopedyczne zrobione właśnie w FootMedica.

Weekendy są święte?

Różnie. Często prowadzimy szkolenia dla fizjoterapeutów, same się doszkalamy, uczestniczymy w targach. Wówczas część domowych obowiązków spada na męża. Wierzę, że w ramach dobrego związku jest czas na rozwój każdego z partnerów. Gdy dzieci były małe, częściej z czegoś rezygnowałam, teraz mój mąż może przejąć pewne zadania domowe. W każdym momencie życia priorytety są inne. Czasami najważniejsze są dzieci, innym razem rozwój zawodowy. Gdy obserwuję moje koleżanki, widzę, że wielu ich mężów zaszło wyżej od nich, bo organizowały im życie, pozwalając się rozwijać. Dobrze, jeśli mężczyźni to doceniają, umożliwiając potem kobietom rozwinięcie skrzydeł. Ale gdy za bardzo się przyzwyczajają do tego, że wszystko się za nich załatwia, to nie chcą oddać swojej wolności. A ja mam poczucie, że mi się należy…

Świetnie, że to mówisz! Nie wszystkie kobiety potrafią postawić na swoim.

W moim przypadku, nie dotyczy to wyłącznie spraw zawodowych. Gdy moja córka miała dwa lata, z moimi przyjaciółkami wybrałyśmy się na dwa tygodnie na safari i na Kilimandżaro. Planowałyśmy ten wyjazd latami, bo albo któraś była w ciąży albo karmiła albo robiła karierę. Mój pomysł nie mieścił się jednak mojemu mężowi w głowie. Ale nie poddałam się. Wolność była dla mnie wartością nadrzędną. Nie pozwoliłam nikomu nią sterować. Gdy wróciłam, mąż był oczywiście ze mnie bardzo dumny.

A jest dumny z twojego biznesu?

Sądzę, że tak, ale zupełnie nie angażuje się w sprawy mojej firmy. Pewnie dlatego, że widzi, że dobrze sobie radzimy. Wierzę, że gdybym miała duży problem, to na pewno by mi pomógł. Natomiast ja mam satysfakcję, że daję radę zarządzać firmą samodzielnie.

Anna Konieczyńska
Sortuj wg. Najnowsze
Komentarze (2)

Kasia Wierzbowska
Kasia Wierzbowska01.12.2018, 09:06
Brawo Magda! To wspaniała i jakże inspirująca historia o pasji, konsekwencji w realizacji swoich marzeń i konsekwencji w ich wdrażaniu!

Wczytaj więcej
Proszę czekać..
Zamknij